wtorek, 7 listopada 2017

20. Szczurzy zaułek

Kochani, nadszedł ten dzień. Ten jakże wyjątkowy dzień. W dzisiejszym odcinku, po raz pierwszy od osiemnastu analiz… nie spotkamy Jace’a!!!

ho1aO.gif

Zapewne to może posłużyć za wyjaśnienie, dlaczego rozdział dwudziesty liczy sobie zaledwie dziesięć stron. Jak zapełnić więcej, kiedy nie da się wcisnąć opisu płowej urody? Jakąś akcją? Weźcie nie bądźcie śmieszni. Już wszyscy zauważyli, że nierównomierność, z którą Cassie prowadzi główną intrygę, wskazuje na to, że autorka sobie po prostu radośnie klepała bez planu, akcję wciskając wtedy, kiedy przypominała sobie o konieczności posiadania jakiejś fabuły jako dodatku do peanów pochwalnych na cześć Jacusia.

Skoro już sobie boleśnie szczerze pożartowaliśmy z nieudolności pisarskiej pani Clare, czas przejść do rozdziału.

Hodge patrzył za nim, dysząc ciężko i zaciskając pięści. Lewą dłoń miał ubrudzoną ciemnym  płynem, który  wysączył  się  z  jego  piersi.

To chyba nie świadczy najlepiej o akcji, gdy najbardziej mnie zastanawia, cóż za ciemny płyn wypłynął z piersi Hodge’a (przecież Nocni Łowcy tylko runy, nie żadna, tfu, magia) i jak właściwie Valentine uleczył go jednym spojrzeniem.

Na  twarzy  radość  mieszała mu się  z nienawiścią do samego siebie.

Mnie też by się mieszały te dwie emocje, gdyby ktoś porwał Jacusia, ale ja chwilę wcześniej próbowałabym wybłagać, aby Płowca nie zabijano.

- Hodge! - Clary zabębniła w niewidzialną ścianę, która ich rozdzielała. Ból przeszył jej ramię, ale był niczym w porównaniu z pieczeniem w piersi. Miała wrażenie, że serce jej zaraz wyskoczy.  Jace,  Jace,  Jace!  Imię  dźwięczało  w  jej  głowie,  jakby  się  domagało,  żeby je wykrzyczeć.

Ach te priorytety, na zniknięcie matki nie reagowałaś aż tak żywo. No ale Jace nigdy nie dał ci szlabanu, jedynie dręczył cię psychicznie z powodu swojego wybujałego ego.

- Hodge, wypuść mnie!
Nauczyciel odwrócił się i pokręcił głową.
- Nie mogę - powiedział, wycierając nienagannie czystą chusteczką poplamioną rękę. W jego głosie brzmiał szczery żal. - Próbowałabyś mnie zabić.

Hodge, wymyśl lepszą wymówkę. Nawet jeśli masz mobilnego garba i autorka notorycznie zapomina, że nie stuknęła ci nawet czterdziestka, niewyszkolona, pozbawiona broni, poraniona, chuderlawa, niska smarkula, którą od kilku dni próbujecie zabić poprzez wycieńczenie organizmu, nie stanowi dla ciebie żadnego zagrożenia.

- Nie. Obiecuję.
- Nie zostałaś wychowana jako Nocny Łowca, więc twoje obietnice nic nie znaczą.

Racja, przecież tylko obietnica najczystszej z ras może mieć jakieś znaczenie! Oh, wait, czy Valentine jako członek Clave nie składał jakiejś przysięgi bronienia Podziemnych?

Brzeg chusteczki dymił, jakby został umoczony w kwasie, a dłoń nadal była czarna.  Hodge zrezygnował z prób doczyszczenia jej.

Wcale-nie-Dumbledore ma już nawet odpowiednio ucharakteryzowaną rąsię. Subtelnie, Cassie, subtelnie.

- Nie słyszałeś go?! - krzyknęła Clary z rozpaczą. - On zabije Jace’a!

Kogo by obchodził Kielich Anioła albo twoja matka, co nie?

- Valentine powiedział, że Jace wkrótce będzie z ojcem. Ojciec Jace’a nie żyje. Co innego mógł mieć na myśli?  
Hodge nie podniósł wzroku znad kartki, na której coś bazgrał
- To skomplikowane. Nie zrozumiesz.

To po co była ta drama z błaganiem o życie Jacusia, skoro Hodge zdaje się być całkiem świadom faktu, że Jace najwyraźniej pozostaje bezpieczny?
+ Hje hje, więcej subtelności, Cassie, jeszcze nie wszyscy się domyślili.

- Rozumiem wystarczająco dużo. - Gorycz omal nie wypaliła jej języka. - Wiem, że Jace ci ufał, a ty wydałeś go człowiekowi, który nienawidził jego ojca i pewnie nienawidzi Jace’a.

Niestety Cassie, Płowiec budzi we mnie jedynie negatywne odczucia, a Hodge mnie ani ziębi, ani grzeje, więc nie umiem się wczuć w gorycz Clary.

Zrobiłeś to, bo jesteś zbyt tchórzliwy, żeby żyć z przekleństwem, na które sobie zasłużyłeś.

No akurat nie strach nim kierował, kiedy podjął decyzję o zdradzie. Raczej głupota, bo teraz to nigdzie nie jest bezpieczny, a Idrisu i tak nie zobaczy.

Hodge gwałtownie uniósł głowę.
- Tak myślisz?

W tym uniwersum każdy musi reagować na zaczepki małolatów, od dorosłych ludzi po demony stare jak świat. Im bardziej na pierwszym planie jest małolat cisnący, tym większe szanse na oburzenie. Ale to właściwie typowe w YA.

Nauczyciel odłożył pióro i potrząsnął głową. Wyglądał na zmęczonego i starego, dużo starszego od Valentine'a, choć byli w tym samym wieku.

Tak, Cassie, WIEMY. Potrzebowałaś na gwałt Dumbledore’a, ale ludzie powyżej czterdziestki nie istnieją. Skończ już, proszę, skoro przypomniałaś sobie, że Hodge nie jest zgrzybiałym starcem.

- Znasz  tylko  parę  oderwanych  od  siebie  szczegółów,  Clary.  I  lepiej,  żeby  tak pozostało. - Starannie złożył kartkę i cisnął ją w ogień. Papier zapłonął jasną zielenią i chwilę
później zniknął.
- Co robisz? - zapytała Clary.

Właśnie? Wydawało mi się, że sieć Fiuu, wykluczając rozmowy, nie działa w Hogwarcie poza szczególnymi przypadkami? Ja przepraszam, ale autorka znów się nawet nie stara, to czemu nie wrócić do starych, dobrych żartów o Potterze?

- Wysyłam wiadomość. - Hodge odwrócił się od kominka. Stał blisko, oddzielony od niej jedynie niewidzialną barierą. Clary przycisnęła palce do ściany, żałując, że nie może ich wepchnąć  mu  w  oczy...  choć  były  równie  smutne  jak  oczy Valentine'a.

A jak smutno patrzy to przecież wszystko zmienia!
+ Te palce, pani tłumaczko? Choć właściwie trudno mi się czepiać, oryginalne zdanie też zostało koślawo skonstruowane. Chciałoby się rzec, że casus Jacusia przywodzącego na myśl film dokumentalny roznosi się po książce niczym wirus.

- Jesteś  młoda. Przeszłość  nic  dla  ciebie  nie  znaczy,  nie  jest  nawet  inną  krainą,  jak  dla  starych,  ani koszmarem,  jak  dla  winnych.

Hodge Coelho, odsłona druga.

Clave nałożyło na mnie klątwę, bo pomagałem Valentine’owi. Ale nie byłem jedynym członkiem Kręgu, który mu służył. Czy Lightwoodowie nie byli równie  winni  jak  ja?  Albo  Waylandowie?  Lecz  tylko  ja  zostałem  skazany  na  życie  w zamknięciu.

Ano właśnie, Cassie, wyjaśnisz nam kiedyś, czemu Hodge to jedyny ukarany członek Kręgu poza takimi brzydalami jak Panowie w Czerwieni, którzy dali dyla, by uniknąć śmierci? Na kartach serii spotkamy jeszcze eks-Kręgowców (nie brzmi to tak złodupnie jak „śmierciożercy”, ale co poradzić), a jakoś nie przypominam sobie, by KTOKOLWIEK poza Hodge’em poniósł taką karę. Mam uwierzyć, że cała reszta miała takie wpływy jak Lightwoodowie? I to rzekome wpływy, bo nigdy jakoś nie zauważymy szczególnego znaczenia tej rodziny w serii właściwej? Cassie, tragiczne backstory powinno być tragiczne z jakichś innych powodów niż brak logiki. Uczynienie z Hodge’a kozła ofiarnego ze względu na jego słabą pozycję – to ma jakiś sens. Uczynienie z Hodge’a JEDYNEGO kozła ofiarnego za cały Krąg, który liczył sobie (w wyobraźni autorki) co najmniej stu członków? Jakby mniej.

- To nie moja wina - powiedziała Clary. - Ani Jace'a. Dlaczego postanowiłeś ukarać go za to, co Clave zrobiło tobie? Mogę zrozumieć oddanie Valentine'owi Kielicha, ale Jace’a?

Chrzanić oddanie psychopacie broni masowej zagłady, jak mogłeś mu wydać mojego tru loffa?!

On go zabije, tak jak zabił jego ojca...

anigif_enhanced-buzz-3084-1437022358-5.gif

Pomarzyć zawsze można.

- Valentine nie zabił ojca Jacea - przerwał jej Hodge. Z piersi Clary wyrwał się szloch.
-Nie  wierzę  ci!  Wszystko,  co  mówisz,  to  same  kłamstwa!  Przez cały czas  nas okłamywałeś!

No nie do końca, za ekspozycję robił pierwszorzędnie i… w sumie tyle z jego roli dotychczas? Poważnie, czy kogokolwiek z was, drodzy czytelnicy, obeszła zdrada Hodge’a?

-Ach,  ten  moralny  absolutyzm  młodych,  który  nie  dopuszcza  żadnych  okoliczności łagodzących.

Cassie, twoja miłość do wstawiania trudnych słów w losowe miejsca naprawdę nie sprawia, że ta książka brzmi mądrzej.

-Nie rozumiesz, Clary, że na swój sposób staram się być dobrym człowiekiem?

No w sumie. Wszak oddanie Płowca na śmierć to już pierwszy krok do Pokojowej Nagrody Nobla!

Potrząsnęła głową.
-To nie działa w taki sposób. Dobre uczynki nie równoważą złych.

Co innego smutne spojrzenie. Albo płowe oczy, to już w ogóle wypas i wszystkie grzechy zapomniane.

- Gdybyś mi powiedział, gdzie jest Valentine…

Po pierwsze: skąd właściwie podejrzenie, że Hodge wie, gdzie jest Valentine? Wydawał się zaskoczony tym, jak szybko nie-Lucjusz się zjawił, zresztą dlaczego Walentynka miałby mu zdradzać swoje położenie, skoro to nie było do niczego potrzebne w ich współpracy?
Po drugie: to co byś właściwie zrobiła? Jedyna osoba, na której polegałaś w kwestii ratowania twojego tyłka, właśnie została porwana i nie przyleci ci na ratunek.

- Nie - prawie wyszeptał. - Mówi się, że Nefilim to potomstwo ludzi  i aniołów. Całe to anielskie  dziedzictwo  oznacza  jedynie dłuższą drogę  do  upadku.

…Hodge, weź odstaw te swoje herbatki, bo zaczynasz górnolotnie bredzić zupełnie bez kontekstu.

- Nie zostałaś wychowana jako jedna z nas. Nie miałaś udziału w tym życiu pełnym blizn i zabijania. W każdej możesz odejść. Opuścić Instytut i nigdy nie wrócić.

No, jak już wspominano kilkakrotnie, nie może? Valentine niekoniecznie czegoś od Eklerki chce, skoro chwilę temu kompletnie olał jej obecność, ale wciąż pozostają chociażby wkurzone wampiry czy prozaiczny fakt, że w chwili obecnej Clary pozbawiona jest domu i środków do życia.

- Nie mogę tego zrobić.
- W takim razie przyjmij moje kondolencje - rzucił Hodge i wyszedł z biblioteki.
Grunt to mieć wywalone aż do zejścia ze sceny, ewentualnie szansy na ucieczkę do innego uniwersum.

Gdy drzwi zamknęły się za Hodge'em, Clary została sama w kompletnej ciszy. Słyszała tylko swój chrapliwy oddech i drapanie palców po nieustępliwej magicznej barierze oddzielającej ją od wyjścia.

Może umrze tam z głodu i unikniemy kolejnych tomów! Dzięki Boru za przedwczesną demencję Hodge’a, dzięki której zapomniał zdjąć z Clary zaklęcie. I dzięki której w ogóle zapomniał, że Nocni Łowcy nie rzucają zaklęć.

Eklerka zaczyna rzucać się na niewidzialną ścianę. Oczywiście nie przynosi to żadnego efektu poza jej zmęczeniem.

Gdzieś po drugiej stronie niewidzialnego muru umierał Alec,

Co za czasy, żeby Scary Sue #1 służyła za powód do angstu…

a Isabelle czekała, aż Hodge przyjdzie i go uratuje.

Miejmy więc nadzieję, że nie słyszała, z jakim wyjebongo nie-Dumbledore oszacował szanse jej brata na przeżycie.

Gdzieś tam Valentine cucił Jace'a, potrząsając nim mocno.

No tak, to wszak najgorsze.

Gdzieś  tam  z  każdą  chwilą  malały  szanse  jej  matki.

Niewiarygodne, Clary jednak pamięta o Jocelyn!

A  ona  była  tutaj - uwięziona, bezużyteczna i bezradna jak dziecko.

Pomijając pierwszy przymiotnik, czy coś się w tym temacie zmieniło od początku książki?

Raptem  usiadła  prosto.  Przypomniała  sobie,  jak  u  Madame  Dorothei  Jace wcisnął jej w rękę stelę. Oddała mu ją?

Chciałam napisać, że oddała, ale teraz rozumiem, dlaczego Isabelle oddała Jacusiowi swoją stelę, której sama nie umie użyć. Cassie, skoro posiadasz jakieś zdolności planowania, może używaj ich w CAŁEJ książce?

Oszczędzę wam suspensu na pół akapitu, Clary znajduje stelę Płowca w prawej kieszeni swojej przepastnej bluzy.

W  jej  umyśle  już  formował  się  obraz.  W  mulistej  wodzie płynęła w górę ryba, wzór łusek stawał się coraz wyraźniejszy, w miarę jak zbliżała się  ku  powierzchni.

Wydaje mi się, czy może jednak te wizje Eklerki dotyczące run robią się coraz głupsze?

Najpierw  ostrożnie,  potem  z  większą  pewnością  siebie  Clary przesunęła  stelą  po  ścianie.  W  powietrzu  przed  nią  zawisły  jaśniejące  białoszare linie.

E tam, ołówkiem pewnie też by wyszło.

Oczywiście runa działa, Clary Sue słyszy huk spadających kamieni i voilà – jest wolna.

Podbiegła  do  okna  i  rozsunęła  zasłony.  Zapadał  zmrok,  ulica  w  dole  była skąpana  w  czerwono-fioletowej poświacie.  Chodnikiem  szedł  Hodge.  Jego  siwa głowa podskakiwała nad tłumem.

Najwidoczniej zdjęcie klątwy dodało mu dobrych dwadzieścia centymetrów, bo wcześniejsze opisy zaprzeczały, jakoby Hodge grzeszył szczególnym wzrostem.

Clary wybiegła z biblioteki i popędziła w dół po schodach. Zatrzymała się tylko na  chwilę,  żeby  wsunąć  stelę  do  kieszeni  bluzy.

Jej koordynacja psychoruchowa jest tak ograniczona, że nie mogła tego zrobić w biegu? Żartuję oczywiście.


Przecież wszyscy wiemy, że autorka już dawno zapomniała o niezdarności Clary.

Gary-Ba-Dum-Tss-Drum-Meme-Reaction-Gif-On-Spongebob-SquarePants.gif
(Ten ślimak wygląda, jakby męczyła go sama obecność w analizie).

Zanim  pokonała  resztę  stopni  i wypadła  na  ulicę,  w  boku  już  czuła  kolkę.

Cóż, tym razem przynajmniej coś zjadłaś.

Ludzie  spacerujący  z  psami  o  parnym zmierzchu uskakiwali na bok, kiedy gnała co tchu wzdłuż East  River. Skręcając za róg, dostrzegła swoje odbicie w ciemnej szybie budynku. Spocone włosy przykleiły się jej do czoła, twarz była pokryta zakrzepłą krwią.

Ale potknięcia niet? Zahaczenia nogą o płytę chodnikową? Nic? Jaka wygodna ta opkowa niezdarność, włącza się tylko, kiedy to potrzebne. Gdzie można taką kupić, bo chętnie wymienię swoją całodobową ślamazarność, przez którą ostatnio wlazłam prosto w słup.

Kiedy  dotarła  do  skrzyżowania,  na  którym  ostatnio  widziała  Hodgea,  przez chwilę myślała, że go zgubiła. Puściła się biegiem przez tłum tarasujący wejście do metra, rozpychając ludzi łokciami i kolanami. Zgrzana i obolała, wyrwała się z tłumu w  samą  porę,  by  dostrzec  tweedowy  garnitur  znikający  w  wąskiej  uliczce  między dwoma rzędami domów.

Chciałam wyrazić ubolewanie, że Hodge ucieka spacerkiem, ale właściwie nie ma powodów robić tego szybciej. Nie wie, że Clary się uwolniła, Isabelle jest zajęta umierającym bratem, cała reszta Nocnych Łowców siedzi w Idrisie… Inna sprawa, jak Eklerka ze swoimi krótkimi nóżkami i słabą formą przebyła wszystkie korytarze Instytutu na tyle szybko, by dobiec do miejsca, gdzie widziała Hodge’a i jeszcze go tam złapać.

Ominęła  śmietnik  i  wpadła  w  alejkę.  Gardło  paliło  ją  żywym  ogniem  przy każdym oddechu. Choć na ulicy panował wieczorny półmrok, tutaj było ciemno jak w nocy. Zobaczyła Hodge'a stojącego w drugim krańcu uliczki, która kończyła się ślepo na tyłach restauracji.

A nad jego głową wirował zielony napis „misja ukończona!”.

Na zewnątrz piętrzyły się śmieci: stosy toreb z jedzeniem, brudne papierowe talerze, plastikowe sztućce, które trzeszczały nieprzyjemnie pod jego butami, kiedy się odwrócił i na nią spojrzał.

Aaa, próbował uciec do rodzimego uniwersum przez Dziurawy Kocioł!
+ Cassie, poważnie, wciskanie co kilka rozdziałów opisów śmietnika nie sprawi, że książka wyda się mroczniejsza.

Clary przypomniała sobie wiersz, który czytaj na lekcji angielskiego: „Myślę - jesteśmy w szczurzym zaułku / Gdzie zmarli ludzie pogubili kości".

Bo wciskanie cytatów z klasyków na początku każdej księgi to już dla Clare za mało.
+ Cassie, ja wiem, że stare nawyki mocno trzymają, ale mogłabyś w przypisie podać autora utworu.

- Śledziłaś mnie - stwierdził Hodge. - Nie powinnaś była.

Zero zdziwienia, jak właściwie się uwolniła? Brawo, Hodge, przynajmniej ty jeden już rozumiesz, że masz do czynienia z Mary Sue!

- Zostawię cię w spokoju, jeśli mi powiesz, gdzie jest Valentine.
- Nie  mogę tego zrobić. On się dowie, że ci powiedziałem  i  moja wolność  będzie równie krótka jak życie.
Że tak się powtórzę, twoja wolność jest tak pozorna, jak tylko się da.

- I tak będzie krótka, kiedy Clave odkryje, że dałeś Kielich Anioła Valentine'owi - zauważyła Clary.

Boru liściasty, nawet Eklerka ma więcej szarych komórek niż Hodge. Zawału niedługo dostanę przy tylu zaskoczeniach.

- Po tym, jak podstępem nakłoniłeś nas, żebyśmy go zdobyli.

To nie Dżejsik urządził naradę wojenną przed wycieczką do Dorothei, skądże. To był Hodge w płowej peruce.

Jak możesz z samym sobą wytrzymać, wiedząc, co on zamierza zrobić?

Nie zasłaniaj się losami świata, sama myślisz głównie o złocistym tyłku Jacusia.

- Boję się Valentine'a bardziej niż Clave, i ty też byś się bała, gdybyś była mądra.

To wyjaśnia, czemu Eklerka będzie truć Walentynce gitarę przez kolejnych kilka tomów.

On i tak w końcu znalazłby Kielich, z moją pomocą czy bez niej.

Bez nagłego olśnienia zesłanego przez autorkę to raczej nikt by tego kielicha nie znalazł, skoro IQ wszystkich postaci tej serii razem wziętych wynosi czterdzieści punktów.

- I nie obchodzi cię, że użyje go, żeby zabijać dzieci?
Hodge zrobił krok do przodu. Clary dostrzegła że coś błyszczy w jego ręce.
- Czy to wszystko naprawdę ma dla ciebie aż takie znaczenie? - spytał.

Nie, dopiero przyszło jej to do głowy, ale chyba nawet Cassie załapała, że sam Jacuś to za słaba motywacja, żeby główna bohaterka się tak oburzała.

- Już ci mówiłam. Nie mogę tak po prostu sobie odejść.
- Szkoda - skwitował, unosząc rękę.

:D :D :D Tak, Hodge, wszyscy tego żałujemy.

Clary nagle sobie przypomniała, że bronią Hodge'a jest czakram. Uchyliła się, zanim zobaczyła jasny metalowy krążek metalu lecący w stronę jej głowy.

I tyle z niezdarności i braku refleksu.

Ze świstem minął jej twarz o cal i wbił się w żelazne schody przeciwpożarowe po lewej stronie.

Założę się, że w głowie autorki ta scena wizualizowała się z iście matrixowym slow motion.

Gdy Clary uniosła wzrok, zobaczyła, że Hodge patrzy na nią, trzymając w prawej ręce drugi dysk.
- Jeszcze możesz uciec - powiedział.

Będę niepedagogiczna:

d5da9218768e739d1d24eca350f74140e31efe57c3b1059fdb52ca20d1576db3.jpg

Hodge, nie bądź idiotą, oddałeś już Jacusia i ludzkość na stracenie, lepiej pozbyć się jedynego świadka.

Instynktownie zasłoniła się rękami, choć logika podpowiadają jej, że czakram potnie je na kawałki.

To chyba nie była logika, bo choć Hodge mógłby rzucać czakramami niczym Xena, jeden rzut raczej ich nie poszatkuje na kawałki (i tak, w oryginale jest  „slice them into pieces”, więc raczej nie chodzi o przecięcie rąk na pół).

Obok niej śmignęło coś dużego i ciemnego. Usłyszała krzyk Hodge'a. Kiedy stworzenie stanęło między nią a napastnikiem, zobaczyła je wyraźniej. Był to wilk o długości sześciu stóp i kruczoczarnej sierści z pojedynczym szarym pasmem.

Wilk ex machina powraca!

Hodge, nadal ściskający w ręce metalowy dysk, miał twarz białą jak płótno.
-Ty - wykrztusił. - Myślałem, że uciekłeś...
Clary ze zdziwieniem stwierdziła, że Hodge mówi do wilka.

No tak, wilki w Nowym Jorku można spotkać za każdym rogiem, a Eklerka wcale nie widziała w Dumort wilkołaków, jej zdziwienie jest oczywi… oh wait.

Zwierzę obnażyło kły i wywiesiło czerwony język. Z jego oczu ziała nienawiść, czysta ludzka nienawiść.

Jakim cudem Clary widzi, co zieje z oczu wilka, skoro zwierzę stoi pomiędzy nią i nie-Dumbledore’em? Bo przecież wcale-nie-wilkołak nie obnaża zębów przed nią, skoro Hodge się tak przestraszył.

- Przyszedłeś po mnie czy po dziewczynę? - zapytał nauczyciel. Na jego czole perlił się pot, ale ręka była pewna.

Głupie pytanie. Weź się człowieku zastanów, które z was jest Mary Sue.

Wilk ruszył w jego stronę, warcząc głucho.
- Jest jeszcze czas - rzucił pospiesznie Hodge. - Valentine przyjmie cię z powrotem...

Ciebie jakoś nie chciał, ale jestem pewna, że brudnego Podziemnego powita z otwartymi ramionami.

Wilk atakuje Hodge’a i nie poddaje się nawet pomimo wbitego w bok czakramu. Nie ma tu nic ciekawego ani godnego skomentowania poza jednym porównaniem, które wklejam specjalnie dla wielbicieli metafor by Cassandra Clare:

Hodge krzyknął raz i upadł, gdy potężne szczęki zacisnęły się na jego ramieniu. W powietrze  trysnęła  fontanną  krew,  jak  farba  z  przebitej  puszki,  i  spryskała  czerwienią cementową ścianę.
Głosu jak wiatr toczący śmieci po chodniku to nie przebije, ale też plastyczne i pełne uroku.

Wilk uniósł głowę znad bezwładnego ciała i spojrzał na dziewczynę. Jego zęby ociekały szkarłatem.
Clary  nie  miała  w  płucach  dość  powietrza,  żeby  wydać  z  siebie  jakikolwiek dźwięk.  Puściła  się  biegiem  w  stronę  znajomych  neonowych  świateł  ulicy,  do bezpiecznego, realnego świata. Usłyszała za sobą warczenie, poczuła gorący oddech na nagich łydkach. Przyspieszyła resztkami sił...

Paczcie państwo, niby niezdara, a mogłaby z powodzeniem starać się o stypendium sportowe, słowo daję.

Wilcze szczęki zacisnęły się na jej nodze, szarpnęły ją w tył. Zanim uderzyła głową w twardy chodnik i pogrążyła się w ciemności, odkryła, że jednak ma dość powietrza w płucach, żeby krzyczeć.

Skoro z rozpędu przyrżnęła głową o beton, to odkrycie było chyba ostatnim, czego dokonała w życiu.

Przeskok!

Obudził ją dźwięk kapiącej wody.

W zaświatach też ciekną krany?

Powoli otworzyła oczy. Niewiele zobaczyła. Leżała  na szerokiej pryczy w  małym, obskurnym  pomieszczeniu.

Czy to naprawdę piekło? Cassie, nie rób mi nadziei.

Na  rozchwianym stole opartym o brudną ścianę stał tani mosiężny świecznik z grubą czerwoną świecą, jedynym  oświetleniem  izby.

Elektryczność jest za mało tru również dla Podziemnych?

Usiadła i natychmiast tego pożałowała. Ból przeszył jej głowę jak rozżarzony szpikulec i zaraz potem ogarnęła ją fala mdłości.

Ta dziewczyna jest nieśmiertelna, przysięgam. Może ma szkielet z adamantium?

Dobrze, że nic nie miała w żołądku.

No właśnie WYJĄTKOWO miała, bo od śniadania nawet nie zbliżyła się do żadnej łazienki.

Nad  pryczą,  na  gwoździu  wbitym  między dwa  kamienie  wisiało  lustro.  Gdy Clary w nie spojrzała, przeraziła się. Nic dziwnego, że twarz ją bolała. Od kącika prawego oka biegły do brzegu ust długie równoległe zadrapania. Prawy policzek był pokryty krwią, podobnie jak szyja, cały przód koszuli i bluza.

Autorka tak często i gęsto robi Clary Sue krzywdę, że chwilami zastanawiam się, czy ona również nie próbuje pozbawić Eklerki życia.

Nagle Clary ze strachem chwyciła się za kieszeń i odetchnęła z ulgą, kiedy namacała stelę.

Jak miło, że choć raz zastanowiła ją kwestia uzbrojenia. Trzeba naszą bohaterkę częściej pozbawiać możliwości chowania się za cudzymi plecami.

Wtedy uświadomiła sobie, co dziwnego  jest w tym pomieszaniu. Całą  jedną ścianę  stanowiła  gruba  żelazna  krata  sięgająca  od  sufitu  do  podłogi. To była więzienna cela.

A tak, wcześniej wspomniano, że Clary coś nie pasowało, ale dekoncentrował ją zapach mokrego psa. Niby mogłabym przyjąć, że Eklerkę przymroczyło na tyle, że nie kojarzy faktów, ale jednak jest w stanie dokładnie opisać pomieszczenie, więc jej obrażenia jak zwykle są pozorne i nie wpływają na (ubogie) procesy myślowe.

Gdy Clary chwiejnie wstała z pryczy, poczuła silne zawroty głowy. Chwyciła się stołu, żeby nie upaść. Nie zemdleję, przykazała sobie twardo.

Skoro snujesz takie plany to może jednak usiądź?

Wtem! Clary słyszy, że ktoś nadchodzi.

Mężczyzna  niósł  lampę.  Clary  widziała  tylko  jego  sylwetkę:  wysoki  wzrost, szerokie  ramiona,  zmierzwione  włosy.  Dopiero  kiedy  otworzył  drzwi  i  wszedł  do środka, zobaczyła, kto to jest.
Wyglądał tak samo jak zawsze: wytarte dżinsy, koszula z denimu, buty robocze, nierówno ostrzyżone włosy, okulary. Ranę, którą ostatnim razem zauważyła na boku jego szyi, pokrywała świeżo zagojona, lśniąca skóra.
Luke.

Niespodzianka! Tęskniliście?

Tego było dla niej za wiele. Skutki wyczerpania, braku snu i jedzenia, utraty krwi i przerażenie dopadły ją nagle  jak wezbrana fala. Poczuła, że kolana się pod nią uginają, i osunęła się na ziemię.

Eklerka potrafi mdleć w odpowiednio dramatycznych okolicznościach, a Cassie przypominać sobie wówczas o tym, że jej pacynka odniosła jakieś szkody. Niestety autorka jeszcze nie załapała, że od pojawienia się w Instytucie Clary powinna z pięć razy umrzeć.

Oczywiście Luke łapie naszą bohaterkę i sadza ją na pryczy.

- Clary? - Wyciągnął do niej rękę. - Dobrze się czujesz?
Odsunęła się i uniosła ręce, żeby się przed nim zasłonić.
- Nie dotykaj mnie.
Przez  jego twarz przemknął wyraz głębokiego bólu  Z westchnieniem przesunął dłonią po czole.
- Chyba na to zasłużyłem.
- Owszem.

Ach, czyli bronienie go przed Hodge’em to był jednorazowy wybryk i nadal wierzysz w wielką zemstę Luke’a na Jocelyn, albowiem gdyż nie zdołał się przespać z twoją matką?

W oczach Luke'a odmalowała się troska.
- Nie oczekuję, że mi zaufasz...
- To dobrze, bo nie zamierzam ci zaufać.

Bo jesteś rzodkiewką.

- Clary... - Zaczął spacerować po celi. - To, co zrobiłem... Nie spodziewam się, że zrozumiesz. Wiem, że uważasz że cię opuściłem...

Widzę, że ty też nisko oceniasz jej intelekt, Luke.

- Opuściłeś. Powiedziałeś, że mam więcej do ciebie nie dzwonić. Nigdy nie zależało ci na mojej matce. Kłamałeś we wszystkim.

bXEj3.gif

Cassie, długo jeszcze zamierzasz ciągnąć tę wymuszoną dramę? Moja cierpliwość ma swoje granice, ale, jak widzę, głupota Eklerki niekoniecznie.

- Nie. Nie we wszystkim.
- Naprawdę nazywasz się Luke Garroway?
Jego ramiona opadły.

Moje też. Przecież WIESZ, że nazywa się Lucian Greymark.

- Nie - odparł i spuścił wzrok. Na przodzie niebieskiej koszuli rozprzestrzeniała się ciemnoczerwona plama.
Clary usiadła prosto.
- To krew? - Na chwilę zapomniała, że ma być wściekła.

Ludzka pani.

- Tak - odparł Luke, trzymając się za bok. - Rana musiała się otworzyć, kiedy cię podniosłem.
- Jaka rana?
- Dyski  Hodge’a  nadal  są  ostre,  choć  ręka  nie  ta,  co  kiedyś.  Możliwe,  że  mam uszkodzone żebro.
- Hodge? Kiedy...?
Spojrzał na nią, a ona nagle przypomniała sobie wilka w zaułku, całego czarnego  z wyjątkiem jednego szarego pasa na boku. I przypomniała sobie wbijający się w niego dysk.
Zrozumiała.
- Jesteś wilkołakiem.

tenor.gif

Clary ma dziś wyjątkowo dobry dzień, pierwszy raz nie potrzebuje kilkunastu rozdziałów na skojarzenie faktów.

Luke zabrał rękę z koszuli. Jego palce były czerwone.
- Tak - potwierdził lakonicznie. Podszedł do ściany i zapukał w nią energicznie trzy razy. Następnie odwrócił się do niej. - Jestem.
- Zabiłeś Hodge’a - stwierdziła Clary.
- Nie - Pokręcił głową. - Nieźle go poraniłem, ale kiedy wróciłem po ciało, już go nie było.

Biedny Hodge, prawie zwiał z tego uniwersum, a przez Eklerkę wszystko poszło się kochać. Przynajmniej dziura fabularna wessała go na długi-długi czas.

- Rozszarpałeś mu ramię. Widziałam.
- Tak,  ale  może  warto  nadmienić,  że  próbował  cię  zabić.  Zrobił krzywdę jeszcze
komuś?
Clary zagryzła wargę. Poczuła słonawy smak, ale to krwawiła rana po ataku Hugo.
-Jace'owi - wyszeptała. - Hodge pozbawił go przytomności i oddał... Valentine'owi.
-Valentine owi? - powtórzył Luke zaskoczony. - Wiedziałem, że dał mu Kielich Anioła, ale nie miałem pojęcia...
- Skąd wiedziałeś? - zaatakowała go Clary, ale potem sobie przypomniała. - Słyszałeś, jak rozmawiałam z nim w zaułku. Zanim na niego skoczyłeś.

Mówiłam, że Eklerka ma dziś nadzwyczaj dobry dzień. Zachowuje się prawie, jakby myślała.

-  Skoczyłem na niego,  jak  się  wyraziłaś,  bo  właśnie  zamierzał odciąć  ci głowę - powiedział Luke i spojrzał na drzwi celi.

Luke, jak widać, nadal wątpi w jej intelekt. Odnoszę wrażenie, że słusznie.

Stał w nich wysoki mężczyzna, a za nim drobna kobieta, tak niska, że wyglądała jak dziecko.  Oboje  byli  w  zwyczajnych ubraniach: dżinsach i bawełnianych koszulach, oboje mieli takie - rozczochrane włosy, z tym że kobieta jasne, a mężczyzna  siwo-czarne, borsucze, i oboje takie same młodo-stare twarze, bez zmarszczek, ale ze znużonymi oczami.

No ba, każdy wilkołak wygląda na zaniedbanego, to elementarne, drogi Watsonie.

- Clary poznaj mojego drugiego i trzeciego, Gretel i Alarica.

Kwiiik! Ja przepraszam, ale to po prostu głupio brzmi. Cassie, nie mogłaś wymyślić nic lepszego niż „second and third”? W sumie nie mogłaś. Po co myśleć nad konstrukcją świata, jak można ćwiczyć opisy płowego piękna.

Mężczyzna skłonił masywną głową.
- Już się poznaliśmy.
Clary wytrzeszczyła oczy.
-Tak?
- W hotelu Dumort - przypomniał Alaric. - Wbiłaś mi nóż w żebra.
Clary cofnęła się pod ścianę.
- Ja... och, przepraszam.
- Nie trzeba. To był świetny rzut.

No ba. A dostać pod żebra od Merysójki to prawdziwy zaszczyt!

- Wsunął rękę do kieszeni na piersi i wyjął z niej  sztylet  Jace’a z mrugającym czerwonym okiem. Podał go jej. - Zdaje się, że to twój.
Clary się zawahała.
- Ale...
- Nie martw się - uspokoił ją mężczyzna. - Wyczyściłem ostrze.

Zapewne z radością, że może coś zrobić dla głównej bohaterki opka.

Clary wzięła nóż. Luke zaśmiał się pod nosem.
- Patrząc  z  perspektywy  czasu,  najazd  na  Dumort  może  nie  był  tak  dobrze zaplanowany,  jak  powinien - przyznał.

you-dont-say.gif

- Wysłałem grupę  moich wilków, żeby cię obserwowały i obroniły, gdybyś znalazła się w niebezpieczeństwie. Kiedy pojechałaś do hotelu...
- Jace i ja dalibyśmy sobie radę. - Clary wsunęła sztylet za pasek.

Już się tak nie rzucaj, Simon i Imperatyw odwalili całą robotę za was.

Gretel posłała jej pobłażliwy uśmiech i zwróciła się do Lukę'a:
- Po to nas wezwałeś, panie?

W oryginale jest „sir”, jeśli to kogoś interesuje. Jakie ułożone te wilkołaki.

Luke tłumaczy, że nie, chodzi o opatrzenie zarówno jego, jak i Clary. Nie, żeby tej drugiej nie można było opatrzyć, kiedy pozostawała nieprzytomna.

Gretel skłoniła głowę.
- Pójdę  po  apteczkę - oznajmiła  i  wyszła  z  celi.  Alaric  podążył  za  nią  jak przerośnięty cień.

Statysta zrobił swoje, statysta może odejść.

- Nazwała  cię  „panem" - odezwała  się  Clary,  kiedy  zostali  sami. - I  o  co  ci chodziło z tym „drugim i trzecim"? Co drugi i trzeci?
- Moi zastępcy - odparł Luke. - Ja jestem przywódcą stada wilków, więc Gretel zwraca  się  do  mnie  „panie".  Wierz  mi,  że  długo  nie  mogłem  się  do  tego przyzwyczaić.

Ty się ciesz, że autorka nie uznała, że odpowiednio majestatyczne będzie tylko „mistrzu”.

- Moja matka wiedziała?
- O czym?
- Że jesteś wilkołakiem.
- Tak. Od chwili, kiedy to się stało.
- Oczywiście żadne z was nie pomyślało, żeby mi o tym napomknąć.

Clary, wiem, że to było całe siedem rozdziałów temu, ale twoja matka miała powody, żeby nie mówić ci o Podziemiu, pamiętasz? Jestem pewna, że tak, wytęż ten swój kurzy móżdżek.

- Powiedziałbym  ci,  ale  twoja  matka  uparła  się,  że  masz  nic  nie  wiedzieć  o Nocnych Łowcach czy Świecie Cieni. Nie potrafiłbym ci wyjaśnić, dlaczego jestem wilkołakiem,  nie  przedstawiając ci  całej  sytuacji,  a  Jocelyn  nie  chciała,  żebyś  ją poznała. Nie wiem, ile się dowiedziałaś...

Właściwie, patrząc na intelekt Clary, trudno się dziwić decyzji Jocelyn.

- Dużo - oznajmiła Clary. - Wiem, że moja matka była Nocnym Łowcą. Wiem, że wyszła za Valentine'a i że ukradła mu Kielich Anioła, a potem się ukryła. Wiem, że po tym, jak mnie urodziła, co dwa lata prowadziła mnie do Magnusa Bane'a, żeby odbierał  mi  Wzrok.  Wiem,  że  kiedy  w  zamian  za  życie  mojej  mamy Valentine próbował cię zmusić, żebyś mu powiedział, gdzie jest Kielich, powiedziałeś mu, że ona się dla ciebie nie liczy.
Luke wpatrywał się w ścianę.
- Nie wiedziałem, gdzie jest Kielich. Jocelyn mi nie powiedziała.

Najwidoczniej nie jest aż tak głupia jak córka.

- Mogłeś się targować…

A dobry dzień Eklerki chyba dobiegł końca.

- Valentine się nie targuje. Nigdy. Jeśli nie ma przewagi, nawet nie siada do stołu.  Jest  pełen  determinacji  i  całkowicie  pozbawiony  współczucia.  Choć  może kiedyś kochał twoją matkę, nie zawahałby się jej zabić. Nie, nie zamierzałem układać się z Valentine'em.

Mhm. Już nie mogę się doczekać drugiego tomu, żeby przypomnieć sobie, jak wygląda ten bezwzględny, przebiegły Valentine w akcji.

- Więc postanowiłeś zostawić ją na pastwę losu? – rzuciła z wściekłością Clary.

Yep, zdecydowanie koniec dobrego dnia.

- Jesteś przywódcą całego stada wilkołaków i tak po prostu uznałeś, że ona wcale nie potrzebuje twojej pomocy? Wiesz co, było mi źle, kiedy myślałam, że ty też jesteś Nocnym Łowcą i odwróciłeś się do niej plecami z powodu jakiejś głupiej przysięgi czy czegoś w tym rodzaju, ale teraz wiem, że jesteś po prostu oślizgłym Podziemnym, którego nie obchodzi, że przez te wszystkie lata traktowała cię jak przyjaciela, jak równego sobie. I teraz tak jej odpłaciłeś!

Rasizm Nocnych Łowców jest najwyraźniej genetyczny. „Traktowała cię jak równego sobie”… Podajcie mi wiadro.

- Posłuchaj siebie - powiedział Lukę cicho. - Mówisz jak Lightwood.
Clary zmrużyła oczy.
- Znasz Aleca i Isabelle?

Nie, żebyś wiedziała ze zdjęcia, że Luke zna rodziców Aleca i Isabelle.

- Miałem na myśli ich rodziców, których znałem bardzo dobrze,  kiedy  wszyscy byliśmy Nocnymi Łowcami.
Clary rozdziawiła usta ze zdumienia.
- Wiem,  że  należałeś  do  Kręgu,  ale  jakim  cudem  nie  odkryli,  że  jesteś wilkołakiem? Nie wiedzieli?

Wiecie co, ja nie będę więcej chwalić przebłysków Eklerki, bo potem jej intelekt znów spada gdzieś w okolice jądra ziemi.

- Nie, bo nie urodziłem się wilkołakiem. Stałem się nim.

Tom-Hanks-orly.gif

Totalnie się tego nie spodziewałam.

I już wiem, że jeśli chcę cię przekonać, musisz usłyszeć całą historię. To długa opowieść, ale myślę, że mamy czas.

No pewnie. Jaki Kielich Anioła, jaka Jocelyn, jaka zagłada świata. CZAS NA RETROSPEKCJĘ. Bo tym, czego brakuje w tej książce, jest gadanie.

…ale historii Luke’a wysłuchamy już w kolejnym odcinku, gdyż na tym kończy się nie tylko rozdział, ale i część druga pt. „Łatwe jest zejście do Piekieł”. Nie wiem, kto uczył autorkę dzielić historię, ale skoro musiała mieć księgi niczym w opku z prawdziwego zdarzenia (ach te czasy, gdy na blogspocie KAŻDE opko miało księgi!), mogła to zrobić lepiej. Beznadziejnie rozłożonych akcentów i tak nie naprawi, ale gdyby zakończyła część drugą na poprzednim rozdziale, miałoby to więcej sensu. A w tym wypadku finalny akt zaczynamy od… cóż, kolejnego rozwleczonego monologu. Poważnie, DLACZEGO mam uważać, że książka jest lepsza od serialu?

Tak więc, w następnym odcinku poznamy tragiczną historię Luke’a, a także zobaczymy kolejny ambitny cytacik.

Do zobaczenia!

40 komentarzy:

  1. "Gdzieś tam Valentine cucił Jace'a, potrząsając nim mocno."

    He, he, wyobraziłam sobie Henryka VIII potrząsającego Jacusiem jak szmacianą lalką i przewracającego oczami, wołającego: "Ogarnijże się, Drama Lamo i przestań się zachowywać niczym wiktoriańska pensjonarka, nie bedę cię dźwigał do samego Idrisu!"

    Swoją drogą, nie znam tego uniwersum, ale póki co wątek Hodge'a - Podge'a jest tak nieopisanie żałosny, że aż mi żal faceta:

    - przez 99% czasu antenowego służy za Pana Ekspozycję

    - musi dzielić łazienkę z Jacusiem

    -zdradził wszystkich cholera wie po co, biorąc pod uwagę, że Henryk VIII ma go głęboko w rzyci i nawet nie próbuje ukryć tego faktu

    - zdradził wszystkich...najwyraźniej tylko po to, żeby móc się powłóczyć po mugolskich slumsach.

    Naprawdę, aż smutek bierze. Tylko czekam, aby powrócił w następnych tomach jako upadła tancerka go-go w jakimś szemranym klubie nocnym - byłoby to logicznie zwieńczenie jego wątku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna wizja :D

      To, jak bardzo Cassie nie miała pomysłu na Hodge’a, aż wali po oczach. Równie dobrze mógłby zdradzić samouczek w grze.


      Cóż, prawie trafiłaś :DD

      Usuń
    2. "Cóż, prawie trafiłaś :DD"

      ...Dostaniemy Hodge'a - Podge'a w skąpym wdzianku?

      Usuń
    3. Byłoby z pewnością zabawniej, ale nie, tylko Hodge’a jako upadłego członka społeczeństwa xD

      Usuń
  2. "Iriaedal uznała rozmowę z Alustriel za pełny sukces. Jaśnie Pani zgodziła się na zakłócenie działania portalu. Kapłanka pomyślała, że dzięki temu zyska parę dni świętego spokoju.
    Nie przypuszczała jednak, że po tygodniu - błogosławionym tygodniu spokoju - z chwilowo działającego portalu wytoczył się ciężko ranny Hodgar...
    A przysięga kapłańska, którą składała mówiła 'potrzebującym pomagać'. Nie przypuszczała również, że jej moce uzdrowicielskie słabo zadziałają na jego organizm.
    Czekało ją kilka miesięcy w towarzystwie Aasimara." c.d.n
    Dzisiejszy odcinek rozbawił mnie jak dawno żaden... A Hodge zirytował. I po co Luke ja ratował? Mielibyśmy od niej święty spokój.
    Pozdrawiam
    Silje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Iriaedal, na trochę utknęła z Hodgarem... Mam nadzieję, że lubi słuchać ekspozycji.
      A się martwiłam o analizę, bo ani materiału nie było za wiele, ani jakiś specjalnie wdzięczny nie był... Widać brak Jacusia jednak zawsze pomoże. No jak to po co? Bo to główna bohaterka! :V

      Usuń
  3. Może zmiana w wilkołaka psuje fryzurę? To by wyjaśniało czemu oni wszyscy są potargani i mogłoby dodać jakiś oryginalny element świata przedstawionego.

    W ogóle te opisy wilkołaków to niemal słowo w słowo opis lupina. Czy w fandomie nikt nie rozumie że sam fakt bycia wilkolakiem nie sprawiał, że lupin wyglądał jak edukowany kloszard? To była bieda + odrzucenie społeczeństwa + nienawiść do swej likantropii. Wilkołaki w stadzie, które w tym stadzie pełnią wysokie stanowiska, istoty które są silniejsze niż ludzie nie mają powodów do "znuzonego spojrzenia". Ugh. Przepraszam że narzekam ale bardzo lubię i wampiry i wilkołaki a ten wszechobecny rasizm i pogarda do podziemnych... nie wytrzymuje.

    Serio, boli mnie brzuch a tu jeszcze taki ochydny rasistowski tekst... Rzeczywiście ludzka pani traktuje przyjaciela jak równego sobie.

    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale już ubrań nie rozrywa, o ile pamiętam, czemu zaprzecza i film, i serial. Ale nie wymagajmy od Cassie oryginalności.

      No nie, bo istnieje albo etos udręczonego wilkołaka (TM) (i to nic, że Lupin również cierpiał z powodu utraty wszystkich swoich bliskich), albo chorego sadysty typu Greyback. Nie ma możliwości, że może ktoś, zwłaszcza w takim uniwersum jak to, lubi bycie wilkołakiem. Wszyscy muszą być znużeni i smutni. Sama lubię stworzenia nadnaturalne, a rasizm Clare wychodzi mi już bokiem.

      Najlepsze, że Clary naprawdę nie powinna tak szybko przyjąć poglądu Jacusia, że Nocni Łowcy są lepsi i wyskakiwać z nim, jakby był jej własny. Rasizm wyssany z mlekiem matki.

      Usuń
    2. No właśnie, przecież na pewno wielu ludzi cieszyłoby sie na

      A. U wampira - wieczną młodość, atrakcyjność, zwiększoną siłę. Wampiry nie mają w tym uniwersum problemów z samokontrolą, mnóstwo ludzi spędza czas w domu, a przestawienie się na tryb nocny nie jest złe gdy w tym trybie żyją wszyscy twoi piękni i równie dlugowieczni pobratymcy. Brzmi całkiem zachęcająco.

      B. U wilkołaka dużą siłę i możliwość zmiany w coś dużego, groźnego i trudnego do pokonania.

      A właśnie. Luke złapał ją za nogę w biegu na tyle mocno by się przewróciła. Jakie są szanse że zęby w ogóle nie przebiły skóry? Bo było powiedziane wyraźnie że zęby zacisnely się na jej nodze. Czy ona nie powinna się zmienić???

      Małe a głupie

      Usuń
    3. A co z Hodgem? Jego chyba też poharatał (tak wychodzi z narracji Luka).

      A co do plusów bycia wampirem - ci przedstawieni w książce mieszkają w Nowym Jorku, czyli mieście, które nigdy nie śpi. Nie muszą się martwić, że pozamykają im jakieś fajne miejsca :D

      Usuń
    4. A Wy myślicie, że Cassie się zastanawiała, jak to jest z tymi przemianami? Pffff!

      Ale może gotów nie wpuszczają do najfajniejszych klubów, a tu wampiry ewidentnie obowiązuje dress code kindergotów. :D

      Usuń
    5. Och. To ja biorę mojego OC z erpów, który w byciu wilkołakiem nie lubi właściwie tylko tego, że raz na miesiąc budzi się bez ubrań i w sercu lasu, i idę z nim do kąta.

      A tak ogólnie, to możliwość zmiany w coś nie tylko dużego, groźnego i trudnego do pokonania, ale do tego puchatego! <3

      Usuń
    6. Idź i się wstydź, zero angstu nad utratą człowieczeństwa? Pfff!

      Aż mi się przypomniał komiks, w którym wielki facet zmienił się w takiego Gabe The Dog, zamiast wilkołaka, a był alfą! XD

      Usuń
    7. Nie, raczej "ale zajefajnie, mam ogon!". I wcale nie wygląda jak obdartus, no cóż.

      Potrzebuję tego komiksu <3

      Usuń
    8. Niepoważne to jakieś.

      Znalazłam! http://deadmacabre.tumblr.com/post/77748420208/animaglacialis-itsa-me-amelie-verceri

      Usuń
  4. W imieniu miłośników porównań homeryckich Kejsi dziękuję ci za tę farbę, jest przecudna.
    No cóż, Hodge, gdy skończył mu się etat ekspozycji dostał nowy: foreshadowingu. Skok znikomy, ale zawsze jakiś. Jestem w zupełnym szoku, że Clary nie rozpływa się nad Jace'm gdy jest on porwany. Naprawdę, CC mnie zawiodła. To Ruda nie myślała o tym, że już nigdy nie dotknie jego złotych włosów? Że nie uda jej się dojrzeć nowych odcieni złota w jego oczach? SZOK, tyle momentów straconych!
    Ja sama zapomniałam czym walczy Hodge. Nie,bez kitu ja nawet nie pamiętam czy to było gdzieś wspomniane dayum. A pamięć mam lepszą od Clary... Hmmm...
    No cóż podpinam się do pytania: Luke, dlaczego?! Wrrrr... W ogóle imperatyw też czuwa,bo Luke nie może być numero dos tylko uno.
    W ogóle w takich chwilach jak te, podziwiam niezwykle twórców serialu. Osobiście nie miałam pojęcia skąd się wzięła Gretel. Seryjnie gdy nasza wilczyca się zjawiła w serialu byłam pewna że to wytwór wyobraźni scenarzystów. A tu proszę, suprise. Tak samo było z Kaelie (która ku mojemu zdziwieniu miała jeszcze jakiś plot line). Kejsi patrz i ucz się... Choć nie ty się nie nauczysz tylko przepiszesz i powiesz że twoje... To jednak nie patrz...
    A tak w sumie to Cary myśli, że boli ją głowa bo to czuje. Ale jednak badabum ugabuga TWARZ. 😱 Geeez, ja nie wyrabiam...
    Ten rasizm Clary mnie zabił... Myślałam, że jednak jest nieco lepiej a tu stawianie na równi z matką, oślizgły Podziemny... No kurrrrr jak tu nie mordować? Serio Clary ma ode mnie w twarz bardzo,bardzo mocno (+ Bogu dzięki temu słowa nie padły w serialu, bo biorąc pod uwagę kolor skóry Isaiahi to byłaby drama...)
    W ogóle co te wilkołaki tak źle wyglądają? Kejsi wybrała jednak za swój wzór Remusa Lupina a nie BOSKIE wilczki ze świata Meyer? Nie no, serio? Bo co, bo Podziemni? Ale przecież wampiry i czarnoksiężnicy mają kasy jak lodu no to czemu wilkołaki to biedota Podziemi? (No bo Seelie też w sumie na biedne nie wyglądają...)
    Analiza jak zwykle świetna, ja się dalej będę przymierzać do Nie-boskiej Komedii echhh... 🙈
    Sonia ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Foreshadowing Hodge'a słaby, bo Cassie wie, że nie umie w subtelności, a nie chce zdradzić za wiele. I też byłam w szoku! Ale wiesz co, może nie syp tak przykładami, bo je znajdziemy w tej edycji z okazji dziesięciolecia wydania Miasta Kości...
      Było wspomniane bodajże w rozdziale szóstym, ale nie jestem pewna, czy tego nie wycięłam. Czasem wycinam jakieś fragmenty dialogu czy opisu, które nic nie wnoszą, a wówczas to nic nie dawało.
      Bądźmy szczerzy, Cassie wpadła na alfowatość Luke'a chyba już po rozdziale ósmym, wcześniej wyglądał na samotnego wilka. Ale musiał być uno, bo jak to tak - panie Frey i plebs?
      Ja szczerze też w ogóle nie kojarzyłam żadnej Gretel z książki. Kaelie pojawiła się w serialu już po mojej analizie rozdziału jedenastego, więc wiedziałam, skąd ją wzięli. I nawet dostała ciekawszy wątek niż książkowa.
      Clary generalnie wszystko wolno kojarzy.
      Właśnie miałam takie same przemyślenia, że w kontekście serialowego Luke'a to brzmi jeszcze gorzej, a zarazem doskonale oddaje, czym jest książkowy Luke XD
      Hej, wampiry to w tym tomie badziewni goci, dopiero potem ewoluują niepostrzeżenie, na razie wszyscy są gorsi od tych wspaniałych Nocnych Łowców!

      Usuń
    2. Kurczę, także to jest ten moment gdy serial wszedł za mocno... Bo ja nadal mam przed oczami ekspozycję Davida Castro który mówi, że w sumie to wampiry sprzedają swoje rzeczy po jakimś czasie i mamona się zgadza 😂 Choć i tak nie mogę się odpędzić od aktorów serialowych gdy czytam te fragmenty... Choć nie, jedynie Harry'ego ratuje moja wyobraźnia bo jednak czytając analizę widzę Godfreya Gao na jego miejscu upssss... Ale może moja wewnątrzna fanką Harry'ego nad nim czuwa i się nie daje go w to wkręcić...
      Dobra, postaram się nie sypać, ale jeśli odnajdę MUJ AŁTORSKI POMYZŁ zamieszczony w speszyl wydaniu to polecę z pozwaniem o prawa autorskie (choć babce od Dark Hunters nie wyszło, kurcze)
      Sonia 💙

      Usuń
    3. Cóż, w serialu, jak widać, wszystko zostało jako-tako przemyślane. Ale w książkach nie ma co na to liczyć. xD I ja bardzo przepraszam, bardzo lubię Harry'ego, ale Godfrey podobał mi się o wiele bardziej, niestety nie miał czego zagrać. Jego Magnus głównie wyglądał pięknie, ale jako jedyny miał potencjał.
      (One chyba poszły na ugodę, poza tym to było w kontekście ficzka w necie, więc mniejsza szkodliwość czy coś).

      Usuń
    4. Well, wewnętrzna fanką pozwala ci żyć 😂 choć ja nadal bardzo bym chciała aby *SPOILER ALERT* Asmodeusa zagrał właśnie Godfrey taki mały wink do widza, że macie dwóch Magnusów badabum *KONIEC SPOILERA* ale wydaje mi się, że raczej nie będzie ich na niego stać 😂😂😂 ale no, pomarzyć zawsze mogę, prawda... PRAWDA?!

      Usuń
    5. W sumie nie wiem, czy stać, Godfrey to nie taka znowu gwiazda, pytanie, czy byłby zainteresowany...

      Usuń
    6. Wiadomość z ostatniej chwili Kejsi ujawniła daty urodzin postaci z książek
      Magnus 8 grudnia w gdzieś na początku wieku XVII
      Simon 17 października '90
      Izzy 15 Maja '91
      Walentynka 29 listopada '68
      Jocelyn 2 Luty '70
      Luke 3 stycznia '70
      A ja siedzę w głębokim szoku bo podano TYLKO miesiąc urodzin płowego buca czyli styczeń '90
      KEJSI O CO CHODZI, CO SIĘ STAŁO (bez kitu,znamy datę urodzin jeszcze Aleca i Clary wtf)

      Usuń
    7. Mnie nadal najbardziej rozbraja Magnus, urodzony na początku XVII wieku w Indiach Wschodnich MAGNUS BANE. Holenderskich Indiach Wschodnich, ale tego ojca-Holendra Cassie dodała ewidentnie po pierwszym tomie.
      (Clary bodajże była znana już wcześniej, przynajmniej miesiąc)

      Usuń
    8. I nagle cały wątek Izzy i jej seksualizowanie staje się jeszcze bardziej obrzydliwe, bo w zasadzie mówimy o dziecku. Masakra.

      Usuń
    9. Od początku było podkreślane, że są z Clary w tym samym wieku, więc Cassie się chyba za bardzo wczuwa w POV, skoro szesnaście lat to dla niej wielka dorosłość i wszystko gra ze slut shame’owaniem szesnastolatki.

      Usuń
  5. Czy Hodge to nie jest spadek po opkowym motywie evil Dumbledora?
    Rasizm Clary jest okropny. A poza tym, rwa mać, Luke w sumie ją uratował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ewidentnie spadek po tym okropnym motywie, jego trzydziestka-ale-siedemdziesiątka też na to wskazuje. :D
      Proszę, Elu, oczekiwałaś od niej wdzięczności?

      Usuń
  6. Nocni Łowcy tak bardzo kojarzą się mi się z tymi amebami z "Intruza" Meyer. Tam też autorka starała się nas przekonać, jakie to one nie są dobre, zajebiste i w ogóle. A z bliska okazywało się, że to zwykła banda z przerośniętym ego (jeśli nie gorzej).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest idealne porównanie! Niektórzy Nocni Łowcy (via Jacuś) nawet sparklą!

      A poza tym Stefa tak propsowała Jacusia, że jej opinia trafiła na okładkę Miasta Kości. :D :D :D

      Usuń
  7. Boru, jak to możliwe, że im więcej akcji w rozdziale, tym częściej ja ziewam?
    Nieporadność w pisaniu Cassie? Kompletny brak zainteresowania losem Eklerki? Moment, w którym prawie oberwała dyskiem w głowę dał mi przez chwilę złudną nadzieję, że w końcu zejdzie z tego świata, ale nie, ma kody do nieśmiertelności prawie jak Kmicic.

    Mam też pytanie. Co chwilę porównujesz książkę do serialu i filmu. Jako, że nie widziałam żadnej z tych rzeczy, chciałabym wiedzieć, jak bardzo została pozmieniana fabuła i bohaterowie, że uważasz je za lepsze od książki?
    (nie, żeby to było ciężkie, milsze od czytania jej byłoby tłumaczenie instrukcji zaparzania arbuzowej herbaty na klachtiański)

    I jestem zawiedziona porównaniem :< Wszyscy wiedzą, że krew z rany wypływa jak dżem z naleśników!

    Leszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ci odpowiem.
      Film jest po prostu nudny i wizualnie śliczny.

      A co do zalet Shadowhunters... W serialu Clary troszczy się o Simona, swoją mamę i wszystkich naokoło. Nie ma slut shamingu, pokazane jest to że Nocni Łowcy to rasiści i występuje tu Harry Shum Jr

      Małe a głupie

      Usuń
    2. Harry Shum Jr to anioł zesłany z nieba i nikt na niego nie zasługuje (no, prócz jego żony) :P

      Usuń
    3. Absencja Jacusia, nie ma co podnosić ciśnienia.

      Co do filmu: fabuła pozostaje praktycznie bez zmian względem książki, jedynie sceny akcji starają się wyglądać, jakby naprawdę coś się działo, a po Simona do Dumort udaje się cała wesoła gromadka.

      Co do serialu: wyobraź sobie cross-over Agentów Tarczy z Buffy i Supernatural, to coś w tych klimatach. Bohaterów postarzono, pozbyto się suspensów z rzyci (sprawa ojca Clary np. zostaje wyjaśniona w drugim odcinku), pozbyto się obraźliwie stereotypowej reprezentacji na rzecz różnorodnych bohaterów, zmieniono praktycznie cały plot, zachowując sam fakt poszukiwania Darów Anioła, Eklerka jest SYMPATYCZNA, Jace ostatnio też zrobił się całkiem w porządku, bohaterowie ze sobą ROZMAWIAJĄ, fabuła nie jest Clary-centryczna, mamy sporo głównych bohaterów z równo rozdzielonym czasem ekranowym, relacje Clary z matką jest dużo lepiej napisana, widać chęć uratowania Jocelyn i to, że są blisko, rozbudowano świat przedstawiony, odcinając się zresztą trochę od hogwarckich korzeni + scenarzyści wiedzą o świecie Cassie więcej niż ona przy Mieście Kości, więc nie ma takich głupich luk, jakie występują w książce xD

      Usuń
  8. On zabije Jace’a!
    Valentine, do roboty!
    Ślimak jest piękny.Tu się nic nie dzieje,emocje jak na grzybach.


    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, patrz, jak się autorka stara już drugi rozdział z rzędu. Spójrz, jak się biją, cóż za akcja, cóż za napięcie!
      Myślałam nad kibicowaniem Valentine'owi, ale nie mogę się przekonać do Lucjusza Malfoya-kulturysty z napakowaną klatą. Po prostu... nie.

      Leszy

      Usuń
    2. Problem z tą książką jest taki, że praktycznie nie istnieje postać, której można cały czas kibicować... Aczkolwiek moim faworytem jest antagonista późniejszych tomów. Prawie wyszło napisanie złola!

      Usuń
  9. Chryste, jakie to obrazliwie nudne!!!!!! Myslalam, ze konczymy juz tom pierwszy, jak to opko sie niemozebnie wlecze!
    W sumie troche zaluje, ze wiem cokolwiek o clareversum, bo jedna z moich ulubionych artystek wydaje komiks Miasta Kosci i wyglada przecudnie :( a moja ukochana cukiernia wypuscila przepyszne eklerki i kazda wzmianka o Clary mnie przyprawia o burczenie w brzuchu. z analizami zle, bez nich jeszcze gorzej. YOU CREATE LIFE!!!!! and destroy it.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo właściwie... Kończymy. Nie moja wina, że Clare nie potrafi planować. :v
      Widziałam właśnie kilka skanów na tumblrze Cassie, całkiem ładnie wyglądają. Ale fabuły to to nie uratuje niestety. D: A ja w ogóle kocham eklerki i co tu zrobić, jak teraz myślę przy nich o Clary :v

      Usuń
    2. Jakim cudem tak szybko koniec książki, przecież mało co zdążyło się zadziać... Ile to ma stron? Bo mam wrażenie, że w moich erpach więcej się dzieje na przestrzeni 50 stron.
      Co do eklerków, łączę się w bólu, mam tak samo!

      Usuń
    3. Pdf ma 342 strony, kolejny rozdział zaczyna się od strony 275, gdyby to kogoś interesowało, a rozdziałów zostało (włącznie z epilogiem!) cztery. Rilmar, nie czytałam Twoich erpów, ale zapewne masz rację. xD

      Usuń