poniedziałek, 20 marca 2017

6. Wyklęty

Dzisiejszy rozdział liczy sobie równo dziesięć stron, ale nie powinnam się zapewne przyzwyczajać. Żeby nie było zbyt przyjemnie, znakomitą większość czasu spędzimy tylko z Clary i jej jeszcze-nie-tru-loffem.


Jak pamiętamy, Clary udała się do magazynu broni, aby znaleźć Jace’a. Na miejscu widzi, że nasz (nie)ulubiony buc wraz z Alekiem ogląda leżące na stole kawałki metalu. Na pytanie, co to, chłopcy odpowiadają, że wykańczają serafickie noże.


- Nie wyglądają na noże. Jak je zrobiliście? Sztuczkami magicznymi?
Na twarzy Aleca pojawił się wyraz zgrozy, jakby poprosiła go, żeby włożył tutu i wykonał piruet.
- Zabawna rzecz, że wszyscy Przyziemni mają obsesję na punkcie magii - zauważył
Jace. - Szczególnie że nie wiedzą, co to słowo nawet oznacza.
- Ja wiem - burknęła Clary.
- Tylko tak ci się wydaje. Magia to mroczna, elementarna siła, a nie różdżki sypiące
iskry, kryształowe kule i złote rybki.


Ach, Cassie nie daje mi nawet na jedną stronę zapomnieć, jak bardzo Jace jest antypatyczny. A przy tym zupełnie niekonsekwentny w swoich docinkach. Dżejsik, słoneczko ty moje, patrz mi na usta: GDYBY CLARY BYŁA PRZYZIEMNĄ, DZIĘKI TOBIE BYŁABY OD PEWNEGO CZASU POTĘPIONA NA WIEKI. Poza tym, skąd ty możesz wiedzieć, na punkcie czego Przyziemni mają obsesję? Przecież nigdy z żadnym słowa nie zamieniłeś, nawet nie znasz żadnego Przyziemnego. Masz jakiś kompleks związany z małą stelą (hje hje) czy co?


- Nie mówiłam o złotych rybkach, ty...
Jace przerwał jej, machając ręką.
- To, że nazywasz elektrycznego węgorza gumową kaczką, nie oznacza, że zrobisz z niego maskotkę, prawda? I niech Bóg pomoże nieszczęśnikowi, który zechce się wykąpać z kaczuszką.


Przyznam bez bicia: nie mam zielonego pojęcia, o co mu w tym momencie chodzi. Najwidoczniej miłość do własnego głosu jest u Jace’a silniejsza niż jakakolwiek potrzeba wypowiadania się ze śladowym sensem.


- Pleciesz bzdury - stwierdziła Clary.
- Wcale nie - odparł z godnością Jace.
- Owszem - dość nieoczekiwanie poparł go Alec. - Posłuchaj, my nie uprawiamy magii, jasne? Tylko tyle musisz wiedzieć na ten temat.


Widzisz, Jace? Da się coś komuś wytłumaczyć bez obrażania go przez pięć minut, bierz przykład z kolegi. Nie czepiam się tego, że Alec nie chce wtajemniczać Clary. Okoliczności zniknięcia jej matki i sama Clarissa mogą wydawać się podejrzane.


Clary chciała na niego warknąć, ale się powstrzymała. Alec wyraźnie jej nie lubił - nie było sensu robić sobie z niego wroga. Zwróciła się do Jace'a.


No tak, bo Jace za tobą po prostu przepada. Nie chcę psuć pani Clare zabawy w tworzenie epickiego romansu, ale na chwilę obecną Alec okazuje Clary więcej szacunku niż Tró Loff. Śladowe ilości to nadal więcej niż zero.


- Hodge powiedział, że mogę iść do domu.
Jace omal nie upuścił serafickiego miecza, który trzymał w ręce.


Niedowład kończyn u bohaterów nadal zamierza nam towarzyszyć.


- Chcecie, żebym poszedł z wami? - zapytał Alec, kiedy Jace i Clary ruszyli do drzwi. Już podnosił się z krzesła z wyczekiwaniem w oczach.
- Nie. - Jace nawet się nie odwrócił. - Wszystko w porządku, poradzimy sobie.
Spojrzenie, które Alec posłał Clary, było jadowite jak trucizna. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi.


A odnotowała przy okazji, że oboje – i ona, i Jace – mają wierne pieski, które najchętniej towarzyszyłyby im nawet w toalecie? Zachowanie Aleca jest w tym krótkim fragmencie dosyć kuriozalne. Trudno mi powiedzieć, czy to miał być subtelny foreshadowing, czy jednak ciąg dalszy dorabiania starszemu Lightwoodowi gęby zawistnej Scary Sue (Scary’ego Stu?).


Musiała prawie truchtać, żeby nadążyć za długimi krokami Jace'a prowadzącego ją korytarzem.


Nie, żeby kilka godzin temu wszyscy podejrzewali, że Clary umrze, więc dostosowanie się do jej tempa byłoby na miejscu. Panie i panowie, oto nasz tru loff.


Uwaga, teraz przed nami krótki fragment, podczas którego lepiej nic nie jeść ani nie pić:


- Jace?
- Tak?
- Skąd wiedziałeś, że mam w sobie krew Nocnych Łowców? Po czym poznałeś?
Winda zatrzymała się z przeraźliwym zgrzytem. Gdy Jace odsunął drzwi, Clary ujrzała wnętrze wyglądające jak klatka dla ptaków, całe z czarnego metalu i złoconych ozdobnych detali.
- Zgadywałem - odparł Jace, zamykając za nimi drzwi. - Uznałem, że to najbardziej
prawdopodobne wyjaśnienie.


Tak. Jace nie miał żadnego dowodu, że Clary ma w sobie krew Nocnych Łowców. Nie miał NIC poza swoimi podejrzeniami. I uznał, że to wystarczy, aby zaryzykować życie i duszę niewinnej dziewczyny. Nie przyjął, że może istnieć wyjaśnienie, którego nie zna – ma wszak całe szesnaście lat, więc wie zapewne wszystko, co na ten temat zgromadzili przez wieki Nocni Łowcy. Co więcej, facet w ogóle nie poczuwa się do winy: nie pomylił się, Clary jest cała, więc wszystko spoko! Jebło to jebło, po cholerę drążyć temat – oto logika Jace’a! Naprawdę staram się nie wstawiać gifów za każdym razem, gdy ponoszą mnie nerwy, ale nie mam tu do powiedzenia nic poza:


giphy.gif


Dlaczego nikt nie uświadomił autorki, że to nie jest atrakcyjne, tylko zwyczajnie obrzydliwe i chore?!


- Zgadywałeś? Musiałeś być dość pewien, zważywszy na to, że mogłeś mnie zabić.
Po wciśnięciu guzika w ścianie winda ruszyła z szarpnięciem i wibrującym jękiem, który Clary poczuła aż w kościach.
- Byłem pewny na dziewięćdziesiąt procent.
- Rozumiem.
Ton jej głosu sprawił, że Jace obrócił się i na nią spojrzał. Spoliczkowany aż się zachwiał. Złapał się za twarz, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Za co to było, do diabła?
- Za pozostałe dziesięć procent - powiedziała Clary. Resztę jazdy na dół odbyli w
ciszy.


Iii… Tak, to wszystko, co zostaje powiedziane na ten temat. Clary nie wie, czym są Wyklęci i nie dopytywała o to Hodge’a, utożsamiając to automatycznie ze śmiercią (poniekąd słusznie). Wszystkie jej pretensje, że Jace mógł ją zabić, kończą się na tej scenie, sprowadzonej do policzka, który ma poniekąd pokazać, jaka to badassowa nie jest panna Fray. Nie zrozumcie mnie źle, ten buc zasługuje na porządne manto, najlepiej spuszczone przez całą grupę ludzi. Problem jest taki, że Clary wcześniej ani przez chwilę, wliczając w to bibliotekę, gdzie wszyscy byli przerażeni tym, co Jace zrobił, nie sprawia wrażenia, jakby miała z tą kwestią jakikolwiek problem. Tak, wiem, ustaliliśmy, że Clarissa Fray przetwarza informacje trzy razy wolniej niż normalni ludzie, ale według autorki jest bystra i spostrzegawcza! I nie, spóźniona reakcja nie ma nic wspólnego z przebudzeniem po trzech dniach – cudowna herbatka Hodge’a przywróciła jej przecież pełnię władz umysłowych oraz zdolności poznawcze (których i tak nie ma za wiele, skoro myli kruka z garbem).
+ Jace? O pewności można mówić, jeśli ma się JAKIEKOLWIEK dowody. Ty nie miałeś żadnych. Przestań chrzanić, ty arogancki, egocentryczny gówniarzu.


Przez całą podróż metrem na Brooklyn Jace milczał. Mimo to Clary trzymała się blisko niego i czuła lekkie wyrzuty sumienia, zwłaszcza kiedy zobaczyła czerwony ślad na jego policzku.


nickiblink.gif


Clary, nie poddawaj się imperatywowi narracyjnemu. To jeszcze nie jest twój misiaczek. To jest facet, który narażał twoje życie, NIE MAJĄC ZIELONEGO POJĘCIA, CZY MA RACJĘ. Uprzedzając komentarze, że tylko Nefilim mogą posiadać Wzrok: nie, nie tylko. Tak, „Diabelskie Machiny” powstaną w głowie autorki zapewne dopiero za jakieś trzy lata. Problem w tym, że dowiadujemy się z nich o niejakiej Sophie Collins. Jedno z pierwszych zdań jej opisu na Shadowhunters Wiki (uwaga na spoilery do DM)?


[Sophie] is a former mundane who possessed the Sight and used to be a servant at the London Institute.


Co ciekawe, Sophie ma powiązania z Lightwoodami. Wynika z tego, że Jace’owi powinno przynajmniej obić się o uszy, że istnieje możliwość spotkania Przyziemnego ze Wzrokiem! Ba, cała trójka naszych młodocianych Nocnych Łowców powinna o tym wiedzieć! Jeśli nie w chwili, kiedy spotkali Clary po raz pierwszy, to na pewno od Hodge’a – przecież to rzadkie zjawisko, więc powinno zostać odnotowane i zapamiętane na przyszłość, gdyby trafił się podobny przypadek! Wniosek? Cassie, nie dopisuj w prequelu wątków, które sprawiają, że postępowanie bohaterów z serii właściwej jest jeszcze bardziej absurdalne. Jeśli Hodge nie miał pojęcia o Sophie Collins, najwidoczniej nie jest wcale takim dobrym źródłem informacji. Jeśli wiedział i nie powiedział swoim podopiecznym, sam prowokował sytuację, w której Jace (znany mu od lat, Hodge powinien być świadom jego głupoty i arogancji) wpadnie na oznaczenie runami prawdopodobnej Przyziemnej. Obecność Sophie w tym uniwersum czyni całą decyzję Jace’a jeszcze bardziej idiotyczną i niebezpieczną dla Clary, bo zwiększa szanse na to, że się mylił!


Na pomarańczowej ławce w głębi wagonu siedziały dwie nastolatki i chichotały. Tego rodzaju dziewczyn Clary nigdy nie lubiła w St. Xavier: różowe klapki i sztuczna opalenizna.


A do tego pewnie biodrówki. Najwidoczniej Clary jest z tych dziewczyn, które muszą czuć się lepsze od rówieśniczek o odmiennych gustach. Czy różowe klapki i sztuczna opalenizna to cechy przypisywane uosobieniu zła? Nie, po prostu Clarissa jest powierzchowna. Jak zresztą większość bohaterów tej książki, ale czemu się dziwić. Przecież każda porządna ałtoreczka musi powtórzyć przynajmniej ze trzy razy na dzieło, że różowe Barbie są zÓÓÓÓÓe, a delikatna i świeża niczym wiosenny poranek boChaterka cacy.


Zastanawiała się przez chwilę, czy nie śmieją się z niej, ale z zaskoczeniem stwierdziła, że patrzą na Jace'a.


Miałyby pełne prawo śmiać się z ciebie, skoro, dzięki uprzejmości gospodarzy, twoim jedynym wyjściem było włożyć dużo za duże ubrania Isabelle.
+ Dlaczego właściwie Jace postanowił tym razem być widzialny? Jaki to ma sens? Czy oni jadą na gapę, czy też sam Jace nie kupił biletu? Bo zakładam, że gdyby kupił, Clary wcale by nie dziwiło, że dziewczyny na niego patrzą.


Przypomniała sobie dziewczynę z kawiarni, która gapiła się na Simona. Wszystkie miały zawsze taki wyraz twarzy, kiedy uważały kogoś za milutkiego.


Dlaczego Clary myśli o nastolatkach jak o jakimś odmiennym gatunku? Ach, zapomniałam. Po prostu uważa się za lepszą. Nie wiem, na jakiej podstawie, skoro co kilka akapitów musi nam przypomnieć o pięknej facjacie Jace’a.


Po tym, co się wydarzyło, prawie zapomniała, że Jace jest przystojny.


„Prawie” jest tu słowem kluczowym. Od początku rozdziału wytrzymałaś niecałe dwie strony, zanim znów zaczęłaś się nad nim rozpływać.


Nie miał delikatnego wyglądu kamei jak Alec, jego twarz była bardziej interesująca.


Oszyywiście, przecież samiec alfa i ideał męskiej urody może być tylko jeden. Nikt nie miał nawet wątpliwości, że jest inaczej. Może poza filmowcami (filmowi Jace i Alec oraz serialowi), ale to taka uwaga na marginesie.


W dziennym świetle jego oczy przypominały barwą złoty syrop i... patrzyły prosto na nią.


Komuś chce się przypominać autorce, że bohaterowie nadal są w metrze?


- Wszystko w porządku? - spytał Jace, unosząc brew. Clary natychmiast zmieniła się
w zdrajczynię własnej płci.
- Tamte dziewczyny po drugiej stronie wagonu gapią się na ciebie.


Nie wiem, gdzie w tym zdrada, skoro panny się nawet nie ukrywały z tym, że obserwują Jace’a. Czy to ma być kolejne podkreślenie, jaka Clary jest inna? Bo nie wychodzi, wybacz, Clare.


Jace przybrał dość zadowoloną minę.
- Oczywiście, że tak. Jestem oszałamiająco atrakcyjny.
- Nie słyszałeś, że skromność to atrakcyjna cecha?
- Tylko u brzydkich ludzi. Potulni może kiedyś odziedziczą Ziemię, ale w tej chwili należy ona do zarozumiałych, takich jak ja. - Mrugnął do dziewczyn, a one chichotały, chowając twarze za włosami.


Narcyzm nie jest atrakcyjny. Jace nie jest pociągającym, zadziornym Niegrzecznym Chłopcem™. Jest smarkaczem ze zdecydowaną nadwyżką ego. Czy ktoś może to wytłumaczyć autorce? Już nawet zostawmy na chwilę „Draco Trilogy” – przerabiając swoje ukochane opko przed wydaniem, Cassandra Clare miała jakieś trzydzieści trzy lata. Czy jej zdaniem zarozumiały, arogancki szesnastolatek jest atrakcyjny? Jakoś ciężko mi nie przybrać sceptycznej miny, gdy myślę, że odpowiedź zapewne brzmi „owszem”. I nie, nie ma tu mowy o celowaniu w target. „Dary Anioła” początkowo miały być powieścią adresowaną dla dorosłych, jednak pani Clare nie chciała postarzyć bohaterów i koniec końców trafiła do kategorii young adult.


Clary westchnęła.
- Jak to możliwe, że cię widzą?
- Stosowanie czarów jest upierdliwe. Czasami po prostu się nie przejmujemy.


– Na przykład gdy jedziemy metrem z córką kobiety, którą porwał groźny demon lub czarnoksiężnik. Sama powiedz, czym tu się przejmować?


Kiedy wyszli ze stacji i ruszyli w stronę domu Clary, wyją z kieszeni seraficki nóż i zaczął go obracać między palcami, nucąc coś pod nosem.
- Musisz to robić? - zapytała Clary - To irytujące.
Jace zamruczał głośniej, niemiłosiernie fałszując, „Sto lat” albo „Hymn Bojowy Republiki”
- Przepraszam, że cię uderzyłam - bąknęła Clary. Jace przestał nucić.


No doprawdy, jak go tu nie kochać? Nie tylko w ogóle nie poczuwa się do odpowiedzialności za ryzykowanie życia Clary, ale też nawet nie próbuje jej zrozumieć. Jasne, nie musi być zachwycony faktem, że dostał od panny Fray w papę, ale zmusza ją do przeprosin irytującym zachowaniem. Zauważyliście najważniejsze? Jace wcale nie przeprosił Clary za swój brak pewności, nawet za te głupie, pozbawione sensu dziesięć procent. Panie Wayland?


16-12-15%2B-%2B1


Jak KTOKOLWIEK może uznawać tego buca za atrakcyjnego i się w nim kochać?


- Ciesz się, że uderzyłaś mnie, a nie Aleca. On by ci oddał.


Zacznijmy od tego, że Alec nigdy nie ryzykowałby przemiany Przyziemnej w Wyklętą, póki nie miałby twardych dowodów na posiadanie przez domniemaną Przyziemną krwi Nocnych Łowców.
+ Nie, nie wierzę, że Alec uderzyłby kobietę, nie oczerniaj go. W przeciwieństwie do ciebie, złotooki bucu, on potrafi nie obrażać Clary w dosłownie każdej swojej wypowiedzi, co jest bardzo wymowne, skoro to TY jesteś tru loffem.


- Zdaje się, że tylko czeka na okazję - stwierdziła Clary, kopiąc pustą puszkę po napoju gazowanym.


Clary, nie każdy, kto na ciebie krzywo spojrzy, chce przekuć myśl o użyciu wobec ciebie przemocy na czyny.
+ Jeśli komuś się chce, niech przejrzy analizy poprzednich rozdziałów, zwracając uwagę na wypowiedzi Aleca i Jace’a. Obejdzie się bez zaskoczeń, ale który z nich częściej obraża Clary?


- Jak on was nazwał? Para... coś tam?
- Parabatai, czyli dwaj wojownicy, którzy walczą razem i są sobie bliżsi niż bracia. Alec jest kimś więcej niż moim najlepszym przyjacielem. Nasi ojcowie też byli parabatai w młodości. Jego ojciec jest moim chrzestnym. Dlatego z nimi mieszkam. To moja adoptowana rodzina.


Zaraz, ale jak to „w młodości”? Jak się w swoim czasie dowiemy, więź parabatai przerywa zazwyczaj śmierć, w wyjątkowych sytuacjach przemiana jednej osoby z duetu w Podziemnego lub pozbawienie run. Zapamiętajcie sobie tę informację, bowiem pod koniec tomu bardzo się nam przyda.
+ Szczerze powiedziawszy, trudno było mi zrozumieć w książkach, co jest przydatnego w więzi parabatai, ponieważ nie widziałam dla niej żadnego sensownego zastosowania. Serial naprawia ten błąd – dzięki tej więzi można kogoś namierzyć, z czego nasi dzielni łowcy korzystają całkiem często, w przeciwieństwie do książkowych odpowiedników:


tumblr_inline_o21ddvVcCs1r1nuev_540.gif


Ale naprawdę, jaki z tego właściwie pożytek poza byciem jedną drugą GPS-a i dlaczego wszyscy się zachowują, jakby posiadanie parabatai czyniło człowieka speshful? Osoby połączone NIE MOGĄ kontaktować się za pomocą myśli, nie mogą określić, co dzieje się z tą drugą (wyłączając wspomniany wcześniej przypadek przerwania więzi)… Skoro to takie cool, dlaczego nie przynosi praktycznie żadnych korzyści?


Clary i Jace docierają pod dom dziewczyny. Po wydarzeniach sprzed trzech dni nie ma śladu, czym panna Fray jest, rzecz jasna, zszokowana. Na scenę po raz kolejny wkracza znany nam już gadżet – sensor.


- Więc to jest Sensor? Jak działa?
- Jak radio. Wyłapuje częstotliwość, ale pochodzącą z całkiem innego źródła.
- Demoniczne fale ultrakrótkie?
- Coś w tym rodzaju.
Jace ruszył w stronę domu, trzymając Sensor w wyciągniętej dłoni. Zmarszczył brwi, kiedy urządzenie zabrzęczało na szczycie schodów.
- Odbiera śladową aktywność, ale może to pozostałość po tamtej nocy? Nic nie wskazuje na obecność demonów. Sygnał jest zbyt słaby.


Panie i panowie: najlepszy Nocny Łowca w tym wieku. Isabelle naprawdę musiała nigdy nie spotkać jakiegoś rówieśnika poza swoimi braćmi, przybranymi czy też nie. Ruszmy przez chwilę głową: atak demona miał miejsce trzy dni temu. Dom Clary (jak i jej rodzina) są ewidentnie podejrzane. Demoniczny sygnał, słaby czy też nie, to ewidentny znak, że coś nie gra.


Schyliła się po klucze. Kiedy się wyprostowała, zobaczyła zadrapania na drzwiach wejściowych. Ostatnim razem było chyba zbyt ciemno, żeby mogła je zobaczyć. Długie i równoległe, wyglądały jak ślady pazurów, które głęboko rozorały drewno.


Mowa o drzwiach do budynku. Czy Clary mieszka na jedynej ulicy w Nowym Jorku, której NIKT nie oświetla? Na litość boską, dotarła do domu w okolicach NAJPÓŹNIEJ dwudziestej pierwszej, czyli (zgodnie z informacjami, które umieściła w komentarzu pod rozdziałem czwartym Shun Camui) zapewne zapadał właśnie zmierzch astronomiczny. Nie powinno być na tyle ciemno, żeby Clary nie widziała z zewnątrz głębokich śladów pazurów! Przecież na tej ulicy NA PEWNO są latarnie! Nie ma tu też mowy o nerwach: przypominam, że nasza bohaterka czuła się uspokojona od zobaczenia zapalonych świateł do momentu, gdy zauważyła, że drzwi mieszkania są otwarte.


- Ja wejdę pierwszy - powiedział. Clary zamierzała oświadczyć, że nie musi się za nim ukrywać, ale słowa nie chciały wyjść z jej ust.


Dziewucho, ogarnij na chwilę swoje przerośnięte ego. W tym momencie propozycja Jace’a jest nie tylko pierwszym przejawem jego człowieczeństwa na przestrzeni tej książki, ale również zupełnie rozsądnym pomysłem. Nie potrafisz walczyć, przez trzy dni byłaś nieprzytomna i nie masz żadnej broni. Tu nie chodzi o ukrywanie cię, bo jesteś nieporadną mameją (choć jesteś).


W holu Clary zamrugała, żeby przyzwyczaić oczy do półmroku. Żarówka nadal się nie paliła, świetlik był tak brudny, że całkowicie odcinał światło, na wyszczerbionej posadzce kładły się gęste cienie.


Czyli świetlik jest tak brudny, że w ciągu zwyczajnego, słonecznego letniego dnia w holu panuje półmrok. Co to ma podkreślać? Ciężką sytuację finansową pań Fray, które muszą się gnieździć w takiej melinie? Bo naprawdę, nie rozumiem, dlaczego nikt z lokatorów nic nie zrobił w sytuacji, gdy to faktycznie utrudnia funkcjonowanie.


Jace przesunął dłonią po balustradzie. Gdy zabrał rękę, okazało się, że jest mokra, poplamiona czymś co w nikłym świetle wyglądało na ciemnoczerwony płyn.
- Krew.
- Może moja. - Głos Clary zabrzmiał piskliwie. - Z tamtej nocy.
- Do tej pory dawno by skrzepła - orzekł Jace. - Chodźmy.


Obiecuję wysłać ciastka temu, kto mi przedstawi logiczne wyjaśnienie, dlaczego po tym odkryciu Jace nie każe Clary oddać kluczy i wyjść na zewnątrz. Przecież tutaj wyraźnie jest coś nie tak, a on ciągnie ze sobą dziewczynę, która w sytuacji zagrożenia na nic mu się nie przyda!


Jace odciągnął ją do tyłu.
- Ja wejdę pierwszy.
Po krótkiej chwili wahania Clary odsunęła się, żeby go przepuścić.


Wiecie co? Ona chyba po prostu marzy o byciu mięsem armatnim. Nie widzę innego powodu, dla którego nadal się waha przed puszczeniem przodem kogoś uzbrojonego i zdolnego do walki.


Clary i Jace robią obchód po mieszkaniu. Wszędzie jest lodowato zimno, salon, korytarz i kuchnię całkowicie opróżniono. Panna Fray chce zobaczyć swój pokój, aż tu wtem…


Drzwi otworzyły się gwałtownie, zbijając ją z nóg, tak że poleciała przez cały korytarz, rąbnęła w ścianę i przewróciła się na brzuch. W uszach jej dudniło kiedy dźwignęła się na kolana.
Jace, przyklejony do ściany, grzebał w kieszeni. Twarz miał zastygłą w wyrazie
zaskoczenia.


Przepraszam, ale nie mogę tego inaczej skomentować: :D :D :D :D
Najlepszy Nocny Łowca w tym wieku jest zaskoczony, że w ewidentnie podejrzanym miejscu coś go zaatakowało. Był na tę ewentualność tak bardzo nieprzygotowany, że nawet nie wyciągnął broni. To nawet nie wymaga komentarza.


Tym razem napastnikiem nie jest jakaś dziwaczna hybryda ani przystojniak z kolorowymi włosami. Zamiast tego spotykamy wielkiego, sinego drwala (tudzież innego osobnika biegłego w obsłudze siekiery), który śmierdzi gnijącym mięsem.


Tymczasem Jace zdążył wyjąć seraficki nóż. Uniósł go z okrzykiem:
- Sansanvi!
Z pręta wysunęło się ostrze. Na ten widok Clary przypomniał się stary film: bagnety ukryte w laskach i zwalniane po naciśnięciu guzika. Ale nigdy wcześniej nie widziała takiej broni: długość przedramienia, o klindze ostrej i przezroczystej jak szkło, ze świecącą rękojeścią.


Moje jedyne skojarzenie:


tumblr_inline_o0jnb8W3mN1qfj0mz_500.gif


Cassie, naprawdę nie będziesz fajniejsza, upychając do swoich pochodnych fanfików każdy element popkultury, jaki się da. I tak, mam podstawy sądzić, że inspiracją mogły być miecze świetlne, skoro autorka upychała w DT wszystko, co „nerdowskie” i „cool”.


Jace dźga monstrum bronią, dzięki czemu nasi bohaterowie mogą uciec z mieszkania.


- Biegnij na dół! - Oczy Jace'a jarzyły się szaleńczym podnieceniem. - Uciekaj…


…Podnieceniem? Nie, tym razem niestety wątpię w jakikolwiek błąd tłumaczenia, nieraz bowiem przekonamy się, że miłość Jace’a do jego powołania jest uczuciem dosyć specyficznym.


Potwór taranuje drzwi mieszkania i rzuca się na Jace’a. Tym razem walka ma nawet jakieś minimum dynamiki, jednak nasz tru loff spada wraz z Panem Drwalem ze schodów. Oczywiście robią przy tym nieziemski łomot, więc dziwne, że madame Dorothea się tym nie zainteresuje, ale już wcześniej nam zasugerowano, że coś mogło się jej stać – w mieszkaniu ciemno, krew na poręczy… Clary zbiega śladem Jace’a i Pana Drwala. Ten drugi żyje, acz leży bez ruchu i przygniata nogi naszego ulubionego buca.


- Jace?
Otworzył oczy.
- Nie żyje? - zapytał.
- Prawie - odparła ponuro Clary.
- Do diabła - skrzywił się. - Moje nogi...
- Nie ruszaj się.
Clary przesunęła się za jego głowę, chwyciła go pod pachy i pociągnęła. Jace jęknął z bólu, kiedy jego nogi wysunęły się spod dogorywającego potwora.


Tak, nadal mówimy o mającej metr pięćdziesiąt w kapeluszu drobnej dziewczynie, ponoć bez żadnej siły fizycznej. Tak, nadal mówimy o mierzącym metr osiemdziesiąt, dobrze zbudowanym chłopaku, na którym częściowo leży nienaturalnie wielki, bezwładny mężczyzna. Tylko głośno myślę.


Jace prosi Clary o wyciągnięcie serafickiego noża z wewnętrznej kieszeni jego kurtki (sam nie może tego zrobić ze względu na złamaną rękę).


Stał nieruchomo, a Clary nerwowo wsunęła dłoń do jego kieszeni. Była tak blisko, że czuła jego zapach: potu, mydła i krwi. Ciepły oddech łaskotał ją w kark. Nie patrząc na niego, szybko wyciągnęła broń.


Wszyscy wiemy, jakie uczucia ma na celu oddać ten akapit. Świetny moment sobie znalazła, nieprawdaż?


Jace zabrania Clary patrzeć i podrzyna potworkowi gardło.


Clary spodziewała się, że olbrzym skurczy się i zniknie jak chłopak w Pandemonium, ale tak się nie stało. Powietrze przesycał zapach krwi: ciężki, metaliczny. Jace wydał z siebie taki odgłos, jakby się zakrztusił. Był biały jak płótno. Clary nie potrafiła stwierdzić, czy z bólu, czy obrzydzenia.


Skoro jest super-duper-wyszkolonym-asasynem, ból złamanej ręki nie powinien go ruszać w tak widoczny sposób. Tym bardziej nie powinien blednąć z obrzydzenia na taki widok, przecież TEORETYCZNIE to dla niego nie pierwszyzna. Tak, wiem, w tym momencie Jace zachowuje się całkiem normalnie jak na szesnastolatka, który zabił potwora, ale autorka twierdzi, że jest nową definicją zajebistości, niesamowicie utalentowanym, zdolnym i doświadczonym Nocnym Łowcą, więc imho to dosyć niekonsekwentne.


- Mówiłem ci, żebyś nie patrzyła.
- Myślałam, że on zniknie. Wróci do swojego wymiaru... Sam tak mówiłeś.
- Powiedziałem, że tak się dzieje z demonami, kiedy umierają. - Krzywiąc się, Jace ściągnął kurtkę, obnażając lewę ramię. - To nie był demon.


Nie, z tym dialogiem wszystko w porządku. Po prostu spójrzcie na słowa Jace’a. A potem na tytuł rozdziału. A potem przypomnijcie sobie, w co mogła zmienić się Clary. A potem te wszystkie dowody na wyrzuty sumienia, jakie miał nasz tru loff, że mógł przemienić hirołinę w… a, przepraszam. Zapędziłam się. Mroczne misiaczki nie miewają wyrzutów sumienia.


Jace ulecza się za pomocą steli, rysując sobie na ręce runę, dzięki czemu kończyna natychmiast się zrasta.


W umyśle Clary pojawił się niewyraźny obraz jak ze snu: Jocelyn w kostiumie kąpielowym, jej łopatki i kręgosłup pokryte wąskimi bliznami. Wiedziała, że plecy matki tak nie wyglądają. Mimo to wizja nie dawała jej spokoju.


Subtelny foreshadowing jest subtelny.
+ Runy zwykle nakłada się w miejscu, do którego łatwo sięgnąć, ew. tam, gdzie jest się rannym. Jaki sens ma pokrywanie nimi pleców? Nie mam pojęcia. Czy to naprawdę nie mogło być inne miejsce? Brzuch, ramiona, obojczyki?


- Będziemy musieli zdać relację Hodge'owi. Chyba się wkurzy - dodał, jakby myśl o reakcji nauczyciela sprawiała mu satysfakcję.


Dojrzałe. Zrozumiałabym, gdyby Jace nie cierpiał Hodge’a, ale ponoć go lubi i bardzo szanuje, więc skąd ten popis arogancji i bucery? A, przepraszam, zapomniałam. On po prostu jest taki z natury.


Clary pomyślała, że Jace po prostu należy do osób, które lubią, kiedy coś się dzieje.


Mam kilka innych teorii na temat tego, co Jace lubi.


A teraz uwaga, po raz drugi radzę nic nie jeść i nie pić:


- Dlaczego miałby się wkurzyć? - spytała. - Ten stwór to nie demon i dlatego sensor
go nie wykrył, zgadza się?
Jace kiwnął głową.
- Widzisz blizny na jego twarzy?
- Tak.
- Zostały zrobione stelą. Taką jak ta. - Poklepał stelę wetkniętą za pasek. - Pytałaś,
co się dzieje, kiedy wycina się Znaki na kimś, kto nie ma wśród przodków Nocnego Łowcy. Jeden Znak wystarczy, żeby spalić delikwenta, a wiele, w dodatku potężnych? Wyrytych na skórze całkiem zwyczajnej osoby bez kropli krwi Nocnych Łowców w żyłach? Sama widzisz. - Wskazał brodą na trupa. - Runy są piekielnie bolesne. Naznaczeni wariują, cierpienie pozbawia ich rozumu. Stają się gwałtownymi, bezmyślnymi zabójcami. Nie śpią, nie jedzą, jeśli się ich do tego nie zmusi, i zwykle szybko umierają. Runy dają wielką siłę i mogą być wykorzystane w dobrym celu, ale można użyć ich też do czegoś złego. Wyklęci są źli.


Zwróćcie szczególną uwagę na opis Wyklętych. Przypominam, że Clary już usłyszała tę nazwę w poprzednim rozdziale, przytaczając dokładny cytat:


- Nie w tym rzecz. - Hodge ledwo panował nad gniewem. - Mogłeś zmienić ją w Wyklętą.


Rozumiem emocje, ale Clary wcześniej nie dopytywała, prawdopodobnie bardziej odnotowując słowa Aleca, że Przyziemnych runy zabijają. Czy naszej bohaterce teraz się coś skojarzy? Lub później? Czy będzie wreszcie SŁUSZNIE wkurzona tym, jak Jace zaryzykował? Przerażona, na co mógł ją skazać? Nie. Nie tylko w tym rozdziale – w ogóle. Zastanawiam się, czy autorka celowo nie uczyniła Clary idiotką. Żadna dziewczyna o śladowej inteligencji nie chciałaby być z kimś takim.


Jace decyduje się wrócić na górę i każe pannie Fray zaczekać w holu. Niespodziewanie na scenę wkracza jeszcze jedna osoba, a wraz z nią nostalgia. Wybaczcie dłuższy cytat, ale jest tu poniekąd niezbędny:


- Nie robiłabym tego na twoim miejscu - rozległ się w holu znajomy głos. - Tam, skąd przyszedł pierwszy, jest ich więcej.
Jace, który był już prawie na szczycie schodów, odwrócił się zaskoczony. Clary zrobiła to samo, choć od razu wiedziała, kto to mówi. Ten akcent był nie do podrobienia.
- Madame Dorothea?
Stara kobieta skinęła głową. Stała w drzwiach swojego mieszkania, ubrana w coś, co wyglądało jak namiot z fioletowego jedwabiu. Na jej nadgarstkach i szyi lśniły złote łańcuch. Długie włosy z borsuczymi pasemkami wymykały się z koka upiętego na czubku głowy.
Jace wytrzeszczył oczy.
- Ale...
- Kogo jest więcej? - zapytała Clary.
- Wyklętych - odparła Dorothea wesołym tonem, który zupełnie nie pasował do okoliczności. Rozejrzała się po holu. - Ale narobiliście bałaganu. I na pewno nie zamierzacie posprzątać. Typowe.
- Przecież pani jest Przyziemną - wykrztusił w końcu Jace.
- Jaki spostrzegawczy - skomentowała z rozbawieniem Dorothea. - W twojej osobie rzeczywiście Clave wyłamuje się z szablonu.
Wyraz zaskoczenia zniknął z twarzy Jace'a, zastąpiony przez rodzący się gniew.
- Wie pani o Clave? Wiedziała pani, że w tym domu są wyklęci, nie zawiadomiła Clave? Samo istnienie Wyklętych jest zbrodnią przeciwko Przymierzu...
- Ani Clave, ani Przymierze nic dla mnie nie zrobiło - oświadczyła Madame Dorothea z gniewnym błyskiem w oku. - Nic nie jestem im winna. - Na chwilę jej nowojorski akcent zmienił się w inny, bardziej chrapowaty, którego Clary nie rozpoznała.


A teraz obejrzyjcie od zalinkowanego momentu tę scenę, ponieważ nie dysponuję niestety elektroniczną wersją piątego tomu sagi pani Rowling. Jeśli jednak wy posiadacie egzemplarz „Harry’ego Pottera i Zakonu Feniksa”, papierowy lub w formie pdf-a, rzućcie okiem na kilka pierwszych stron rozdziału drugiego. Podobieństwo wręcz wali po oczach. Ech, Cassie, Cassie… To, że nie przepisujesz cudzej książki 1:1, to pewien postęp, nie da się ukryć, ale kopiowanie scen nadal nie wygląda za fajnie, nie sądzisz?
+ Ja mam lepsze pytania, zważywszy na niechęć Podziemnych do mieszania się w sprawy Nocnych Łowców: czemu pani nie zwiała, narażając się na ataki potworów? I czyja to krew na balustradzie? Przecież sam Wyklęty nie krwawił, póki nie zleciał z Jace’em ze schodów.


Clary pyta, czy sąsiadka wie coś na temat jej matki. Madame Dorothea radzi jej o rodzicielce zapomnieć, odmawia też pomocy, twierdząc, że nie miesza się w sprawy Nocnych Łowców (told ya, ale czy można się im dziwić, skoro nefilim wszystkimi pomiatają?). Zmienia zdanie dopiero, kiedy Jace sugeruje nasłanie na nią Cichych Braci, jeśli nie porozmawia z ich dwójką. Przy wejściu kobieta oczywiście musi pogrozić naszemu bucowi, a on wyjątkowo nie znajduje na to żadnej riposty. Radujmy się i świętujmy ten dzień, albowiem powtórka prędko nie nadejdzie.


Clary popatrzyła za sąsiadką. Światła w mieszkaniu były wyłączone. Już od wejścia buchał ze środka ciężki zapach kadzidła, mieszający się nieprzyjemnie z odorem krwi.
- Mimo wszystko uważam, że możemy z nią porozmawiać. Co mamy do stracenia.


Napawajcie się pięknem tego cytatu. Co mamy do stracenia, wchodząc do ciemnego, śmierdzącego krwią mieszkania. Zaraz po walce z Wyklętym.


Deep-sigh-GIF-2015_1.gif


Naprawdę nie wydaje się jej to podejrzane? Mieszka nad tą kobietą od lat, nie wierzę, by nigdy choć na moment nie postawiła stopy w jej domu, skoro Dorothea to typ człowieka, który chętnie wysługuje się innymi.


Rozdział kończy równie błyskotliwa wypowiedź Jace’a:


- Gdy spędzisz trochę więcej czasu w naszym świecie, drugi raz mnie nie zapytasz - odparł Jace.


To po wała się tam pchasz i pozwalasz na to Clary?! Oczywiście, że ona nie myśli jasno, skoro chodzi o odzyskanie matki, ale ty powinieneś zachować zdolność spojrzenia na sprawę z chłodnym dystansem!


Tak, to wszystko na dziś. Za tydzień czeka nas wizyta w domu pani Figg madame Dorothei, kolejne ekspozycje świata przedstawionego, które jeszcze ugryzą autorkę w rzyć, a także zobaczymy na własne oczy, że Clary ma pamięć niczym rybka Dory.
Do zobaczenia!

37 komentarzy:

  1. Świetna analiza!
    Alec jest dla Clary o wiele milszy niż jace. Hodge jest dla Clary o wiele milszy niż Jace. Wyklęty był dla Clary o wiele milszy niż Jace.

    W sumie, to Clary równie dobrze mogła być czarownikiem nieświadomym swojego pochodzenia. Tak samo prawdopodobne szanse, że Jace zabije ją runą. Ale zarówno śmierć Podziemnego jak i Przyziemnego nie obeszłaby nikogo oprócz (o ironio!) Hodge'a i może Aleca. Truloff... *wzdryga się*

    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie nawet źli tej serii obrażają Clary mniej niż Jace.

      Prawda! Szczerze powiedziawszy, jest tyle przypadków czarowników nieświadomych swojego pochodzenia i z całkiem dyskretnymi demonicznymi znakami, że widząc u Clary wzrok, powinni pomyśleć najpierw o czarowniku, przecież oni zwykle nie mają pojęcia, że ich ojcowie są demonami, jeśli nikt ich nie uświadomi... Evil Dumbledore i służbista-Alec mają bardziej ludzkie odruchy od Jace'a. Pogratulować po prostu Clare.

      Usuń
  2. Chyba nalezę do tego rzadkiego gatunku, który filmowych aktorów nie lubi, a w serialu woli aktora od Jace'a niż Aleca. Serio, Dominic bardziej wpasowuje sie w moje gusta estetyczne ;P No i nie lubię Magnusa, ale nie nie lubię, bo zly czy patologiczny, po prostu jest tak wykreowany, że nie przepadam za nim.

    Jace w tym rozdziale wraca do wieku przedszkolnego <3 Clary nadal bez objawów tego że była na granicy śmierci :<. Nie wierzę w moc herbatki, nawet Luke w SW musiał trochę się poregnerować w takim czymś. Clare jest tak leniwa ❤. Myślę, że w wersji beta parabati mieli działać na zasadzie horkrusków a`la Voldek i Harry. To by to jakoś wyjaśniało. No ewnetulanie fanonowe zaklęcie, ktore łączy ludzi w pary, popularny motyw w fanficzkach kiedyś. :D
    Alec to promyczek w każdym rozdziale <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie lubię praktycznie nikogo w filmowej obsadzie poza Gao, ale filmowy Alec to takie "mniejsze zło", porównując do Kajuszo-Grindelwaldo-Jace'a. xD Ja Magnusa lubię, może dlatego, że sprawia wrażenie, jakby wiedział, że jest w opku i w związku z tym nie czuł obowiązku bycia poważnym. :d

      Clare zerżnęła bohaterkę wyskakującą z łóżka po trzech dniach od Rowling. Problem w tym, że Harry w Skrzydle Szpitalnym nie leżał niedoglądany - miał opiekę magomedyczną cały czas, na pewno dostawał coś poza eliksirem zażywanym po przebudzeniu, jakieś inne mikstury, zaklęcia... Clary na dobra sprawę nie jest nawet potraktowana magią, bo Jace się słodko pulta, że Nocni Łowcy nie używają magii. <3 Fanonowe zaklęcia kojarzą mi się z magią niewolnictwa, brrr... Ale w DT, o ile pamiętam, rzeczywiście było coś w stylu takiego zaklęcia, więęęc... :D

      Usuń
  3. A ja tam uważam, że Clary wyszłaby lepiej na byciu Wyklętą, niż na byciu z Jacusiem. W tym pierwszym przypadku przynajmniej nie byłaby świadoma. A odkładając nie śmieszne żarty na bok, jedyne, czego nie rozumiem, to czepiana się niekonsekwencji w długości rozdziałów. Pisarze nie mają obowiązku trzymania się jakiegoś narzuconego przez wygodę czytelników systemu. Scena to scena, jedna krótka, druga dłuższa. Nie widzę różnicy - szczerze to już wolę jakiegoś tytana pod względem ilości stron, niż sztuczne rozwalanie akcji i kończenie rozdziałów cliffhangerami z rzyci :) ale to już tylko moja opinia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie ma. Po prostu zawsze spotykałam się z opinią, że w przypadku książki wydanej najłatwiej jest przyswajać rozdziały mniej-więcej tej samej długości. Nie przeszkadzałoby mi, gdyby to były same krótkie rozdziały (same długie już bardziej), ale tu wygląda to trochę kuriozalnie, gdy mamy najpierw dwa przeciętnej, potem dwa krótkie, które o wiele lepiej sprawdziłyby się jako jeden (akcja podobna do tej w szóstym rozdziale została wszak rozbita na trzeci i czwarty), a potem Clare dowala nam kolosem na dwadzieścia stron... I potem znów skacze. Może to rani po prostu mój perfekcjonizm, bardzo możliwe. (;

      Usuń
    2. Akurat tutaj nie ma żadnej konkretnej akcji, więc to jest zła książka do porównań :P Chodziło mi o bardziej o ogólne przeświadczenie z tymi rozdziałami, nie ten konkretny, kiepski, przykład :D Osobiście wolę, kiedy każdy rozdział jest o czymś innym, konkretną sceną, settingiem i tak dalej, a wraz z nowym rozdziałem mamy zmianę nastroju/tempa akcji/bohaterów/cokolwiek, niż sztucznie szatkować rozdział, który działa dobrze jako całość, bo poprzedni miał 10 stron, a temu wychodzi 20. Rozumiesz ;)

      Usuń
    3. Nie no, z szatkowaniem się akurat zgadzam i kiedyś miałam konkretny facepalm, jak koleżanka przy poprawianiu opka potrafiła w pół rozdział przerwać i wkleić do kolejnego, bo jej się ilość stron nie zgadza. Chodzi o to, że umiejętny autor moim zdaniem potrafi tak rozplanować to, co chce napisać, by niezależnie od tego, co opisuje, nie widac było takich karykaturalnych różnic, a przynajmniej nie były one odczuwalne. W słabych książkach człowiek doskonale widzi te dysproporcje, ba! Wręcz je odczuwa i czasem odechciewa się czytać. Oczywiście to też nie reguła/ :D

      Usuń
    4. A z "umiejętnym autorem", który by miał to rozplanowywać w ogóle się nie zgodzę, a powiem nawet, że rozplanowywanie każdej sceny, żeby zmieściła się w odpowiedniej ilości znaków jest cechą, która narobiły więcej złego, niż dobrego :P Książka to nie komiks, ani nie serial. Ma inne flow. Jako byt całościowy działa więc na innych zasadach, a wątpię, żeby ktoś się czepiał reżyserów, że jedna ich scena jest o trzy minuty dłuższa, niż inne - przykład u Tarantino, który wykorzystuje długie sceny po to, żeby zwiększyć suspens.
      Przykład: mamy dwa rozdziały koło siebie - jeden to wielka scena batalistyczna, a drugi - bohater jest wpół przytomny, ma majaki itp. Jeden ma 25, drugi 5 stron. Pytanie: rozwalić sztucznie scenę batalistyczną, która - według zamierzenia autora miała płynąć jednym longiem, rozpisać majaki na kolejne 15 stron, czy w ogóle usunąć rozdział o nich, żeby było "ładnie"? :P Osobiście wolę, żeby osoba pisząca, zamiast się z tym pieprzyć, napisała te dwa rozdziały jak chce i już ich trzysta razy nie przerabiała, bo jeśli działają - to działają. Niektórych scen nie da się napisać krótko, bo są zbyt ważne, a niektórych długo, ponieważ rozwałkowywanie ich jedynie męczy i nic nie wnosi.

      Jakby co - absolutnie się z tobą nie kłócę :D to po prostu moje stanowisko. To tak jak z odwiecznym pytaniem, czy pisarz powinien być dobrym artystą czy dobrym rzemieślnikiem. Każdy ma swoją opinię.

      I oczywiście, że powinien być lepszym rzemieślnikiem.

      Usuń
    5. Ależ ja nie każę się mieścić w określonej ilości, słowem kluczem jest tu "mniej-więcej", a umiejętność rozplanowania lub zdolności ocenienia, czy coś się zbytnio nie rozrosło niepotrzebnie (lub wręcz przeciwnie - nie wymaga dopisania), jest u autora ważna. No właśnie książka to jedno medium, a np. film to też inne medium, więc imho porównanie do Tarantino nie jest do końca trafione, choć wiem, co masz na myśli. ;)

      Cóż, moim zdaniem - dołączyć do czegoś rozdział o majakach, bo sam rozdział poświęcony temu, że bohater ma zwidy, raczej niczemu nie służy.

      Ja się również nie kłócę, po prostu bronię swojego stanowiska. Jak to brzydko mówią - opinia jest jak dupa, każdy ma własną. xD Myślę, że pod tym względem nie dojdziemy do porozumienia, ponieważ wszystko zależy od preferencji czytelniczych i niezależnie od argumentów, żadna ze stron zdania nie zmieni. Nie mówię, że WSZYSTKO ma być równiutko, sama wiele piszę i naprawdę, nie patrzę obsesyjnie na to, czy rozdziały są sobie równe, ale jeśli dwa mają po kilkanaście stron, to jeśli trzeci ma ich tylko kilka, muszę zadać sobie pytanie, czy on faktycznie powinien być osobnym rozdziałem? Rozdział jako taki powinien według mnie coś WNOSIĆ do całości książki. Sceny-zapychacze? Okej, od czasu do czasu nikomu nie zaszkodzą. Ale całe rozdziały to już niekoniecznie. xD

      Usuń
    6. O, piszesz?:D Może to głupio zabrzmi, ale masz jakiegoś bloga? Zawsze można się powymieniać doświadczeniami ;)

      Usuń
    7. Tak, piszę. ^^ Chwilowo z publikacją na blogspocie przystopowałam, zresztą z publikacją gdziekolwiek trochę przystopowałam, bo z racji przygotowań do matury jestem dosyć niesystematyczna w pisaniu, kiedy mam czas wolny, w pierwszej kolejności staram się wyrobić z analizami. xD

      Usuń
    8. Rozumiem ;) chociaż ja nigdy nie rozważałam publikacji na blogu w pierwszej kolejności, to również bym się nie wyrabiała z regularnością.
      Ale jeśli szukasz kogoś do amatorskich recenzji, służę pomocą. Mam niezłe oko do szczegółów, więc mogłabym zrobić ci nawet gruntowniejszą analizę. Kilka razy już tak pracowałam z ludźmi :)
      Jakby co, podam mejla, gdybyś się zdecydowała, ale zrozumiem, jeśli nie chcesz rozsyłać swojej pracy anonimom z neta :D ja właśnie tak mam.
      popko.paulina@wp.pl

      Usuń
    9. Dzięki za propozycję. Czasem przydaje się świeże oko, więc być może faktycznie skorzystam kiedyś, be prepared! :D

      Usuń
  4. "Oczywiście, przecież samiec alfa i ideał męskiej urody może być tylko jeden. Nikt nie miał nawet wątpliwości, że jest inaczej. Może poza filmowcami (filmowi Jace i Alec oraz serialowi), ale to taka uwaga na marginesie."

    To ja podzielę się może kompletnie nieistotną dla świata informacją, że Jamie Campbell Bower zupełnie nie trafia w moje gusta, a o Zegersie ciężko mi wyrokować, bowiem charakteryzatorzy z jakiegoś tajemniczego powodu postanowili przerobić go na Kena, i to jednego z tych bardziej sztucznych.

    Patrzę na ten gif, patrzę na opis Parabatai i troszkę śmiecham, bo wychodzi na to, że nasi supermęscy macho aktywują swoje tajne moce, łapiąc się za rączki i tworząc cukierkowy, lekko różowiutki wir...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JCB w moje gusta również nie trafia, wygląda jak bardzo przyjazny Reptilianin. :D Zegers w filmie (w innych produkcjach go nie widziałam) też nie trafia w mój kanon urody, ale zawsze uważałam go w filmie za mniejsze zło. Choć nie dość, że Ken, to dostał wdzianko najbardziej trafiające w klimaty BDSM.

      Bo tak jest! <3 A jak się przy tym wczuwają, zaręczam, że całe dwa sezony Jace nie patrzy Clary w oczy tak głęboko, jak Alecowi.

      Usuń
  5. Brawo dla Clary za danie w pysk Płowemu Bucowi. To jeden z niewielu momentów, kiedy jej kibicuję. #girlpower, tak trzy...
    O MATKO, STOP, ONA GO PRZEPROSIŁA. Clary, jesteś warta tego toksycznego dupka. Koniec #girlpower, radź sobie sama.
    A tak serio - myślę, że opóźnienie w reakcji wynikało ze, skądinąd niezrozumiałego, zaufania, jakie Clary żywi do swego wybawcy, i nadziei, że jednak wiedział, co robił, i będzie potrafił to wyjaśnić.

    "Dary Anioła początkowo miały być powieścią adresowaną dla dorosłych, jednak pani Clare nie chciała postarzyć bohaterów i koniec końców trafiła do kategorii young adult".
    ...
    ...
    ...
    Przetwarzam...
    ...
    Nie, przepraszam, to niemożliwe. To dzieUo trzyma się resztek sensu tylko dzięki temu, że jakąś część idiotyzmu bohaterów można zrzucić na ich wiek.
    Jeśli tak się pisze książki dla dorosłych, to ja chyba wysiadam, wychodzę z Wszechświata. Czas umierać, za stara jestem.

    No bo parabatai to taka bratnia dusza, BFFevereverever, najlepsze psiapsióły, dzielą się sekretami i plotą sobie nawzajem warkocze. I wszystkie inne dziewczyny im zazdroszczą słodkich fotek na Instagramie z #besties. Każdy by tak chciał.
    Ołmajołmaj, dopiero po komentarzu Maryboo ogarnęłam, że ten gif jest z serialu. O.O Ja się nie dziwię, że SPOILER jedno chłopię tak się wczuło, przecież to jest klasyczne ćwiczenie na wzmacnianie więzi i intymności wśród par! ^^" SPOILER

    "Obiecuję wysłać ciastka temu, kto mi przedstawi logiczne wyjaśnienie, dlaczego po tym odkryciu Jace nie każe Clary oddać kluczy i wyjść na zewnątrz".
    Zgłaszam się! Przecież to proste - od samego początku daje jej do zrozumienia, jak bardzo nią gardzi. Chce się pozbyć durnej smarkuli i zrzucić to na wypadek, atak przyczajonego smoka, ukrytego tygrysa czy coś. Nikt się nie czepnie, Jace o tym wie, bo obecność Clary wszystkim jest nie na rękę, więc nawet nie będą specjalnie roztrząsać sprawy. Jak to określiłaś: "Jebło to jebło, po co drążyć temat".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę to powiedzieć: Twoje komentarze to jedna z najlepszych nagród za analizę tego chłamu, zawsze szczerze się śmieję, czytając je. :D Dziękuję!

      Co do opóźnionego zapłonu - coś w tym jest, problem polega na tym, że dostaje jak na tacy, że jednak NIE WIEDZIAŁ, co robi, a następnie zobaczyła przykład tego, czym mogła się przez Jace'a stać i co? I nic nie świta. Mało tego, ta rozwielitka w następnym rozdziale ma już zmartwienia typu "mujeju, moja figura".

      Ale kiedy właśnie bohaterowie od początku byli w tym wieku, problem w tym, że to była książka dla dorosłych. O nastolatkach. Takich. Clare chyba usłyszała kiedyś, że "Władca Much" jest o dzieciach i reszty już nie słuchała.

      Wyobraziłam sobie Jace'a i Aleca plotących warkocze... Straszna wizja. Bardzo, BARDZO straszna.
      ...a o tym to ja nie miałam pojęcia, właśnie zakwiczałam donośnie! Teraz wszystko ma sens - to ściskanie, ta bliskość, to głębokie patrzenie sobie w oczy...

      Właściwie to ma sens! https://secure.static.tumblr.com/499dfde503be7a4afb68950617b0772e/077d4ff/UCLn5d6s4/tumblr_static_tumblr_static_9hw5tcbmyhgcgoccc084go40o_640.jpg przyjazne ciasteczka w nagrodę. XD
      A ja idę płakać w kąciku, bo ta teoria brzmi zbyt prawdopodobnie w kontekście kanonicznego Jace'a...

      Usuń
    2. Ojej, bardzo Ci dziękuję, aż się zarumieniłam. ^^ To jeszcze milsze, biorąc pod uwagę, że mówi to osoba, nad której analizami szczerze kwikam.

      Zgadzam się, że jej zachowanie po wszystkim jest totalnie pozbawione sensu i świadczy o zaślepieniu tym Bór-raczy-wiedzieć-czym, co widzi w Dżejsiku nasza ruda lelija. Ale jednak wydaje mi się, że to, że czekała na jego wyjaśnienia z (niestety zaledwie jednorazowym) wybuchem słusznego gniewu jakoś da się wybronić. ;)

      Właśnie tracę resztki wiary w... no sama w sumie nie wiem, nie mam co już tracić, jeśli chodzi o tę aŁtorkę, a wolę utrzymywać, że jednak nurt poddawany w internetach analizom jest w pewnym sensie poboczny względem szeroko rozumianej literatury.
      Z "Władcą Much" to może być niepokojąco prawdopodobne.

      Omnomnomnom, dziękuję za ciastka. :3

      Usuń
  6. 1) Sensor w tym cyklu przypomina w funkcji radio z serii gier "Silent Hill". W pierwszych trzech częściach protagonista ma radio, które reaguje na obecność potworów buczenie i trzaskiem. Im głośniejszy hałas tym bliżej potwór. A więź parabatai kojarzy mi się z seriami Mercedes Lackey - tyle, że tam połączenie odbywa się z błogosławieństwem Bogini w służbie wyżej wymienionej.
    W sumie martwi mnie, że bardziej niż na treści tej książki i analizy skupiam się na tym natrętnym uczuciu, że gdzieś już to widziałam/czytałam i to w lepszym ( przynajmniej dla mnie) wykonaniu.
    2) Mnie zaskakuje, że główna herołina tego dzieła tak tak łagodnie zareagowała na to, co mógł zrobić jej ten buc nakładając tę runę. I wiecie co? Na jej miejscu poprosiłabym czy ktoś inny może się ze mną udać z powrotem do mojego domu. No bo jak można zaufać komuś takiemu jak Jace, że kolejny raz nie zaryzykuję mojego życia? Tyle, że ja w wieku szesnastu lat po pierwszym takim spotkaniu jak to Clary z Jacek uznałabym go za psychola i zwiewałabym w zupełnie drugą stronę.
    3) Ja jestem silną, wysportowaną dziewczyną jakieś dwadzieścia centymetrów wyższą od głównej bohaterki tego dzieła... A mam wątpliwości czy wyciągnęłabym kogokolwiek przyciśniętego dwumetrowym facetem ważącym zapewne grubo ponad sto kilo. Bałabym się dalszego uszkodzenia poszkodowanego.
    4) To kto, do cholery, widzi te demony? Tylko Nefilimy, czy ktoś jeszcze? Autorce rozjechały się koncepcje później czy co?
    Silje
    Ps: Jace jest narcyzem, Clary wygląda mi na nie do końca zdrową psychicznie ... Pod względem charakteru wprost idealna para. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1: Cóż, skoro Clare uwielbia się inspirować cudzymi dziełami, istnieją spore szanse, że dwa razy trafiłaś. Jakiś czas temu sama spotkałam się z opinią, że sposób znikania demonów ukazany w pierwszym rozdziale jest zerżnięty z jakiejś gry komputerowej, więc niezliczone są źródła zastępujące Cassie wyobraźnię.
      Ad. 2: To jest DOKŁADNIE to, co peroruję całą analizę i podpisuję się pod tym obiema rękami. Zwłaszcza że, jak widzimy na załączonym obrazku, znów zaryzykował jej życie (vide - powinien zażądać kluczy i iść sam). No i cóż, Clary szybko zaczęło przechodzić uznawanie go za wariata, niebezpiecznego w dodatku, bo ma płowe oczęta...
      Ad. 3: Cóż mogę rzec, widać wielcy pisarze takich zagwozdek nie mają.
      Ad. 4: Nefilim i Podziemni. Jak się jednak okazuje na casusie Sophie Collins, nie tylko. Podejrzewam, że nie pamiętała już, co pisała w Mieście Kości, płodząc epickie Diabelskie Maszyny. :D
      Ps: A im dalej, tym lepiej, zaprawdę powiadam...

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o te "bonusy" posiadania Parabatai, w książce jest napisane, że gdy Parabatai wypala (rysuje?) nam Znak, jest on lepszy, działa dłużej, jest silniejszy etc
      Wszyscy się zastanawiają, więc postanowiłam to wyjaśnić, szczególnie, że jest jak krowie na rowie napisane :D

      Usuń
    3. Owszem, jest napisane w książce. W "Kodeksie Nocnych Łowców", o ile dobrze pamiętam. To się NIGDY nie pojawia przez sześć tomów Darów Anioła, SZEŚĆ TOMÓW, nie, żeby w samym "Mieście Kości" Clary nie pytała o Parabatai ze trzy razy, więc nie, jak krowie na rowie napisane nie jest. Szczególnie, że jak czytam książkę, chcę mieć dosyć PODSTAWOWE informacje dotyczące świata w tejże książce, nie skakać po kontach autorki na portalach społecznościowych, jednej książce bonusowej i powieściach z dwóch innych uniwersów. Zresztą Cassie tak twierdzi, ale jakoś NIGDY nie mamy dowodu, że te runy są silniejsze. W ogóle słabo idzie zgadywanie, kiedy runy są silne, a kiedy nie, trudno też powiedzieć, ile co działa.

      Usuń
    4. *serii, nie uniwersów. Uniwersum jest jedno.

      Usuń
  7. Jace jest idiotą, który myśli, że zawsze wszystko mu się uda. I nie, facet stawiający wszystko na jedną kartę w TAKIM przypadku nie jest odważny, spontaniczny, cool czy co tam jeszcze. No i zastanawiam się, dlaczego NŁ nie używają magii - niby, bo jak dla mnie te runy etc wyglądają na czarodziejskie. Ze względów religijnych? A może w tym uniwersum istnieje tylko czarna magia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie magia NŁ jest dla mnie sprawą zawiłą - runy ewidentnie są czarodziejskie, broń NŁ jest magiczna (sam Jace to przyznaje), a oni ją WYKAŃCZAJĄ, m.in. poprzez nadawanie jej imion, mają te swoje herbatki, miejsca, których Przyziemni nie widzą... Ale nie, to wcale nie magia. Sama Clare chyba nawet nie tłumaczy, czym to się różni. Różni się, bo tak. Bo Jace tak powiedział.
      Cóż, czarna magia w tym uniwersum istnieje, jednak - o ile pamiętam - nie jest jedyna, większość czarowników jej nie stosuje, np. Magnus Bane.

      Usuń
  8. "Zaraz, ale jak to „w młodości”? Jak się w swoim czasie dowiemy, więź parabatai przerywa zazwyczaj śmierć, w wyjątkowych sytuacjach przemiana jednej osoby z duetu w Podziemnego lub pozbawienie run. Zapamiętajcie sobie tę informację, bowiem pod koniec tomu bardzo się nam przyda."

    Ale w sumie to dlaczego Clare użyła tego słowa? Przecież z powodzeniem mogłoby się tu obyć bez niego. Chyba że bardziej chodziło jej o podkreślenie faktu iż to wszystko działo się dawniej?
    A może Jace używa tego słowa celowo, żeby nie musieć przypominać Clary o tym, że jego ojciec zginął gdy był mały? W końcu ponoć ma jakąś traumę xD

    Analiza świetna. Ach te magiczne herbatki. Trochę jak greckie nektary i ambrozje :D Łyk i Clary już ciągnie bez problemu ciało leżącego Jace'a, a w dodatku dotrzymuje mu kroku.
    No i jakie to wszystko odrealnione - ja dostałabym już szału bez jedzenia, a jak na razie jedyną oznaką głodu Clarissy był ten chwilowy ból na początku, który magicznie zniknął i już nie dał o sobie znać.

    No i Jace - cudowny ideał tru loffa. W sumie bardzo bym chciała wierzyć w to, że to Clary nie chciała zostać w bezpiecznym miejscu, argumentując w jakiś głupi sposób typu: bo to mój dom, bo ja chcę wiedzieć itd, jak na heroinę YA przystało. No i przypisując jej bądź co bądź cechę którą według autorki się odnzacza - czytaj: upór, ale zdaje się że Jace-owi nawet do głowy nie przyszło by ją chronić przed możliwym niebezpieczeństwem.
    Swoją drogą nawet nie nałożył sobie jakichkolwiek run, o broni nie wspominając i po prostu olał zagrożenie. Jakim cudem dożył do tych szesnastu lat? Chyba wyłącznie dzięki Alecowi...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ojciec Jace'a zmarł jakieś siedem lat temu, a ostatni raz z Lightwoodem widział się kilkanaście (ale nie mniej niż siedemnaście), więc nie jest to znów tak dawno... Dla mnie to kolejny dowód na to, że Clare średnio myśli nad tym, co pisze. xD

      Cóż, Clary generalnie zdaje się pamiętać o różnych bodźcach zewnętrznych tak, jak wygodnie jest autorce, a jej organizm również dostosowuje się do tych życzeń. Mogę się mylić, ale po trzech dniach niejedzenia, Clary nie powinna być w stanie wciąć całego talerza kanapek...

      Też bym chciała wierzyć, problem w tym, że on nawet NIE ZAPYTA, pomijając już fakt, że dotychczas niezbyt szanował jej wolną wolę. Szczyt ubezpieczenia Clary w przypadku Jace'a to wypchnięcie jej pierwszej przez drzwi.
      Zdecydowanie dzięki Alecowi, sam Jace, jak na "najlepszego Nocnego Łowcę", jest wyjątkowo nieudolny.

      Usuń
  9. Generalnie przestałam oglądać nawet serial w momencie, kiedy przyłapałam się na odpalaniu odcinka, braniu książki do ręki i podnoszeniu wzroku tylko, jak usłyszałam wybrane głosy...
    ... uznałam, że nie ma to sensu :D

    DA przeczytałam całe - mam długie fazy uwielbiania złej literatury, i namiętnego jej czytania. Taki tam wypracowany masochizm. Niemniej, zapomniałam zdaje się wszystkiego, co tam wyczytałam, nic nie pamiętam.

    Podziwiam, że chce Ci się to czytać ze zrozumieniem... Ja się tylko chichrałam do samej siebie jak, nomen omen, fretka :D

    "Obiecuję wysłać ciastka temu, kto mi przedstawi logiczne wyjaśnienie, dlaczego po tym odkryciu Jace nie każe Clary oddać kluczy i wyjść na zewnątrz".
    Wydaje mi się, że odpowiedź jest bardzo prosta. Książka jest w perspektywy Clary, więc gdyby została na zewnątrz, to Jace straciłby trochę cennego czasu antenowego, nie mógłby pokazać jaki to on nie badass i w ogóle i tak dalej... A przecież każda minuta na antenie jest na wagę złota, każda minuta może przesądzić o kolejnej fance więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial to osobiście moje guilty pleasure, ale ja mam słabość do kiepskawych seriali z przystojnymi aktorami i ładnymi aktorkami, z przyjemnym soundtrackiem w tle. Za jego główną zaletę mogę podać to, że przy książkach to istne arcydzieło. xD

      Miewam podobne fazy, jednak chyba do niczego nie wracam tak (nie)chętnie, jak do DA. Dla mnie to jeden z klejnotów koronnych złej literatury młodzieżowej. xD

      Cóż, w sumie nie mogę narzekać: istniała jakaś szansa, że Clary zginie, a Jace popisał się brakiem jakiejkolwiek wiedzy, pomysłowości... I też prawie zginął. Cień nadziei się wręcz w człowieku tlił, choć wiem, że to nawet nie 1/4 książki.

      Usuń
  10. Twoje teksty to highlight tygodnia, a przede wszystkim tej cholernej srody spedzanej na wykladach.
    Nigdy specjalnie nie siedzialam w fandomie HP (mialam wystarczajaco duzo znajomych IRL zachwyconych seria ze nie potrzebowalam wsparcia spolecznosci) ale czytam mnostwo fanfikow i to jest wszystko tak widoczne, te wszystkie schematy i tropy i sytuacje, jak ktos mogl to wydac???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień spędzony na wykładach brzmi faktycznie kiepsko, więc cieszę się, że przynajmniej zapewniam Ci coś do czytania. xD
      No cóż, podejrzewam, że zaważył fakt, że Clare miała jako autorka fanfika mnóstwo czytelników, ergo - potencjalnie wiele osób kupi jej książkę "autorską". To daje mi nadzieję, że może kiedyś coś wydam. xD

      Usuń
  11. A jama prośbę... Czy mógłby ktoś mi przybliżyć fabułę DT? Tak od środka 2 tomu, jak kończy się polskie tłumaczenie i o czym jest Draco Veritas? ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowna herbatka Hodge’a przywróciła jej przecież pełnię władz umysłowych oraz zdolności poznawczych
    Poznawcze.

    Bo naprawdę, nie rozumiem, dlaczego nikt z lokatorów nic nie zrobił w sytuacji, gdy to faktycznie utrudnia funkcjonowanie.
    Pewnie każdy liczył na to, że ktoś inny się weźmie za sprzątanie, to dość typowe akurat.

    @broń: Mnie akurat szklana/przezroczysta klinga i świecąca RĘKOJEŚĆ nie kojarzą się z mieczem świetlnym, ale z dowolnym magicznym mieczem z typowego erpeżka (szczególnie komputerowego, jeszcze szczególniej japońskiego ;)). // No i dobra, niech ma. Przecież magiczne bronie występowały w przeróżnych uniwersach i nikt nikogo o zgapianie czegoś nie oskarżał. Znów mam wrażenie, że czepiasz się dla samego czepiania.

    Skoro jest super-duper-wyszkolonym-asasynem, ból złamanej ręki nie powinien go ruszać w tak widoczny sposób.
    Ponieważ wszystkie złamania są takie same, nieprawdaż, i w ogóle co to za ból, pffff, niech się weźmie w garść. ;p (Może nie miał do tej pory nic złamanego, więc nie zna tego rodzaju bólu, może ma uszkodzony nerw itp., powodów może być sporo).

    Runy zwykle nakłada się w miejscu, do którego łatwo sięgnąć, ew. tam, gdzie jest się rannym. Jaki sens ma pokrywanie nimi pleców?
    Przecież runy na plecach mógł jej nałożyć ktoś inny.

    To, że nie przepisujesz cudzej książki 1:1 to pewien postęp
    Przecinek przed to.

    Mieszka nad tą kobietą od lat, nie wierzę, by nigdy choć na moment nie postawiła stopy w jej domu, skoro Dorothea to typ człowieka, który chętnie wysługuje się innymi.
    A mnie to nie dziwi. Może się wysługiwać innymi, a jednocześnie nie musi ich wpuszczać do mieszkania, tym bardziej, jeśli ma coś do ukrycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @świetlik: w sumie tak, nie spojrzałam na to w ten sposób, ale skoro zdołał się zabrudzić do tego stopnia to dziwi mnie, że Dorothea nie dorwała Luke'a, żeby go umył, kiedy nie był w tak tragicznym stanie. Raczej wątpię w odmowę, bo wcześniej zostało jasno dane do zrozumienia, że facet w ogóle nie zna partykuły "nie", kiedy Dorothea czegoś od niego chce.

      @broń: mnie akurat chodziło o świecenie (w każdej adaptacji świeci się ostrze, może stąd moja autosugestia) i wysuwanie-które-następuje-na-skutek-posiadania-odpowiednich-mocy. Pewnie, że występowały w przeróżnych uniwersach, ale skoro Clare nawet sensor ściągnęła z gry (i jest to raczej bardzo jawne ściągnięcie, bo Nocni Łowcy poza nim nie mają żadnych quasi elektronicznych gadżetów).

      @złamania: owszem, powodów może być sporo, ale nie mówię o nim jako wojowniku, tylko o Dżejsiku, który drwi z każdego rodzaju słabości i wiecznie śmieje się z innych, a w przypadku złamanej ręki nagle nie odstaje od reszty, z której się wyśmiewa.

      @runy na plecach: tylko że jedyne runy, jakie mógł, to lecznicze, wystarczyłaby przy tym jedna. Wszystkie pozostałe: na szybkość, zwinność, zoom optyczny etc, wymagają zwykle ponownej aktywacji poprzez przesunięcie po nich stelą. Trzymanie ich na plecach byłoby nieporęczne.

      @mieszkanie: ale Dorothea wpuszczała np. Luke'a, kiedy miał porąbać kanapę, żeby w ogóle dało się ją wynieść z domu, a w przypadku Clary była zawsze świadoma, że nie musi nic ukrywać, z pewnych powodów, które można uznać za spoiler.

      Usuń
    2. *nawet sensor ściągnęła z gry, jestem trochę przewrażliwiona na punkcie jej mało subtelnych "nawiązań".

      Usuń