niedziela, 12 listopada 2017

21. Opowieść wilkołaka

Kochani, dzisiejszy rozdział jest nieco… specyficzny. Spokojnie jednak, nie ma się czego obawiać! Nie dostaniemy żadnych opisów płowej urody, co zapewne znacząco wpłynęło na objętość… Właściwie to nie dostaniemy nic poza monologiem Luke’a trwającym kilka stron bez przerwy. Pomimo tego zachowajmy spokój, wszak wszystko, co nie jest głową ani Eklerki, ani Jacusia, musi być lepsze, czyż nie? Cóż, przekonajmy się.


Jak wspominałam ostatnio, została nam już trzecia, finalna księga tomu pierwszego. Cóż wita czytelnika na ostatniej prostej?


CZĘŚĆ TRZECIA
UPADEK KUSI


Szkoda, że nie skusił wyników sprzedaży tej abominacji i wydawnictwo odkryło w autorce kurę znoszącą złote jaja.


Ba-Dum-Tsss-With-Harley-Quinn-On-The-Drums-In-Batman-The-Animated-Series.gif


Samo cisnęło mi się na klawiaturę, no.


„Upadek kusi, tak jak kusiło wchodzenie na szczyt".
- William Carlos Williams – „Upadek”


Brawo, Cassie, jak chcesz to potrafisz podpisać cytat! Jaki to ma związek z treścią, zapytacie? Żaden, autorka najwyraźniej czuje potrzebę udowodnienia, jakich to ona dzieł nie zna. Szkoda, że niczego się z lektury któregokolwiek nie nauczyła.


Przejdźmy może lepiej do fascynującej historii Luke’a, na którą najwyraźniej mamy czas pomimo nadciągającej zagłady.


Prawda jest taka, że znałem twoją matkę od dziecka. Dorastaliśmy w Idrisie.


Cassie, ja ci zaręczam, mimo niebywałej popularności twoich książek, nie czytają ich krowy. Nie trzeba powtarzać każdej informacji po trzy razy.


To piękny kraj, a ja zawsze żałowałem, że nigdy go nie widziałaś. Pokochałabyś strzeliste sosny, czarną ziemię i lodowate,  krystaliczne  rzeki.


Patrząc na fakt, że dla Clary wyjazd na wieś jest porównywalny do biwaku w dżungli, mam pewne wątpliwości.


Jest tam sieć małych miasteczek i stolica, Alicante, gdzie spotyka się Clave.


I to to jedyne państwo stworzone przez Nocnych Łowców? Takie cudowne, że Przyziemni mogą się schować? Jest się czym chwalić, naprawdę.


Nazywają ją Szklanym Miastem, bo jego wieże są z tego samego materiału odpychającego demony co nasze stele. W blasku słońca lśnią jak szkło.


Oddajmy autorce sprawiedliwość, pomysł nie jest najgorszy. Niezbyt oryginalny, ale nie najgorszy. Szkoda, że właściwie niewiele wiemy o tym, jak wyglądają stele poza tym, że jak fikuśne różdżki, bo trzysetny opis włosów Jacusia był ważniejszy.


Kiedy Jocelyn i ja osiągnęliśmy stosowny wiek, wysłano nas do szkoły w Alicante.


Taaak, szkoła Nocnych Łowców to osobny, bardzo głupi i bardzo nieprzemyślany koncept, który omówię w swoim czasie. Cierpliwości. Na razie powiem jedynie, że odnoszę wrażenie, jakby Cassie na tym etapie nie zauważyła strzelonego przez siebie i dopiero później dostrzegła rozbieżność, więc naprędce wymyśliła kretyńskie wyjaśnienie, dlaczego dzieci uniewinnionych Lightwoodów i Jace muszą się zadowolić beznadziejną edukacją domową w wykonaniu Hodge’a.


Tam poznałem Valentine'a.
Starszy ode mnie o rok, był zdecydowanie najbardziej popularnym chłopcem w szkole: przystojny, bystry,  bogaty, zaangażowany i do tego świetny wojownik.


Lucjusz Malfoy w amerykańskim ogólniaku?


Ja byłem nikim - ani bogaty, ani błyskotliwy, ze zwyczajnej wiejskiej rodziny.


Jak widać na załączonym obrazku, autorka podebrała Remusowi nie tylko wilkołactwo i charakter, ale również pochodzenie. Żeby było zabawniej, Morgensternowie są jedną z bardziej olanych przez autorkę rodzin, nie wiadomo o nich niemalże nic. Jeśli mi nie wierzycie i nie boicie się spoilerów, sprawdźcie na wiki. Jeśli zaś chodzi o tę zwyczajną wiejską rodzinę, Edgar i Cleophas Graymark mogliby się poczuć urażeni. Ale tak, Cassie, wiem. Wtedy jeszcze tego nie wymyśliłaś. Wtedy jeszcze nawet nie wiedziałaś, że w twoim świecie istnieją Żelazne Siostry.


W dodatku nauka kosztowała mnie dużo wysiłku. Jocelyn była urodzonym Nocnym Łowcą, ja nie.


Właściwie to byłeś urodzonym Nocnym Łowcą, ale rozumiem, trzeba ukazać cię jak najbardziej żałośnie, by pokazać, dlaczego Jocelyn wybrała Valentine’a, nie ciebie. Bo wcale nie ma trzech tysięcy pięciuset powodów, które sprawdziłyby się lepiej, nie robiąc przy tym z pani Fray snobki.


Nie tolerowałem najsłabszego Znaku,  nie  potrafiłem  przyswoić  najprostszych  technik.


Eee, Cassie? Dlaczego wcześniej nie wspomniałaś ani słowem, że nefilim mogą mieć problem z przyjmowaniem run? I jak w takim razie Luke zareagował na swój pierwszy znak jako dziecko? A skoro źle to dlaczego jego rodzice nie szukali pomocy? Albo nie zrezygnowali z wysłania go do akademii, nie chcąc narażać życia syna? I dlaczego mamy nadal udawać, że Przyziemni są pod jakimkolwiek względem gorsi?! Tyle pytań, żadnej odpowiedzi.


Czasami  myślałem,  żeby  uciec i wrócić do domu, okrywając się wstydem. Albo nawet zostać Przyziemnym. Żałosne.


Rzeczywiście, żałosne. Przyziemnym, tfu! Możesz wyjść z bycia Nocnym Łowcą, ale bycie Nocnym Łowcą (i nieodłączny rasizm) z ciebie nie wyjdzie.


To Valentine mnie uratował. Przyszedł do mojego pokoju.


Odejdź, miazmacie. Odejdź i daj mi zapomnieć o skłonnościach autorki do fanserwisowego slashu.


Nawet nie sądziłem, że zna moje  imię.  Zaproponował,  że  mnie  wyszkoli.  Powiedział,  że  wie,  że  mam  kłopoty,  ale dostrzegł we mnie zadatki na dobrego Nocnego Łowcę.


Trzeba Walentynce przyznać, że to całkiem niezły ruch – uzależnić od siebie jedno ze słabszych ogniw w szkole. Każdy twórca sekty od czegoś zaczyna, nie?


Pod jego okiem poprawiłem się, zdałem egzaminy, dostałem pierwsze Znaki, zabiłem pierwszego demona.


Zdanie egzaminów – okej. Zabicie demona – niech będzie. Ale jaki wpływ miał niby Walentynka na organizm Luke’a? I czy ja na pewno chcę to wiedzieć?


Wielbiłem go. Uważałem, że słońce wstaje i zachodzi dla Valentine'a Morgensterna.


Miazmacie, to moje ostatnie ostrzeżenie.


Oczywiście  nie  byłem  jedynym  nieudacznikiem,  którego  uratował.


Kochani, przygotujcie sobie poduszki na wypadek nagłych headdesków.


Hodge Starkweather, który radził sobie lepiej z książkami niż z ludźmi;


Jak wiadomo, mole książkowe są stracone dla świata. A tak serio, czy naprawdę KAŻDY Nocny Łowca musi się szkolić w walce? A co, jeśli Hodge chciał zostać Cichym Bratem i jedyne, czego potrzebował, to zdać? Jakoś nie jest wspomniane, by z tym miał problem.
+ Czy oprócz bycia molem książkowym, Hodge cierpiał również na odwrotność przypadku Benjamina Buttona i starzał się pięć razy szybciej niż wszyscy jego rówieśnicy?


Maryse Trueblood, której brat ożenił się z Przyziemną;


W rozdziale piątym zasugerowano nam, że taki związek nie mógłby dojść do skutku, bo zabrania tego Prawo. Zakładając, że brat Maryse się uparł, zapewne pozbawiono by go run oraz wspomnień… (Nie, nie zrobiono tego, najwyraźniej można sobie rzucić w diabły życie Nocnego Łowcy i nikogo to nie obchodzi). To gdzie te obustronne wpływy państwa Lightwood?
+ Nocni Łowcy mają głupie nazwiska, odsłona setna.


Robert Lightwood, którego przerażały Znaki.


Cassie, ja wiem, że rozdział trzeci był ze dwieście stron temu, ale wspominasz tam o runie, którą dostaje każde dziecko Nocnych Łowców w młodym wieku. Poza tym Robert się wychował w społeczeństwie, które nie potrafi się obejść bez znakowania ciała. Dlaczego jego rodzice nic z tym nie zrobili przed wysłaniem syna do akademii? Przecież to oczywiste, że taka fobia utrudni mu szkolenie, jeśli nie ukończenie szkoły w ogóle, a wtedy wstyd na cały Idris.


Tworzenie przegrywów życiowych – robisz to źle, bo przy okazji wysadzasz całe uniwersum od środka. Co więcej, nie dowiadujemy się, jaki wiek był odpowiedni do wysłania wesołej gromadki do Akademii Nocnych Łowców. Równie dobrze możemy mówić o jedenastolatkach (skoro już zżynamy z Rowling), jak i szesnastolatkach. Biorąc pod uwagę, że dla Cassie piętnaście-szesnaście lat to jedyny słuszny wiek, od którego bohaterowie mogą rozpoczynać swój rozwój, stawiałabym na tę drugą opcję. Wtedy powyższe kilka zdań brzmi jeszcze bardziej głupio i kuriozalnie.


Valentine wziął ich wszystkich  pod  swoje  skrzydła.  Myślałem  wtedy,  że  to  z  dobroci,  teraz  nie  jestem  taki pewien. Teraz sądzę, że zyskiwał sobie wyznawców, którzy otaczali go kultem.


Ponad dwadzieścia lat zajęło ci wykoncypowanie tego? No ale cóż, jak mówiłam, plan Walentynki miał jakiś sens, zwłaszcza jeśli równocześnie nawiązywał znajomości z bardziej zaradnymi jednostkami, które mógł przekonać do swojej ideologii.


Valentine miał  obsesję  na  punkcie  idei,  że  w  każdym  pokoleniu  jest  coraz  mniej Nocnych Łowców, że jesteśmy wymierającym gatunkiem.


Tak, film też miał tę obsesję. Poza tym to wygląda jak dosyć naturalne skutki chowu wsobnego.


Twierdził, że gdyby tylko Clave mogło swobodniej używać Kielicha Razjela, powiększyłyby się nasze szeregi. Nauczyciele uważali  to  podejście  za  świętokradztwo.


Ponieważ brzmiało całkiem logicznie, czyli w ogóle nie pasowało do całego uniwersum. Gdyby autorka usłyszała o tym pomyśle, wszyscy mieliby kłopoty!


Nikt  nie  może  wybierać,  czy  zostanie  Nocnym Łowcą,  czy  nie.


Unikając przykładów podpadających pod spoiler: powiedzcie o tym Maxowi Trueblood, który prowadził już wówczas radosne życie Przyziemnego.


Valentine pytał nonszalancko,  dlaczego  wszystkich  ludzi  nie  uczynić Nocnymi łowcami? Dlaczego nie obdarować ich zdolnością widzenia Świata Cieni? Dlaczego samolubnie zachowywać moc dla siebie?


Yyy… to naczelny rasista serii czy przypadkiem zmieniłam kanał? Bo wychodzi na to, że facet ma zdrowsze poglądy od Jacusia, nie gardząc Przyziemnymi. Cassie, coś ci nie wyszło.


Kiedy  nauczyciele  odpowiadali,  że  większość  ludzi  nie  przeżyłaby  transformacji, Valentine zarzucał im, że kłamią, bo próbują zatrzymać moc Nefilim dla nielicznej elity.


Kingsajz dla każdego!!!


Tak wtedy  mówił. Teraz  myślę, że pewnie uważał ofiary za dopuszczalny skutek uboczny.


Cassie, twój antagonista nadal wzbudza we mnie mniej odrazy niż większość bohaterów pozytywnych, kiepsko ci idzie.


W każdym razie, przekonał naszą małą grupkę, że ma rację.  Utworzyliśmy Krąg, a naszym
celem było ratowanie rasy Nocnych Łowców, przed wymarciem.


Ponieważ mówimy o grupie nastolatków, mam skojarzenia, które nieco się rozmijają z machaniem mieczami. Najwidoczniej to nie Hodge jest łowcą becikowego w tym uniwersum.


A  potem  nadeszła  noc,  kiedy  ojciec Valentine'a został  zabity  w  czasie  rutynowego
napadu na obóz wilkołaków.


…kurwa, że co? RUTYNOWY napad na obóz wilkołaków? RUTYNOWY NAPAD?! Kochani, przypomnijcie sobie, z kim w domyśle mają walczyć Nocni Łowcy. Tak tak, z demonami. Podziemni to istoty myślące, których głównym celem nie jest zniszczenie świata. Jeśli rozrabiają, należy ich spacyfikować. Jeśli nie, należy ich chronić jak całą resztę. I ojciec Valentine’a ginie w czasie RUTYNOWEGO NAPADU na obóz Podziemnych, po którym to RUTYNOWYM NAPADZIE właśnie ojca Walentynki uznaje się za ofiarę. To nie jest błąd autorki. Tu mogłoby chodzić o jakiegokolwiek innego Nocnego Łowcę, ponieważ pan Morgenstern to tylko imię i nazwisko bez żadnej cechy charakteru, jego śmierć ma posłużyć za motywację dla postępującej psychozy Walentynki. KAŻDY Nocny Łowca, który zginąłby w czasie RUTYNOWEGO NAPADU na obóz wilkołaków, byłby postrzegany jako ofiara. Podajcie mi wiadro, proszę.
+ W oryginale jest jak wół „routine raid”, co można różnie przełożyć, ale przy podejściu Nocnych Łowców, które widzieliśmy dotychczas, obstaję przy tłumaczeniu tego jako aktu agresji wycelowanego w Podziemnych. Kwiat młodzieży nefilim bez powodu nazywa Podziemnych, z którymi wszak się umawia i wchodzi w intymne relacje, potworami, słyszeliśmy też pretensje, że Podziemni nie zapraszają ich na swoje imprezy, a przecież tylko kilkaset lat temu Nocni Łowcy urządzali sobie polowania na wilkołaki i spółkę! Podajcie mi jednak wannę, nie wiadro.


Kiedy Valentine wrócił do szkoły po pogrzebie, nosił czerwone Znaki żałoby. Zmienił się również pod innymi względami. Coraz częściej zdarzały mu się ataki wściekłości graniczącej z okrucieństwem.


No tak, bo te złe wilkołaki śmiały się bronić. Każdego wpędziłoby to w rozpacz i psychozę, nie?


Przypisałem to nowe zachowanie smutkowi i jeszcze bardziej starałem się go zadowolić.


Cassie, jesteś pewna, że obiektem uczuć Luke’a jest Jocelyn? Tak tylko pytam, bo to brzmi niepokojąco podobnie do friendzone’ów, które nam serwujesz.


Nigdy nie reagowałem na jego gniew gniewem. Miałem jedynie chore poczucie, że go rozczarowałem.


To zdecydowanie brzmi jak Alec i Jace, nie sądzicie?


Jedyną  osobą,  która  potrafiła  łagodzić  jego  wybuchy,  była  twoja  matka.


…no tak. Czy możemy, proszę, wyrzucić do kosza ten motyw, gdzie agresywnego buca potrafi przystopować jedynie jego tru loff? Co prawda tym razem na dłuższą metę to nie działa i okazuje się, że zraniony mroczny misiu ewoluował jedynie w nefilimową wersję Hitlera, ale sama Cassie TEŻ pozostaje zwolenniczką takiego tropu popkulturalnego. W jej założeniu właśnie tak ma działać związek Jacusia i Eklerki. Że nie wychodzi to już kwestia zdolności pisarskich na poziomie padalca.


Zawsze trzymała  się  trochę  z  boku  naszej  grupy,  czasami  drwiąco  nazywała  nas  fanklubem Valentine'a. To się zmieniło, kiedy umarł jego ojciec. Cierpienie Valentine'a wzbudziło w niej współczucie. Zakochali się w sobie.


Czy wam też zaleciało tutaj subtelnie Jamesem Potterem i Lily Evans?


Ja też go kochałem.


Zauważyliśmy.


Był moim najbliższym przyjacielem, więc cieszyłem się, że jest z Jocelyn.


O, jak miło, przynajmniej w tym Hodge nie miał racji. Drodzy państwo, można się cieszyć szczęściem tego, kto odrzucił nasze uczucia! I nie mówię tutaj o nieformalnym koszu od Jocelyn, jak widać.


Po ukończeniu szkoły pobrali się i wyjechali do jego rodzinnej posiadłości. Ja też wróciłem do domu, ale Krąg nadal istniał. Powstał jako coś w rodzaju szkolnej przygody, ale rozrósł się i umocnił, a Valentine wraz z nim. Jego ideały również się zmieniły. Krąg nadal głośno  domagał  się Kielicha  Anioła,  ale  od  śmierci  ojca Valentine stał  się  jawnym zwolennikiem  wojny  przeciwko  wszystkim  Podziemnym,  nie  tylko  tym,  którzy  naruszyli Porozumienia. „Ten świat jest dla ludzi", argumentował, „a nie dla półdemonów. Demonom nigdy nie można w pełni zaufać".


…czyli istniała sobie (całkiem liczna, jak się przekonamy) organizacja, która nie tylko domagała się oddania jej jednego z trzech najcenniejszych artefaktów, w jakich posiadaniu jest Clave, ale również wypowiedzenia wojny całemu Podziemiu, a władze machnęły sobie na to ręką? Nikogo to nie obchodziło? Nikt nie groził członkom Kręgu konsekwencjami, jeśli się nie uciszą, albo lepiej – nie rozwiążą organizacji? Mówimy tu o członkach bogatych, wpływowych rodzin, którzy nie byli już dzieciakami, których żądania można uznać za przejaw fazy buntu. Poważnie, ZERO reakcji?


facepalm-gif-13.gif


Nie podobał mi się nowy kierunek Kręgu, ale trwałem w nim, po części dlatego że nadal nie potrafiłem zawieść Valentine'a, a po części dlatego że prosiła mnie o to Jocelyn.


Zaczęła się orientować, że poślubiła wariata z przystojna facjatą i nie chciała tkwić w tym sama, w końcu kto to widział się rozwodzić, prawdaż. I tak, uprzedzając pytania – w tym świecie można się rozwodzić. Nie jestem tylko pewna, czy autorka o tym wówczas wiedziała.


Też miała  nadzieję,  że  zdołam  wprowadzić  umiarkowanie  do  Kręgu, ale    okazało  się  to
niemożliwe.


A dlaczego sama nie próbowała wpłynąć na męża, skoro jako jedyna potrafiła cokolwiek zdziałać, kiedy mu odbijało? Nie zauważyła, że Luke’a nie tylko nikt nie słucha, ale i sam zainteresowany nie potrafi się postawić Walentynce? Czy wszystkie plany tej kobiety opierają się w głównej mierze na poleganiu na innych?


Nie  dało  się  utemperować Valentine'a,  a  Robert  i  Maryse  Lightwoodowie, małżeństwo, byli równie zajadli.


Czy w Kręgu naprawdę było z pięć osób, że przewijają się wciąż te same nazwiska?


Tylko Michaela Waylanda dręczyły wątpliwości, tak jak mnie,  ale  mimo  naszej  niechęci  wciąż się ich trzymaliśmy.


No oczywiście, że ojciec Jacusia też miał wątpliwości. I nie był członkiem Klubu Frajerów, od którego Walentynka rozpoczął budowę Kręgu. Elementarne, drogi Watsonie.


Jako grupa  niestrudzenie polowaliśmy  na  Podziemnych,  szukając  tych,  którzy  popełnili  choćby  najmniejsze wykroczenie.


I tym sposobem Podziemni zaczęli tracić życie za śmiecenie w parkach i przechodzenie na czerwonym. A tak serio: właściwie to GDZIE oni polowali? W Idrisie co prawda się chyba chowają po lasach jakieś wilkołaki i faerie, ale w śladowych ilościach. Nasze dzielna brygada musiałaby polować w dużych miastach, gdzie znajdują się największe skupiska Podziemnych, więc KTO pozwalał im korzystać z portali? Trzeba mieć jakiś powód, żeby zostać wysłanym z Idrisu, nie można wyprawiać się samopas. Nawet zakładając, że członkowie Kręgu korzystali ze znajomości i wpływów swoich rodzin, szefowie Instytutów jak jeden mąż przymykali oko na odwiedzającą ich rejon bandę zbuntowanych radykałów?


Valentine nigdy nie zabił istoty, która nie naruszyła Porozumień, ale robił inne rzeczy. Widziałem, jak przymocował srebrne monety do oczu dziewczynki-wilkołaka i oślepił ją,  żeby  zmusić  do  wyjawienia,  gdzie  jest  jej  brat.  Widziałem...  ale  nie  musisz  tego wysłuchiwać. Nie. Przepraszam.


Valentine nie zabił istoty, która nie naruszyła Porozumień, ale sam naruszał je nałogowo.
+ Chciałam czepiać się tego, że nasz pozytywny bohater nie kiwnął palcem w opisanej sytuacji, ale akurat patologiczne przywiązanie Luke’a do Walentynki jest opisane jako-tako wiarygodnie, więc można zrozumieć, dlaczego nic nie zrobił.


Później Jocelyn zaszła w ciążę. W dniu, kiedy mi o tym powiedziała, wyznała również, że zaczęła się bać swojego męża.


Bo kiedy żądał wojny z całym Podziemiem, nie przyszło jej do głowy, że coś jest nie tak? Widać Eklerka odziedziczyła po matce talent do ignorowania czerwonych flag, które wywiesza (potencjalny) partner.


Jego zachowanie stało się dziwne, nieobliczalne. Na całe noce znikał w piwnicach posiadłości. Czasami słyszała krzyki przez ściany...


…czy Valentine zamykał żonę w piwnicy na czas swojej nieobecności, że nie mogła z tym pójść do Clave? Raczej wątpię, żeby słyszenie krzyków z piwnicy było czymś normalnym w Idrisie, jeśli akurat nikogo się w niej nie torturuje. DLACZEGO Jocelyn czegoś nie zrobiła, skoro nie przymykała oka na zachowania męża? Chyba ma więcej wspólnego z Eklerką niż sądziliśmy.


Poszedłem do niego. Roześmiał się i zbył jej obawy jako kaprysy  i  urojenia  kobiety spodziewającej się pierwszego dziecka.


Wszak powszechnie wiadomym jest, że wszystkie kobiety to histeryczki, a te w ciąży już szczególnie. Chyba znalazłam kolejną płaszczyznę porozumienia dla Walentynki i Jacusia.


Zaprosił mnie na nocne polowanie. Wciąż staraliśmy się zlikwidować gniazdo wilkołaków, które zabiły przed laty jego ojca.


To, na które rutynowo napadł Morgenstern senior?


Byliśmy parabatai, doskonałym zespołem myśliwych złożonym z dwóch wojowników, którzy oddaliby za siebie nawzajem życie w razie potrzeby.


Patrząc na to, jak traktuje się nawzajem większość parabatai w serii, zaczynam odnosić wrażenie, że ta więź przypomina taką aplikację na telefon, którą każdy ściąga, ale w sumie nikomu nie jest potrzebna.


Tak więc kiedy Valentine powiedział mi, że będzie tej nocy strzegł moich pleców, uwierzyłem mu. Nie zauważyłem wilka, dopóki na mnie nie skoczył.


Jeśli myślicie, że Walentynka postanowił w ten sposób pozbyć się jedynej osoby znającej od Jocelyn prawdę na temat tego, co dzieje się w dworze Morgensternów… to niestety nie jest na tyle sprytny. Prawdę powiedziawszy, sens życia tego faceta stanowi chyba układanie jak najbardziej zawiłych i głupich planów.


Nie  wszystkie  ugryzienia  wilkołaków  powodują  likantropię.  Rana się  zagoiła,ale następne  tygodnie  były  udręką  czekania  na  pełnię  księżyca.  Gdyby Clave wiedziało, zamknęłoby  mnie  w  celi  obserwacyjnej.  Ale Valentine i  Jocelyn  milczeli.


Nie za bardzo mieli wyjście, skoro padłeś ofiarą wilkołaka na nielegalnym polowaniu, które organizował Walentynka. Choć z drugiej strony, Podziemni praktycznie nie interesują Clave, więc pewnie znów machniętoby ręką na działalność Valentine’a.


Oczywiście Luke przemienia się po trzech tygodniach oczekiwania na pełnię. Budzi się następnego dnia w lesie, tuląc do rozszarpanych zwłok jakiegoś zwierzęcia.


Wróciłem do rezydencji, a oni powitali mnie w drzwiach.


Osobiście brzmi mi to trochę, jakby Luke spędził u nich te całe trzy tygodnie, co trochę nie ma sensu. Rana zagoiła się szybko, a przed upływem miesiąca i tak nie wykazywałby żadnych objawów likantropii. Aczkolwiek przyjmuję, że to moje osobiste wrażenia, a Garroway przeniósł się do Morgensternów dopiero w okolicach terminu pełni.


Jocelyn rzuciła się mi na szyję, szlochając, ale Valentine ją odciągnął. Stałem w progu zakrwawiony i drżący. Ledwo mogłem  myśleć.  W  ustach  miałem  jeszcze  smak  surowego  mięsa.  Nie  wiem,  czego  się spodziewałem, ale sądzę, że powinienem był wiedzieć.


Ja też nie za bardzo wiem, czego się spodziewałeś po tym, jak twój kumpel torturował dzieci, żeby zdobyć informacje, ale po przebudzeniu obrałabym kierunek zdecydowanie przeciwny do dworku Walentynki.


Valentine zwlókł mnie ze schodów i zaciągnął do lasu. Oświadczył, że sam powinien mnie zabić, ale nie potrafił się do tego zmusić.


Biorąc pod uwagę, czego jeszcze dowiemy się o tym bohaterze, ta wymówka brzmi dosyć słabo. Osobiście podejrzewam, że chciał, by Luke’a zabił wilkołak, a kiedy plan nie wypalił, wkroczył imperatyw narracyjny, który zabronił mu dobić kumpla. Poważnie, mówimy o kimś, kto SPOILER torturował anioła, niezbyt wiem, co powstrzymywałoby go załatwienia problemu Luke’a od ręki.


Dał mi sztylet, który kiedyś należał do jego ojca. Kazał mi postąpić honorowo i samemu zakończyć życie. Pocałował nóż, a potem mi go wręczył. Wrócił do rezydencji i zaryglował drzwi.


Albowiem imperatyw przemówił do niego po raz kolejny niczym ten płonący krzew.


Biegłem przez całą noc, czasami jako człowiek, czasami jako wilk, aż przekroczyłem granicę. Wpadłem w środek obozowiska wilkołaków, wymachując sztyletem, i zażądałem walki z likantropem, który mnie ugryzł i zmienił w jednego z nich. Śmiejąc się wskazali  mi przywódcę klanu. Stanął przede mną, z rękami i zębami nadal zakrwawionymi po polowaniu.


No tak, bo wilkołaki to zawsze dzikie i brudne. Takie zwierzęta na dwóch nogach i bez ogona, a i to jedynie przez trzy tygodnie w miesiącu.


Nigdy  nie  byłem  dobry  w  walce  jeden  na  jednego.  Na  swoją  broń  wybrałem łuk. Miałem świetny wzrok i celne oko. Bezpośrednich starć nigdy nie lubiłem.


Łuk – w tym uniwersum broń leszczy i fajtłap.


Ale  wtedy  chciałem  jedynie  umrzeć  i  zabrać  ze  sobą stworzenie,  które  mnie  zniszczyło.  Pewnie  myślałem,  że  jeśli  zdołam  pomścić  siebie  i jednocześnie zabiję wilki, które zamordowały jego ojca, Valentine będzie mnie opłakiwał.


Nie, poważnie. Luke i Valentine to jak na razie jedyny ship w tej książce, który ma jakiś potencjał.


Rzecz jasna, nasz Remusosyriusz zabija przywódcę stada i, ku własnemu zaskoczeniu, zostaje nowym alfą. Zaskoczenie wskazuje na to, że w Akademii Nocnych Łowców edukacja stoi na poziomie równie niskim, co domowa szkółka Hodge’a, skoro nikt nie uczy nefilim dosyć podstawowych rzeczy na temat Podziemnych.


Zostawiłem  za  sobą  swoje  stare  ja  i  prawie  zapomniałem,  jak  to  jest  być  Nocnym Łowcą. Ale nie zapomniałem Jocelyn. Myśl o niej stale mi towarzyszyła. Bałem się o nią, wiedziałem jednak, że jeśli zbliżę się do rezydencji, Krąg będzie mnie ścigać do skutku.


Luke, nie musisz się krępować, jesteś wśród swoich. Po prostu przyznaj, że chciałeś jeszcze raz zobaczyć Walentynkę, jego piękne, blade oblicze, srebrzyste włosy i pierś jak dąb.


W końcu ona przyszła do mnie. Spałem w obozie, kiedy obudził mnie mój drugi  i powiedział, że czeka na mnie młoda kobieta, Nocny Łowca. Od razu wiedziałem, kto to jest. Widziałem dezaprobatę w jego oczach, kiedy pędziłem jej na spotkanie.


Nie dziwię się twojemu drugiemu, też bym tak na ciebie patrzyła.


Wszyscy oczywiście wiedzieli, że kiedyś byłem Nocnym Łowcą, ale uważano to za wstydliwy sekret, o którym nigdy się nie mówiło.


A to jeszcze bardziej zrozumiałe.


Czekała  na  mnie  tuż  za  obozem.  Już  nie  była  w  ciąży.  Twarz  miała  bladą  i wymizerowaną. Powiedziała, że urodziła dziecko, chłopczyka, i dała mu imiona Jonathan Christopher. Rozpłakała  się  na  mój  widok.


Znaczy, najpierw poinformowała go z kamienną twarzą, jak nazywa się jej syn, a potem zaczęła płakać, jakby ktoś pstryknął przełącznik? Bo przy podanej kolejności inaczej nie umiem sobie tego wyobrazić.


Była  zła,  że  jej  nie  zawiadomiłem,  że  żyję, Valentine  powiedział  Kręgowi,  że  odebrałem  sobie  życie,  ale  ona  mu  nie  uwierzyła.


Ciekawe, jak miał ją zawiadomić, skoro zbliżenie się do domu Walentynki kosztowałoby go życie, a komórek w tym pięknym kraju nie znają. Sowy pocztowe zostały w rodzimym uniwersum, moja droga Jocelyn.


Spytałem, jak mnie znalazła. Powiedziała, że w Alicante krążą plotki o wilkołaku, który kiedyś był Nocnym Łowcą.


Wow, kilka miesięcy szybko obrosło legendą, skoro mowa o „kiedyś”. Dziwne też, że są to tak ogólne plotki, skoro ciała Luke’a nigdy nie znaleziono. A skoro Valentine zdradził jedynie członkom Kręgu, co go spotkało, czy naprawdę NIKT nie szukał Luciana Graymarka? Chociażby za zaleganie z rachunkami? Czy w Idrisie w ogóle mają rachunki? I czy powinnam w środku tej porażająco nudnej fascynującej historii zastanawiać się nad takimi kwestiami?


Valentine też je słyszał, więc przyszła mnie ostrzec. Wkrótce potem on też się zjawił, ale ukryłem się przed nim, jak to potrafią wilkołaki, więc odszedł bez przelewu krwi.


Tym razem nie zaczął nikogo torturować w celu zdobycia informacji, albowiem gdyż imperatyw narracyjny mu zabronił.


Potem zacząłem w tajemnicy spotykać się z Jocelyn. To był rok Porozumień i w całym Podziemnym Świecie aż huczało od plotek o planach Valentine'a, żeby zerwać negocjacje.


Tymczasem Clave pozostawało ślepe i głuche, w ogóle nie mając podstaw do podejrzeń, że coś się stanie.


Słyszałem, że zażarcie spierał się z Clave w kwestii Przymierza, ale bez rezultatu.


…Cassie, jeśli chciałaś zrobić z Clave idiotów na miarę Ministerstwa Magii to poszłaś o kilka kroków dalej. Tak z maraton dalej, jeśli mam być szczera.


Tak więc Krąg w wielkim sekrecie ułożył nowy plan.


Już się boję.


Sprzymierzyli się z demonami, największymi wrogami Nocnych Łowców, żeby przemycić broń do Wielkiej Sali Anioła, gdzie miały zostać podpisane  Porozumienia.


Doprawdy ciekawe, co Nocni Łowcy mogliby oferować demonom w zamian za pomoc.
+ Ja rozumiem, że fanatycznie oddany swojej idei Valentine nie widział nic złego w knuciu z demonami, ale naprawdę NIKOMU z eks-członków Klubu Frajerów nie przyszło do głowy, że sprawy zaszły trochę daleko, i nie poleciał do Clave? Nikt nawet nie próbował, bo? (Wnioskuję, że skoro Luke zna takie szczegóły, najbliżsi współpracownicy Walentynki również je znali). Gdyby urządzić na naszego złola rutynowy nalot, złapaliby go, zanim by się zemścił. Chyba że on też, zupełnie jak Eklerka, nie potrzebuje steli i sam uwolniłby się z więzienia zanim doszłoby do wykonania na nim wyroku.


Przy  pomocy  pewnego  demona Valentine ukradł Kielich Anioła, a na  jego  miejscu  zostawił kopię. Minęły miesiące, zanim Clave się zorientowało, że Kielich zniknął, ale wtedy było już za późno.
Jocelyn próbowała się dowiedzieć, co Valentine zamierza zrobić z Kielichem, ale bez powodzenia. Wiedziała jedynie, że Krąg planuje napaść na nieuzbrojonych Podziemnych  i wymordować  ich  w  sali  obrad.


I, jak rozumiem, Walentynka przez te kilka miesięcy pomiędzy kradzieżą kielicha i Porozumieniami grzecznie sobie czekał z użyciem tegoż artefaktu? Ma sens.
+ Skoro Jocelyn mogła wychodzić, żeby kontaktować się z Lukiem, dlaczego nie spróbowała kogoś ostrzec, znając plany męża?
+ Przepraszam bardzo, ale… Cassie? Podziemni nigdy nie są nieuzbrojeni. Nie całkowicie. Zawsze mogą użyć kłów, pazurów i, uwaga, MAGII. To twoje ukochane pacynki potrzebują mnóstwa gadżetów, żeby nic ich nie zeżarło.


Po  takiej  rzezi  oczywiście  nie  doszłoby  do  zawarcia Przymierza.


Więc po co informować władze, nie?


Mimo chaosu były to, o dziwo, szczęśliwe dni.


Mające nadejść ludobójstwo było wszak niczym w porównaniu z możliwością spędzenia kilku chwil w towarzystwie obiektu uczuć.


Jocelyn i ja w tajemnicy wysyłaliśmy wiadomości do skrzatów, czarowników, a nawet do odwiecznych wrogów wilczego  rodu, wampirów, żeby ostrzec ich o planach Valentine'a.


Patrząc na liczebność ofiar – kiepsko wam poszło. I jak to się stało, że nikt z poinformowanych nie dotarł do liczących się przywódców Podziemia, którzy na pewno chcieliby sobie wyjaśnić tę sprawę z Clave? Im też objawił się imperatyw?
+ Wow, Luke, łaskawco, poinformowaliście NAWET wampiry? Ludzcy państwo.


W dniu Porozumień obserwowałem z kryjówki, jak Morgensternowie opuszczają rezydencję.
Pamiętam, jak Jocelyn nachyliła się i pocałowała jasną główkę synka. Pamiętam, jak słońce
lśniło na jej włosach. Pamiętam jej uśmiech.


Ale nie tak dobrze, jak pamiętam każdy błysk srebra we włosach Valentine’a.


Pojechali do Alicante powozem. Podążyłem za nimi na czterech łapach, a stado biegło ze  mną.


Zapewne w ogóle nie zwracaliście na siebie uwagi. Wcale.


Wielka Sala  Anioła była pełna Clave i  Podziemnych.  Kiedy  przyniesiono Porozumienie,  do  podpisu, Valentine wstał, a Krąg razem z nim. Wyciągnęli broń. W sali zapanował chaos, i wtedy Jocelyn podbiegła do wielkich podwójnych drzwi i otworzyła je szeroko.


Okej, mam zasadnicze pytanie: z tego wszystkiego wynika, że Valentine i inni członkowie Kręgu NALEŻELI do Clave, co zresztą zgadza się z definicją tego, kto może być członkiem Clave. Nie pytam już nawet, dlaczego Luke cały czas mówi, jakby Walentynka i przyjaciele jednak nie zaliczali się do zgromadzenia, bo to wypowiedź postaci. Ale dlaczego, na litość boską, NIKT nie zagroził siejącym radykalny ferment szczeniakom, że jeśli się nie uspokoją, zostaną usunięte z listy członków? Clave miało problem z pyskówkami Walentynki, który żądał wojny z całym Podziemiem, ale nikt nie zasugerował chociażby zawieszenia tego oszołoma w jego prawach, przynajmniej na czas ważnego politycznego wydarzenia związanego właśnie z Podziemnymi?


OMG-facepalm-GIF.gif


Moje  stado  wpadło  do  sali  pierwsze,  wypełniając  noc  wyciem.  Po  nas  zjawili  się rycerze  faerie  ze szklaną  bronią  i  skręconymi  rogami.  Po  nich  przybyły  Nocne  Dzieci  z obnażonymi kłami, czarownicy władający ogniem i żelazem.


A kulący się pod ścianami Podziemni odetchnęli z ulgą, że przyszedł ich obronić ktoś, kto ma warun… oh wait. Cassie? Pomijając broń faerie, WSZYSTKO TO, CO WYMIENIŁAŚ, zgromadzone w sali istoty miały ze sobą.


Sala Anioła jeszcze nigdy nie widziała takiego rozlewu krwi. Nie atakowaliśmy tych Nocnych Łowców, którzy nie należeli do Kręgu. Jocelyn oznaczyła ich czarem.


W tej jednej, jedynej kwestii autorka raz po raz radośnie olewa Jacusia i jego dumne oświadczenie, że Nocni Łowcy nie uprawiają magii. Jocelyn oznacza kogoś czarem, Clave rzuca klątwę, Walentynka zdejmuje tę samą klątwę jednym spojrzeniem… No ale Cassie się nie roztroi, no! Macie romans, macie strzępy intrygi, a wy byście chcieli jeszcze jakichś stałych realiów świata? Niewdzięcznicy!


Ale wielu zginęło, a za kilku ja czuję się odpowiedzialny. Oczywiście później obwiniono nas o znacznie więcej ofiar.


No ba, łatwiej zrzucić wszystko na Podziemnych niż radykałów, na których od kilku lat machało się ręką. W tym drugim przypadku ktoś mógłby jednak uznać, że to nasza wina.


Jeśli chodzi o Krąg, okazał się dużo liczniejszy, niż przypuszczałem.


Liczył więcej niż tych pięć znanych ci osób? Też jestem w szoku.


Gdy starli się z Podziemnymi, zacząłem przedzierać się przez masę walczących w stronę Valentine'a. Myślałem tylko o tym, że to ja go zabiję, że ja będą miał tę zasługę.


Pamiętajcie, ta książka nauczyła nas już, że wrogość to wysublimowany pociąg seksualny. Wyciągnijcie teraz wnioski.


Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się dziko i drapieżnie.
- Wilkołak, który walczy mieczem i sztyletem, to równie nienaturalny widok jak pies, które je nożem i widelcem - powiedział.


Przez krótką chwilę zastanawiałam się, skąd w tej retrospekcji Jacuś, przysięgam.


- Znasz ten miecz, znasz ten sztylet - odparłem. -I wiesz, kim teraz jestem, jeśli musisz się do mnie zwracać, używaj mojego imienia.


Ale najlepiej to się jednak nie zwracaj, bo psujesz mi koncepcję, jak miało wyglądać nasze kolejne spotkanie.


- Nie  znam  imion  połowy  ludzi - rzekł Valentine. - Kiedyś  miałem  przyjaciela, człowieka honoru, który zadałby sobie śmierć zanim jego krew została skażona. Teraz stoi przede mną bezimienne monstrum z jego twarzą. - Uniósł broń i krzyknął. - Powinienem był cię zabić, kiedy miałem okazję!


Ano powinieneś, ale wolisz słuchać imperatywu i zobacz, jak na tym wychodzisz. Jak wszyscy na tym wychodzicie. Gdyby Podziemni nie słuchali imperatywu, Clave mogłoby dyskretnie ustalić przełożenie podpisania Porozumień, a to zebranie stanowiłoby zasadzkę na członków Kręgu.


Rzucił się na mnie, a ja odparowałem cios. Zaczęliśmy walczyć na podium, podczas gdy  wokół  nas  szalała  bitwa  i  kolejno  padali  członkowie  Kręgu.


Jak te kostki domina, panie tego.


Zobaczyłem,  że Lightwoodowie  rzucają  broń  i  uciekają.  Hodge  czmychnął  na  samym  początku.


Coś słaby z Walentynki przywódca sekty, że jego pierwsi, najbardziej fanatyczni wyznawcy olali sprawę, nie chcąc poświęcać życia w imię idei szefa.


I  wtedy ujrzałem Jocelyn pędzącą do schodów w moją stronę. Na jej twarzy malował się strach.
- Valentine, przestań! - krzyknęła. - To Luke, twój przyjaciel, prawie twój brat...


Biorąc pod uwagę rzeczy, jakie Jocelyn wiedziała w tym momencie o Walentynce, argumentacja nieco z tyłka, ale rozumiem, że najwidoczniej pani Fray/Morgenstern wierzyła jeszcze w jakąś ludzką stronę małżonka, do której można się odwołać. SPOILER: nieco kuriozalne, biorąc pod uwagę, co zrobił swojemu synowi, a Jocelyn o tym wiedziała.


Valentine chwycił ją z warknięciem i przyciągnął przed siebie. Przystawił sztylet do jej gardła. Rzuciłem broń. Nie chciałem ryzykować, że zrobi jej krzywdę. Zobaczył to w moich oczach.
- Zawsze jej pragnąłeś - wysyczał.


Och, Walentynko, gdybyś tylko znał prawdę…


- A  teraz  we  dwoje  uknuliście zdradę. Pożałujecie tego, co zrobiliście.
Po  tych  słowach  zerwał  medalionik  z  szyi  Jocelyn  i  rzucił  nim  we  mnie.  Srebrny łańcuszek smagnął mnie jak płonący bat. Krzyknąłem i upadłem do tyłu. W tym momencie Valentine zniknął  w  ścisku,  ciągnąc  Jocelyn  ze  sobą.  Pobiegłem  za  nim,  poparzony, krwawiący, ale był dla mnie zbyt szybki.


Okej, ja rozumiem, że srebro osłabia wilkołaki, ale czy ten łańcuszek miał dwa metry długości i owinął się wokół Luke’a jak boa, że wywołał obrażenia większe niż jedno smagnięcie?


Wytoczyłem  się  na  blask  księżyca.  Sala  płonęła,  niebo  było  rozjarzone  od ognia. Widziałem zielone trawniki, które ciągnęły się po ciemną rzekę i biegnącą wzdłuż niej drogę,
ludzi uciekających w noc. W końcu Joscelyn nad brzegiem rzeki. Valentine zniknął, a  ona bała się o Jonathana, bardzo chciała wrócić do domu.


Rzeczywiście pożałowała tej zdrady, wyciągnięto ją z płonącego budynku i zostawiono samą sobie. Zaczyna być mi szkoda Walentynki, któremu imperatyw narracyjny zabrania zabijać istotnych dla akcji bohaterów. Z drugiej strony facet jest tak nieskończenie zÓy, że kwiaty więdną, gdy przechodzi obok. Cassie, weź się trochę zdecyduj, bo to się nie klei, jak twoja inkarnacja szatana tylko wszystkim grozi, ale nie kiwnie paluszkiem, jeśli bohater nosi jakieś imię.


Znaleźliśmy ko nia,  Jocelyn na niego wsiadła i odjechała. Ja przybrałem wilczą postać i pobiegłem za nią.
Wilki są szybkie, ale wypoczęty koń szybszy.


Wilkołaki są do bani w każdym uniwersum YA, odsłona trzecia.


Kiedy zbliżyłem się do domu, od razu wiedziałem, że stało się coś strasznego. Tutaj  też  w  powietrzu  wisiał  ciężki  swąd  spalenizny  i  jeszcze  jakiś  inny  zapach, gęsty i słodki,  odór  demonicznych  czarów.  Stałem  się  znowu  człowiekiem  i pokuśtykałem  długim  podjazdem,  w  jasnym  w  świetle  księżyca  jak  rzeka  srebra prowadząca do... ruin. Rezydencja obróciła się w popiół, nocny wiatr rozsiewał go po trawnikach, przez co całe były pokryte białym pyłem. Zostały tylko fundamenty które  wyglądały  jak  spalone  kości,  tu  okno,  tam  pochylony  komin,  ale  sam  dom, cegły  i  zaprawa,  bezcenne  książki  i  starożytne  gobeliny,  przekazywane  kolejnym pokoleniom Nocnych Łowców, wszystko to poszło z dymem, który teraz snuł się na tle tarczy księżyca.


Biorąc pod uwagę, że między Jocelyn i Walentynką mogła być maksymalnie jakaś godzina różnicy w chwili wyruszenia… no to wow. Po prostu wow. Najszybszy pożar absolutny w dziejach. Pamięta ktoś jeszcze, że w zgliszczach znaleziono zwłoki Morgensternów? I rodziców Jocelyn? Okej, państwo Fairchild najwyraźniej byli na miejscu (uwaga, znów spoilery!) (ale jag to, Walentynka wprowadził się do żony? A co z bogactwem Morgensternów? I czemu w takim razie Jocelyn nie porozmawiała z rodzicami, by wyrzucili jej męża na zbity pysk, jak zaczął robić dziwne rzeczy?). Ale nie sądzę, żeby na taką okoliczność Valentine trzymał w piwnicy trzy osoby, które po spaleniu można by uznać za niego, jego żonę i jego syna, więc należy doliczyć czas na ściągnięcie do posiadłości jeszcze trzech osób. To naprawdę nie jest kwestia pięciu minut, zwłaszcza w całym tym zamieszaniu, które wywołał Krąg.


Valentine zniszczył  dom  demonicznym  ogniem.  Żaden  inny  nie  płonie  takim żarem ani nie pozostawia po sobie tak niewiele.


O ile nie nosił ze sobą flaszki tegoż w kieszeni, doliczmy kolejnych kilka-kilkanaście minut na dotarcie do skrytki, w której tenże ogień się znajdował.


Ruszyłem  do  tlących  się  zgliszcz.  Znalazłem  Jocelyn  klęczącą  na  resztkach frontowych schodów, poczerniałych od ognia. Leżały tam kości. Zwęglone i czarne, ale z pewnością ludzkie, ze strzępami ubrań, fragmentami biżuterii, której nie strawił pożar. Do szkieletu matki Jocelyn nadal przywierały czerwone i złote nici, stopiony sztylet przykleił się do szkieletowej ręki jej ojca. Wśród kolejnego stosu prochów błyszczał srebrny amulet Valentine'a z insygniami Kręgu nadal płonącymi białym żarem. A wśród tych szczątków leżały rozrzucone drobne kości dziecka.


A to ciało, które uznano za ciało Jocelyn i nie szukano jej przez ostatnie szesnaście lat jest gdzie…? I skoro Valentine wiedział, że jego żona żyje, jak kiepsko prowadził poszukiwania przez tyle lat?


Tamtej nocy wróciliśmy do miasta, gdzie nadal szalały pożary i panował chaos, a potem ruszyliśmy przez ciemny kraj. Minął tydzień zanim Jocelyn się odezwała.


Dosyć dramatyczne, ale okej, ludzie różnie przeżywają żałobę. Choć moje pytanie brzmi: dlaczego w takim razie sterczała sobie radośnie na brzegu rzeki zamiast lecieć za mężem? Albo samej poszukać konia? Zrobić COKOLWIEK oprócz czekania na Luke’a?!


Zabrałem  ją  z  Idrisu.  Uciekliśmy do  Paryża.


Nie wiem, czy którekolwiek z was mówi po francusku, bo domyślnym językiem Nocnych Łowców zdaje się być angielski, zgodnie z zasadą, że cały świat mówi po angielsku, ale okej.


Nie  mieliśmy  pieniędzy,  ale  ona odmówiła  pójścia do Instytutu  z  prośbą  o  pomoc.  „Skończyłam  z  Nocnymi Łowcami", oświadczyła. Skończyła ze Światem Cieni.


Gdybyś tak, zamiast bawić się w odlotową agentkę, poszła do kogo trzeba z informacjami o planach Walentynki, nie musiałabyś potem odstawiać tego gorzkiego angstu.


Siedziałem  w  małym  tanim  pokoju  hotelowym,  który  wynajęliśmy i próbowałem  przemówić  jej  do  rozsądku,  ale  na  próżno.


Skoro nie mieli pieniędzy, to jak go wynajęli? Metodą bohaterki Liz Hurley w „Serving Sara”?


Była  uparta.  W  końcu wyjaśniła mi powód swojej determinacji. Od paru tygodni wiedziała, że znowu jest w ciąży. Postanowiła rozpocząć nowe życie, tylko ona i dziecko. Nie chciała, żeby choć szept  o Clave czy  Przymierzu  zatruł  jej  przyszłość.


I, jak widzę, nie poczuwała się w żadnym stopniu do winy za masakrę. Za sterczenie nad brzegiem rzeki, czekając, aż Luke łaskawie dostarczy jej konia, również. Widzę coraz więcej podobieństw do córci.


Pokazała  mi  amulet,  który zabrała ze stosu kości. Sprzedała go na pchlim targu w Clignancourt, a za uzyskane pieniądze kupiła bilet na samolot.


Że tak głupio spytam: a paszport? A wiza? Cokolwiek?


Nie chciała mi zdradzić, dokąd się wybiera. „Im dalej od Idrisu, tym lepiej", powiedziała.
Odcięcie się od przeszłości oznaczało, że Jocelyn zostawia również mnie, więc spierałem się z nią, ale bezskutecznie.


Jak przystało na pełnowymiarowego frajera we friendzonie, na jakiego w międzyczasie awansowałem, odpuściłem, chociaż wiedziałem, że realne szanse Jocelyn na przeżycie samej w świecie Przyziemnych wynosiły jakiś jeden procent.


Wiedziałem, że nawet gdyby nie spodziewała się dziecka, i tak zaczęłaby zupełnie nowe życie, a ponieważ wybór zwykłego świata był lepszy niż śmierć, w końcu niechętnie zgodziłem się na jej plan.


Nie zastanawiałem się, skąd weźmie pieniądze czy dokumenty, ani jak sobie poradzi z tym wszystkim, będąc dodatkowo w ciąży. Taki ze mnie doskonały, wspierający przyjaciel.


Ostatnie  słowa,  które  powiedziała  Jocelyn  w  obskurnej  hali  odlotów, zmroziły mnie do szpiku kości: „Valentine nie zginął".


A ja nie powiedziałam tego Clave, bo fantazjuję o efektownej śmierci z rąk męża.


Gdy odleciała, wróciłem do swojego stada,  ale  nie znalazłem  spokoju. Serce ściskał mi ból, zawsze budziłem się z jej imieniem na ustach.


A stado przyjęło go z otwartymi ramionami po tym, jak olał ich na kilka tygodni, włócząc się po Francji.


Nie byłem już takim przywódcą  jak kiedyś.  Za dużo wiedziałem. Owszem, uczciwym  i sprawiedliwym, ale  nieobecnym  duchem.  Nie  mogłem  sobie  znaleźć  przyjaciół,  ani  towarzyszki życia, wśród wilkołaków.


Nie zwalaj na przeżycia, to po prostu twój wrodzony rasizm nie pozwalał ci na nawiązanie jakiejkolwiek więzi z tymi brudnymi wilkołakami.


Kiedy przychodzi czas podpisać nowe Porozumienia, Luke udaje się do Alicante. Moje pytanie brzmi – kto właściwie był tam poprzednio? Ze strony faerie zapewne przysłano królową, czarowników mogło reprezentować kilku wysoko postawionych przedstawicieli, ale… co z resztą? Cassie jeszcze nie wymyśliła Camille, lolastycznej królowej wampirów, a wszystkie wilkołaki razem wzięte nie mają przywódcy, więc jak to zorganizowano? Halo? Autorko? Kilka słów do mikrofonu? Nie musimy tego wiedzieć od Luke’a, ale raz po raz słyszymy o Porozumieniach, a w sumie nie wiemy, KTO je podpisuje. Jeśli wilkołaki wysyłają tam swoje alfy, to dlaczego np. teraz Garroway siedzi tu i snuje swoją nudną retrospekcję, zamiast podpisywać papiery w Alicante?


Byłem  zaskoczony,  kiedy  zobaczyłem  Lightwoodów.  Oni  wydawali  się  równie zdziwieni, że nie zginąłem. Powiedzieli tylko, że oni, Hodge, Starkweather i Michael Wayland  jako  jedyni  członkowie dawnego  Kręgu  uniknęli  śmierci  w  tamtą  noc.


Jeśli poprzez „dawny Krąg” mają na myśli Klub Frajerów, który zgromadził wokół siebie Valentine to nawet się nie dziwię. Reszta członków zapewne bała się mieczy czy coś, a fobie te powróciły w dniu zamachu.


Michael, pogrążony w żałobie po stracie żony, ukrył się w wiejskiej posiadłości z małym synem.


I nikt nie uznał tego za podejrzane, nikt nie rozkazał mu się stawić, nikt nie chciał go sądzić. Tyle dużo sensu!


Clave ukarało pozostałą trójkę wygnaniem do Nowego Jorku, gdzie mieli  prowadzić  Instytut.  Lightwoodowie,  którzy  mieli  koneksje  w  najwyższych sferach Clave, wykpili się dużo lżejszym wyrokiem niż Hodge.


Czyli za zdradę stanu dostaje się kierownicze stanowisko. Aha. Nie, serio. Cassie, skoro prowadzenie Instytutu poza Idrisem to taka hańba, dlaczego potem robisz z tego wyróżnienie? I dlaczego ktokolwiek miałby tego chcieć z własnej woli? I dlaczego oddawać zdrajcom opiekę nad jakimś obszarem? I to takim dużym? Nie byłoby rozsądniej wygnać ich do Instytutu, w którym już JEST szefostwo mogące mieć na nich oko?
+ Najwięcej koneksji miała z pewnością, he he, Maryse, której rodzina została shańbiona.


Na niego nałożono klątwę. Jechał z nimi, ale pod groźbą śmierci nie mógł opuścić uświęconego terenu Instytutu. Oczekiwali,  że  poświęci się  swoim  studiom  i  będzie  doskonałym nauczycielem dla ich dzieci.


Jak wiemy, poległ na tym polu sromotnie, woląc się poświęcić zakładaniu plantacji herbaty na dachu Instytutu.


Kiedy podpisaliśmy Przymierze, wyszedłem z Sali i udałem się nad rzekę, gdzie
w  noc  Powstania  znalazłem Jocelyn.


Pomyślałem, że być może wyuczona bezradność kazała jej tam wrócić i na mnie czekać, gdy odkryła, że nie ma czym opłacić czynszu.


Rzecz jasna, jak przystało na osobnika z mózgiem wypranym przez miłoźdź, Luke postanawia odszukać Jocelyn, gdyż nie umie bez niej żyć.


Opuściłem  stado  wyznaczając  innego  przywódcę.  Myślę,  że  z  ulgą  przyjęto moje odejście.


Też tak myślę, mieli dosyć pierdołowatego szefa, którego nie zabili jedynie z litości.


Wróciłem  do  Paryża,  ale  nie  znalazłem  tam    żadnego  śladu.


Dosyć logiczne, skoro sam odprowadziłeś ją na samolot Z Paryża. Jestem tylko ciekawa, czy Jocelyn zabroniła mu patrzeć na tablicę odlotów, czy Luke sam nie wpadł wówczas na to, by w ten sposób odgadnąć, gdzie leci miłość jego życia.


Przez jakiś czas  mieszkałem w  miastach, potem w Górach  Białych  na zimnej północy.  Dużo  podróżowałem,  ale  coraz  więcej  myślałem  o  Nowym  Jorku  i wygnanych Nocnych Łowcach. Jocelyn w pewnym  sensie też była wygnańcem.


Ale nie miała pojęcia o wygnanych Lightwoodach, a gdyby miała, zapewne przeniosłaby się tam, gdzie Instytutem nie zarządzają ludzie, z którymi spędziła większość życia, uznałem to więc za fałszywy trop.


Tak  jak  w  innych  miastach, rozsyłałem wieści w Podziemnym Świecie, szukając jakiegokolwiek śladu Jocelyn, ale  nie  znalazłem  żadnego,  jakby  po  prostu  rozpłynęła  się  w  zwykłym  świecie.


Aż dziwne, że nikt nigdy nie zauważył Jocelyn w okolicach domu Magnusa, przecież wokół miejscówki Bane’a ZAWSZE się ktoś kręci.


W końcu trafiłem na nią przypadkiem. Kiedy włóczyłem się po ulicach Soho, mój wzrok przyciągnął obraz wiszący w oknie galerii na brukowanej Broome Street. Był  to  pejzaż,  który  od  razu  rozpoznałem,  widok  z  okna  jej  rodowej posiadłości:  zielone  trawniki  ciągnące  się  do  linii  drzew, za  którymi  biegła niewidoczna droga. Rozpoznałem jej styl, pociągnięcia pędzla, wszystko. Zastukałem do  drzwi  galerii,  ale  była  zamknięta.  Jeszcze  raz  przyjrzałem  się  obrazowi  i  tym razem zobaczyłem podpis. I tak poznałem jej nowe nazwisko: Jocelyn Fray.


Cassie, bardziej filmowego i ogranego chwytu nie mogłaś tu wcisnąć.
+ Jak widać, Jocelyn starała się ukryć z całych sił. Jej nowe nazwisko w ogóle nie kojarzy się ze starym. Zmiana imienia na bardziej pospolite nie wchodziła z kolei w grę. Oryginalność zawsze wygrywa z chęcią przetrwania.


Wieczorem ją odszukałem. Mieszkała na piątym piętrze w domu bez windy w dzielnicy  artystów.  East  Village.


Brak windy symbolizuje skrajną biedę, jak rozumiem.


Wszedłem  po  brudnych,  słabo  oświetlonych schodach,  z  sercem  w  gardle  i  zapukałem  do  jej  drzwi.  Otworzyła  je  mała dziewczynka  z  ciemnorudymi  warkoczami  i  badawczymi  oczami.


Nie wiedziałam, że Clary ma siostrę! No bo przecież to badawcze spojrzenie nie mogło należeć do naszej ulubionej rozwielitki, prawda…?


Rozdział kończy się następująco:


A  potem zobaczyłem  za  nią  Jocelyn  z  rękami  poplamionymi  farbą  i  twarzą  taką  samą  jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi... Resztę tej historii znasz.


My niestety również, ponieważ Walentynka nie zabija nikogo poza statystami.


I to by było wszystko na dzisiaj. Jeśli kogoś znudziła historia Luke’a, macie tutaj krótki komiks na poprawę humoru.


W następnym rozdziale zobaczymy, że Clary nie wyciągnęła z historii najbardziej logicznego wniosku, autorka znów zaprezentuje nam swój brak warsztatu pisarskiego w ogóle, a w scenach akcji w szczególe oraz czeka nas zwrot akcji, który przewidziała już znakomita większość moich czytelników.


Do zobaczenia!

65 komentarzy:

  1. Nie znam imion połowy ludzi - rzekł Valentine
    Przysięgam, przeczytałam "płowych ludzi" :/
    W ogóle, kto tak opowiada? Próbowałam sobie wyobrazić Luke'a tłumaczącego to wszystko rannej eklerce TYMI słowami i... no kiepsko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płowy człowiek wtedy jeszcze nie raczkował nawet, więc to oczywiste, że Valentine nie znał jego imienia. :P
      To, że Clare nie potrafi pisać dialogów, jest oczywiste. Naturalnym następstwem jest to, że totalnie położyła monolog, który jeszcze trudniej jest napisać naturalnie. xD

      Usuń
  2. "UPADEK KUSI"

    Przysięgam, dobre kilka sekund zastanawiałam się kim, do diabła, jest Kusia.

    "Jest tam sieć małych miasteczek i stolica, Alicante, gdzie spotyka się Clave."

    Nadal śmieszne. BTW, czy w serii jest więcej przypadków nazw tajemniczych krain, które Clare "tworzyła" otwierając na chybił trafił atlas?

    "Starszy ode mnie o rok, był zdecydowanie najbardziej popularnym chłopcem w szkole: przystojny, bystry, bogaty, zaangażowany i do tego świetny wojownik."

    Z pewnością był też kapitanem szkolnej drużyny koszykówki.

    "Robert Lightwood, którego przerażały Znaki."

    Niedobrze, Voldemort raczej nie toleruje kalkomanii. *suchar mode off*

    "Czasami słyszała krzyki przez ściany..."

    Swoją drogą, podziwiam żelazne nerwy Jocelyn, skoro najwyraźniej nie przeszkadzało jej nawet podczas ciąży, że za ścianą (jak rozumiem, jej własnego domu) odbywa się cholera wie co. Musi być też wyjątkowo dyskretna, skoro nigdy nawet nie próbowała podejrzeć, o co biega.

    "A skoro Valentine zdradził jedynie członkom Kręgu, co go spotkało, czy naprawdę NIKT nie szukał Luciana Graymarka? Chociażby za zaleganie z rachunkami? "

    No i teraz widzę oczyma duszy Smutnego Urzędnika wpadającego do kryjówki wilkołaków: "Dzień dobry państwu, kontrola skarbowa..."

    "Wkrótce potem on też się zjawił, ale ukryłem się przed nim, jak to potrafią wilkołaki"

    Biorąc pod uwagę, że wilkołaki to takie bardzo duże wilki, być może Luke próbuje w ów dyskretny sposób przekazać Eklerce, że ni wuja nie dał rady się schować, a Henryk widząc Suriuszoremusa robiącego cosplay puchatego dywanu stwierdził: "Pier***, takie to żenujące, że nie mam nawet siły sięgać po broń, wracam do domu i udaję sam przed sobą, że to się nigdy nie wydarzyło".

    "Pojechali do Alicante powozem."

    Swoją drogą...na jakim właściwie etapie technologicznego zaawansowanie jest Idris? Bo mnie z tych opisów jawi się, nomen omen, taki dwór czasów Tudorów i zastanawiam się, jak w takim razie rdzenna mieszkanka Jocelyn zdołała przeżyć szok kulturowy, jakim była wyprowadzka do Paryża/Nowego Jorku z jego komórkami, neonami i Internetem. Skąd w ogóle wiedziała, czym jest samolot i jak wygląda podróż do Stanów mugolską komunikacją?

    "Hodge czmychnął na samym początku."

    :D Słowo daję, ta postać rozczula mnie coraz bardziej; mam wrażenie, że każdą swoją decyzją daje innym do zrozumienia: "Ja chcę tylko móc w spokoju wypić herbatę w tej przytulnej kawiarence na Manhattanie".

    "Valentine zniszczył dom demonicznym ogniem. Żaden inny nie płonie takim żarem ani nie pozostawia po sobie tak niewiele."

    Szatańska Pożoga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W związku z Twoim poprzednim komentarzem, przyszło mi do głowy, że Kusia to może być pseudonim sceniczny Hodge'a...

      Nope, nie ma więcej całych krajów, są jedynie pojedyncze miejsca posiane w takim Niewiadomogdzie, typowe dla urban fantasy, więc się nawet nie czepiam.

      Mnie właśnie też wprawiają w podziw żelazne nerwy Jocelyn, która co prawda żaliła się Luke'owi, ale ani nie podejrzała, ani nie żądała wyjaśnień, ani nie spytała rodziców, czy też to słyszeli i czy poparliby ją, gdyby chciała separacji...

      Kwiiiik! Kontrola skarbowa wilkołaków wywołała u mnie napad śmiechu <3

      Ja myślę, że Syriuszoremus postanowił udawać krzak, gdyż edukacja w Idrisie stała na jeszcze niższym poziomie niż w Nowym Jorku i sądził, że wilcza jagoda nazywa się tak dlatego, że na krzaku rosną owoce w kształcie wilka.

      Idris, podobnie jak cały świat Nocnych Łowców, prawdopodobnie znajduje się gdzieś na etapie XIX wieku, co jest o tyle zabawne, że w XIX wieku Nocni Łowcy znajdowali się na tym samym etapie, więc wówczas rozwijali się RÓWNOCZEŚNIE z Przyziemnymi. A szok kulturowy... No cóż, Cassie widać zapomniała, że w Idrisie nie uczą mugoloznawstwa.

      Nie mogę zaprzeczyć. Rosnące z każdym rozdziałem rozmiary wyjebongo Hodge'a zdecydowanie tak wyglądają. xD

      Też miałam skojarzenia z Szatańską Pożogą i to naprawdę dziwne, że mamy już DWA pomysły z siódmego tomu, który wyszedł po Mieście Kości... Czy były jakieś przecieki przed premierą Insygniów Śmierci?

      Usuń
    2. Kusia, bo kusi swymi kocimi ruchami gości klubu! Masz rację, to ma sens!

      "Ja myślę, że Syriuszoremus postanowił udawać krzak, gdyż edukacja w Idrisie stała na jeszcze niższym poziomie niż w Nowym Jorku i sądził, że wilcza jagoda nazywa się tak dlatego, że na krzaku rosną owoce w kształcie wilka."

      :D To tłumaczyłoby poniekąd, dlaczego Henryk postanowił go nie zabijać - jak już opanuje świat, Luke zostanie nadwornym błaznem.

      Chociaż z drugiej strony - obaj kończyli tę samą szkołę. Może czarę nienawiści Henryka przelała chwila, kiedy chciał sobie zerwać jagódkę, a został z kłębem sierści?

      Usuń
    3. No i teraz widzę Hodge'a w takim tańcu: https://www.youtube.com/watch?v=3CuzCLEHF_0 Tylko węża trzeba zastąpić krukiem, a alkohol dzbankiem herbaty.

      Myślę, że druga opcja jest wysoce bardziej prawdopodobna. Z drugiej strony, Henryk się ponoć uczył lepiej, więc może przynajmniej TO ogarnął...

      Usuń
  3. Boru i Jeżu, jakie to nudne.
    Nic nie przekona mnie, że Syriuszoremus nie był zakochany w Walentynce. Nic.

    Czemu Główny Zły jest idiotą? Serio się pytam. Nie ma nic złego w głupim antagoniście, ale ten to chyba ma IQ niższe od temperatury ciała :v
    Jak ja nie lubię, kiedy autor tak bardzo kocha swoje pacynki, że nie potrafi ich zabić i musi wprowadzać jakieś postaci na pięćdziesiątym planie, żeby ktoś mógł umrzeć. Cassie, nie bierz przykładu ze Stefy!
    I nie chcę nic mówić, ale Główny Zły póki co nie wydaje mi się dużo gorszy od Jace'a, który niby ma być Tru Loffem...
    W ogóle, czy związek parabatai zawsze musi być w schemacie Przebojowy Przystojniak - Mniej Fajny Sfriendzonowany? Valentine i Luke, Jace i Alec, to samo, inne imiona. Jest Naczelny Buc, jest Gorszy z Łukiem. Smutne to, zero kreatywności.

    Świetna robota! Im bliżej końca, tym bardziej Cassie się zaplątuje we własną intrygę i coraz mniej ogarnia własne uniwersum.

    Leszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tak samo. Właściwie to dziwi mnie jedynie to nagłe wyskoczenie z miłością do Jocelyn, bo ona w tej historii Luke'a przez większość czasu była... nieobecna? Słońce wschodziło i zachodziło dla Walentynki.

      Główny Zły jest idiotą, bo autorka nie potrafi napisać nic lepszego. Smutne, ale prawdziwe.
      Co do zabijania postaci na pięćdziesiątym planie - ...cóż, w drugim tomie poznamy postać, którą ewidentnie napisano tylko po to, żeby mogła zginąć. Także tego.
      Well, nie! Jest jeszcze Emma i Julian. Choć z drugiej strony, oni też spełniają ten schemat, tylko kręcą ze sobą nawzajem.

      A to dopiero pierwszy tom. Aż się boję, ile loli nagle odkryję w kolejnych. :D

      Usuń
    2. A, i co do Głównego Złego - jakby nie patrzeć, Główny Zły to gardzi tylko Podziemnymi, Jacuś się otwarcie brzydzi również Przyziemnymi... Także tego.

      Usuń
    3. *autoreklama on*

      Ja martwię się, że przesadzam w drugą stronę w książce ya mordując truloffa. Ale nawet nie żałuję...

      Małe a głupie

      Usuń
    4. Wow, a jaki to truloff? Bo jeśli pokroju pana PB, to wyszedł happy end!
      ...
      Chociaż nie, nikomu nie życzę śmierci w sumie.
      Ale gatunek truloffa chcę znać

      Usuń
    5. Raczej sympatyczny bym powiedziała... Przynajmniej tak mi się wydaje... Stara się, ale mu.nie wychodzi i moja mary sue musi go ciągle ratować... jak widać nie idzie jej to zbyt dobrze.

      Małe a głupie

      Usuń
  4. Nie mogę pozbyć się wizji, w której Eklerka kończy jak własna matka. Zbyt wiele rzeczy się nakłada:
    Obie zakochują się w bucach.
    Buce są rasistowscy do bólu.
    Obie mają najlepszych przyjaciół.
    Przyjaciele to fajtłapy uwięzione we friendzone, pozwalające się wykorzystywać (i notabene obaj strzelają z łuku!).
    Ci przyjaciele w pewnym momencie SPOILER stają się Podziemnymi KONIEC SPOILERA.

    Ja widzę to tak. Za kilka lat Clare przekona się, że Jace to płowy buc i zacznie się go bać (kto wie, może Jace również zacznie bawić się w eksperymenty przeprowadzone w domowej piwnicy). Ucieknie od niego, Simon niczym ten wierny pies podrepta za nią, aby w końcu się z nią hajtnąć, bo w końcu Eklerka zawsze go kochała, ale była po prostu zaślepiona urodą płowego buca. koniec.
    A potem wszystko od początku, tyle że z córką Clare, którą ta spłodziła z Jacem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mnie nie straszyć, Eklerka i Jacuś się już chyba zaręczyli według timeline'a, ja NAPRAWDĘ nie chcę słuchać o ich bachorach. A poza tym, czy ta córka będzie pięknie płowa, czy może raczej ruda po mamusi? Z tym, że Simon musiałby !!!SPOILER!!! zerwać z Izą i w ogóle byłaby drama !!!KONIEC SPOILERA!!!.
      Boru, ale to brzmi tak niepokojąco prawdopodobnie.

      Usuń
    2. Córka będzie miała płowe oczy, ale włosy odziedziczy po matce. Bo jak to tak, główna heroina, a nie miałaby być ruda?! A tfu!

      A że Simon miałby zerwać z Izą... no cóż, zdarza się. Eklerka i jej szczęście najważniejsze.

      Usuń
    3. No... W sumie poza Eklerką to praktycznie nikt rudy w tym uniwersum nie jest. To jej znak firmowy. Więc córa powinna to odziedziczyć, racja xD

      Usuń
  5. Gdy w pierwszym tomie traktowałaś Aleca i Pdziemnych jak ofiary i zło konieczne, ale byli ulubieńcami fanów i w następnych częściach pokazujesz ich zupełnie inaczej...

    Cytat o upadku autorka na pewno umieszczała mając przed oczami biednego Jacusia, który jest taki dobry ale skrzywdzony(tm). W sumie mi ten cytat pasuje też do mojego opka ale do antagonistki... która jest sympatyczniejsza niż wszyscy nocni łowcy a to wcale nie świadczy o nich dobrze.

    Już zapomniałam że Luke też był takim rasistą. Bo w późniejszych tomach chyba przestał i okazało się że podziemni też są całkiem spoko... Jak już mówiłam wszystko dla fanów


    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cassie jest znana z upychania fanserwisu, ale prawda, pod tym względem to dopiero można mieć ubaw. Dorzućmy te milion nowych elementów, które w ogóle nie pasują do świata z pierwszych tomów. Nie ogarniać swojego świata tak bardzo.

      Ach racja, to w sumie w teorii mogłoby pasować do Jacusia. Ale i tak bardziej w serialu, jakby nie patrzeć.

      Ofc, potem bycie wilkołakiem było supi-dupi. Ratunku, niech ta część się już skończy.

      Usuń
  6. Znaczy... Clary NADAL nie rozkmini, że jest Córką Voldemorta?
    A co do zachowania Jocelyn - dyć to inspiracyje z gangsterskiego kina są! Tam mąż może kierować mafią, zaciukać połowę okolicy, a żona i tak przy nim zostaje,bo Imperatyw Narracyjny i potrzeba naprawdę jakiejś ostatecznej ostateczności,żeby wzięła rzyć w troki i porzuciła danego buca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, w kolejnym rozdziale zaczyna pytać, gdzie w tym wszystkim jej ojciec. To miłe, że posądza Jocelyn o zdradę małżeńską.
      Rzeczywiście! W sumie całkiem to blisko do żony Michaela Corleone, jakby nie patrzeć. xD

      Usuń
    2. Dokładnie! Kobieta wie, że jej facet jest z porąbanej rodziny, na końcu ma jawny dowód, a mimo tego nie ucieka z dzieciakami w cholerę(pierwsza część)... A w trzeciej ot tak spotyka się ponownie z mężem, który był seryjnym mordercą, manipulował ją i użył przemocy. Gdzie tu logika, psychologia? Niewiele to bardziej realistyczna sytuacja od Jocelyn , zwłaszcza że Kay nie pochodziła ze środowiska, gdzie mafia to była normalka.Gdyby to jeszcze było przedstawione jako syndrom sztokholmski, problem przywiązania ofiary przemocy domowej (ogółem w takich sytuacjach częsta jest wiara on się zmieni)Zresztą dla mnie Ojciec chrzestny to nie arcydzieło psychologii.

      Ela TBG

      Usuń
    3. Jakby jednak nie patrzeć, Michael nie wprowadził się do Kay, więc sytuacja była nieco mniej żenująca. No chyba że dobrze pamiętam i Kay, córka pastora, bez problemu zmieniła dla męża religię. Książkę czytałam dosyć dawno i wyniosłam z niej głównie podszytą litością sympatię do kochanki najstarszego syna Vito.

      Usuń
    4. Ja myślałam o filmie, książka to dla mnie było jeszcze większe curiosum właśnie przez tę zmianę religii gdy wiesz tak od 1/4 powieści, że twój facet to morderca z porąbanej rodziny.

      Usuń
    5. Przyznam szczerze, nigdy nie miałam okazji/czasu obejrzeć filmu, wciąż się do tego zbieram. Niby klasyka, niby lepszy od książki... Ale ta książka...

      Usuń
  7. linkowanie do wiki shadowhunterow powinno byc karalne, bo zawsze wychodze stamtąd z bolem glowy od akrobacji genealogicznych, ktore wyczynia ałtorka. poza tym ten monolog byl bardziej, niz bolesny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te akrobacje genetyczne i tak jej średnio wychodzą, dla mnie Nocni Łowcy to i tak jedna wielka, patologiczna rodzina. Ten monolog był koszmarem, wolę już naszego Gustawokonrada.

      Usuń
    2. A ja z całych Dziadów najbardziej lubię przyjaciela Gustawa -ofc tego z 4 części. To taki Simon tamtejszy -Gustaw nawet nie wie, jakim drzewem on jest! No i nie mękoli tyle co inni...

      Usuń
    3. serio nie ma bardziej zalosnej proby nadania fabule suspensu od zabawy genetyka. naprawde, jakie to ma znaczenie kto jest czyim zaginionym rodzicem? i tak jestesmy wypadkowa naszego otoczenia. Jacek jest popieprzony przez 'surowa milosc' papcia Waylanda, Clary przez kompletny brak zainteresowania swojej matki wychowywaniem jej na zdrowego czlonka spoleczenstwa. no i moze to dlatego, ze jestem jedynaczka, ale watek niby-kazirodztwa jakos mnie malo przeraza, skoro nasze golabeczki nie byly razem chowane.
      emocje jak w Na Wspolnej.

      Usuń
    4. !!!SPOILER!!!

      Mnie ten wątek quasi-incestowy rozbraja, bo Casssie robi przeklętych kochanków z dwóch osób, które znają się... tydzień. I w gruncie rzeczy nic ich nie łączy poza chucią, która by w tych okolicznościach opadła. To byłoby na zasadzie tych wszystkich przypałowych anegdotek, jak to na weselu anon wyrwał pannę 10/10, zaraz pójdę na tete-a-tete, a wtedy wbija wujek Zdzisław i "no, anon, pamiętasz swoją siostrę cioteczną, jak widzę" i nagle atmosfera się ulatnia bezpowrotnie. Sorry, ale nie kupuję tych wyklętych przez gwiazdy kochanków.

      !!!KONIEC SPOILERA!!!

      Usuń
    5. :D przyżylam to i takie historie niesamowicie mnie bawią same w sobie, a w połączeniu z Jaclerką i ich nadętym stylem bycia to już w ogóle piękna wizja. to kiedy mamusia wpada na wesele? w tym tomie?

      Usuń
    6. Mamusia pozostaje rzodkiewką dosłownie aż do trzeciego tomu, bo autorka nie miała pomysłu, co z nią zrobić. XD

      Usuń
  8. 1/2„Po kilku dniach opieki nad Hodgarem, Iriaedal zmieniła zdanie na jego temat. Wcześniej uważała, że jest irytujący i głupi, a teraz mu nawet
    współczuła. Tak gwałtowną zmianę opinii na jego temat spowodowała pewna rozmowa podczas ciemnej, bezksiężycowej nocy.
    Arcykapłankę obudził krzyk – przeszywający, przeraźliwy krzyk, który podczas nocy takich jak ta zwiastował jedynie kłopoty – takie noce
    były domeną Shar – siostry bliźniaczki i największego wroga Księżycowej Pani. Iriaedal zerwała się z łóżka i pobiegła w stronę izby
    chorych. Okazało się, że ten rozpaczliwy dźwięk wydobywał się z gardła Aasimara, który, jak na to wyglądało, miał koszmar.
    - Obudź się! – Arcykapłanka potrząsnęła Hodgarem, który siadając uderzył ją głową prosto w czoło - Co ci się śniło? – zapytała rozcierając
    czoło.
    - Stary koszmar… – Iriaedal nigdy nie widziała go tak roztrzęsionego, tak… zrozpaczonego, miał łzy w oczach - Byłem głupcem,
    młodym, łatwowiernym i idealnym do zmanipulowania głupcem. Wierzyłem mu Arcykapłanko…
    - Komu?
    - Mężczyźnie, któremu zaufałem, że będzie dobrym przywódcą, że coś… Zmieni.
    Następne kilkanaście minut minęły na opowiadaniu o szkole, o nauce magii run (która według Hodgara, magią nie była, co niemożebnie
    zdziwiło Iriaedal. Jej wiedza na temat run może nie była jakoś szczególnie wielka ale znała kilku krasnoludów, którzy się tym zajmowali.
    Według nich była to trudna i pracochłonna droga nauki magii, ale efekty ich wysiłków były tego warte.), o ich guru zwanym Valentine i o
    ich wendecie przeciwko demonom. I o totalnej porażce ich filozofii.
    - Chwileczkę działaliście przeciwko waszemu przywództwu? Dlaczego więc was nie zabito? Przecież wasze działania mogły was ujawnić –
    teraz Iriaedal była wybitnie zdziwiona. – Byliście niebezpieczni. Fanatyczni i szaleni. I byliście mordercami.
    - Skazano mnie na areszt domowy z możliwością korzystania z portalu, bo byłem pyszny, zarozumiały i arogancki. Wydawało mi się, że
    wiem lepiej, bo zaczytywałem się w starodrukach, poznawałem historię Nocnych Łowców i myślałem, że wyciągam właściwe wnioski. W
    swoim egocentryzmie i jednoczesnym zafascynowaniu Valentinem, uważałem się za lepszego. ON mnie przekonał, że jestem lepszy. Wtedy
    – zamknięcie mnie w areszcie domowym było dla mnie największą karą – nie bałem się śmierci – wydawało mi się, że jeśli umrę za sprawę
    Valentine’a to będę uznany za męczennika za słusznymi poglądami. A tak? Zamknięto mnie z kilkoma osobami, bez możliwości
    podróżowania, bym pogrążył się w szaleństwie – Arcykapłanka zauważyła z szokiem, że w oczach Aasimara pojawił się wyrzut i
    zgorzknienie - W ostatnich latach małolaty – równie aroganckie i głupie jak dawniej ja, wychodziły, zabijały demony, a ja powoli
    popadałem w całkowitą apatię. I wtedy znów pojawił się ON. Pomogłem mu, z nadzieją, że znowu będę kimś ważnym, że będę się liczył,
    że znowu coś poczuję!
    A on? Odrzucił mnie, zostawił jak śmiecia! Nienawidziłem tych małolatów ale nie chciałem ich śmierci. A teraz jeden z nich nie żyje, drugi
    prawdopodobnie jest torturowany. I poczułem coś! Czuję się winny! Gdzie mam teraz iść i co zrobić kapłanko?!
    - Według mnie? Jedynie co ci zostało, to próbować naprawić co zepsułeś. Uzdrowię cię, pomogę ci wrócić do twojego świata. Co potem
    zrobisz, to tylko zależy od ciebie.
    Hogdar był głupcem i był irytujący. Ale teraz Iriaedal mu współczuła i chciała pomóc”

    OdpowiedzUsuń
  9. Ogólnie to emocje jak na grzybach...
    Nie rozumiem tego rutynowego napadania. Po prostu tego nie widzę, po co, dlaczego? Jeśli już napadać to czemu nie raz, a porządnie? Eh, chyba szukam logiki tam gdzie jej nie ma.
    Na tą chwilę najbardziej zastanawia mnie jak Jocelyn udało się dostosować do świata przyziemnych, biorąc pod uwagę to, że nocni łowcy mają niezbyt dużą wiedzę na ten temat, no bo po co by im takie informacje były potrzebne c'nie?
    Tak nawiązując do całości tej "książki" to nie sądziłam, że jest tak źle. Czytałam tylko ten cykl o maszynach, nie wprawił mnie on w jakiś ogromny zachwyt, ale wydawał się okej i żyłam w błogim przeświadczeniu, że ta seria ma podobny poziom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No weś, na grzybach to przynajmniej można się zastanowić, czy coś jest trujące albo wpaść na dzika, a tu? :v
      Tak, zdecydowanie szukanie tu logiki nie ma sensu. Przypomina mi się "Selekcja" i rebelianci wpadający rutynowo na herbatkę do pałacu. Podobny poziom skuteczności.
      Może Jocelyn jako jedyna z całej kompanii chodziła na mugoloznawstwo? Znaczy tfu! Przyziemnozwastwo?
      Będąc szczerą, przed ostatnim re-readem to nawet ja nie sądziłam, że jest AŻ TAK źle.

      Usuń
  10. „Po kilku dniach opieki nad Hodgarem, Iriaedal zmieniła zdanie na jego temat. Wcześniej uważała, że jest irytujący i głupi, a teraz mu nawet
    współczuła. Tak gwałtowną zmianę opinii na jego temat spowodowała pewna rozmowa podczas ciemnej, bezksiężycowej nocy.
    Arcykapłankę obudził krzyk – przeszywający, przeraźliwy krzyk, który podczas nocy takich jak ta zwiastował jedynie kłopoty – takie noce
    były domeną Shar – siostry bliźniaczki i największego wroga Księżycowej Pani. Iriaedal zerwała się z łóżka i pobiegła w stronę izby
    chorych. Okazało się, że ten rozpaczliwy dźwięk wydobywał się z gardła Aasimara, który, jak na to wyglądało, miał koszmar.
    - Obudź się! – Arcykapłanka potrząsnęła Hodgarem, który siadając uderzył ją głową prosto w czoło - Co ci się śniło? – zapytała rozcierając
    czoło.
    - Stary koszmar… – Iriaedal nigdy nie widziała go tak roztrzęsionego, tak… zrozpaczonego, miał łzy w oczach - Byłem głupcem,
    młodym, łatwowiernym i idealnym do zmanipulowania głupcem. Wierzyłem mu Arcykapłanko…
    - Komu?
    - Mężczyźnie, któremu zaufałem, że będzie dobrym przywódcą, że coś… Zmieni.
    Następne kilkanaście minut minęły na opowiadaniu o szkole, o nauce magii run (która według Hodgara, magią nie była, co niemożebnie
    zdziwiło Iriaedal. Jej wiedza na temat run może nie była jakoś szczególnie wielka ale znała kilku krasnoludów, którzy się tym zajmowali.
    Według nich była to trudna i pracochłonna droga nauki magii, ale efekty ich wysiłków były tego warte.), o ich guru zwanym Valentine i o
    ich wendecie przeciwko demonom. I o totalnej porażce ich filozofii.
    - Chwileczkę działaliście przeciwko waszemu przywództwu? Dlaczego więc was nie zabito? Przecież wasze działania mogły was ujawnić –
    teraz Iriaedal była wybitnie zdziwiona. – Byliście niebezpieczni. Fanatyczni i szaleni. I byliście mordercami.
    - Skazano mnie na areszt domowy z możliwością korzystania z portalu, bo byłem pyszny, zarozumiały i arogancki. Wydawało mi się, że
    wiem lepiej, bo zaczytywałem się w starodrukach, poznawałem historię Nocnych Łowców i myślałem, że wyciągam właściwe wnioski. W
    swoim egocentryzmie i jednoczesnym zafascynowaniu Valentinem, uważałem się za lepszego. ON mnie przekonał, że jestem lepszy. Wtedy
    – zamknięcie mnie w areszcie domowym było dla mnie największą karą – nie bałem się śmierci – wydawało mi się, że jeśli umrę za sprawę
    Valentine’a to będę uznany za męczennika za słusznymi poglądami. A tak? Zamknięto mnie z kilkoma osobami, bez możliwości
    podróżowania, bym pogrążył się w szaleństwie – Arcykapłanka zauważyła z szokiem, że w oczach Aasimara pojawił się wyrzut i
    zgorzknienie - W ostatnich latach małolaty – równie aroganckie i głupie jak dawniej ja, wychodziły, zabijały demony, a ja powoli
    popadałem w całkowitą apatię. I wtedy znów pojawił się ON. Pomogłem mu, z nadzieją, że znowu będę kimś ważnym, że będę się liczył,
    że znowu coś poczuję!
    A on? Odrzucił mnie, zostawił jak śmiecia! Nienawidziłem tych małolatów ale nie chciałem ich śmierci. A teraz jeden z nich nie żyje, drugi
    prawdopodobnie jest torturowany. I poczułem coś! Czuję się winny! Gdzie mam teraz iść i co zrobić kapłanko?!
    - Według mnie? Jedynie co ci zostało, to próbować naprawić co zepsułeś. Uzdrowię cię, pomogę ci wrócić do twojego świata. Co potem
    zrobisz, to tylko zależy od ciebie.
    Hogdar był głupcem i był irytujący. Ale teraz Iriaedal mu współczuła i chciała pomóc”
    Ciąg dalszy nie nastąpi, chyba, że wena mi przyjdzie. xD na szczęście mnie nikt nie wyda. Po tym rozdziale jestem święcie przekonana, że Walentynka miał harem mężczyzn na zawołanie. Jak matkę kocham, wszyscy go ubóstwiali.
    A ja w RPG uwielbiam łuki – i nie rozumiem czemu tak wielu autorów fantasy uważa je za gorszą broń.
    Rozdział nudny (nie mogę uwierzyć, że prawie koniec pierwszego tomu – tu nic się nie dzieje!), a Walentynka zaczyna niebezpiecznie mi
    się kojarzyć z antagonistami Disneya. Jeszcze trochę, a będę słyszeć coś o głupiej dzikusce i bębnach wojny. A może ogniu piekieł?
    Podziwiam, że udało Ci się coś wyciągnąć z tego rozdziału i czekam na kolejny.
    Pozdrawiam
    Silje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne! Co prawda, nadaje Hodge'owi nieco więcej głębi niż Cassie by kiedykolwiek potrafiła, ale od czego są fix-it fiki. Silje, to Ciebie powinni wydać zamiast Cassie, czyta się to zdecydowanie lepiej. xD
      Męski harem Walentynki brzmi zadziwiająco kanonicznie. Prawie jak sułtan Murad - tu płodzenie dzieci dla przedłużenia rodu, tam męski harem.
      Ja też zawsze bardzo lubiłam łuki i to przykre, że łuki są dyskryminowane. Zostaje nam dziękować za Legolasów, którzy ratują dobre imię tej broni. :v
      (Cóż, uwierz - zostały TRZY odcinki do końca). Do Walentynki chyba jednak najlepiej pasuje "Przyjdzie czas" :D

      Usuń
    2. Nawet nie zauważyłam, że nadałam jakikolwiek charakter naczelnej ekspozycji. Dziękuję za komplement, chociaż sporo błędów zrobiłam. :)
      Co do "Przyjdzie czas" poszukaj wersji Studia Accantus i wyobraź sobie Walentynkę na miejscu wykonawcy tzn zachowującego się jak on xD

      Usuń
    3. Znam wszystkie covery Accantusa, teraz nie będę mogła oglądać tego aktora bez skojarzeń XD

      Usuń
  11. No i kurczę, wypowiedź SyriuszoRemusa to jest ekspozycja, a nie żaden monolog. Monolog to powinien być bardziej urywany, więcej przerywników, wtrąceń i w ogóle. Co z tego, że to teoretycznie literatura YA, a nie żaden ą ę Joyce czy Dostojewski?

    Ela TBG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Well. To mamy z siedem stron czystej ekspozycji. Rekord Hodge'a pobity!

      Usuń
  12. O.ja.pierdole. Myślałam, że przeżyłam już wszystko. Że mimo wszystko moja sympatia do Luke'a mnie uratuje... Och, jak bardzo się myliłam...
    Ja pieprzę, Panie, co to się odjaniepawliło? JEDYNE co wyniosłam z tego... Przemilczę... To headcanon do serialu, nowy ship i porównanie...
    Niedołężność Luke'a i jego TREAGIDŻNA historia mnie tak wkurwia... Nie, serio, denerwuje mnie bardziej niż Werter, a o gościu napisałam pełną hejtu rozprawkę... Naprawdę mało kto mnie tak denerwuje ughhhh...
    Ship ValxLuke...him... Tak naprawdę mało która postać Cassie nie przejawia krypto gay preferencji,ale autorka się wypiera tego jak wściekła... A mi sytuacji nie poprawia fakt, że widzę tego czarnego Luke'a, i to nawet nie Isaiah tylko aktora z szóstego odcinka ,gdy Magnus opowiadał Clary flashbacki 😂
    Już miałam panikę, że nie będę miała porównania, ale Ptahowi dzięki, jest... I jak zwykle dziwności w nim są, Ave 😂
    Plus CZEKAJ KUŹWA CZARODZIEJE WŁADAJĄCY ŻELAZEM? To co, w głowie Cassie, która stawia dzikie maleńkie kroczki w ekspozycji to czarownicy są bardziej od żywiołów czy co kurde? I po co Seeliem rogi? Na kij mają w nie trąbić... Ja mam tyle pytań i żadnej odpowiedzi...
    W ogóle opowieść Luke'a to jest tak cheesy romantic movie że ja pieprzę. Tu jest chyba KAŻDY wątek z takich filmów... Gdy Luke mówił jak odnalazł Jocelyn miałam z tyłu głowy melodie w stylu soundtracku z "Amelii" is2g...
    Także reasumując: Valentine, którego mam nienawidzić wypada sympatyczniej i bardziej zrozumiale niż protagoniści a ja mam headcanon z Maryse, jej bratem i Lukiem w roli głównej...
    Sonia ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mały bonus: kiedy Luke mówił o tym jak jego wilki skradły się za powozem Valentine'a przed oczami miałam widok następujący: powóz jedzie, za nim spokojnie truchtaja wilki niczym ta straż psia,w tle główny motyw z Różowej Pantery plus melodia z Mission Impossible a gdy Valentine odwraca głowę w tył albowiem słyszy jakieś zwierzaki, wilki ukrywają się za drzewami, stając na dwóch łapach i przywierając do kory drzew. Te grubsze muszą padać plackiem w leśnym runie, ale trudno, ich wina, trzeba było więcej biegać

      Usuń
    2. Najzabawniejsze, że pierwszotomowy Luke czy Alec nijak się mają do tych samych postaci w częściach późniejszych. To się nazywa pisanie pod publiczkę.
      Autorka się wielu rzeczy wypiera, bo wyszły jej przypadkiem. Aktorzy z tych flashbacków byli straszni. Pierwszy i ostatni raz poza Maxem i flashbackową Izzy widziałam w SH tak złe aktorstwo xDD
      Alez czego Ty oczekujesz. Na tym etapie Cassie nie miała zielonego pojęcia, jak właściwie funkcjonuje magia Podziemnych, więc jak Ci to wyjaśnić. A rogi może mają takie wypaśne, jak w Westeros, że aż mury burzą...
      Zgadzam się z tym cheesy romantic. Co dodatkowo śmiesznie wygląda, bo dużo bardziej zachwalał w tej ekspozycji Walentynkę niż Jocelyn xDD

      Usuń
    3. Wizja ze skradającymi się wilkołakami - piękna! <3 <3

      Usuń
    4. mam taka teze, ze wszyscy nienawidza Wertera, bo za bardzo im przypomina o pierwszej, ale takiej najpierwszej milosci w gimbazie :D jak sie go czyta jako takiego czternastolatka, ktory ledwo wstal od robienia AMV do Naruto pod piosenke My Chemical Romance i po raz pierwszy usmiechnela sie do niego jakas kolezanka z klasy, to jest cudownie :D

      Usuń
    5. Muszę obalić tę tezę: moja siostra lubi Wertera, bo dorabia mu profil psychologiczny, który nijak z książki nie wynika, ale ona święcie w niego wierzy. Lubi też Jokera w wykonaniu Jareda Leto. XD

      Usuń
    6. Obalam werterową tezę! Czytałam to, kiedy było mi smutno, żeby się pośmiać! Ulubiony cytat: "26 lipca
      Dobrze, droga Loto, wszystko załatwię i uczynię, co tylko chcesz, dawaj mi zleceń jak
      najwięcej. O jedno cię tylko proszę, oto nie zasypuj piaskiem atramentu na karteczkach, jakie
      mi posyłasz. Dzisiaj przywarłem ustami do twego pisma i teraz zgrzyta mi piasek w zębach." O_o

      ps: Piękny rozdział! Upchnięcie kilku lat wydarzeń w jednym rozdziale sprawiło , że stężenie akcji jest jako takie XD

      Usuń
    7. Mój Boru, zapomniałam o takich pięknych cytatach! I to jeszcze wyznaczony na dzień mych urodzin!

      W takim razie Cassie by się świetnie sprawdziła w short story - cały tom w jednym rozdziale i NAWET byśmy aż tak nie przysnęli XD

      Usuń
    8. Przez ten cytat oplułam monitor. Werter taki romantyczny.

      Usuń
  13. Ale jaki wpływ miał niby Walentynka na organizm Luke’a? I czy ja na pewno chcę to wiedzieć?
    No..jakby Ci t o...nie chcesz!
    RUTYNOWY napad na obóz wilkołaków?
    Prawda? KKK się kłania.
    Czy w Kręgu naprawdę było z pięć osób, że przewijają się wciąż te same nazwiska?
    To jak trzy zachorują,pozostałe dwie mogą się za ręce potrzymać?Wiedziała jedynie, że Krąg planuje napaść na nieuzbrojonych Podziemnych i wymordować ich w sali obrad.
    "A potem była wielka bitwa i Voldemort został pokonany..."
    Czasami słyszała krzyki przez ściany...
    I co..k...z tym zrobiła?!
    czy naprawdę NIKT nie szukał Luciana Graymarka? Chociażby za zaleganie z rachunkami? Czy w Idrisie w ogóle mają rachunki? I czy powinnam w środku tej porażająco nudnej fascynującej historii zastanawiać się nad takimi kwestiami?
    Jak zaczniemy szukać w tym logiki,wylądujemy na dnie butelki,waląc głowami o biurko.
    (ale jag to, Walentynka wprowadził się do żony?
    Voldi z teściami mieszkał?!O ja nie mogę!
    Zabawne toto,trzeba przyznać.A,o wilczej jagodzie super!
    Dzięki za zabawę.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenie z KKK zaczyna brzmieć nawet gorzej, gdy mam przed oczami show!Luke'a XD
      W końcu Krąg, co nie? :D
      Jak to co? Poskarżyła się Luke'owi, jak na silną, niezależną kobietę przystało! Kto by z tym szedł do Clave.
      Voldi mieszkał z teściami i najwidoczniej oni też mieli gdzieś wrzaski z piwnicy. XD

      Usuń
  14. Czy tylko mi nazwa tej części brzmi jak prequel "Nagrobka kusiowi" Morsztyna?

    Jak to krowy nie czytają? A co innego maja robić w czasie, gdy nikt ich nie myli z lekami?

    Szczerze, ja zawsze myślałam że stela wygląda jak półkilogramowy ciężarek, tylko pokryty runami i sparklący...

    A Luke był znalezionym w kapuście Nocnym Łowcą, ot, co.

    Co do wpływu na organizm, może to Walentynka pokazał Hodge'owi cudowne herbatki, skoro był taki super hiper i fokle.

    Co z tymi nazwiskami? Brakuje do kompletu chyba tylko Taylor Badblood.

    "Rutynowy napad" tak bardzo brzmi jak cassowersum... Może oni też po prostu wbijali i pisali po ścianach? Bo albo wszyscy NŁ to totalne pierdoły, albo wilkołaki są lepsze w konspirację od Polaków, albo już dawno powinny być gatunkiem wymarłym. Tak na logikę. Chyba, że chodziło o kontrolę ich populacji, co pokazuje NŁ w bardzo złym świetle, ale przynajmniej ma jakieś tam minimum sensu. Traktują Podziemnych jak zwierzęta, kontrolują ich liczebność, jak zbytnio się coś rozmnoży, to trzeba tu i ówdzie trochę wytłuc, zasłaniając się choćby utrzymaniem równowagi ekosystemu.

    Ale jak to, truloff przystopowuje agresję? Wydaje mi się, że jak już, to po prostu bierze większość jej na siebie (vide: obsada Intruza)...

    - Myślę, że powinniśmy rozpętać wojnę z Podziemiem.
    - Tak, tak, kochanie. Na obiad chcesz ryz czy ziemniaki?

    - Valentine, podobno z twojej piwnicy dobiegają jakieś podejrzane krzyki.
    - Kupiłem zestaw do karaoke, tylko nikomu nie mów.
    - Spoko, zią.

    Aha. Czyli że łuk<jakiś tandetny bacik?
    Chyba, że na wyposażeniu NŁ znajdują się wyłącznie takie łuki:
    https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1cOwRHVXXXXcwXFXXq6xXFXXXO/Mason-Bow-and-arrow-combination-Toys-bows-and-arrows-20pcs-lot-with-free-shipping.jpg

    O Podziemnych uczą ich tylko tego, co ma dla nich znaczenie: to podrzędne gatunki, są głupie i śmierdzą.

    Jeżeli w całym ich świecie huczało o plotek, to to był taki sekretny plan, że ho, ho.

    Co do sprzymierzenia się z demonami, skoro Walentynka był wielkim autorytetem w Kręgu, to mógł im wmówić, że najpierw wykorzystamy tych demonicznych frajerów, a potem coś w stylu planu Barbarossa no i cześć.

    Po co mieli go wyrzucać? Może jak Maksiu, chcieli wysłuchac różnych opinii?

    ... I po tym tekście intryga jakoby Darth Walentynka był ojcem Jacusia stała się nawet wiarygodna.

    Bo może to był taki gangsta łańcuszek, who knows.

    Nie zrobiła nic, bo ten fragment gry był z perspektywy Luke'a, a jako NPC była nieaktywna dopóki bohater nie znalazł się dostatecznie blisko, to elementarne, drogi Watsonie.

    Może to miało być coś jak w zaborze rosyjskim: nie podobasz nam się, więc wyślemy cię gdzieśtam, siedź, pracuj, nie zawadzaj? Nie, żeby po tej rzezi miało to sens... Coś takiego powinni zrobić gdy tylko dowiedzieli się o Kręgu.

    Brak windy? Zgroza, brak cytryny do herbaty to przy tym nic!

    Analiza miodzio, tekst źródłowy... Cóż. Zawsze jakiś przerywnik od całonocnego kucia matmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro ktoś zaczął się zastanawiać, kim jest Kusia, to chyba nie tylko Tobie.

      "Taylor Badblood" definitywnie zrobiła mi dzień XD

      Kontrola populacji brzmiałaby tak rozsądnie, że Cassie zapewne na to nie wpadła. A po ścianach chyba niezbyt jest gdzie pisać, skoro to obóz. Inna sprawa, że te wilkołaki najwyraźniej NAPRAWDĘ siedzą w Idrisie. Nie byłoby im wygodniej przesunąć się trochę w stronę lasów państw, które są nieco bardziej rozwinięte i zaludnione czymś poza Nocnymi Łowcami z ich rutynowymi napadami?

      Odnoszę wrażenie, że tak autorka wyobraża sobie większość łuków...

      Huczało od plotek, ale Clave, które składa się z wszystkich aktywnych Nocnych Łowców po siedemnastych urodzinach, jakoś nic nie słyszało! Sekretny!

      Niby mógł, ale byli już tacy (nieliczni), którzy czuli spore wątpliwości, myślę, że współpraca z demonami raczej by ich nie przekonała do tego, że wizja Walentynki jest taka świetna.

      A Clary nadal nic nie łapie.

      Jocelyn z bling-blingiem będzie teraz siedzieć w mojej głowie i doprowadzać do chichrania się.

      Ale czy w zaborze rosyjskim robili z wrogów systemu kierowników gułagu? No coś mi się średnio wydaje...

      Cieszmy się tekstem źródłowym, za tydzień wraca Jacuś.

      Usuń
  15. Tak swoją drogą (nie wiem, czy ktoś już poruszał tę kwestię) czy Clave nie powinno trzymać i edukować potomków członków Kręgu przy sobie w Idrisie, zamiast liczyć na Hodge'a? To chyba by się bardziej opłacało ze względów bezpieczeństwa i wpływów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie Clave nie powinno rozsyłać członków Kręgu po całym świecie/pozwalać im mieszkać na si, bo tak. Ale Clare nie wiedziała, jak to ugryźć, więc w latach 90 Z NIEZNANYCH POWODÓW Akademia Nocnych Łowców została zamknięta. Powróci pod koniec serii i oh boi...
      Sam fakt, jak to niebezpiecznie wypada, że Hodge uczy dzieciaki, wytknęłam bodajże w rozdziale dziewiątym.

      Usuń
  16. Byłam dzisiaj w księgarni i nagle rzuciło mi się w oczy "miasto kości" wzięłam z ciekawości do ręki (bo oprócz analizy nie miałam z tym dziełem nic do czynienia ani książką ani serialem ani filmem) i myślę "no nie, to nie może być takie gruboe jak tam się przecież nic nie dzieje! Może to taki zestaw, że trzy tomy w jednym?" Ale nie. To była jedna książka O.o
    wyjaśniło się jak zobaczyłam wielkość liter :|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, takie "Miasto Niebiańskiego Ognia" jest już niestety grube nie tylko z powodu wielkości czcionki. Niemniej, lasy deszczowe płaczą nad Cassie. :/

      Usuń
  17. SOM KOLOROWANKI Z NOCNYMI OWCAMI!!!
    TU!: http://prodimage.images-bn.com/pimages/9781481497565_p0_v2_s1200x630.jpg
    a jak się wpisze w google tytuł, to pokazują obrazki ze środka! i mundre cytaty!
    gdzie sprzedają płowe kredki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tak po prawdzie, wygląda to lepiej niż kolorowanka HP... XD
      Pewnie będą z wydaniem z okazji dziesięciolecia!

      Usuń
    2. E, na okładce zapomnieli dać Simona!
      ...
      He, he, teraz płowiec i eklerka się rozbiją, bo nikt im nie powie, że wschodzi słońce!

      Usuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E... Ale to nie są nowości? O trylogii na temat anomalii, które (wbrew wszelkiej logice) wypchnęła na świat Tessa, wiadomo już od dłuższego czasu, a o piątej też przebąkiwała od dosyć dawna. Dziękuję za informacje, ale to dosyć trącące nieświeżością newsy. xD

      Po drugie: ale ja bardzo proszę, bez przesady. Możemy narzekać na poziom warsztatowy autorki, jej patologiczne fabuły czy poglądy, z którymi nawet nie stara się ukrywać w książkach, ale naprawdę, życzenie pani Clare między słowami śmierci to już trochę za dużo. Jak znów pojawi się komentarz o podobnej treści, poleci do kosza. Są pewne granice.

      Usuń
  19. Obiecano mi zwrot akcji D':

    OdpowiedzUsuń