poniedziałek, 28 października 2019

PROLOG: Dym i diamenty

Kochani, witajcie w Piekle Złym Miejscu analizie „Miasta Popiołów”. Jesteście gotowi? Jeśli nie, nic nie szkodzi – wasza analizatorka nigdy nie jest gotowa.

Na początek pozwolę sobie na drobny wywód: otóż, w trakcie omawiania poprzedniego tomu ustaliliśmy, że sama nie wiedziałam nawet, skąd właściwie na moim dysku wziął się pdf „Miasta Kości” i do końca nie mogłam mieć pewności, że wersja papierowa jest NAPRAWDĘ aż tak zła; swego czasu pracowałam nawet równocześnie na swoim PDF-ie i ebooku oryginału. By tym razem nie sprawiać samej sobie więcej kłopotu niż wymaga Cassie Clare, dokonałam ostrzejszych poszukiwań materiału źródłowego – obecnie znajduję się w posiadaniu tłumaczenia Anny Reszki z 2012 roku, z tą przepiękną, klasyczną okładką polskiego wydania. I nie, ja też nie mam zielonego pojęcia, kim jest przedstawiona dziewoja ani co stało się z jej twarzą. Dlatego też, jeśli tym razem trafimy na kretyńskie tłumaczenia, możemy winić TYLKO panią Reszkę, wydawnictwo MAG oraz sępienie na redaktora, które jest ponoć częstą praktyką.

Pozwolę sobie również na drobną dygresję: już po raz drugi trafiłam w antologii pisarzy YA na opowiadanie Cassie. Już po raz drugi bohaterka kręci ze swoim krewnym-nie krewnym. Już po raz drugi miałam wrażenie, jakby ktoś mi przełączył na pornosa typu (step)siblings. Cassie? Masz problem. Serio.

Wróćmy jednak do analizy, bo na pewno stęskniliście się za Eklerką i Płowym Bucem!

Wita nas bardzo subtelna dedykacja:

Mojemu ojcu, który wcale nie jest zły.
No, może trochę.

Oraz wiersz Elki Cloke, „This Bitter Language”. Wiecie, nie jestem specjalistką od poezji, najwięcej styczności z nią mam, czytając wiersze własnej siostry, jednak odnoszę wrażenie, że Cassie podeszła do tego utworu zbyt dosłownie, umieszczając go w swojej książce… Oceńcie sami:

Znam twoje ulice, urocze miasto,
Znam demony i anioły, które się gromadzą
i nocują na twoich konarach jak ptaki.
Znam ciebie, rzeko, jakbyś płynęła przez moje serce.
Jest twoją córką wojowniczką.
Są litery utworzone z twojego ciała,
tak jak fontanna z wody.
Są języki, z których powstał twój plan,
i kiedy nimi mówimy,
wyrasta miasto...

Mam poważne flashbacki do Stephanie Meyer i jej ambitnego doboru cytatów do kolejnych tomów przygód Pięknego Łabędzia i Hrabiego Discoballa. Porzućmy jednak dalsze znęcanie się nad pretensjonalnością pani Clare (albowiem znamy tę jej cechę aż za dobrze po poprzednim tomie) i skupmy się na mięsku.

Znajdujemy się w nowoczesnym apartamentowcu na Front Street, Metropole, a konkretniej na ostatnim piętrze, które zajmuje w całości elegancki loft.

Nagie marmurowe posadzki, zbyt świeże, żeby zgromadzić kurz, odbijały światło gwiazd widocznych przez ogromne okna sięgające od podłogi do sufitu.

No tak, marmur jest wręcz obowiązkowy, aby atmosfera była odpowiednio dramatyczna.

Daleko w dole ciągnęła się srebrna wstęga East River, spięta rozjarzonymi mostami, upstrzona łodziami, które z tej odległości wyglądały jak muchy, oddzielająca dwa wielkie skupiska świateł: Manhattan i Brooklyn. W pogodne noce, na południu można było zobaczyć oświetloną Statuę Wolności, ale tego wieczoru całą Liberty Island zasłaniał biały wał mgły.

Powitajmy ponownie mojego współanalizatora:


Dziękuję, duszku. Teraz już chyba wszyscy załapali.

Choć widok był niezwykły, nie zrobił szczególnego wrażenie na mężczyźnie stojącym przy oknie.

Stawiam swoją zakupioną dziś gofrownicę na to, że to Ten Zły.

Kiedy odwrócił się od szyby i ruszył przez pokój, stukając obcasami po marmurze, na jego wąskiej, ascetycznej twarzy malowała się groźna mina.
– Jeszcze nie jesteś gotowy? – zapytał, przeczesując ręką włosy białe jak sól. – Jesteśmy tutaj już prawie godzinę.

Doprawdy, muszę chyba być jasnowidzem! Kim, ach kim może być ten tajemniczy jegomość o jakże sympatycznej aparycji?

Klęczący na podłodze chłopiec uniósł wzrok, zdenerwowany i skruszony.
– To marmur. Twardszy, niż myślałem. Trudno na nim narysować pentagram.

Przepraszam, dopiero wkraczam ponownie w ten świat, ale tom temu wystarczyło DOSŁOWNIE narysować symbol, zwłaszcza nie będąc Nocnym Łowcą i nie posiadając swojej Nie!Różdżki z opcją znakowania bydła. Powołałabym się na serial, gdzie pentagram narysowano na panelach kredą, ale wszyscy wiemy, że gdybym wymieszała serial z kanonem, gdzieś za wielką wodą Cassie Clare dostałaby nagle piany na ustach… Więc okej, zostańmy przy wizji nastolatka z dłutem i młoteczkiem, ryjącego pentagram w marmurze.

– Więc daj sobie spokój z pentagramem. – Z bliska było widać, że mimo siwych włosów mężczyzna nie jest stary. Twarz miał surową, ale bez zmarszczek, oczy czyste i spokojne.
Chłopiec głośno przełknął ślinę. Błoniaste czarne skrzydła wyrastające z jego wąskich łopatek (dżinsowa kurtka miała na plecach pionowe rozcięcia) zatrzepotały nerwowo.
– Pentagram jest niezbędną częścią każdego rytuału przywołania demona. Dobrze pan o tym wie. Bez niego...
– Nie będziemy chronieni. Wiem, młody Eliasie, ale kontynuuj. Znam czarowników, którzy potrafią wezwać demona, porozmawiać z nim i odesłać z powrotem do piekła w czasie, który tobie zabrało narysowanie połowy pięcioramiennej gwiazdy.

Chętnie spytałabym, dlaczego nie wynajął więc któregoś z nich, ale doskonale wiem, że ta odzywka ma tylko pokazać, jaki IWUL i pełen pogardy jest Pan Słone Włosy. Nie to, co nasz ukochany uci puci bombelek Jace Waylandomorgenstern.

Koniec końców, Eliasowi udaje się wyryć dłutem/paznokciami/czymś innym pentagram na marmurze i upomina się o zapłatę za swoje usługi. Tajemniczy Antagonista przypomina, że czarownik najpierw załatwi mu rozmowę z demonem Agramonem, a dopiero potem dostanie pieniądze. Bez zbędnego spoilerowania, czeka nas kolejna zżynka z sagi Rowling, a mnie flashbacki do pewnego horroru o clownie, którego mam już serdecznie dosyć.

Elias wstał z podłogi i zdjął kurtkę. Mimo otworów, które w niej wyciął, nadal nieprzyjemnie uciskała mu skrzydła. Rozprostował je z ulgą i zaraz złożył, wprawiając w ruch zastałe powietrze. Były czarne i mieniły się tęczowymi kolorami jak plama ropy na wodzie.

Hm. Jesteśmy na drugim tomie. Ciekawe, czy Cassie już wie, że demoniczne znaki (np. skrzydła, rogi, dziwne kolory skóry etc) czarownicy potrafią na co dzień ukrywać z pomocą magii, czy jednak jeszcze nie. Bo o ile kocie oczy nie wydają się jakimś dużym problemem, zwłaszcza w mieście tak pełnym dziwaków jak Nowy Jork, o tyle gigantyczne skrzydła sprawiają wrażenie dosyć problematycznych. Patrząc po powyższym fragmencie, nawet w kwestii wygody.

Zaczął okrążać pentagram zgodnie z ruchem wskazówek zegara i śpiewać w języku demonów, który brzmiał jak trzask płomieni.

Nadal się upieram, że brzmiący jak trzask płomieni język to nic innego niż polski. Dlatego teraz widzę Eliasa z resztkami marmuru pod paznokciami, nucącego „Chodzi lisek koło drogi”. Przepraszam, ale zwyczajnie ciężko mi traktować tę scenkę poważnie, kiedy ona w tak oczywisty sposób chce być poważnie traktowana.

Koniec końców, demony chyba jednak lubią nasze poczciwe przyśpiewki, gdyż pentagram jara się jak flota Stannisa córka Stannisa aż miło, a Agramon łaskawie składa wizytę w naszym pięknym apartamencie.

Mężczyzna wsunął rękę do kieszeni. Uśmiechnął się, gdy jego palce natrafiły na twardy, zimny metaliczny przedmiot.

Ach, kimże on jest, jakie ma zamiary? Głowię się, głowię, pot mi na czoło wstępuje i nadal nie wiem!

– Kto mnie przywołał poprzez światy? – zapytał Agramon głosem, który
przypominał brzęk tłukącego się szkła. – Kto mnie wzywa?
Elias przestał śpiewać. Stał przed pentagramem, powoli poruszając skrzydłami. W
pomieszczeniu cuchnęło rdzą i spalenizną.
– Agramonie, jestem czarownik Elias. To ja cię wezwałem.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Potem demon się roześmiał – jeśli tak
można nazwać unoszący się z jego ust i żrący jak kwas dym.
– Głupi czarownik – wysyczał Agramon. – Głupi chłopiec.
– To ty jesteś głupi, jeśli myślisz, że możesz mi grozić – odparł Elias, ale jego głos
drżał, podobnie jak skrzydła. – Będziesz więźniem tego pentagramu, Agramonie,
dopóki cię nie uwolnię.
– Naprawdę?

Znacie to uczucie, kiedy zastanawiacie się, dlaczego bohater horroru robi tę najgłupszą możliwą rzecz, której żaden normalny człowiek by nie zrobił? Właśnie go doświadczam. Elias ma mniej instynktu samozachowawczego niż cała rodzina lemingów, pałętając się nocami po podejrzanie pustych apartamentowcach z jeszcze bardziej podejrzanymi facetami, którym brakuje jedynie wąsa do złowieszczego podkręcania i którzy zatrudniają go do wywoływania demonów. A potem jeszcze kozaczy przed tymi demonami.

Bez zaskoczeń i niespodzianek, demon sięga po naszego skrzydlatego przyjaciela, którego przeciwzaklęcia nie działają. Macki mroku dosięgają Eliasa, który przestaje uciekać i zamienia się w warzywo.

– Mam nadzieję, że nie zrobiłeś mu nic, co by sprawiło, że stanie się dla mnie bezużyteczny – powiedział mężczyzna. Już wcześniej wyjął z kieszeni zimny metalowy przedmiot i teraz się nim bawił. – Potrzebuję jego krwi.
Czarny słup odwrócił się i utkwił spojrzenie przerażających diamentowych oczu w mężczyźnie w drogim garniturze, o wąskiej, niewzruszonej twarzy, z czarnymi Znakami na skórze i lśniącym przedmiotem w dłoni.
– Zapłaciłeś dzieciakowi, żeby mnie wezwał? – spytał. – I nie powiedziałeś mu, co potrafię?
– Właśnie.
– To było sprytne – przyznał Agramon z niechętnym podziwem.
Kłóciłabym się, bo ewidentnie wybrał do tej roboty nowojorski odpowiednik wioskowego głupka. Facet nie potrafi schować skrzydeł ani nawet poszerzyć wycięć na nie na kurtce, skrobie w podłodze paznokciem zamiast użyć jakiejś farby lub markera, łazi w podejrzane miejsca z podejrzanymi ludźmi, którzy mają podejrzane życzenia, gdy na wolności jest, khem, VALENTINE (wątpię, by jego powrót do żywych dało się przemilczeć po finale poprzedniego tomu), a potem jeszcze odwala Płowca przed demonem. Tu nie potrzeba sprytu, tu wystarczy po prostu nie zasiewać wątpliwości w niezbyt lotnym umyśle.

Mężczyzna zrobił krok w stronę demona.
– Jestem bardzo sprytny. I jestem teraz twoim panem. Mam Kielich Anioła. Musisz mnie słuchać albo pożałujesz.
Demon milczał przez chwilę, po czym opadł na podłogę w parodii poddańczego gestu... o ile istota pozbawiona ciała może uklęknąć.
– Jestem do twoich usług, panie...
Mężczyzna się uśmiechnął.
– Możesz nazywać mnie Valentine


ALEŻ TO BYĆ NIE MOŻE!!!11ONEONE

Powiecie, że się czepiam? Istnieje taka opcja, jednak mam z tym tanim cliffhangerem pewien zasadniczy problem:


Przeciętny czytelnik od razu zorientuje się, kim jest Pan Słone Włosy. Ukrywanie tego nie ma najmniejszego sensu, zwłaszcza że scena jest absolutnie oczywista, po trzech akapitach człowiek doskonale wie, co wydarzy się przez te trzy strony tekstu. I tak, Cassie jak zawsze w formie, ten prolog ma może dwa razy tyle słów, co niepublikowany prolog do poprzedniego tomu. W każdym razie, taki zabieg miałby sens, gdybyśmy w poprzednim tomie NIE SPOTKALI Valentine’a. Nie wiedzieli, jak wygląda. Nie mogli go rozpoznać po pierwszej wzmiance. W tej sytuacji prolog zwyczajnie NIE JEST POTRZEBNY, ponieważ zobaczyliśmy tyle, że Walentynka bezwzględnie wykorzystuje Podziemnych (wow, so not Jace-y, amirite?) i coś knuje. Wow. Cała trylogia opiera się na tym, że Walentynka coś knuje, a Agramon, o ile wiem, nie jest nawet prawdziwym demonem, by w tym momencie w ogóle przydała się nam informacja, że go przyzwał. To! Jest! Marnowanie! Papieru!

Aczkolwiek pochwalmy Cassie, tym razem to faktycznie prolog, a nie onetowski kwit z pralni o ciężkim życiu mrocznego Tru Loffa. Cóż za rozwój literacki, prawie jestem dumna.

Tak czy inaczej, na tym zrzucającym laczki z nóg zwrocie akcji kończy się prolog. Mam nadzieję, że był dla was wystarczająco mroCHny i wprowadził w odpowiedni nastrój przed nadchodzącym Halloween. W kolejnym odcinku spotkamy Jacusia i… i niestety chyba nie mam do dodania nic, co was pocieszy.

Nastawcie więc odbiorniki, zaparzcie meliskę oraz czujcie się przygotowani, gdyż całe „Miasto Popiołów” jest równie rozczarowujące, co powyższy paragon za sobotnie zakupy w Biedronce. Rozumiem już, dlaczego Cassie zmieniła tytuł z pierwotnego „Miasta Krwi”. „Miasto Krwi” obiecuje człowiekowi jakąś akcję. „Miasto Popiołów” lepiej oddaje ekscytację, jaką można odczuć przy drugim tomie. Myśleliście, że „Miasto Kości” było nudne?

 

Stay tuned i wpisujcie miasta dla biednego Eliasa [*]. Do zobaczenia!

Ps.: Wybaczcie proszę ubogi odcinek analizy, z pustego i Salomon nie naleje, a tfurczość Cassie z zasady nie jest zbyt pełna.

23 komentarze:

  1. [*] dla Eliasa za durną scenę.

    Meh, współczuję przedzierania się przez tę książkę. Okropnie mnie nudziła i podczas czytania omijałam sporo tekstu.

    Super, że wróciłaś. Dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Miasta Popiołów pamiętam w sumie jakieś trzy sceny i Maię, to wiele mówi o tej książce...

      Usuń
  2. "I nie, ja też nie mam zielonego pojęcia, kim jest przedstawiona dziewoja" - to na upartego mogłaby być Iza, aczkolwiek nie jestem pewna, co na jej ramieniu robi słodki, różowy tatuaż - czyżby próbowała przykryć dziarą jakąś wstydliwą runę wypaloną po pijaku?

    "Nadal się upieram, że brzmiący jak trzask płomieni język to nic innego niż polski." - ja jednak stawiam na fiński jako język demonów; może i nie trzeszczy, ale nie na darmo mój znajomy twierdził, że kiedy jego współlokator - Fin rozmawia z rodziną na skajpie brzmi to jak odprawianie czarnej mszy.

    Zniczyk przegrywu dla Eliasa [*] Swoją drogą, dlaczego ten pentagram nie zadziałał? Czarownik był noga z języków i pomieszały mu się czasy podczas przyzywania demona?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Iza wydaje się naturalną odpowiedzią... Tyle, że Iza pojawia się tom później: https://static.intelimedia.pl/sub/_bn20311.jpg
      W związku z tym jedyną logiczną odpowiedzią jest bohaterka, która na scenę wkracza w tym tomie i jej główne zadanie to bycie zapasowym kołem Simona...

      Pentagram nie zadziałał, gdyż demon dysponuje mocą imperatywu narracyjnego. Inaczej nie mogę tego uzasadnić, a Cassie nawet nie podaje innego wyjaśnienia. XD

      Usuń
    2. Czyli że Maia? Nie czytałam serii, o czym już wspominałam, ale coś mi się kojarzy z obejrzanych klipów 'Shadowhunters', że Maia była ciemnoskóra. Chyba że tylko tam?

      Usuń
    3. Maia jest ciemnoskóra również w książkach, ostatnie świat Cassie charakteryzuje się różnorodnością. Na drugim planie, gdzie jej miejsce, nie daj Bór, żeby główni bohaterowie nie byli biali i hetero.

      Usuń
  3. [*] dla Eliasa i Ciotki Logiki
    Achhh, pierwsze strony a ja już padłam zemdlona na krzesło w pozie umierającego łabędzia, widząc te porównania... Ale cóż, obowiązek obowiązkiem jest, ten rozdział musi mieć zwycięzcę na porównanie wpisu. I mimo, że słone włosy były dobrym kandydatem (teraz widzę Walentynkę jak zostawia że sobą ślad soli niczym Magnus brokatu), ale głos jak potłuczone szkło wygrał. Na litość, co to był za język? Francuski z niemieckim akcentem? Japoński? Cassie...
    Rosalio, rozwaliłaś mnie tym "chodzi lisek". Wisisz mi pomoc w tłumaczeniu się przed współpasażerami dlaczego parsknelam niekontrolowanym śmiechem xd
    Btw, czy Elías nie był jakoś w serialu, czy ja mam jakieś zwidy? Chodzi mi o tego czarownika do którego SPOILER poszedł chyba Jonathan w odcinku Halloweenowym. Ten ze sklepem z książkami KONIEC SPOILERA.
    Jejku, tak się cieszę, że wróciłaś! Nie mogę się doczekać następnej części analizy!
    Sonia ❤️
    P.s. Może jak będę miała więcej czasu pokuszę się o interpretację wyżej wymienionego wiersza. Chce zobaczyć jak bardzo Cassie rozminęła się z jego znaczeniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potłuczone szkło wygrywa nawet z głosem jak pustynny wiatr, wiatr przynajmniej faktycznie czasem ZAWODZI.
      Elias się faktycznie pojawia w serialu, ale na początku pierwszego sezonu i zamiast skrzydeł ma spiłowane różki, antykwariat prowadził demon Mirek XD
      Polecam ewentualną interpretację przeprowadzić na bazie oryginału, wydaje mi się, że wklejone tłumaczenie jest autorstwa pani Reszki i samo w sobie może się mijać z oryginałem.

      Usuń
  4. Chodzi lisek!! :)
    No,przewidywalne toto jak wyniki wyborów, ale co za zabawa!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Hurra, wróciłaś!

    Ela TBG

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaraz, zaraz... To "Miasto popiołów" ma być nudniejsze od "Miasta kości"? o.O W takim razie liczę chociaż na jakieś miłosne dramy. Chociaż boję się, co najlepszego będzie wyrabiał Jacuś teraz, kiedy związek z Eklerką jawi mu się jako kazirodczy. Mniemam, że nie ostudzi to jego zapału, a wręcz przeciwnie...
    No ja w każdym razie z twoimi analizami nudzić się na pewno nie będę, także czekam niecierpliwie.
    Laptopcjusz

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja przyjęłam, że Elias ma jakieś 10-12 lat (pasowałoby do upartego nazywania go chłopcem) i z braku opiekunów łapie się każdej wyglądającej sensownie fuchy. A marmur tak naprawdę jest śliski i marker mu się rozmazuje... To by wiele wyjaśniało. Wtedy też ta scena ma dla mnie jakiś dramatyzm, bo mam miękkie serce do dzieci. Ale u licha, jak niby pentagram miał nie podziałać? Zwłaszcza, że Walentynka mogłaby po prostu wepchnąć do niego Eliasa i to nawet wzmocniłoby emocje.
    No i ogromnie mnie cieszy powrót tak świetnej analizatorni. Jeej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cassie jakoś lubi porównanie do soli - tak samo określiła kolor twarzy (i nie pamiętam, czy także nie włosów) Salazara Slytherina w Draco Sinister.

    Z tym przywołaniem tak bardzo nic się nie trzyma kupy! Czarownik z jednej strony jest na tyle zielony, że nie zapaliły mu się żadne lampki ostrzegawcze, kiedy usłyszał nieznane mu imię demona, a z drugiej jest już na poziomie przywołań, skoro w ogóle uznał, że da sobie radę. A musiał, bo Valentine raczej nie płaci z góry. W ogóle kto go uczył rysować kręgi? Tej kategorii ksiąg chyba nie ma w osiedlowej bibliotece, a chłopak wyglądał, jakby musiał sobie radzić kompletnie sam. Niby taki krótki fragment, a tyle nowych pytań...

    P.S. Już wiem, skąd się wziął Alec - prosto z serii Nightrunner autorstwa Lynn Flewelling. Możliwe, że pierwowzór Magnusa też, ale jemu przynajmniej Cassie zmieniła imię.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Zaczął okrążać pentagram zgodnie z ruchem wskazówek zegara i śpiewać w języku demonów, który brzmiał jak trzask płomieni."

    Trochę to śmiesznie brzmi. Pomyślałam w tym momencie na przykład o opowiadaniach Lovecrafta i o tym, że choć podawane są co jakiś czas inkantacje, to narratorowi zdarza się wspomnieć, że język jest dla nas niemożliwy do poprawnej artykulacji, bo został stworzony przez istoty o zupełnie innym aparacie mowy. To zwykle argument, który kończy częstą dyskusję nt Jak poprawnie wymówić imię Cthulhu.
    Wiem, że technicznie czarownicy są w jakiejś części demonami więc mogą mieć jakieś przystosowania, tylko jaki to ma sens tak naprawdę?
    Potem przecież wiele różnych osób rozmawia z aniołami/ demonami po prostu po angielsku, więc po co tworzyć w ogóle osobny język demonów, który i tak nie ma za wiele sensu. Żeby po prostu było bardziej EDGY? That's how it looks.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten prolog nie wydaje mi się taki zły... Yć może dlatego, że przeczytałam ostatnio dużą ilość opowiadań bardzo początkujących pisarek, w tym fanfik do Władcy Pierścieni który na razie składa się z przedstawienia głównej bohaterki, ok 3 zdań wstępu i tytułu a już zawiera z kilkanaście pogwałceń kanonu i to takich naprawdę poważnych.
    A tak w ogóle to Twój powrót jest moim dzisiejszym Ogromnym Pozytywnym Zaskoczeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy mogłabyś podlinkować ten fanfik z Władcy? Czuję, że właśnie tego potrzebuje w zyciu ;-;
    Lisa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://samequizy.pl/elfia-czarodziejka-w-srodziemiu-prolog/
      Ile ja się tego naszukałam... to jeszcze nie jest to najgorsze (najgorszego nadal szukam, ale nie wiem czy znajdę) ale i tak obfite w dziwactwa. Zresztą, niektóre fanfiki o Śródziemiu znajdujące sie na podlinkowanej stronie to naprawdę rozrywka godna masochisty...

      Usuń
    2. To jeszcze nie jest takie złe, ale niezwykle boli mnie fakt, że autorka postanowiła radośnie amputować Frodowi jedną z jego najbardziej charakterystycznych cech charakteru
      https://samequizy.pl/silver-name-golden-heart/

      Usuń
    3. Dobra, przejrzałam 45 stron historii wyszukiwania i nadal nic :/ Żeby zobrazować absurdalność tamtego kilkuzdaniowego opka wspomnę tylko, ze jego główna bohaterka miała zamiast Froda wrzucić przerścień do ognia (widać hobbity są zbyt mało cool do tej roboty) była córką królowej niebios i władcy demonów (w Śródziemiu. Niebiosa i Demony. Eru Iluvatar widocznie też nie jest cool.)miała jakieś tam superhipermoce oraz siostry które też miały jakieś superhipermoce i... w zasadzie tu "opowiadanie" się urywało, wspominając tylko, że oczywiście główna bohaterka ocali Śródziemie, przy okazji okazując się Matką Smoków (taaa, szczególnie okazanie się np matką Smauga i Glaurunga przysporzyłoby jej w Śródziemiu wielu zowlenników...).
      To i 2 powyższe -eksterytorialnysyndrombobra

      Usuń
  12. Matulu, jak ja się cieszę, że w swoich nastoletnich latach ominęłam tę trzymającą w napięciu sagę ksiunżeg szerokim łukiem. xd Kraków zapala znicz dla Eliasa [*].

    Strasznie się cieszę, że wróciłaś do analizowania :D

    Z.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiem, że Cię tu nie ma, ale właśnie przeczytałam Twoje analizy od nowa i tym zainspirowana zaczęłam oglądać serial i...
    OMG Clary jest sympatyczna, Jace ludzki i okazuje wobec Clary normalne uczucia, ba, nawet dba o jej bezpieczeństwo i samopoczucie!, Iza nie jest nastoletnią karykaturą dominatrix, a jej kreacja na wampa jest świadoma i poniekąd traktowana z przymrużeniem oka, Alec nie jest OOC Scary Sue, Clary ma autentyczną, uroczą więź z Simonem...
    SO THE LEGENDS WERE TRUE. Sprawdza się co do joty to, co pisałaś o serialu, jest więcej niż to, co tu wymieniłam, ale nie chcę zanudzać. Tak czy inaczej, dzięki za podrzucenie całkiem przyjemnego i lekkostrawnego w odbiorze serialu!
    Tak w ogóle to szkoda, że Cię tu nie ma... :(

    OdpowiedzUsuń