niedziela, 9 kwietnia 2017

9. Krąg i bractwo

Kochani, dzisiejszy rozdział jest wyjątkowy. Zapewne wszyscy wiecie, czym jest półfinał sezonu w przypadku seriali – zwykle taki odcinek zawiera jakiś zaskakujący zwrot akcji; coś, co zatrzyma nas przy danej serii. Okazuje się, że mojemu ebookowi brakuje strony informującej czytelnika przed rozdziałem „Pandemonium, że oto zaczyna się część pierwsza… Bowiem przed rozdziałem dziesiątym pojawia się strona tytułowa drugiej połowy książki. Sprawdźmy więc, czy Cassandra Clare byłaby dobrym scenarzystą (odp.: nie) i czy „Shadowhunters” rozgrywa półfinały lepiej (odp.: tak)!


Rozdział rozpoczynamy dokładnie tam, gdzie skończył się poprzedni.


Clary zbliżyła się do Jace'a, żeby dotknąć jego ramienia i jakoś go pocieszyć. Coś powiedzieć. Cokolwiek. Co się mówi komuś, kto właśnie ujrzał zabójców własnego ojca?


Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że Jace’a nie dręczyły podobne pytania egzystencjalne, kiedy Dorothea uświadomiła cię w kwestii mizernego prawdopodobieństwa ponownego spotkania z Jocelyn.


Jace reaguje zaskakująco normalnie, odtrącając jedynie dłoń Clary i stwierdzając, że powinni się zmywać, nim wróci Luke, po czym rusza przodem. Nie wiedzieć czemu, najwyraźniej zabierają Simona do Instytutu. Nie, żebym osobiście żałowała, wszak to chwilowo najsympatyczniejsza postać w książce. Ponieważ jednak przez ostatnie kilka stron nikt nam nie przypominał, jaki przyziemny i nietaktowny jest Simon, zaczyna on narzekać na to, że Nocni Łowcy jeżdżą metrem:


- Spodziewałem się czegoś bardziej odlotowego. Na przykład furgonetki z napisem „Śmierć demonom” na boku albo...


Cóż, co by nie mówić, zgadzam się z Simonem. Metro jest za mało cool i edgy dla naszego elitarnego kółka rasistów. Powinni mieć co najmniej Batmobil Bucomobil. Cassie, zawiodłam się na tobie.


Jace nawet nie zadał sobie trudu, żeby mu przerwać. Clary zerknęła na niego z ukosa. Kiedy Jocelyn była naprawdę na nią zła albo w jednym z tych swoich nastrojów, kiedy czymś się zamartwiała, przybierała maskę „przerażającego spokoju”, jak nazywała go Clary; kojarzył się jej ze zwodniczo grubą warstwą lodu tuż przed pęknięciem pod jej ciężarem. Jace był tak przerażająco spokojny. Miał twarz bez wyrazu, ale w bursztynowych oczach płonął żar.
- Simon, wystarczy - powiedziała.


Powinnam doceniać każdy przejaw tego, że Clary nie myśli tylko o własnym nosie, jednak mam z tym problem, kiedy chce zadbać o komfort Jace’a, gdyż na tym etapie (oraz na każdym późniejszym) nie zrobił nic, aby zasłużyć na minimum obrony ze strony naszej hirołiny. Poza tym, Jace naprawdę nigdy nie sprawiał wrażenia, jakby potrzebował pomocy w uciszeniu kogoś, jeśli więc Clary nie powiedziała tego, aby uchronić Simona przed złamanym nosem (spoiler alert: nie, nawet nie pomyślała, że Jace może przyłożyć jej przyjacielowi), interwencja była zbędna. Pragnę przypomnieć, że kiedy panna Fray była w podobnej sytuacji, a Alec jej (słusznie) uwłaczał, Jace nie pisnął słowem. Nie cierpię Clary, DLACZEGO muszę udowadniać, że ten buc na nią nie zasługuje?!


Przyjaciel rzucił jej spojrzenie, jakby pytał: „Po czyjej ty jesteś stronie?”.


Jace’a. Odkąd pierwszy raz go ujrzała, sądząc, że to nieobliczalny morderca. Nie ma za co.


Clary do zignorowała.


Nie mogę powiedzieć, aby było to coś nowego.


Nadal obserwowała Jace'a, kiedy skręcili w Kent Avenue. W blasku latarni jego włosy tworzyły wokół jego głowy niesamowitą aureolę.


Każde okoliczności są dobre, aby zachwycać się urodą tru loffa. Ja chrzanię, ta dziewucha niedługo przegoni pod tym względem Bellę Swan.


Clary myślała o porywaczach matki. W pewnym sensie była zadowolona, że to ci sami ludzie,
którzy przed laty zabili ojca Jace'a, bo teraz musiał jej pomóc odnaleźć Jocelyn, chciał tego czy nie. Nie mógł zostawić jej samej.


Mogę się mylić, ale czy Hodge już ci nie zapewnił, że postarają się odnaleźć Jocelyn? Co zmienia tożsamość porywaczy twojej matki? Poza drobnym szczegółem, że znając Jace’a możesz nigdy nie dowiedzieć się, gdzie ona jest, bo zapewne zabije ich na miejscu, jeśli ich dorwie i od razu przy tym nie zginie. Serio, po tym, co zobaczyliśmy w rozdziale szóstym, osobiście `miałabym Jace’a za Nocnego Łowcę co najmniej nieudolnego i myśl o jego wsparciu by mnie wcale nie zachwycała.
+ Also, czy tylko dla mnie odczuwanie ZADOWOLENIA jest dosyć… sukowate?


- Mieszkasz tutaj? - Simon gapił się na starą katedrę z wybitymi szybami i żółtymi policyjnymi taśmami na drzwiach. - Przecież to kościół.


Bo głupiutki Simon już zapomniał o tym, że rozmawia z facetem potrafiącym zmienić parawan w lustro weneckie.
+ Przysięgam, w książce nie ma ani słowa o tym, że wsiedli do metra. Nie każę autorce opisywać każdego etapu podróży (i tak jest wystarczająco nudno), ale miło byłoby nie zastanawiać się, czy bohaterowie weszli w posiadanie teleportera.


Jace sięgnął pod koszulę i ściągnął z szyi łańcuszek. Wisiał na nim mosiężny klucz, który wyglądał tak, jakby pasował do starego kufra odkrytego na strychu. Kiedy wcześniej wychodzili z Instytutu, Jace nie zamykał drzwi, tylko je zatrzasnął.


Ale… po co? W środku jest troje samodzielnych, zdolnych do obrony Nocnych Łowców. Pod nieobecność Jace’a chowają się przestraszeni pod kocykiem?


- Uważamy, że dobrze jest mieszkać na poświęconej ziemi.
- Rozumiem, ale, bez obrazy, to straszna rudera - zauważył Simon, patrząc z powątpiewaniem na płot z kutego żelaza otaczający budynek, na śmieci walające się wokół schodów.


Ponownie, Simon to sceptyczny idiota. Prawdopodobnie zarażony przez Clary przypadłością rybki Dory, skoro nasza bohaterka wyjaśniła mu przecież WSZYSTKO, co sama wie; musiała więc wspomnieć również o czarach ochronnych, Wzroku etc.


Clary wyobraziła sobie, że bierze jedną z nasyconych terpentyną szmat Jocelyn i wyciera obraz, który miała przed oczami, zmywając czar jak starą farbę.


Wklejam to tylko dlatego, że jestem w szoku. Clary pierwszy raz w całej książce wykorzystuje wiedzę nabytą kilka (całe sześć!) rozdziałów temu, używając po raz kolejny Wzroku. Kto by powiedział, że to będzie takie proste, gdy robi to drugi raz w życiu, zmęczona po dniu pełnym wrażeń? Cóż, chyba każdy znający Clary Sue.


I udało się. Spod fałszywej fasady zaczął prześwitywać prawdziwy, niczym światło przez ciemne szkło. Clary zobaczyła wysokie iglice katedry, lśniące okna z szybami w ołowiowych ramach, mosiężną tablicę z nazwą instytutu przymocowaną do kamiennej ściany przy drzwiach wejściowych. Dopiero po dłuższej chwili, niemal z żalem pozwoliła tej wizji zniknąć.


Concept art Instytutu do filmu:


c32191b93076f31d1cf66f6febbe51b8.jpg


Filmowy Instytut:


article-2395246-1B515F78000005DC-659_634x316.jpg


Oraz serialowy:


tumblr_oi4ll8UWKp1r24yiao2_500.gif


Ten filmowy już chyba gdzieś widziałam…


58.jpg


Już rozumiem, dlaczego wiele fanek twierdzi, że film jest dużo lepszy od serialu. Zżyna dokładnie z tych samych źródeł.
+ Hogwart chroniły, oprócz iluzji, różne zaklęcia rozpraszające. W przypadku Instytutu nigdy nie ma o czymś podobnym mowy, więc jakim cudem przez te wszystkie lata nikt się budynkiem nie zainteresował? Nie zechciał go odrestaurować? Halo, Cassie?


- To czar, Simon - powiedziała. - W rzeczywistości wszystko wygląda inaczej.
- Jeśli takie jest twoje pojęcie o czarze, to chyba jeszcze się zastanowię czy pozwolę siebie zmienić.


C’mon, kochający rpg geek w ogóle nie skojarzy tego z iluzją? Facet, który uwielbia fantasy? W ostateczności, skoro jest takim nerdem, znający książki Rowling? A, przepraszam, fail. Wygląda na to, że dla niepoznaki Cassie usunęła serię o Harrym Potterze ze swojego świata. Ciekawe, czy Buffy również tu nie istnieje.


Jace włożył klucz do zamka i obejrzał się przez ramię na Simona.
- Nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę z zaszczytu, jakiego zaraz dostąpisz. Będziesz pierwszym Przyziemnym, który wejdzie do Instytutu.


– Powinieneś się co najmniej popłakać ze szczęścia. W ostateczności wystarczy tarzanie wokół moich stóp.
+ Jace? Jeśli masz na myśli Instytuty w ogóle, to pani Sophie Collins poczułaby się urażona. Zresztą, patrząc na twoją wiedzę na temat historii Nocnych Łowców, nie dawałabym wiary tym słowom nawet w kontekście samego Nowego Jorku.


- Prawdopodobnie wszystkich innych odstrasza zapach.


Simon, kibicuję ci przy każdej przepychance słownej z Płowym Bucem.


- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała Clary i szturchnęła przyjaciela łokciem. - On zawsze mówi to, co mu przyjdzie do głowy. Bez żadnych filtrów.


Ciekawe, skąd to wiesz, skoro zwykle go ignorujesz (i jeszcze polecasz to innym). Zresztą takie słowa brzmią zabawnie w ustach kogoś, kto też mówi wszystko, co przyjdzie mu do głowy, nie zwracając uwagi na to, jaka wychodzi z niego przy tym, za przeproszeniem, suka.
+ Clary? Opanuj na chwilę swój zachwyt Płowym Bucem. Simon ma prawo twierdzić, że Instytut śmierdzi, bo zapewne iluzja ochronna nie pachnie fiołkami. Stwierdza tylko fakt, a jeśli chce przy tym dogryźć Jace’owi, ma do tego święte prawo. Nie broniłaś Simona, kiedy twój jeszcze-nie-misiu go obrażał.


Clary też nagle zatęskniła za kawą, kiedy szli w górę kamiennymi schodami. Na każdym stopniu była wyryta Runa, a ona zaczynała niektóre z nich rozpoznawać. Męczyły ją niczym zasłyszane gdzieś słowa w obcym języku. Miała wrażenie, że gdyby bardziej się skupiła, mogłaby doszukać się w nich sensu.


To prawdopodobnie jedyny foreshadowing w całej serii, który nie jest do bólu oczywisty. Nie cieszmy się jednak przedwcześnie, bo kiedy wreszcie dojdziemy do rozwiązania, twarz zaboli was od ilości facepalmów.


Wsiedli w windę i w milczeniu pojechali na górę. Clary nadal myślała o kawie, o wielkich kubkach z dużą ilością mleka, jakie codziennie rano szykowała matka. Czasem Luke przynosił torbę słodkich rogalików z piekarni. Na myśl o nim Clary poczuła ściskanie w żołądku. Straciła apetyt.


Nadal nie rozumiem angstu w związku ze zdradą Luke’a. Nawet rzodkiewka by się domyśliła, że facet próbował się pozbyć z domu Krwawego Duetu.


Winda zatrzymała się z sykiem i po chwili znaleźli się w znajomym przedpokoju. Jace zdjął kurtkę, rzucił ją na krzesło i zagwizdał cicho. Po chwili bezszelestnie zjawił się pers. Jego żółte oczy jarzyły się w półmroku .
- Church - powiedział Jace, głaszcząc ulubieńca. - Gdzie Alec? Gdzie Hodge?
Kot wygiął grzbiet i zamiauczał.


Jeśli was to interesuje – nie, nigdy się nie dowiemy, jakim cudem mieszkańcy Instytutu porozumiewają się z Krzywołapem ze zwykłym kotem.


Jace zmarszczył nos, co Clary w innych okolicznościach wzięłaby za urazę.


Istnieją takie zdania, które przerastają moje skromne zdolności analizatora i nie mam zielonego pojęcia, o co w nich chodzi. To jedno z nich.


- Nie lubię kotów - oznajmił Simon. Idąc wąskim przejściem, potrącał Clary ramieniem.
- Ja znam Churcha, jest mało prawdopodobne, żeby on polubił ciebie - rzucił Jace przez ramię.


Śmiem twierdzić, że koty mają dobry gust w kwestii ludzi, więc prędzej powinien polubić Simona niż ciebie.


Na widok licznych drzwi po obu stronach kolejnego korytarza, Simon uniósł brwi.
- Ilu ludzi tu mieszka?
- To jest miejsce, gdzie Nocni Łowcy mogą się zatrzymać kiedy są w mieście - wyjaśniła Clary. - Coś w rodzaju schroniska w połączeniu z instytutem badawczym.
- Myślałem, że to kościół.
- Na zewnątrz tak.
- Dziwne.


Czy tylko mnie męczy robienie z Simona idioty? Skoro zaakceptował bez problemu istnienie magii i spoglądał przez zaczarowany parawan, naprawdę nie powinien mieć takiego percepcyjnego problemu z faktem, że Instytut wygląda dla Przyziemnych jak kościół.


- Wiem, że to dziwne - powiedziała cicho. - Ale po prostu musisz się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Zaufaj mi.
- Tobie ufam. - Ciemne oczy Simona były poważne. - Nie ufam jemu.


Gdybyś jeszcze przestał ufać tej rozwydrzonej amebie, stałbyś się najbystrzejszym bohaterem tego uniwersum.


Zerknęła na Jace'a, który szedł kilka kroków przed nimi i najwyraźniej rozmawiał z kotem. Clary zastanawiała się o czym dyskutują. O polityce? Operze? Wysokich cenach tuńczyka?


Wybaczcie, nadlatujący znienacka Żenujący Dowcip Prowadzącego Autora uderzył mnie właśnie w potylicę.


- Postaraj się - szepnęła. - Teraz on jest moją jedyną nadzieją na odnalezienie matki.


Nadal nie rozumiem, dlaczego masz więcej zaufania do niekompetentego, narcystycznego gówniarza niż do doświadczonego Nocnego Łowcy, ale jak wolisz.


- Nie podoba mi się tutaj - wyznał cicho.
Clary sama czuła się dziś rano po przebudzeniu tak, jakby wszystko w Instytucie było obce a zarazem znajome. Najwyraźniej Simon odbierał to miejsce jedynie jako obce, dziwne i nieprzyjazne.


Doprawdy zaskakujące. Dziwi mnie, że ty w ogóle masz ochotę tu przebywać, skoro przez trzy dni leżałaś nieprzytomna bez kroplówki, zapewne w brudnej od własnego moczu pościeli (wybaczcie, nie wierzę w żadną pomoc medyczną z ich strony), a reszta obstawiała zakłady, czy umrzesz. Wiem, że Clary nie ma dokąd pójść, ale powinna to w tym momencie traktować raczej jak nieprzyjemną konieczność.


- Nie musisz ze mną zostawać - powiedziała choć w metrze kłóciła się z Jace'em, że
chce zatrzymać przy sobie Simona.


Nareszcie wiem, co działo się w metrze! Ale zaraz… Mam rozumieć, że wy to robiliście PRZY SIMONIE? Biedny facet, ignorowanie go wciąż osiąga nowe szczyty.


Twierdziła, że po trzech dniach obserwowania Luke'a jej przyjaciel zapewne zna szczegóły, które mogą się przydać.


Mam rozumieć, że Luke przez trzy dni pakował worek, a Simon siedział kamieniem w krzakach, nie jedząc, nie pijąc, nie śpiąc i nie wracając do domu? Nie wiem, czy na głupszego w tym momencie wychodzi Padawan czy Pionier Frayowego Friendzone’a.


- Ale zostanę - odparł Simon. Puścił jej rękę, bo akurat weszli do ogromnego pomieszczenia. Okazało się, że jest to kuchnia, w przeciwieństwie do reszty Instytutu bardzo nowoczesna, ze stalowymi blatami i przeszklonymi szafkami na naczynia.


No ba, po co komuś komórki, nowoczesne wyposażenie Instytutu czy coś. Ale kuchnia nie może być wyjęta z XIX wieku!


Obok czerwonego żeliwnego pieca stała Isabelle z okrągłą łyżką w dłoni. Ciemne włosy miała upięte na czubku głowy. Z garnka unosiła się para, obok leżały przygotowane składniki: pomidor, siekany czosnek, cebula, paski ciemnych ziół, tarty ser, jakieś orzechy w łupinach, garść oliwek i cała ryba ze szklistymi oczami.
- Gotuję zupę - oznajmiła Isabelle, celując łyżką w Jace'a - Jesteś głodny?


Jeśli ktoś ma już wojenne flashbacki z utrwalanego w literaturze YA jedynego słusznego wizerunku kobiety przy garach, mogę uspokoić, że ten jeden raz Cassie zboczyła z utartych przez Stepanie Meyer ścieżek. Swoją drogą, ma ktoś pomysł, jaką zupę można ugotować ze WSZYSTKICH tych składników?


W tym momencie zobaczyła Simona i Clary.
- O, Boże! - jęknęła z rezygnacją. - Przyprowadziłeś kolejnego Przyziemnego? Hodge cię zabije.


Cóż mogę rzec, książkowa Izzy najwidoczniej ściga się z przybranym bratem w konkursie “Buc Miesiąca”.


Simon odchrząknął.
- Jestem Simon - przedstawił się z godnością. Isabelle go zignorowała.


Jak wyżej.


Jace łypnął gniewnie na kota.
- Mówiłem ci, żebyś zaprowadził mnie do Aleca, podstępny Judaszu!
Church wygiął grzbiet, mrucząc z zadowoleniem.


Jak dotychczas, kot jest najbardziej sympatyczną i charyzmatyczną postacią książki. Simon niestety z nim przegrywa ze względu na ten character bashing.


- Nie obwiniaj Churcha - zbeształa go Isabelle - To nie jego wina, że Hodge cię zabije. - Zanurzyła łyżkę w garnku.


Różnica między Izzy i Jacem jest taka, że kiedy ktoś gasi Płowego Buca, czytelnik czuje do niego odrobinę sympatii, nawet jeśli tym kimś okazuje się bucowata Scary Sue.


- Musiałem go przyprowadzić, Isabelle - zaczął się tłumaczyć Jace. - Dziś widziałem tych dwóch ludzi, którzy zabili mojego ojca.


Związek przyczynowo-skutkowy tego zdania zgubił się gdzieś po drodze. Mam nadzieję, że trafił do lepszej książki.


- Nie sądzę, żeby on był jednym z nich. - Wskazała łyżką na Simona. Ku zdumieniu
Clary przyjaciel nic nie powiedział. Stał jak urzeczony i z rozdziawionymi ustami wpatrywał się w Isabelle.


A ślina mu czasem nie kapała? Cassie, nie żałuj sobie, jak upadlać Simona to na całego!


Oczywiście, pomyślała z irytacją. Dziewczyna była dokładnie w jego typie: wysoka, efektowna i piękna. Właściwie, jeśli się nad tym zastanowić, wszystkim mogła się podobać. Clary przez głowę przeszła myśl, co by się stało, gdyby zawartość garnka wylała na głowę Isabelle.


Primo: Clary wysnuła te wnioski już w pierwszym rozdziale, czy przypominanie nam o urodzie Izzy to subtelny sygnał, że trulawerstwo Jace’a nie jest takie pewne? Secundo: panie i panowie, nasza protagonistka w pełnej krasie. Zastanawiam się, czy Clary nienawidzi swojej płci w ogóle, czy tylko tych ładnych dziewczyn. Takie wzięte z rzyci przemyślenia nie są normalne i nie mam pojęcia, jak ktoś może utożsamiać się z bohaterką, która ot tak fantazjuje sobie o wylaniu gorącej zawartości gara na głowę kogoś tylko dlatego, że jest atrakcyjny.


- Oczywiście, że nie - powiedział Jace. - Myślisz, że jeszcze by żył, gdyby to był on?


Gdyby wypadł zza drzwi jak Wyklęty Drwal, zapewne to ty byś nie żył. Ale kozacz dalej, zaczynasz się robić zabawny.


Nasza parka rasistowskich buców płci obojga gładko przeskakuje na temat tego, że Isabelle przekarmia Churcha. Nieoczekiwana zmiana tematu jest nieoczekiwana.


- Wcale nie. Poza tym wy nigdy nie jecie tego, co ugotuję. Przepis na zupę dostałam
od rusałki z Chelsea Market. Zapewniała, że jest pyszna...
- Gdybyś umiała gotować, może bym jadł - wymamrotał Jace. Isabelle zamarła z
uniesioną łyżką.
- Co powiedziałeś?
Jace ruszył do lodówki.
- Że zamierzam poszukać czegoś do przekąszenia.
- Właśnie tak mi się wydawało. - Isabelle znowu zajęła się mieszaniem zupy.


Wiecie co? Lubię ten dialog. Nie jest wybitny, ale na prawie sto stron to pierwszy raz, gdy osoby, które deklaratywnie łączy jakaś więź (w tym przypadku: rodzinna), rzeczywiście zachowuje się zgodnie z tym, co mówi autorka.


Simon nadal się na nią gapił. Clary, z niewiadomych powodów wściekła, rzuciła plecak na podłogę i poszła za Jace'em do lodówki.


Przykro mi, podtrzymuję to, co pisałam w analizie rozdziału trzeciego: absolutnie nie kupuję, że zazdrość Clary o Simona to cokolwiek innego niż typowy odruch psa ogrodnika. Panna Fray zachowuje się, jakby nie mogła znieść, że zapatrzony w nią jak w obrazek przyjaciel właśnie gapi się na inną, atrakcyjniejszą dziewczynę.


- Nie mogę uwierzyć, że jesz - syknęła.


Clary ma zaskakujący talent do ochrzaniania Jace’a za wszystko z wyjątkiem tego, za co powinna.


- A co powinienem robić? - zapytał z irytującym spokojem.
W lodówce było pełno kartonów mleka, których data ważności minęła kilka tygodni temu i plastikowych pojemników z napisami zrobionymi czerwonym atramentem: „Hodge. Nie ruszać.”
- O rany, zupełnie jak stuknięty współlokator - zauważyła Clary z rozbawieniem.
- Hodge? On po prostu lubi porządek.


To dlaczego trzyma w lodówce zepsute mleko? Jaki to ma sens?


Jace wyjął i otworzył jeden z pojemników.


Jace Wayland i poszanowanie cudzej prywatności, część kolejna.


- Mmm. Spaghetti.
- Nie psuj sobie apetytu! - krzyknęła Isabelle.
- Właśnie nie zamierzam - odparł Jace, kopniakiem zamykając lodówkę i wyjmując z szuflady widelec


Widzicie? Nadal im wychodzą naturalne interakcje. Jestem wręcz nieco wzruszona.


- Chcesz trochę?
Clary potrząsnęła głową.
- Oczywiście, że nie, skoro zjadłaś wszystkie kanapki - powiedział z pełnymi ustami.


Mnie tam nadal dziwi, że tego natychmiast nie zwróciła.
+ Cassie, jak to tak? Twój mokry sen mówi z pełną buzią, jak jakiś Eric? Wytłumacz się natychmiast!


- Możemy teraz poszukać Hodge'a?
- Zdaje się, że masz ochotę stąd uciec? - zauważył Jace.
- Nie chcesz mu opowiedzieć, co widzieliśmy?
- Jeszcze się nie zdecydowałem. - Jace odstawił pojemnik i w zamyśleniu zlizywał sos
z palców.


Jace, obawiam się, że ostatnim razem, kiedy Hodge’owi o czymś nie powiedziałeś, okazało się, że chodzi o powrót Valentine’a. Jeszcze nie jesteś tutaj szefem, żeby o czymkolwiek decydować, jesteś tylko rozwydrzonym smarkiem, którego ego jest niewspółmierne do zdolności.
+ Jak ten facet je, że ma brudne od sosu ręce po konsumpcji spaghetti z pojemnika przy użyciu widelca? Nie pomnę nawet kwestii higieny, skoro słowem nie wspomniano, by nasz misiaczek umył ręce…


Wydawał się niesamowicie spokojny, nie przerażająco spokojny jak w drodze do Instytutu, ale dużo bardziej opanowany, niż powinien być. Clary zastanawiała się, jak często pozwala dostrzec prawdziwe ja za tą fasadą, twardą i lśniącą jak lakier na japońskich szkatułkach jej matki.


Rozwiążę tę zagadkę za ciebie, żabko: za każdym razem, gdy zachowuje się jak buc.


- Gdzie idziecie? - Simon popatrzył na nich, kiedy już byli przy drzwiach. Ciemne kosmyki opadły mu na oczy.
Wygląda na głupio oszołomionego, pomyślała Clary nieżyczliwie. Zupełnie, jakby ktoś zdzielił go pałką po głowie.


Ta zazdrość i plucie jadem zaczynają się robić dosyć niepokojące.


- Poszukać Hodge'a - odparła. - Muszę mu powiedzieć, co się stało u Luke'a.
- Powiesz mu, że widziałeś tych ludzi, Jace? - spytała Isabelle - Tych, którzy...
- Nie wiem. Na razie zachowaj to dla siebie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Dobrze. Zamierzasz wrócić na zupę?


Nawet się nie dziwię reakcji Isabelle. To w końcu ona sprzedaje czytelnikom kit, że Jace jest najlepszym Nocnym Łowcą w ich wieku, toteż nie może być zbyt bystra.


- Nie.
- Myślisz, że Hodge będzie miał ochotę trochę zjeść?
- Nikt nie chce żadnej zupy.
- Ja chcę - wyrwał się Simon.
- Na pewno nie - stwierdził Jace. - Po prostu chcesz się przespać z Isabelle.


Jace, idź się utop. Jesteś tu chciany jeszcze mniej niż zupa Isabelle.


- To nieprawda - Simon był wyraźnie przerażony.
- Jakie to pochlebne - mruknęła Isabelle nad garnkiem, ale uśmiechnęła się zadowolona.
- Ależ tak. Zapytaj ją. Ona cię odtrąci, podczas gdy ty będziesz rozpamiętywał swoje upokorzenie. - Pstryknął palcami. - Pośpiesz się, Przyziemny, mamy zadanie do wykonania.
Simon uciekł wzrokiem, czerwony z zakłopotania. Clary, która jeszcze chwilę wcześniej czuła złośliwą satysfakcję, rozgniewała się na Jace'a.
- Zostaw go w spokoju! - warknęła. - Nie musisz być sadystą tylko dlatego, że on nie jest jednym z was.


Clary?


tenor.gif


Jestem pod wrażeniem, że wreszcie stanęłaś po stronie swojego przyjaciela. Wcześniej ktoś musiał go zjechać niemal równie chamsko, jak ty w rozdziale drugim i trzecim, ale wciąż zbieram szczękę z podłogi.


- Jednym z nas - poprawił ją, Jace, ale wyraz jego oczu złagodniał.


Zdecyduj się, bo ostatnio znów twierdziłeś, że Clary nie jest Nocnym Łowcą.
+ Na jakiej zasadzie włącza się Jace’owi ta łagodność? Naprawdę nie wiem, zwykle następuje to po okazaniu przez Clary złości. Ktoś ma pomysł?


Gdy drzwi kuchni zamknęły się za nimi, Isabelle nalała trochę zupy do miski i przesunęła ją po blacie w stronę Simona. Nie patrzyła na niego, ale nadal uśmiechała się z wyższością. Zupa była ciemnozielona, pływało w niej coś brązowego.


Isabelle jest zUa, bo wie, że podoba się płci przeciwnej i nie umie gotować. Jasne, jej wyższość nie jest fajna, ale przez większość serii głównym przewinieniem panny Lightwood w oczach Clary pozostanie fakt, że Izzy doskonale zdaje sobie sprawę z własnej urody. Najwidoczniej pani Clare jest z tych, którzy uważają kobiety świadome swoich walorów fizycznych za evil bitches, nieważne, jaki mają charakter.


- Idę z Jace'em - oznajmiła Clary. - Simon?
- Chybtuzostne - wymamrotał cicho, wbijając wzrok w podłogę.
- Co?
- Ja zostaję. - Simon rozsiadł się na stołku. - Jestem głodny.
- Świetnie. Clary wyszła z kuchni ze ściśniętym gardłem, jakby połknęła coś gorącego albo bardzo zimnego.


Jak rozumiem, Clary czuje się zraniona, ponieważ postawiła się swojemu wkrótce-misiaczkowi, a Simon wolał jednak zostać w kuchni. W sumie mu się nie dziwię. Ani panna Fray, ani panna Lightwood, nie należą do przyjemnych osób, aczkolwiek Isabelle nie tylko jest śliczna, ale również pozwoliła Simonowi wciągnąć się w rozmowę. Clary, jak wiemy od rozdziału pierwszego, rzadko pozwala sobie na taką poufałość.


Na korytarzu stał Jace i obracał jeden z serafickich noży. Schował go, kiedy ją zobaczył.
- Miło z twojej strony, że zostawiłaś papużki same. Clary spiorunowała go wzrokiem.
- Dlaczego zawsze jesteś takim dupkiem?
- Dupkiem? - Jace miał taką minę, jakby zamierzał się roześmiać.
- To, co powiedziałeś Simonowi...
- Próbowałem oszczędzić mu bólu. Isabelle wytnie mu serce i podepcze butami na szpilkach. Właśnie tak postępuje z chłopakami.




- Tobie to zrobiła? - rzuciła Clary.


Clary, nie bądź naiwna. To Rosalie Hale po tuningu. Nigdy nie położyła łap na twoim tru lowerze. Inna sprawa, że pytanie jest dosyć niezręczne, skoro wie, że Jace wychował się z Lightwoodami i traktuje ich jak rodzeństwo.


Clary, która szła za Jace'em, widziała zmęczenie i napięcie w mięśniach jego pleców. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek bywa odprężony.


Gdyby Clary patrzyła na otoczenie tak uważnie, jak na ludzkie plecy, świat byłby piękniejszy, a ta książka krótsza. Wtedy nawet ze swoim iq żwirku w kuwecie rozwikłałaby wszystkie tajemnice na przestrzeni góra trzech rozdziałów.


- Jace...
Obejrzał się przez ramię.
- Co?
- Przepraszam. Za to, że na ciebie warknęłam.


Dziewczyno, weź miej przy tym kretynie choć odrobinę kręgosłupa. A ty, Cassie, przestań ją zmuszać do przepraszania swojego mokrego snu.
+ Odnoszę nieodparte wrażenie, że Clary zaczęła się kajać, po części ponieważ Simon nie docenił jej ogromnego poświęcenia.


- O który raz ci chodzi?
- Też na mnie warczysz.
- Wiem - powiedział ku jej zaskoczeniu. - Jest w tobie coś...
- Irytującego?
- Niepokojącego.


Od razu jej przywal, co się będziesz cackać z zachowaniami zahaczającymi o przemoc domową. W końcu nic tak nie pacyfikuje potencjalnego zagrożenia, jak agresja.


Chciała zapytać, czy to dobrze, czy źle, ale ugryzła się w język. Za bardzo się bała, że Jace rzuci w odpowiedzi jakiś żart. Próbowała znaleźć inny temat do rozmowy.


Clary boi się jak zwykle wszystkiego tego, co stanowi akurat jej najmniejszy problem. Kimże jednak jestem, aby ją oceniać? Ja nigdy nie występowałam w opku.


- Isabelle zawsze robi wam obiady? - spytała w końcu.
- Dzięki Bogu, nie. Kiedy Lightwoodowie są na miejscu, gotuje nam Maryse, jej matka. Jest świetną kucharką.


Ach, mój błąd. Zapomniałam o połączeniu Maryse+kuchnia. Jak rozumiem, kiedy Lightwoodowie są poza miastem, żywicie się jedynie tym, co Maryse ugotuje wcześniej na zapas, bo wszystkim samcom ilość testosteronu upieprzyła rączki niczym granat?


- Więc dlaczego nie nauczyła córki gotować?
Mijali właśnie pokój muzyczny, gdzie rano zastała Jace'a grającego na fortepianie. W kątach już zbierały się gęste cienie.
- Bo dopiero od niedawna kobiety są Nocnymi Łowcami na równi z mężczyznami - odparł wolno Jace. - To znaczy w Clave od zawsze są kobiety. Znały runy, ćwiczył z broną i uczyły sztuki zabijania, ale tylko najzdolniejsze zostawały wojowniczkami. Musiały walczyć o prawo do szkolenia. Maryse należała do pierwszego pokolenia kobiet Clave, które od początku do końca przeszły normalny trening. Myślę, że nie nauczyła Isabelle gotować, bo bała się, że wtedy jej córka będzie już na zawsze skazana na siedzenie w kuchni.


Szczerze powiedziawszy, prequel czytałam dosyć dawno… Jednak nie przypominam sobie, aby rzeczywiście występowały takie problemy. Co więcej, w „Diabelskich Maszynach” poznajemy Charlotte Branwell, która zyskuje stanowisko szefa londyńskiego Insytutu oraz Konsula. Więc wybacz, Cassie, ale nie kupuję tego zacofania Nocnych Łowców. Zwłaszcza że, niespodzianka!, wyszliby na bardziej zacofanych od Przyziemnych, ponieważ Maryse ma zaledwie około trzydziestu dziewięciu lat, ergo – regularne wojowniczki w szeregach Nefilim istnieją od… dwudziestu lat? Przypomnijmy, że akcja książki dzieje się latem dwa tysiące siódmego roku.
+ Skoro Clave składa się z dorosłych, AKTYWNYCH Nocnych Łowców to jakim cudem kobiety, nie będąc wojowniczkami, należały do Clave? Właśnie bycie wojownikiem i działanie w terenie decyduje o tym, czy dany Nefilim jest aktywny czy też nie, więc Clare, PROSZĘ, wyjaśnij mi to. Rozrysuj. A nie zapewniaj dramatyzm, bo i tak ci nie wychodzi.


- A tak by się stało? - zaciekawiła się Clary. Przypomniała sobie, z jaką pewnością siebie i wprawą Isabelle używała bata w Pandemonium.
Jace zaśmiał się cicho.
- Na pewno nie. Isabelle jest jednym z najlepszych Nocnych Łowców, jakich znam.


Może oni sobie wzajemnie płacą za kadzenie na swój temat? Choć, trzeba przyznać, nie przypominam sobie w wykonaniu Isabelle faila na miarę tego, co Jace odstawił w rozdziale szóstym.


- Jest lepszy od Isabelle? - zapytała ponownie. - To znaczy, Alec.
Jace zatrzymał się i spojrzał na nią z góry, wychylając się przez poręcz. Clary przypomniał sobie niedawny sen: spadające płonące anioły.


Nie, nie, nie. Co autorki słabych książek mają do porównywania swoich bucowatych, pilnie potrzebujących terapii mokrych snów z aniołami?


- Lepszy w zabijaniu demonów? Niezupełnie. Jeszcze żadnego nie zabił.
- Naprawdę?
- Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że zawsze ochrania Izzy i mnie.


Patrząc na to, co działo się w Pandemonium, nie idzie mu najlepiej, ale liczą się chęci. Co prawda mógł wtedy zabić demona, ale Clary straciłaby możliwość myślenia o pięknym zabójcy ze złotymi oczami.


Jace i Clary wchodzą do oranżerii, w której siedzi Hodge.


Clary wzięła głęboki wdech.
- Pachnie...
Wiosną, zanim upał spali liście i zwarzy płatki kwiatów, dodała w myślach.


Brzmi to w stu procentach naturalnie, nieprawdaż? Zwłaszcza przy dotychczasowym języku, jakim posługiwała się panna Fray.


- Wyglądasz, jakbyś na coś czekał - stwierdził Jace, zrywając liść z najbliższej gałęzi i obracając go w palcach. Jak na kogoś, kto sprawiał wrażenie opanowanego miał dużo nerwowych nawyków. A może po prostu lubił być ciągle w ruchu.


Patrząc na jego niezdrowe podniecenie w czasie walki, wybieram jednak pewną wariację opcji drugiej.


- Zamyśliłem się - Hodge wstał z ławki. Kiedy uważniej się im przyjrzał, uśmiech zniknął z jego twarzy. - Co wam się stało? Wyglądacie jakbyście...
- Zostaliśmy zaatakowani - odparł krótko Jace.


Cóż, kolejny przykład, że bystrość Isabelle również pozostawia wiele do życzenia.


Aby was nie zanudzać, powiem tylko, że Jace streszcza wydarzenia poprzednich trzech rozdziałów, wyjąwszy (oszyywiście) informację “porywacze Jocelyn = zabójcy pana Waylanda”. Uzyskawszy informacje o prawdziwej godności Luke’a (Lucian Graymark, gdyby ktoś zapomniał. Najwidoczniej tylko Jocelyn była tak głupia, by nawet minimalnie się nie postarać) oraz nazwiskach Krwawego Duetu, Hodge reaguje następująco:


- Jest tak, jak się obawiałem - powiedział. - Krąg się odradza.


Dobrze, że w oranżerii jest szklany sufit, szybciej zobaczymy Mroczny Znak na niebie!


Clary spojrzała pytająco na Jace'a, ale on też najwyraźniej nie miał pojęcia o czym mówi Hodge.
- Krąg?


Zaraz, zaraz… Wszyscy wiedzą o Valetinie; wiedzą, że miał popleczników, ale nie znają nazwy jego kółka wzajemnej adoracji? Makes perfect sense, isn’t it?


- Chodźcie ze mną. Czas, żebym wam coś pokazał.
W blasku lamp gazowych palących się w bibliotece wypolerowane powierzchnie dębowych mebli lśniła jak klejnot.


Elektryczne byłyby dużo wygodniejsze, ale przecież jeśli coś poza kuchnią będzie nowoczesne, świat się zawali. Zdecydowanie wolę wnętrze Instytutu w wersji serialowej:


institute-extras.jpg


Może przypomina siedzibę S.H.I.E.L.D., ale – jak zauważyła pod rozdziałem piątym Aalysanne – technologia bardzo by się przydała Nocnym Łowcom. I byłoby to bardziej wiarygodne niż zostanie w tyle za Przyziemnymi w ciągu zaledwie stu lat.


- Hodge, jeśli potrzebujesz pomocy...


Ciekawostka: filmowy wizerunek Hodge’a, odgrywanego tam przez Jareda Harrisa, utknął mi w głowie na tyle mocno, że byłam przekonana o niepierwszej już młodości Starkweathera. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że ma on w czasie trwania „Miasta Kości”… trzydzieści sześć lat. Przypomnijcie sobie sposób, w jaki opisuje się go w rozdziale piątym. Zgadlibyście, że facet nie ma nawet czterdziestki?


- Nie. - Nauczyciel wyłonił się zza biurka, otrzepując kurz ze spodni. - Znalazłem.
W ręku trzymał grubą księgę oprawioną w brązową skórę. Przekartkował ją, mrugając jak sowa i mrucząc pod nosem:
- Gdzie... gdzie... a, jest! - Odchrząknął i zaczął czytać na głos: - „Niniejszym przysięgam bezwarunkowe posłuszeństwo Kręgowi i jego zasobom... Będę w każdej chwili gotów poświęcić życie, żeby zachować czystość rodów Idrisu i bronić świata śmiertelników, którego bezpieczeństwo nam powierzono”.


Wow. Już rozumiem, dlaczego Rowling nigdy nie napisała żadnej przysięgi wierności śmierciożercom. Nie wiem, może jestem nieczuła, ale poza oczywistym rasistowskim wydźwiękiem, brzmi mi to po prostu niesamowicie głupio, lepiej brzmiące śluby składają sobie przedszkolaki, zawiązując braterstwo krwi na podwórku.


Jace się skrzywił.
- Co to jest?
- Przysięga wierności składana Kręgowi Rezjela dwadzieścia lat temu - wyjaśnił Hodge dziwnie znużonym tonem.
- Przyprawia o dreszcze - stwierdziła Clary. - Kojarzy się z faszystowską organizacją albo czymś takim.


Może takim?


HP-DH-part-2-lord-voldemort-26625035-1920-800.jpg


- Krąg był kierowaną przez Valentine'a grupą Nocnych Łowców, którzy postanowili wybić mieszkańców Podziemnego Świata i przywrócić świat do poprzedniego „czystego” stanu. Mieli zaczekać, aż Podziemni przybędą do Idrisu na podpisanie Porozumień, które trzeba odnawiać, co piętnaście lat, żeby zachowały magiczną moc. Wtedy zamierzali wymordować wszystkich delegatów, bezbronnych i zaskoczonych. Sądzili, że ten czyn doprowadzi do wojny pomiędzy ludźmi a mieszkańcami Podziemnego Świata. A oni zamierzali ją wygrać.
- To było Powstanie - dodał Jace, przypominając sobie lekcję historii. - Nie wiedziałem, że organizacja Valentine'a i jego zwolennicy mieli nazwę.


Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że każda ideologia ma jakąś nazwę, podobnie jak organizacja, nawet roboczą. Niech mi ktoś wyjaśni, jaki jest sens ukrywania nazwy ziomków Valentine’a, skoro o samym Powstaniu wiedzą wszyscy?
+ Widzę błąd w logice Valetine’a. Skoro chciał przywrócenia świata do czystego stanu, należałoby zacząć od zabicia Nocnych Łowców, bo są tu najmłodsi, ale to uwaga na marginesie, wszyscy wiemy, że mowa o rasiście, więc nie uświadczymy logiki. Choć należy pamiętać, że podczas Powstania mordował też członków Clave…


- Ta nazwa rzadko jest dzisiaj wymawiana - powiedział Hodge. - Istnienie Kręgu pozostaje hańbą dla Clave. Większość dokumentów, która go dotyczyła, została zniszczona.
- Więc skąd masz egzemplarz ich przysięgi? - zapytał Jace. Hodge wahał się przez krótką chwile. Clary to zauważyła i poczuła, że dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Bo pomogłem ją napisać - wyznał w końcu nauczyciel.


Nie ma się czym chwalić i to bynajmniej nie ze względu na przynależność do faszystowskiej organizacji.


- Należałeś do Kręgu. - stwierdził Jace.
- Tak. Wielu z nas należało. - Hodge patrzył prosto przed siebie. - Matka Clary też należała.


r9TptTb.gif


Niewiarygodne! Któż by się spodziewał!


Clary drgnęła gwałtownie, jakby ją spoliczkowano.
- Co?
- Powiedziałem...
- Słyszałam, pan powiedział! Moja matka nigdy nie należała do czegoś takiego. Do organizacji siejącej nienawiść.
- To nie była... - zaczął Jace, ale Hodge mu przerwał.


Wiecie co? W tym cytacie urzeka mnie, że Jace zaczął poniekąd bronić ideologii Valentine’a. Panie i panowie, nasz tru loff. :D


- Wątpię, żeby miała duży wybór - rzekł wolno, jakby te słowa sprawiały mu ból.
- O czym pan mówi? Dlaczego miałaby nie mieć wyboru?
- Bo była żoną Valentine'a - odparł Hodge.


giphy.gif


Tym dramatycznym cliffhangerem kończy się część pierwsza „Miasta Kości”. Czy rozdział dziewiąty sprawdza się jako swoisty półfinał sezonu? Mam nadzieję, że mój szyderczy śmiech starczy za odpowiedź. Na dziesięć stron jedynie trzy ostatnie popychają minimalnie fabułę do przodu, na koniec dorzucając coś, co podejrzewała od początku większość czytelników. Czy dzielenie w tym momencie książki na pół ma sens? Oczywiście, że nie, ale każde wystarczająco schematyczne opko musi mieć podział na części, najlepiej z odpowiednio tajemniczymi nazwami i natchnionymi cytacikami na wstępie. „Shadowhunters” zdecydowanie nie jest wybitnym serialem, jednak w odcinku „Major Arcana” (siódmym na trzynaście pierwszego sezonu, więc podejrzewam, że to w domyśle półfinał) nasi dzielni bohaterowie odnajdują Kielich Anioła, zagorzali shipperzy Jace/Clary dostają wreszcie ich pocałunek, a życie Simona znajduje się w niebezpieczeństwie. Jak się nad tym zastanowić, w jednym odcinku serialu dzieje się zazwyczaj więcej niż przez całą książkę z serii. Teraz chyba lepiej rozumiem, co mają na myśli zagorzałe fanki pani Clare, krytykując telewizyjną adaptację za brak klimatu. Oglądając produkcję stacji Freeform, nie walczę z sennością.


Za tydzień czeka nas prawie trzydzieści stron tekstu, na których (ponownie) niewiele się wydarzy, jednak dowiemy się wreszcie, czym jest Miasto Kości oraz będziemy krok bliżej poznania najjaśniejszego promyczka nadziei w tym uniwersum.
Do zobaczenia!

43 komentarze:

  1. "Przypomnijmy, że akcja książki dzieje się latem dwutysięcznego siódmego roku."
    Dwa tysiące siódmego :)


    Co do wieku tego mastera, którego imienia nijak nie potrafię zapamiętać (Albus, zapewne), wydawało mi się, że jest bardziej... No... W wieku Albusa 😂. Wszyscy w tym opku są strasznie młodzi - widać, że Clare ma jakąś awersję do osób po czterdziestce. To musiało być bardzo zabawne, kiedy Valentine, rasistowskiVoldezłoHitler założył tę swoją przerażającą organizację w wieku mniej więcej dwudziestu lat. Co jak co, ale ja bym się śmiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że autorka bardzo lubi nadawać głównym złym długie, eleganckie imiona. Często kończące się na "e". Miałam wątpliwą przyjemność mieć w łapkach jej książkę, pisaną w duecie z Holly Black - główny złol nosi dźwięczne imię "Constantine" :D

      Usuń
    2. A, dziękuję, nie zauważyłam tego błędu. ^^

      Właśnie mi też utknęło, że Hodge jest gdzieś w okolicach wieku Albusa, a tu zonk. Przez te dwadzieścia lat różnicy pomiędzy nim i bohaterami skojarzyłam, że to mix Albus + Severus. Poniekąd. xD Clare ma jakąś tragiczną awersję do osób po czterdziestce, naprawdę trudno mi wymienić gdzieś poza dziesiątym planem kogoś liczącego sobie lat czterdzieści czy więcej, zresztą zwykle są to postaci niesympatyczne. Valentine miał jakieś dwadzieścia trzy lata w chwili wybuchu Powstania, więc zakładając Krąg miał te dwadzieścia... Cassie się z Voldemortem pokałapućkało, ale on nie formował śmierciożerców, zasuwając z Bazyliszkiem po szkole. xD

      Constantine? Toż to musi być zaginiony bliźniak Valentine'a, nawet się rymują! <3 xD

      Usuń
  2. Trochę nie rozumiem logiki matki Isabelle. Niby dlaczego nauczenie córki przygotowywania potraw miałoby z automatu skierować młodą na stanowisko kuchty, skoro kobiety mogą już oficjalnie spełniać się w gronie Nocnych Łowców? A nawet, gdyby cofnięto ów przywilej - Jace mówi przecież, że kobiety należały do Clave, nie były jedynie wojowniczkami. Nigdzie nie wspomina, że posiadanie waginy z automatu oznaczało pranie męskich gaci i prasowanie panom koszul. Czy coś przegapiłam?

    Okej, zgadujemy dalej. Voldzio nie miał żony, a Bellatrix była psychopatką, więc raczej pudło. Obstawiam zatem - Walenty to miks Voldemorta i Snape'a, a Jocelyn to Lily.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie przegapiłaś. Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy to to, że gdyby Isabelle umiała gotować, zostałaby postawiona w sytuacji matki, która - jak widzimy na załączonym obrazku - jest jedynym żywicielem Instytutu, bez niej tylko zimne spaghetti i dania na wynos. Gdyby Izzy też umiała gotować, jeszcze by jej nie wypuszczali na misje, zamykając w kuchni... Choć nikt z obecnych w Instytucie nie potraktowałby Isabelle w ten sposób... Nie, logiki brak. Starałam się, ale nie wyszło. Zresztą do prania gaci i całej reszty Nocni Łowcy mieli, jak pokazuje prequel, pokojówki. :D

      Niestety nie trafiłaś, im dalej w książkę, tym bardziej w Snape'a przeistacza się Hodge, ale jesteś coraz bliżej!

      Usuń
    2. Ale...jak to? Piękna, rudowłosa Jocelyn nie jest Lily?! Wszak z dojrzałych niewiast jedyną inną kobietą o tej barwie włosów była, zdaje się, Molly :(

      Czy to oznacza, że Hodge też ma Tragiczną Historię Stalkingu i Obsesji, którą fani z niewiadomych powodów uważają za niezwykle romantyczną?

      Usuń
    3. Jocelyn dostała po Evansównie piękne rude włosy i to chyba tyle. Zapewniam, że rozwiązanie tej zagadki jest równie zaskakujące, co głupie. :D

      Nie, o dziwo Clare nie dowaliła mu niczym takim, to raczej Snape z typowego severitusa, w którym jest statecznym mentorem i wszyscy zapominają o jego obsesji, aurze nękającego dzieci dupka i całej reszcie. Choć widziałam całkiem sporo teorii, że Hodge był nieszczęśliwie zakochany w żonie szefa. Najwidoczniej fani potrzebują wątku "Always (Stalker)" niczym powietrza. (Choć, skoro to po części Albus, jest równie dużo teorii na temat jego uczuć wobec Valentine'a, ale u Clare lgbt to tylko postaci pozytywne).

      Usuń
  3. "Właściwie, jeśli się nad tym zastanowić, wszystkim mogła się podobać. Clary przez głowę przeszła myśl, co by się stało, gdyby zawartość garnka wylała na głowę Isabelle."
    Pierwsza myśl - hetero są jednak popierdoleni. Serialowa Isabelle to jedyny powód, żeby obejrzeć odcinek czy dwa tej szmiry. Druga myśl - uwielbiam cię, Rosalio, oraz bardzo współczuję analizowania tej opery mydlanej.
    Czyli córcia Voldemorta, hym. Tylko jak wobec tego wkraść wątek kazirodztwa między naszymi ptaszynami? Bo domyślam się, że bez tego ani rusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw czemu nieumiejętność robienia czegoś miałoby być fajne? Do cholery, gotowanie to żadna filozofia, nie róbcie z dorosłych ludzi rozpuszczonych berbeci.

      Usuń
    2. Obawiam się, że bardziej niż hetero, popierdoleni są heteronormatywni, a Clary mi się z taką osobą kojarzy w sposób wybitny. Serial to moja guilty pleasure, ale, szczerze mówiąc, im dalej brnę ponownie w książkę, tym bardziej doceniam fakt, że Freeform potrafiło stworzyć serię z postaciami, które można uznać za sympatyczne na tyle, by przez większość czasu nie chcieć im urwać tych pustych łbów.
      Dziękuję, chwilami sama sobie tego współczuję, bo są fragmenty, w których jedynym stosownym komentarzem byłoby moje zdjęcie, gdy strzelam soczystego facepalma. xD
      Wątek kazirodztwa się pojawi i znów - serial miał dla widzów na tyle litości, aby nie tylko traktować go pobieżnie, ale też szybciej rozwiązać ten problem. My będziemy się męczyć... Cóż, do końca, kiedy zniknie jeden kazirodczy problem, pojawi się kolejny. Cassandra Clare ewidentnie ma jakiś niezdrowy kink.
      Co do nieumiejętności gotowania - ja wiem, że istnieją ludzie przypalający nawet wodę, którym żadna ilość ćwiczeń nie pomoże, ale dlaczego w takim razie nikt nie zainteresuje Isabelle np. szydełkowaniem, skoro gotowanie jej w ogóle nie wychodzi? I czemu tylko ona poza Maryse sięga garów? Już nie mówię o Jacie, a Alec niech się uczy czy co tam lubi robić, ale Hodge chociażby? Przecież facet i tak siedzi na dupie całą dobę, choćby z nudów mógłby zacząć gotować.

      Usuń
    3. "Pierwsza myśl - hetero są jednak popierdoleni"
      "Obawiam się, że bardziej niż hetero, popierdoleni są heteronormatywni, a Clary mi się z taką osobą kojarzy w sposób wybitny."
      Może to dlatego, że nie znam książki, ale i tak moja mina wyglądała tak: o_o. WTF? Czego nie rozumiem?

      Usuń
    4. najwyrazniej słów w języku polskim??

      Usuń
    5. http://s2.quickmeme.com/img/4c/4c56057e030bbb4c25f568a4d91dbb510a674a9225204d43ec1cf24da5802a3a.jpg

      Usuń
  4. Co do składników potrawy. Zupy bym z tego nie przygotowała - raczej rybę pieczoną na warzywach z wariacją sosu pomidorowego, ale być może można zrobić jakąś wariację na temat eintopfa rybnego z tego (a to już bardziej zupa).
    Jakbyś nie uświadomiła mi, że Hodge ma koło 40 to bym przypuszczała, że jest w okolicach 70.
    Jacek (autokorekta mi wiecznie poprawia na Jacka, więc to zostawię) i Clary to rodzeństwo czy co? Bliźniacze syndromy zachowań - ta chce wylać zupę na głowę, ten wybucha agresją, no normalnie bliźniaki.
    Poza tym... Jak na przełom książki.. mocno nudno. Ale Ty trzymasz poziom.
    Silje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie moim pierwszym skojarzeniem była jakaś pieczona ryba, ale że mam dosyć ograniczoną wiedzę kulinarną to nie osądzałam. Zawsze istnieje też opcja, że to miało pokazać, jak bardzo Isabelle nie ma pojęcia o gotowaniu. xD
      Sama zapomniałam, że facet był najmłodszym członkiem Kręgu. W życiu bym nie powiedziała po samej treści książki, wszyscy go traktują, jakby miał co najmniej sześćdziesiąt lat.
      To tylko przeznaczony im bucoromans, dwie połówki jednej duszy i te sprawy. Jeśli te potwory doczekają się kiedyś dzieci (znając Cass, to kwestia czasu, aż w Mrocznych Intrygach coś o tym usłyszymy), to będą najbardziej nieznośne bachory pod słońcem.
      Cóż, staram się podwójnie, skoro materiał źródłowy nie dosyć, że głupi, to i nudny. xD

      Usuń
    2. Mroczne Intrygi? Coś mnie ominęło...? Wait, nie mów że to kolejna część. Jeśli będzie Malec to pewnie przeczytam...

      Małe a głupie

      Usuń
    3. "Mroczne Intrygi" to już trzecia seria Cassie związana z Nocnymi Łowcami, główną bohaterką jest Emma Carstairs, rzecz dzieje się kilka lat po szóstym tomie "Darów Anioła". W planach jest również seria o córce Tessy Gray. I nie wiem, czy Malec pojawia się osobiście (nie przebrnęłam jeszcze przez "Lady Midnight"), ale jest wspomniane, że adoptowali dwoje dzieci i chyba wzięli ślub.

      Usuń
  5. Ja tam bym już wolała tę zupę, niż odgrzewane spaghetti z lodówki, no ale ja dziwna jestem.
    No i oczywiście boChaterka jest Córką Vol... Wrrróć, Dzieckiem Tego ZUego. Ten motyw jest męczący od czasów Star Wars, na litość.
    I dlaczego akurat Maryse ma być naczelną kucharką tego bajzlu? Faceci rąk nie mają?
    Ta wcześniejsza dyskryminacja kobiet u NŁ faktycznie poprowadzona cholernie niekonsekwentnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ale Jace udowadnia swoje hipsterstwo, jedząc spaghetti z lodówki bez odgrzewania. Musi smakować świetnie.
      Nie mogę się nie zgodzić, ale co to za opko do HP bez córki Voldemorta? Toż to większa zbrodnia przeciw fanonowi niż nie-seksowny Draco! LP
      Zadałam podobne pytanie... Zwłaszcza że przecież Hodge jest praktycznie przykuty do Instytutu, choćby z nudów mógłby zacząć gotować, przecież facet ma w cholerę wolnego czasu.
      Cóż, w prequelu pada nawet zdanie "Nocne Łowczynie nie mają możliwości być damami" i tu, w kontekście dzisiejszego rozdziału, chce się spytać, DLACZEGO, skoro ponoć nie dopuszczano ich do walki?

      Usuń
  6. 1. Jakim cudem Simon nie lubi kotów. On chyba ma kota.
    2. W sumie to jego ciągl e pytania są logiczniejsze niż Clary i jej: lol, whatever.
    3. Nie było Aleca. Buuu:(
    4. Shadowhunters jest o wiele lepsze. A ostatni mid season finale... Sto razy lepiej niż tu.
    5. A mi sie wydawało zawsze, że Maryse gotuje Lightwoodom, a Hodge swoje jedzenie trzyma w pojemnikach. No bo mają oddzielne fundusze, prawda?
    6. Jak to jest tu z technologią? Bo skąd biorą jedzenie? Raczej z marketów, w Idrisie nie było nic o farmach. To samo z ubraniami. Podziemni mają 100% dostępu do twchnologii. A w 5 lub 6 części Jace psuje Alecowi telefon. A jednocześnie Isabelle nie wie co to Facebook. I nigdy nie słyszała o Gwiezdnych Wojnach Jakim cudem? Mało to w sklepach smakowej wody, lizaków, koszulek, piórników z SW, Angry Birds, Supermanem i ogólnie popkulturą?

    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad. 1: Ja nie wiem. Ja w ogóle nie rozumiem nikogo, kto nie lubi kotów.
      Ad. 2: Prawda, nawet głupie, ale przynajmniej wykazuje jakąkolwiek chęć poznawczą, tymczasem Clary wszystko przyjmuje za oczywistość.
      Ad. 3: Alec pojawia się nareszcie w kolejnym rozdziale! Cierpliwości!
      Ad. 4: Zgadzam się w zupełności (właściwie to był finał sezonu 2A, drugi sezon bierze na tapetę tom drugi i od razu również trzeci), nawet się autentycznie zmartwiłam, czy jedna postać przeżyła! Tutaj mi się nigdy nie zdarzyło.
      Ad. 5: Na chwilę obecną (i wątpię, czy w ogóle) nie ma mowy o tym, skąd Nocni Łowcy biorą pieniądze, aczkolwiek w kwestii posiłków wygląda to trochę tak, jakby wszyscy żyli w jednej komunie. No bo co, jak Maryse nie ma to Alec i Jace (którzy nie gotują, bo nie) są zdani na antytalent Isabelle, a Hodge ich skazuje na głodówkę i zamawianie żarcia na wynos?
      Ad. 6: Wydaje mi się, że Podziemni mają jakieś lokale (acz to na razie nie ma poparcia, opieram się jedynie na własnej pamięci), może funkcjonuje tam również dostawa jedzenia. Co do produktów spożywczych/ubrań etc, może też Podziemni prowadzą odpowiednie sklepy? Problem w tym, że oni nie odcinają się od świata Przyziemnych, więc Isabelle i spółka nie uniknęliby zetknięcia z popkulturą. SZCZEGÓLNIE Isabelle, która przecież regularnie randkuje z Podziemnymi. Żaden jej nie zabrał do kina chociażby? Nie miał w pokoju plakatu? Cokolwiek?

      Usuń
  7. Obstawiam, że Valentine to hybryda Lucjusza i Voldemorta, bo SPOILER będzie prawie ojcem Jace'a, tyle że nie, a Płowy Buc to Dracuś i Ron w hybrydzie, co nie? Zwłaszcza te późniejsze ciągotki do kazirodztwa zgadzają się z tym, co Cass pisała w fanficzku KONIEC SPOILERA
    Jace znowu stracił w moich oczach, to co zyskał gadając z kotem (kto nie lubi kotów), bo znowu zachowywał się jak rozwydrzone dziecko. I ta jego bucera, że nawet tego cholernego spaghetti nie zaproponował Clary, tylko jej wyrzucał, że je kanapki....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. !!!SPOILER!!! Zgadłaś! Nie tylko przez hybrydowatego Jace'a (sama relacja Ron/Ginny w Mortal Instruments bardziej przypomina instrumentalne traktowanie Simona przez Clary w drugim tomie, ale do tego jeszcze wrócę), ale również dlatego, że stosunki Valentine/Jocelyn bardzo przypominają DT-owskie Lucjusz/Narcyza. :D !!!KONIEC SPOILERA!!!
      Jak to nie? Zaproponował... A że Clary może wolałaby CIEPŁE spaghetti to już co innego, zresztą facet wsunął na jeden raz całą zawartość pojemnika, więc nawet nie bardzo miała się czym częstować...

      Usuń
  8. Valentine jest tak nieklimatycznym imieniem, ze non stop wyobrazam sobie ten Krag jako klub przygotowujacy nalot z walentynkowych kartek... Tom Riddle mial imie pospolite, ale mialo to jakis cel. Tutaj - o ile pamietam, to nie. Po prostu jest cool.
    P.S. Glosuje za przemianowaniem glownych bohaterow na Jacusia i Klare!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fun fact: oglądałam kilka odcinków serialu świeżo po ich premierze, z bardzo złymi napisami i ilekroć ktoś mówił o Valentinie, tłumacz (zapewne google) uparcie twierdził, że to Walentynka. Czuję chwilami niezdrową ochotę przemianowania Valentine'a zgodnie z przeznaczeniem. Zwłaszcza gdy myślę o jego pojawieniu się osobiście. I tak, to nie ma żadnego celu. Po prostu Nocni Łowcy mają długie imiona. I tyle, o.
      P.S.: Jest to idea godna rozważenia. :D

      Usuń
    2. Valentine jest tak nieklimatycznym imieniem, ze non stop wyobrazam sobie ten Krag jako klub przygotowujacy nalot z walentynkowych kartek... <-- This xD I Walentynka <3
      PS: Niee, Klara to takie ładne imię, za ładne dla takiej Maryśki ;p

      Usuń
    3. Właściwie to co tam Valentine, on ma na nazwisko MORGENSTERN. Jak Lucyfer, tylko po niemiecku. Bardziej zły być nie mógł. XDD
      P.S.: Z Klarą niestety nie mogę się po zastanowieniu nie zgodzić, zwłaszcza że Clary Sue pasuje jak ulał. Ale Jacuś brzmi coraz lepiej. :D

      Usuń
    4. Przepraszam za wtrącenie się. Może zgodnie z moją autokorektą - Jacuś i Eklarka?
      Silje

      Usuń
    5. Twoja autokorekta brzmi jak kusząca opcja. XD

      Usuń
    6. Morgenstern? Dziewiętnastowiecznego niemieckiego poety względnie jego ojca, malarza, do tego nie mieszajmy xD Chociaż... raz na konkursie recytowałam wiersz Morgensterna o wilkołaku. *toczy dzikim wzrokiem* Przypadek?

      Usuń
    7. ...zaczynam się zastanawiać, czy Cassandra Clare zna tego poetę, ponieważ wilkołaki mają nawet więcej wspólnego z Morgensternem niż chwilowo zdradza fabuła. XD

      Usuń
  9. Jaka ta książka jest marna,a bohater niesympatyczny!
    Ładne sceny z kotem.Dzięki za gifa z "Czarnej żmii",cudny jest.
    O matko,to ma 6 tomów?!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesympatyczni bohaterowie to znak rozpoznawczy pani Clare.
      Nawet nie wiedziałam, że to "Czarna żmija", dziękuję za informację. :D
      Sześć tomów, dwa spin offy (+kolejny w planach), dwa tomiki opowiadań... Piniondza z tego nie brakuje. XD

      Usuń
    2. To młody Hugh Laurie czyli dr House!Grał głupawego księcia i był cudowny.
      Jeszcze opowiadania napłodziła!

      Chomik

      Usuń
  10. A to ksiopko nie ma przypadkiem aby trzech części?... Chociaż może po prostu na próżno szukam logiki w podziale akurat w tym miejscu ;p
    Wait, czy aby Jocelyn to nie Narcyza? Strzelam w sumie dość w ciemno, ale z tego, co wiem o pochodzeniu Dżejsika i pairingach z DT...

    Zeszłotygodniowy rozdział przegapiłam, więc dzisiaj sobie czytnęłam oba naraz. Po pierwsze, nigdy więcej, analizy jak zawsze miodzio, ale nawet one niewiele mogą, kiedy materiał źródłowy tak bardzo nieporadnie próbuje udawać, że coś się w nim dzieje, podczas gdy naprawdę nie dzieje się nic. Po drugie, niedawno sobie myślałam, że seria, na którą ostatnio fazuję, to jednak przez pierwszą połowę jest dość nudna, a większość bohaterów nie jest specjalnie rozwiniętych. Dzięki, Clare, za przypomnienie mi, co to znaczy prawdziwa nuda i że warto doceniać nawet słabo rozwinięte, ale sympatyczne, dobrze wychowane i inteligentne postacie ;p

    Ale! Przynajmniej Magnus już się zbliża :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli pytasz o samo "Miasto Kości", wydaje mi się, że tylko dwie, ale nie jestem pewna, mogłam nie zauważyć przy przewijaniu. Jeśli o Dary Anioła to raczej sześć. XDD
      !!!SPOILER!!! Brawo! xD !!!KONIEC SPOILERA!!!

      Po lekturze choć kilku stron dowolnej książki Cassandry Clare świat jest piękniejszy, słoneczko jaśniejsze, obiad smaczniejszy, a 90% znanych książek nagle jakaś przyjemniejsza i lepiej napisana. :P

      Najpierw się trzeba przemęczyć trzydzieści stron, ale tak! <3 xD

      Usuń
  11. Clary jest czarująca, najpierw przeraża się tym spotkaniem z Krwawym Duetem straszliwych zabójców, chce pocieszać Jace'a, ucisza Simona dla komfortu psychicznego swego lowelasa, trzęsie się nad jego dobrym samopoczuciem jak nad jajkiem, a potem stwierdza, że to jednak dobrze, że spotkali akurat TYCH zabójców ojca TEGO misiaczka, bo dzięki temu są z misiaczkiem sklejeni fabularną Kropelką i nic ich już nie rozłączy, aż przeżyją epicki roma... Y, znaczy znajdą jej matkę i wymierzą sprawiedliwość. Czy jakoś tak.

    Zdecydowanie dołączam kota o wdzięcznym imieniu Kościół do swojego teamu. Będę trzymać go w kieszeni razem z Magnusem i Alekiem i mieć nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym wszyscy zostaną wyzwoleni z tego dziwnego świata, w którym ktoś ich zamknął przez pomyłkę.
    Hej, to byłby w sumie dobry fanfic - Dream Team łączy siły i razem próbuje uciec z Cassoversum, burząc panujący tam brak porządku, opkowe schematy oraz czwartą ścianę. Rozważę to.

    "Wygląda na głupio oszołomionego, pomyślała Clary nieżyczliwie" - Wow, no jestem pod wrażeniem, że Cassie dostrzegła, że zachowanie Clary może zostać odebrane przez czytelnika nieco negatywnie. Co prawda zastosowała przy tym niedopowiedzenie roku, ale mimo wszystko jest to w pewien sposób imponujące jak na jej skromne możliwości.

    No i o tyle wolę właśnie Isabelle od Clary, że nie jest fałszywie obłudna, jeśli chodzi o swoją samoocenę, jest pewna siebie i potrafi postawić na swoim. I nie przeprasza Jace'a za to, że żyje, bo poziom asertywności, jaki przy nim przejawia Clary doprowadza mnie po prostu do łez. Betty Friedan płacze razem ze mną. Polej jeszcze, Betty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zachowanie Clary jest po prostu tak skrajnie nieempatyczne, że przez krótką chwilę było mi wręcz szkoda Jace'a, że jest na nią skazany, przecież na jej podejście nie ma wręcz słów komentarza. Zastanawiam się, czy Clare w ogóle myśli podczas pisania, bo nie wygląda, jakby tekst był skażony jakąkolwiek refleksją.

      Chętnie przeczytam fanfik o Malecu burzącym wraz z Churchem czwartą ścianę i poszukiwaniu ucieczki z tego uniwersum. :D

      Nie chwal dnia przed zachodem słońca, w kolejnym rozdziale zachowanie Clary zostaje wytłumaczone gUEMbokim angstem. Niestety. Ale brawo, Cassie, może kiedyś zrozumiesz, że stworzyłaś potwora.

      Tak, co by nie mówić o Isabelle, nawet jeśli wazelina się wylewa z jej opinii o Jacie, dziewczyna nie jest mentalną wycieraczką. Clary niby czasem warczy czy stanie w obronie swojego zdania, ale jeśli jej zachowanie było słuszne, to mamy 100% pewności, że za to przeprosi.

      Usuń
  12. Proszę, pisz! Tylko niech Church będzie duchowym przewodnikiem Maleca, który wskaże im drogę ucieczki! Pisz, czytałabym.
    Matko, napisz i wydaj drukiem. Kupiłabym.
    Taki chłam się sprzedaje, to czemu książka o Churchu miałaby nie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ach, ten drama motyw się zaczyna ;)
    Piszę, żeby poinformować, że czytam. Nieraz dopiero w środku tygodnia/ gdy przypomni mi się, że nowa część już jest, bez zostawiania merytorycznych komentarzy. Jednakże jestem i podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koto, miło Cię widzieć i wiedzieć, że wciąż śledzisz ten galopujący absurd. :D

      Usuń
  14. Ten taki motyw z okazywaniem łagodności, kiedy ta druga połówka jabłka ma powoli dosyć i reaguje agresją - wygląda więc na osobę, która chciałaby uciec albo nie widzi partnera jako ideał, śmierdzi mi mocno manipulatorstwem narcyzów. Ale to może ja. Wydaje mi się, że pokazywanie tej "wrażliwej" części jest jednym z ich ulubionych zabiegów, kiedy jest to tylko potrzebne do upolowania "ofiary". Mogę się oczywiście mylić, ale to już mój headcanon i nic mi nie zrobicie :D

    Co do analizy - szczerze mówiąc przemęczyłam, rozdział jak zwykle nudny, ale nie było też niczego bawiącego mnie w komentarzach - jakby i one były na siłę. Brakowało mi poczucia humoru i irytowało nieustannie podkreślanie jak bardzo wszystkich się tutaj nie lubi, że wszyscy są bucami i tak dalej, i tym podobne. Jakbyś straciła gdzieś dystans :P. Widzę, że jestem pierwszą, która narzeka, innym się najwyraźniej podobało, ale pomyślałam, że wolałabyś usłyszeć coś takiego :) Nie widziałam na przykład tego "bucowatego" zachowania Isabell - każdemu w szoku zdarza się powiedzieć coś mało przemyślanego, a później była uprzejmiejsza dla Simona bardziej, niż jego "przyjaciółka".

    Powodzenia w kolejnych analizach i trochę więcej uśmiechu poproszę następnym razem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manipulatorstwo narcyzów właściwie bardzo mocno pasuje do Jace'a. Damn, teraz to i mój headcanon. xD

      Szczerze powiedziawszy, nie odczuwałam przy tym rozdziale większej irytacji czy znużenia niż przy rozdziale na przykład siódmym, kiedy nie działo się naprawdę NIC. Może to kwestia tego, że chwilami naprawdę nie ma nawet nic godnego komentarza i jedyne, co mogę wytknąć, to to, jak nieprzyjemni są bohaterowie kreowani na postaci pozytywne. xD Isabelle jest przeze mnie postrzegana do pewnego stopnia przez pryzmat swojej znieczulicy z rozdziału piątego, a teraz jej zachowanie było dosyć przerysowane w traktowaniu Simona, ale nadal irytowała mnie o wiele mniej niż Clary i owszem, traktuje Simona lepiej niż panna Fray, do czego jeszcze wrócę w przyszłym tygodniu. xD

      Mam nadzieję, że za tydzień analiza będzie łatwiejsza w odbiorze. :D

      Usuń