środa, 22 lutego 2017

2. Sekrety i kłamstwa

Zniosłabym ten sztampowy tytuł, gdyby miał coś wspólnego z treścią rozdziału. Jednakże po lekturze analizy zgodzicie się zapewne ze mną, że Cassie powinna była nazwać go Awantury i fochy”.

Zaczynamy od dramatycznej narracji:


Ciemny książę siedział na czarnym rumaku, za nim powiewała sobolowa peleryna.
Złoty diadem spinał jego złote loki, przystojna twarz była ogarnięta szałem bitwy, a...
- A jego ręka wygląda jak bakłażan - mruknęła ze złością Clary.


Mogę jedynie pogratulować tłumaczowi, dla którego „dark prince” to „ciemny książę”. Oczywiście kilka razy podczas lektury nazwałam Jace’a ciemnym niczym tabaka w rogu, ale nie sądzę, by właśnie to miała na myśli autorka w tamtym momencie.
+ Zwróćmy uwagę, że opis postaci wyraźnie wskazuje tu właśnie na Jace’a, który dla Clary do niedawna był mordercą. Jasne, przed Pandemonium awansował już na „chłopca o kocich oczach”, ale jednocześnie na zapleczu uznała, że Jace i spółka to również demony. Pan Ośmiorniczka z kolei też się jej podobał, dlaczego więc nie on – w jej oczach ofiara – został sportretowany jako książę? Clary nie miała wglądu w jego narrację w pierwszym rozdziale, a atakowanie kogoś, kto nas wcześniej uwięził, to dla wielu osób naturalny obronny odruch.
+ Jak widzimy, Clary to jedna z tych postaci, które gadają same do siebie. Przyznam szczerze, że ja też to czasem robię, ale na pewno nie wtedy, gdy mam na uszach słuchawki z muzyką, która zagłusza otoczenie. Jak zaraz się przekonamy, Clary takie ma, co więcej – przez muzykę nie słyszy nawet dzwonienia telefonu, więc PO CO mówi do siebie? Jeśli autorka uznała, że nie może się obejść bez tego komentarza, Clary równie dobrze mogła to pomyśleć.
+ Nie jestem żadną specjalistką, ale zadaniem diademów nie jest chyba spinanie włosów?
EDIT: Diadem pełnił pierwotnie funkcję opaski, dziękuję Shun Camui.


Rysunek po prostu jej nie wychodził. Z westchnieniem wydarła kolejną kartkę ze szkicownika, zmięła ją i cisnęła w pomarańczową ścianę sypialni. Podłoga już była zasłana kulkami papieru - wyraźny znak że twórcze soki nie płyną w niej tak, jak by sobie życzyła.


Swego czasu bardzo pasjonowałam się rysowaniem, robiłam to praktycznie cały czas i naprawdę nigdy nie zrozumiałam tych scen z zaśmiecaniem pokoju pomiętymi kartkami. Nie tylko nie chciałoby mi się tego potem sprzątać, ale również, jeśli kompozycję psuje tylko jedna rzecz, starałam się ją poprawić, zamiast wyrzucać niezły rysunek do kosza. Ot, taka osobista dygresja. Może ktoś tutaj rysuje i jest w stanie powiedzieć, na ile to naturalne zachowanie, a na ile coś pokrewnego do upuszczania w szoku naczyń?


Po raz tysięczny żałowała, że nie jest taka jak matka. Wszystko co Jocelyn rysowała, malowała albo szkicowała, zawsze było piękne i najwyraźniej osiągnięte bez wysiłku.


Clary po raz kolejny z kolei udowadnia, jaka z niej sympatyczna osóbka. Z tego fragmentu aż bije zawiść wobec rysującej lepiej matki. W dodatku zawiść bardzo niesprawiedliwa, ponieważ interesując się sztuką, Clary powinna wręcz doskonale wiedzieć, że NICZEGO nie osiągnie się bez wysiłku i piękne dzieła Jocelyn są efektem wielu lat ćwiczeń, bo właśnie przede wszystkim trening się liczy, nie talent. To dopiero trzeci akapit rozdziału, a ja już nie cierpię bohaterki dziesięć razy bardziej niż pod koniec poprzedniego.


Clary zdjęła słuchawki, przerywając w połowie piosenkę Stepping Razor, i pomasowała bolące skronie. Dopiero wtedy usłyszała głośny, przenikliwy dźwięk telefonu rozbrzmiewający w całym mieszkaniu.


Jak dobrze, że właśnie w tym momencie Clary zdjęła słuchawki! Wiem, czepiam się, ale irytuje mnie ten motyw bohatera, który w odpowiednim momencie przestaje się odcinać od świata, żeby móc usłyszeć, że ktoś coś od niego chce. Ani chybi szósty zmysł.
+ to miło ze strony Cassie, że, w przeciwieństwie do Meyer, podaje nam nazwy słuchanych przez bohaterkę zespołów, jednak ten powyższy jest tak alternatywny, że według Google’a nie istnieje. Jedyne, co znalazłam, to zespół Underworld, który alternatywnie posługiwał się nazwą Steppin’ Razor, głównie przy swoich wczesnych remiksach. Taka ciekawostka, skoro o guście muzycznym Clary nie dowiemy się wiele więcej.
EDIT: Najwidoczniej Google odmawia współpracy przy analizie, zespół rzeczywiście istnieje.
EDIT (04.10.2017): Jak się okazuje, ani ja, ani Shun Camui nie miałyśmy racji. Zespół jest nawiązaniem do kapeli występującej w książce Holly Black, przyjaciółki autorki. Muszę przyznać, że to dosyć sympatyczny gest.


Rzuciła szkicownik na łóżko i pobiegła do salonu, gdzie na stoliku przy drzwiach stał czerwony aparat w stylu retro.


Podejrzewam, że w 2007 roku (Clary jest z rocznika ‘91 i w tej części obchodzić będzie szesnaste urodziny, więc mamy bardzo dokładnie określony czas) telefony stacjonarne były popularniejsze niż obecnie, jednak Clary posiada komórkę, a – jak się zaraz przekonamy – ktoś dzwoni konkretnie do niej. Dlaczego więc dzwoni na numer domowy, skoro istnieje prawdopodobieństwo, że odbierze kto inny lub samej Clary nie ma w domu, bo np. wyszła do sklepu?


- Czy to Clarissa Fray? - Głos po drugiej stronie linii brzmiał znajomo, ale nie od razu go rozpoznała.
Clary nerwowo zaczęła nawijać kabel na palec.
- Taaak?
- Cześć, jestem jednym z tych chuliganów z nożami, których spotkałaś zeszłej nocy w
Pandemonium. Obawiam się, że zrobiłem na tobie złe wrażenie, i mam nadzieję, że dasz mi
szansę, żeby to naprawić...
- Simon! - Clary odsunęła słuchawkę od ucha, kiedy przyjaciel wybuchnął śmiechem. - To wcale nie jest zabawne!


Rybeńko, w sytuacji, w której wmówiłaś Simonowi, że coś ci się przywidziało, nie oczekuj od niego śmiertelnej powagi w tym temacie. To on musiał ściągnąć do schowka ochroniarza i on zapewne czuł się bardzo głupio, kiedy okazało się, że robił to pozornie bez potrzeby.
+ W tekście w żaden sposób nie ma mowy, aby Simon modulował jakoś brzmienie głosu. Jego głos brzmi znajomo, przy czym nie pojawia się sugestia, że jest dziwnie gruby czy mówiącego cechuje obcy akcent. Wiecie, osobiście nie mam najlepszego słuchu i choćby na ulicy kiepski ze mnie rozmówca telefoniczny, ale nigdy nie zdarzyło mi się nie rozpoznać głosu nawet koleżanki, a co dopiero przyjaciela. Choć może to kwestia tego, że Clary nigdy nie słucha, co Simon do niej mówi, więc ma trudności ze skojarzeniem jego głosu natychmiast.


- Głupek. - Clary z westchnieniem oparła się o ścianę. - Nie śmiałbyś się, gdybyś tu
był, kiedy wczoraj wróciłam.
- Dlaczego?
- Moja mama. Nie była zadowolona, że wróciliśmy tak późno. Wkurzyła się. Było
nieprzyjemnie.
- A czy to nasza wina, że był taki ruch! - Zaprotestował Simon. Jako najmłodszy z
trójki dzieci czujnie reagował na wszelką rodzinną niesprawiedliwość.
- Tak jasne, ale ona nie widzi tego w taki sposób. Rozczarowałam ją, zawiodłam,
sprawiłam, że się niepokoiła, bla, bla, bla. Jestem zmorą jej życia. - Z lekkimi wyrzutami
sumienia Clary naśladowała sposób mówienia matki.


Zważywszy na fakt, że masz piętnaście lat i wróciłaś do domu po północy, wyrzuty twojej matki są jak najbardziej uzasadnione, skoro – jak wiemy z poprzedniego rozdziału – w ogóle do niej nie zadzwoniłaś. Naprawdę, mieszkasz w Nowym Jorku i dziwi cię, że matka się martwi, gdy znikasz w niedzielny wieczór? Ponadto, wróciłaś dobrze po północy, a wydarzenia z Pandemonium trwały pi razy oko godzinę. Prawdopodobnie więcej czasu spędziłaś w kolejce niż w samym klubie, a skoro tam bywałaś, musiałaś wiedzieć, że trochę potrwa, nim dostaniecie się z Simonem do środka. DLACZEGO w takim razie nie zadzwoniłaś do matki, choćby stojąc w kolejce, że wrócisz później? Nie śmiem nawet sugerować pytania, czy mogłabyś wrócić później niż zwykle, bo cały czas prezentujesz postawę roszczeniową i prawdopodobnie masz problem z partykułą „proszę”. I nie, fakt, że Clary wkrótce obchodzi szesnaste urodziny, nie ma w tym momencie żadnego znaczenia. Nadal jest dzieciakiem, a jej postawa wskazuje właśnie, jak bardzo jest niedojrzała i wymaga pilnowania.
+ Wyrzuty sumienia brzmią w tym kontekście, jakby Clary przedrzeźniała matkę wbrew sobie, aby wydawać się „fajniejszą” osobą. Biorąc pod uwagę, że rozmawia z (wielbiącym ziemię pod jej stopami) Simonem, który zna ją prawie całe życie, nie ma to najmniejszego sensu.


Simon pyta, czy Clary ma szlaban, gdy zaś ta przyznaje, że nie jest pewna, zaprasza ją wieczorem do kawiarni nieopodal jej domu. Jak się dowiadujemy, Simon jest członkiem amatorskiej kapeli i dziś wszyscy zamierzają wspierać kolegę z zespołu, Erica, na wieczorku poetyckim.


- Nie wiem. - Clary przygryzła wargę. - Mama nadal jest na mnie zła za wczorajszą noc. Wolałabym nie wkurzać jej jeszcze bardziej, nawet prosząc o coś. Jeśli ma wpakować się w kłopoty, nie chcę, żeby to się stało z powodu gównianych wierszy Erica.


Obawiam się, że w kłopoty wpakowało cię twoje własne niemyślenie i lekceważenie matki, śmiem również wysunąć śmiałą tezę o braku przeprosin z twojej strony. Bo nie, rzucone na odczepnego „przepraszam” w tej sytuacji nie wystarczy.
+ Możemy tu zaobserwować hobby Clary, tj. obrażanie Erica. Naprawdę, za każdym razem, gdy pojawi się o nim jakaś wzmianka, Clary przypomni nam, jak niesamowicie miłą osobą jest, mówiąc coś wrednego na temat bliskiego kolegi swojego przyjaciela. Ta postać istnieje tylko po to, aby udowodnić nam, jaka sarkastyczna i zabawna jest Clary.


- Daj spokój, nie są takie złe. - Eric był najbliższym sąsiadem Simona, znali się od dziecka. Nie przyjaźnili się tak ze sobą jak Simon i Clary, ale w pierwszej klasie liceum stworzyli zespół rockowy z jeszcze dwoma kolegami, Mattem i Kirkiem, i co tydzień ćwiczyli w garażu rodziców Erica.


Co za szczęście dla Simona, że tylko z Clary łączy go taka niewdzięczna relacja; gdyby pozwalał sobą pomiatać jeszcze innym, panna Fray zapewne by się obraziła. Jak widzimy po powyższym cytacie, Simon i Eric znają się od małego, prawdopodobnie są ze sobą całkiem blisko. Czy Clary to przeszkadza wiecznie obrażać Erica? Skądże.


- Poza tym, to nie jest znów taka wielka prośba. Chodzi o wieczór poetycki w kawiarni tuz za rogiem. Nie zapraszam cię przecież na żadną orgię w Hoboken. Twoja mama też może przyjść, jeśli chce.
- Orgia w Hoboken!
Po tym okrzyku, prawdopodobnie Erica, ogłuszająco zabrzęczały talerze. Clary wyobraziła sobie matkę słuchającą jego poezji i zadrżała w duchu.


Nienawidzisz Erica, załapaliśmy. Prawdopodobnie nie jest oszałamiająco przystojny.


Simon proponuje, że wpadnie po Clary i pomoże jej ugłaskać matkę, a potem się rozłącza. Dostajemy opis salonu:


Clary odwiesiła słuchawkę i rozejrzała się po salonie. Było w nim pełno dowodów artystycznych ciągot matki: od ręcznie robionych aksamitnych poduszek rozrzuconych po ciemnoczerwonej sofie, po ściany obwieszone obrazami w ramach, głównie pejzażami, które przedstawiały kręte
ulice śródmieścia Manhattanu oświetlone złotym światłem, zimowe sceny z Prospect Park, szare sadzawki pokryte koronkową warstwą białego lodu.


Jak widzimy, w salonie wisi mnóstwo obrazów, najwyraźniej namalowanych przez Jocelyn Fray. Tworzenie obrazów jest oczywiście zajęciem praco- i czasochłonnym, ale zdaniem Clary wszystkie prace jej matki osiągnięte są bez najmniejszego wysiłku.


Na półce nad kominkiem stało zdjęcie ojca Clary oprawione w ramki. Zamyślonego jasnowłosego mężczyzny w wojskowym mundurze, z widocznymi śladami zmarszczek mimicznych w kącikach oczu. Był żołnierzem służącym za granicą. Jocelyn trzymała kilka jego medali w małej szkatułce stojącej przy łóżku.


Ja wiem, że mamy tu do czynienia z narracją w trzeciej osobie, ale naprawdę, bardzo wyraźnie widać, że to narrator personalny (jak na przykład w „Pieśni Lodu i Ognia” George’a R. R. Martina), tj. postrzegający wszystko tak, jak widzi to Clary. Dlaczego więc Clary częściej myśli o matce „Jocelyn” niż „mama”, skoro nie zwraca się do niej po imieniu? Z mojego punktu widzenia przypomina to Bellę Swan i jej próby zminimalizowania znaczenia rodziców w swoim życiu poprzez mówienie do nich po imieniu, żeby podkreślić własną dorosłość. Jak się przekonaliśmy wyżej, Clary najwidoczniej uważa, że w wieku niemal szesnastu lat nie ma w sobie już nic z dziecka, więc taka teoria jest moim zdaniem całkiem prawdopodobna. Ale to tylko moje luźne przemyślenia.


Po jego śmierci Jocelyn wróciła do panieńskiego nazwiska. Nigdy nie mówiła o mężu, ale na nocnej szafce trzymał szkatułkę z wygrawerowanymi inicjałami J.C. Oprócz medali było w niej parę fotografii, obrączka ślubna i pojedynczy pukiel jasnych włosów. Czasami Jocelyn otwierała pudełko, bardzo delikatnie brała w rękę lok, trzymała go przez chwilę i chowała z powrotem.


Z całym szacunkiem dla Jocelyn, to brzmi bardzo na pokaz. Są różne sposoby okazywania tęsknoty za zmarłymi, ale ten wydaje mi się taki… wymuszony? Nienaturalny? Przez prawie szesnaście lat co jakiś czas otwierać skrzyneczkę, trzymać przez chwilę kosmyk włosów, nic z nim nie robiąc (nie jestem romantyczką, ale skoro mowa o pamiątce po ukochanej osobie, pocałowanie byłoby chyba czymś normalnym?), i chować z powrotem?


Chrobot klucza obracającego się w zamku drzwi wejściowych wyrwał Clary z zamyślenia. Pośpiesznie rzuciła się na sofę i udawała, że jest pogrążona w lekturze jednej z książek w miękkich oprawach, których stos matka zostawiła na stole.
Jocelyn uważała czytanie za uświęcony sposób spędzania czasu i zwykle nie przerywała córce nawet po to, żeby na nią nakrzyczeć.


Dlaczego Clary od razu nastawia się, że matka zechce na nią nakrzyczeć? Przecież pokłóciły się wczoraj wieczorem. A jeśli Jocelyn Fray faktycznie jest osobą, która potrafi urządzać wielokrotnie (w tym wypadku słuszne) kłótnie o to samo, dlaczego panna Fray nie pójdzie do siebie, choćby ze wspomnianą książką, żeby zminimalizować ryzyko konfrontacji? Wygląda to trochę tak, jakby Clary tylko czekała, aż matka znów na nią nakrzyczy, by móc ponarzekać, jaka to nie jest biedna.


Drzwi otworzył się z impetem i do mieszkania wszedł tyczkowaty mężczyzna obładowany wielkimi prostokątami tektury. Kiedy je rzucił na podłogę, Clary zobaczyła, że są to kartonowe pudła złożone na płasko. Luke wyprostował się i odwrócił do niej z uśmiechem.


Otwieranie drzwi z impetem kojarzy mi się z gwałtownością, często z robieniem tego za pomocą kopa. Mam nadzieję, że Luke nie uszkodził paniom Frey mieszkania swoim wejściem. Poza tym, złożone (a raczej rozłożone) na płasko pudła mają nieco inny kształt niż normalny prostokąt tektury, więc naprawdę nie wiem, dlaczego Clary potrzebowała zobaczyć je rzucone na podłogę, aby się zorientować. By nie być gołosłowną, znalazłam dosyć typowy schemat rozłożonego pudła:


713.jpg


Rzeczywiście, zagadką dla mnie byłoby, co trzyma Luke, gdybym zobaczyła go z czymś takim pod pachą.


- Cześć, wuj... cześć, Luke - powiedziała Clary.
Jakiś rok temu poprosił ją, żeby przestała mówić do niego wujku, bo czuje się przez to staro albo jak bohater “Chaty wuja Toma”. Poza tym przypomniał jej delikatnie, że nie jest jej krewnym, tylko bliskim przyjacielem matki, który zna ją od chwili narodzin.


Nie trzeba być geniuszem, aby zgadnąć, że prawdziwy powód, dla którego Luke nie lubi być nazywany wujkiem, jest związany z ostatnim zdaniem tego fragmentu, jednak pozostałe argumenty brzmią… głupio? Czuje się staro, bo ktoś mówi do niego per „wujku”? Wujkiem można zostać w każdym wieku, a ja mam przed oczami kobietę w stylu pani George, która zabrania swoim dzieciom nazywać się mamą, bo to ją postarza. Argumentu o „Chacie wuja Toma” nawet nie umiem skomentować, bo nie czytałam tej książki, ale wydaje mi się, że bycie czyimś wujkiem nie czyni kogoś od razu podobnym do jej bohaterów (Właściwie, czy taki tekst nie miałby więcej sensu w kontekście serialu, w którym Luke’a gra czarnoskóry aktor?).
+ Luke poprosił o to Clary około roku temu, a ona nadal się nie przestawiła? Zrozumiałe, gdyby widywała go rzadko, ale z książki wynika, że tak nie jest.


Był w swoim zwykłym stroju: starych dżinsach i flanelowej koszuli. Na nosie miał przekrzywione okulary w złotych oprawkach.


Że tak sobie pozwolę na złośliwość: panie Fray mają bardzo podobny gust, jeśli chodzi o to, kogo wtrącają do „strefy przyjaźni”.


- Po co te pudła?
Uśmiech znikł z twarzy Luke'a.
- Twoja matka chce zapakować parę rzeczy - wyjaśnił unikając jej wzroku. - Jakich rzeczy? - zainteresowała się Clary.
Luke machnął ręką.
- Tych, które walają się po całym domu. Zawadzają. Wiesz, że ona nigdy niczego nie wyrzuca. (…)


Zaraz przekonamy się, że nie jest to do końca zgodne z prawdą, więc dlaczego Luke nie spróbuje choć trochę przygotować Clary na wieści, którymi uraczy ją matka? Powinien znać jej charakter na tyle, by wiedzieć, jak zareaguje, słysząc to od Jocelyn. …właściwie to istnieje opcja, że właśnie dlatego jej nie mówi i planuje się ulotnić przed kolejną awanturą.


(…)Co robisz? Uczysz się? - Wyjął książkę z jej ręki i przeczytał na głos: - „ Świat nadal zaludniają owe pstre istoty, z których zrezygnowała bardziej trzeźwa filozofia. We śnie i na jawie nadal okrążają go wróżki i chochliki, duchy i demony...” . - Opuścił książkę i spojrzał na Clary znad okularów. - To do szkoły?
- “Złota gałąź”? Nie. Przecież jeszcze są wakacje. - Clary odebrała mu książkę. - To
mojej mamy.


Biorąc pod uwagę Wielką Tajemnicę, przed którą Jocelyn chce chronić córkę, trzymanie podobnych książek na wierzchu jest szczytem głupoty. Z drugiej strony, Clary ma ewidentne skłonności do ignorowania wszystkiego, co nie ma związku z nią, więc teoretycznie powody do obaw były znikome.
+ Clary, w sekrecie powiem ci, że niektórzy nauczyciele zadają uczniom listy lektur na wakacje, więc pytanie Luke’a wcale nie jest takie głupie.


- Co byś zrobił, gdybyś zobaczył coś, czego nikt inny nie widział?
Taśma wypadła mu z ręki i uderzyła o kaflowy kominek. Luke uklęknął, żeby ją podnieść. Nie patrzył na Clary.


Zaczyna mnie martwić zdrowie bohaterów tej książki. Co chwila coś upuszczają, może mają jakiś niedowład kończyn?


- Chodzi ci o to, że gdybym był jedynym świadkiem zbrodni, czy cos takiego?
- Nie. Mam na myśli sytuację, kiedy wokół było pełno ludzi, a tylko ty coś zobaczyłeś. Jakby to było niewidzialne dla wszystkich oprócz ciebie.
Luke się zawahał, nadal klęczał z rolką taśmy w ręce.
- Wiem, że to brzmi wariacko, ale... - ciągnęła Clary nerwowym tonem. Luke spojrzał na nią. Jego oczy były bardzo niebieskie za szkłami okularów.
- Clary, jesteś artystką jak twoja matka, co oznacza, że widzisz świat inaczej niż przeciętni ludzie. To twój dar, dostrzegać piękno i grozę w zwyczajnych rzeczach. On nie czyni cię wariatką... Po prostu jesteś inna i nie ma w tym nic złego.


Jesteś wrażliwą artystycznie Mary Sue, to nic złego!


Clary podciągnęła nogi i oparła brodę na kolanach. Oczami wyobraźni ujrzała magazyn, złoty bat Isabell, niebieskowłosego chłopca miotającego się w śmiertelnych drgawkach i płowe oczy Jace'a. Piękno i groza.


Takie zestawienia, gdy myśli o Jacie naprawdę nie powinny nastawiać nas na wątek miłosny. Tylko czekać na ckliwo-niesmaczne teksty o jagniętach i lwach. To wręcz śmieszne, że Cassie tak niecierpliwie przebiera nóżkami, czekając na wątek miłosny, że każe Clary zachwycać się kimś, kogo dziewczyna uważa za szalonego mordercę.
+ Pan Ośmiorniczka nadal pozostaje chłopcem. Ponawiam więc pytanie z początku analizy.


Na scenę wkracza Jocelyn Fray:


Jocelyn Fray była szczupłą, drobną kobietą o rudych włosach, ciemniejszych o kilka odcienie od włosów Clary i dwa razy dłuższych. Teraz miała je zebrane w kok, przebity grafitową szpilką. Na lawendową bawełniana koszulę włożyła kombinezon poplamiony farbą, a do tego brązowe buty turystyczne o podeszwach umazanych farbą olejną.


Bardzo, bardzo subtelne przypomnienie, że mamy do czynienia z artystką. Wiem, czepiam się, ale Jocelyn i Luke byli kilka godzin poza domem, prawdopodobnie nie tylko kupując kartony, ale wśród ich zajęć z pewnością nie znajdował się remont niczego. Dlaczego nie ubrała się normalnie?


Ludzie zawsze mówili Clary, że wygląda zupełnie jak matka, ale one nie dostrzegała podobieństw. Tylko figury miały identyczne: obie szczupłe, o małych piersiach i wąskich biodrach. Clary wiedziała, że nie jest taka piękna jak Jocelyn. Żeby uchodzić za piękność, trzeba być smukłą i wysoką. Dziewczyna niska, mierząca niewiele ponad pięć stóp wzrostu,
może co najwyżej liczyć na określenie ładna. Nie śliczna czy piękna, tylko ładna. A jeśli dorzucić do tego marchewkowe włosy i piegowatą twarz, jest jak Raggedy Ann przy lalce Barbie.


Nie, Clary, nie próbuj nam mydlić oczu. Jesteś jednym z najdłużej wciskanych nam przez popkulturę archetypem urody. Eteryczny, niewysoki rudzielec, który przypomina raczej chochlika niż zwykłą dziewczynę. Naprawdę, z pewnością bardziej niż to:


tumblr_inline_nvk8xkWolS1t2pr7r_540.jpg


przypominasz to:


0484cb3ef7a274580764c339671681e0.jpg


Oczywiście można mieć kompleksy, ale chyba każdy, kto miał styczność z literaturą young adult, doskonale zna ten chwyt. Bohaterka chce wmówić czytelnikom, że jest tak niepozorna jak przeciętna, zakompleksiona dziewczyna będąca targetem książki, więc czyni z całkowicie normalnych (lub wręcz pożądanych) cech wyglądu wady. Piegi? Och nie! Niski wzrost? Klasyk. Czekam na bohaterkę z krzywym zgryzem, nadwagą albo kiepską cerą. Jasne, że każdemu może się w sobie nie podobać co innego – ja na przykład nie lubię swojej figury, co nigdy nie spotkało się ze zrozumieniem – bo kompleksy to rzecz indywidualna, ale Clary w rzeczywistości NIE MA żadnego problemu ze swoim wyglądem. Własną domniemaną przeciętność podkreśla jedynie, kiedy porównuje się do Jocelyn lub Isabelle, które opisywane są jako nieziemskie wręcz piękności.


Jocelyn miała wdzięczny nawet sposób chodzenia i na ulicy większość osób odwracała się, żeby na nią popatrzeć. Clary natomiast potykała się o własne stopy. Ludzie odwrócili się za nią tylko raz, kiedy przeleciała obok nich, spadając ze schodów.


Biedna, będąca w cieniu zgrabniejszej matki Bella Swa… Znaczy Clary Fray.


- Dziękuje, że wniosłeś pudła - powiedziała Jocelyn, uśmiechając się do przyjaciela. Kiedy Luke nie odwzajemnił uśmiechu, żołądek Clary wykonał lekki podskok; najwyraźniej coś się działo.


Luke zachowywał się dosyć dziwnie od momentu, w którym zapytałaś go, po co przyniósł pudła. Naprawdę, jeśli potrzebowałaś zobaczyć, że nie odwzajemnił uśmiechu twojej matki, aby uznać, że coś jest nie tak, twoje zdolności łączenia faktów leżą i kwiczą.


Jocelyn przygryzła wargę. Luke ponaglił ją, wskazując wzrokiem na Clary. Matka nerwowym ruchem odgarnęła pasmo włosów za ucho i usiadła obok niej na sofie.
Z bliska Clary zobaczyła, jak bardzo matka jest zmęczona. Pod oczami miała wielkie sińce, wargi blade z niewyspania.


Czy Clary choć przez moment pomyśli, że to jej wina, bo zaniepokoiła matkę poprzedniej nocy, wracając późno po tym, jak nie dawała znaku życia? Oczywiście, że nie.


- Chodzi o zeszłą noc? - zapytała Clary.
- Nie - rzuciła Jocelyn pośpiesznie, ale po chwili wahania przyznała: - Może trochę. Nie powinnaś postępować tak jak wczoraj, sama wiesz.
- Już przeprosiłam. O co chodzi? Mam szlaban?


Clarisso, jestem pod wrażeniem bijącej od ciebie pokory, skoro masz w ewentualnych planach wyjście z przyjacielem i chciałabyś coś ugrać. Wiem, że życie samotnej matki jest trudne, ale odnoszę wrażenie, że Jocelyn darowała sobie wychowanie córki, woląc spędzać cały wolny czas na malowaniu. Nie widzę innego wyjaśnienia tak tragicznego braku wyczucia, zwłaszcza kiedy Clary siedzi naprzeciw mamy, po której widać zmęczenie, zapewne wywołane wczorajszym zmartwieniem o nią.


- Możecie nie rozmawiać ze sobą tak, jakby mnie tu nie było? - rozgniewała się Clary.


Choć przez chwilę wiesz, jak czuje się Simon, kiedy ignorujesz go non stop.


Jocelyn westchnęła ciężko.
- Jedziemy na wakacje.
Twarz Luke'a była bez wyrazu, jak odbarwione płótno.
- Więc w czym rzecz? - Clary pokręciła głową i oparła się o poduszkę. - Jedziecie na wakacje? Nie rozumiem, o co tyle zamieszania?
- Rzeczywiście nie rozumiesz, miałam na myśli, że jedziemy na wakacje wszyscy troje: ty, ja i Luke. Na farmę.


Wiecie, może jestem wychowana w staroświecki sposób, ale gdybym poprzedniego wieczoru odwaliła taki numer jak Clary, moją pierwszą myślą na „jedziemy na wakacje” nie byłoby „aha, oni wyjeżdżają, ja będę miała wolną chatę”. Szczególnie, kiedy miałam niespełna szesnaście lat.


- Aha. - Clary spojrzała na Luke'a, ale on wyglądał przez okno, z zaciśniętymi ustami i rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ciekawe, co go tak zdenerwowało. Przecież uwielbiał starą farmę północnej części stanu Nowy Jork. Sam ją kupił, odremontował przed dziesięciu laty i jeździł tak kiedy tylko mógł. - Na jak długo?
- Do końca lata - odparła Jocelyn. - Przyniosłam pudła na wypadek, gdybyś chciała spakować jakieś książki, przybory do malowania...
- Do końca lata? - Wzburzona Clary usiadła prosto. - Nie mogę, mamo. Mam swoje plany. Ja i Simon postanowiliśmy wydać przyjęcie na powitanie szkoły, umówiłam się na spotkania ze swoją grupą artystyczną i zostało mi jeszcze dziesięć lekcji u Tisch...
- Przykro mi z powodu Tisch. A pozostałe rzeczy można odwołać. Simon zrozumie, twoja grupa też.
Clary usłyszała ton nieustępliwy w głosie matki i zrozumiała, że mówi poważnie.
- Ale ja zapłaciłam za te lekcje. Oszczędzałam przez cały rok! Sama obiecałaś. - Odwróciła się do Luke'a. - Powiedz jej! Powiedz jej, że to jest niesprawiedliwe!
Luke nie odwrócił się od okna, ale mięsień na jego policzku drgnął.
- Ona jest twoją matką. To jej decyzja.
- Nie przyjmuję takiego tłumaczenia.


Okej, w tym momencie oddaję Clary prawo do zdenerwowania się. Jej plany właśnie stają na głowie z powodu decyzji matki, ale wybiera chyba najgorszą możliwą drogę do okazania jej tego – awanturuje się. Przypomnę, że jeszcze przed jakimiś dziesięcioma minutami, rozmawiając z Simonem, bała się, że może pogorszyć swoją sytuację, a teraz krzyczy i się oburza, jedynie udowadniając matce, że nie jest żadną partnerką do dyskusji. Oczywiście przykra sprawa z tymi zajęciami i tu rozumiem doskonale jej oburzenie, skoro sama na to oszczędzała (aczkolwiek nigdzie nie wspomniano, aby pracowała, więc zapewne oszczędzała z kieszonkowego otrzymywanego od matki), ale krzyki są ostatnim, co przemówi do Jocelyn, zwłaszcza po nieodpowiedzialnym zachowaniu z wczoraj.
+ Nieśmiała Clary jako współorganizatorka imprezy? Podejrzewam, że Eric nie miałby co liczyć na zaproszenie.


- Muszę się stąd wyrwać. - Kąciki ust Jocelyn drżały. - Potrzebuję spokoju i ciszy, żeby malować. I z pieniędzmi ostatnio jest krucho...
- Więc sprzedajmy trochę akcji taty - podsunęła gniewnym głosem Clary. - Zwykle tak robisz, prawda?


Clary, nie jestem żadną specjalistką, ale obawiam się, że akcje to nie jest nigdy nieusychające źródło finansów. Żeby jednak nie być gołosłowną, zapytałam obeznanej w temacie przyjaciółki, czy akcje mogą się kiedyś skończyć. Oto, co dostałam w odpowiedzi:


Tak na szybko - oczywiście, że mogą. Określona osoba posiada określony pakiet akcji firmy. Jak sprzeda wszystkie, to już nie ma nic :"D Jeżeli miała pakiet większościowy, czyli mogła podejmować np. decyzje w związku z podmiotem, którego akcje posiadała, a sprzeda zbyt wiele, to jej pakiet już większościowy nie jest, a co za tym idzie może zostać przegłosowana. Skoro Clary tak mówi, to nie ma świadomości, że a) akcji już nie ma lub b) sprzedaż kolejnych akcji sprawi, że Jocelyn nie będzie miała żadnego wpływu na to, co dzieje się w podmiocie, którego akcje posiada.


Tak więc, Clary, koteńku, istnieje spore prawdopodobieństwo, że skoro twoja matka przez lata wspierała się finansowo w ten sposób, po szesnastu latach nie zostało jej nic. Podejście naszej bohaterki po raz kolejny udowadnia jej niedojrzałość i brak jakichkolwiek zdolności wnioskowania. Naprawdę nie trzeba być finansistą, by się domyślić, że jeśli coś jest częściowo przez lata sprzedawane, a nie mówimy o ogromnym majątku, to prawdopodobnie znajduje się obecnie na wyczerpaniu.


- Posłuchaj, jeśli chcesz jechać, jedź. Ja tu zostanę. Mogę pracować w Starbucksie albo gdzie indziej. Simon mówił, że tam zawsze przyjmują. Jestem wystarczająco dorosła, żeby zadbać o siebie...


tumblr_m7fnnihdlB1r5k4lq.gif


Okazujesz to na każdym kroku.


- Nie! - Ostry ton Jocelyn sprawił, że Clary aż podskoczyła. - Oddam ci pieniądze za lekcje rysunku, ale jedziesz z nami. Nie masz wyboru. Jesteś za młoda, żeby zostać sama. Mogłoby ci się coś stać.
- Na przykład co? Co mogłoby mi się stać?


Przy tym, jaką zaradność prezentujesz, obawiałabym się, że umrzesz z głodu, bo nikt ci nie podsunie jedzenia pod nos, ale myślę, że Jocelyn ma jednak na myśli bardziej typowe zagrożenia.


Luke nagle przewraca zdjęcie, wyraźnie zdenerwowany i oznajmia, że wychodzi. Najwidoczniej on też nie może już słuchać Clary. Jocelyn prosi, żeby zaczekał i wychodzi za nim na korytarz, a jej latorośl zaczyna podsłuchiwać.


- ...Bane. Dzwoniłam do niego wiele razy przez ostatnie trzy tygodnie. Wciąż odzywa się automatyczna sekretarka. Podobno jest w Tanzanii. Co mam zrobić?
Luke pokręcił głową.
- Jocelyn, nie możesz wiecznie się do niego zwracać.
- Ale Clary...
- To nie Jonathan - syknął Luke. - Nie jesteś sobą, odkąd to się stało, ale Clary to nie Jonathan.


Z tekstu nie wynika, aby w jakikolwiek sposób ściszali głos. Luke „syknął”, co jednak, jak sądzę, ma związek raczej z emocjami niż próbą udarmnienia Clary podsłuchiwania. Tak więc wyraźnie coś ukrywająca przed córką Jocelyn rozmawia z Lukiem normalnym tonem na podejrzany temat, zupełnie zapominając, że za ścianą siedzi rzeczona córka. Będąca na bakier z zasadami dobrego wychowania, wkurzona córka. Na pewno zapewni im odrobinę prywatności.
+ Jakim cudem ona widzi, że Luke kręci głową, skoro ta dwójka stoi w przedpokoju, a Clary siedzi w salonie? Czy oni naprawdę rozmawiają przy OTWARTYCH drzwiach?


- Przecież nie mogę trzymać jej w domu i nigdzie nie wypuszczać. Ona się z tym nigdy nie pogodzi.
- Oczywiście, że nie! - Luke był naprawdę rozgniewany. - Nie jest domowym zwierzątkiem, tylko nastolatką. Prawie dorosłą.


Luke, proszę, nie pogrążaj się. Do pełnoletności brakuje jej jeszcze paru lat, a do dojrzałości – kilku mileniów, więc zdobądź się na obiektywny osąd.


Luke każe Jocelyn porozmawiać z córką „o tym” i sięga do klamki (najwidoczniej NAPRAWDĘ rozmawiają przy otwartych drzwiach, skoro Clary to widzi), aż tu wtem…


W tym momencie drzwi się otworzyły, Jocelyn wydała cichy okrzyk.
- Jezu! - krzyknął Luke.
- To tylko ja - odezwał się Simon. - Choć już mi mówiono, że podobieństwo jest uderzające. - Pomachał Clary od progu. - Jesteś gotowa?


Co prawda, wchodzenie bez pukania jest niegrzeczne, ale odnoszę wrażenie, że Simon jest tak ewidentnie ignorowany przez przyjaciółkę, że zwyczajnie nauczył się, iż pukanie nic mu nie da, jeśli chce wejść. Prawdopodobnie według Cassie miało to pokazać, jak blisko Simon jest z paniami Fray (wchodzi jak do siebie), ale po tym, jak traktuje go Clary, nie przyjmuję takiego tłumaczenia.


Jocelyn odjęła rękę od ust i rzuciła oskarżycielsko:
- Simon, podsłuchiwałeś?
Chłopak zamrugał.
- Nie, po prostu akurat przyszedłem. - Przeniósł wzrok z pobladłej twarzy pani Fray na ponurą jej przyjaciela. - Coś się stało? Mam sobie iść?
- Nie przejmuje się - uspokoił go Luke. - Już skończyliśmy. - Przepchnął się koło gościa i z łoskotem zbiegł po schodach. Na dole zamknął z trzaskiem drzwi.
Simon stał w progu z niepewną miną.
- Mogę przyjść później - zaproponował. - Naprawdę. Nie ma sprawy.
- To mogłoby ... - zaczęła Jocelyn, ale Clary już zerwała się z kanapy.
- Daj spokój, Simon. Wychodzimy. - Zdjęła torbę z wieszaka przy drzwiach, przewiesiła ją przez ramię i rzuciła matce gniewne spojrzenie. - Do zobaczenia, mamo.


Zaczynam odnosić wrażenie, że Luke wszystko robi głośno i gwałtownie, co ma nam podkreślić jego… naturę, że tak to ujmę. Aczkolwiek w tej chwili jego irytacja jest zrozumiała – Jocelyn postawiła go w niezręcznej sytuacji, nie informując wcześniej Clary o swoich zamiarach i narażając Luke’a na bycie świadkiem awantury, a nawet na to, że Clary próbowała go w tę kłótnię wciągnąć. Niezrozumiałe jest za to postępowanie naszej hirołiny – właśnie robi z domu ewidentny wypad po bardzo nieeleganckim zachowaniu i co? Oczekuje, że temat nie wróci albo matka odpuści po jej powrocie? Jej zachowanie tylko ponownie udowadnia, że nie można jej zostawić samej. A przy tym po raz kolejny ukazuje, jaki z niej niewdzięczny i niedojrzały bachor bez krzty szacunku do rodzica. Naprawdę po czymś takim sama spakowałabym jej rzeczy i wywiozła na kilka tygodni na farmę, może by się czegoś nauczyła. Ja rozumiem działanie pod wpływem emocji, ale to Clary zależy na tym, żeby pozostać w Nowym Jorku, a robi wszystko, by zdenerwować matkę jeszcze bardziej.


Jocelyn przygryzła wargę.
- Clary, nie sądzisz, że powinnyśmy porozmawiać?
- Będziemy miały mnóstwo czasu na rozmowę „na wakacjach” - rzuciła Clary zgryźliwie i zauważyła z satysfakcją, że matka się wzdrygnęła. - Nie czekaj na mnie. - Wzięła Simona za ramię i pociągnęła go w stronę drzwi.


Widzicie? Ona się nawet nie stara. W sytuacji, w której matka, wcześniej nie mająca zamiaru dyskutować, teraz proponuje rozmowę, można liczyć na jakąś możliwość negocjacji, ugody. Niestety, dla Clary to już nie ma znaczenia, bo strzeliła focha i sprawia jej satysfakcję widok matki, którą w jakiś sposób ranią jej słowa. Naprawdę, Clare? Mam się utożsamiać z kimś takim? Bo jedyna osoba, z którą czuję w tym fragmencie więź, to Simon. Musi być mu bardzo niezręcznie, obserwując całą tę sytuację. Jocelyn nie umiem współczuć, ponieważ jest matką Clary i NADAL może zabronić jej wyjścia, ale zamiast tego woli dramatycznie stać. Wierzcie mi, wrażliwość i delikatność nie są tym, co ma cechować tę bohaterkę, więc nie czepiam się bezzasadnie.


Przyjaciel zatrzymał się i obejrzał z przepraszającą miną na matkę Clary, która stała w przedpokoju z ciasno splecionymi dłońmi, drobna i osamotniona.


Nawet on jest zażenowany sposobem, w jaki Clary traktuje swoją matkę, a przecież znosi wszystkie prostackie zachowania przyjaciółki. To bardzo wymowne.


- Do widzenia, pani Fray! - zawołał przez ramię. - Miłego wieczoru.
- Och, zamknij się, Simon - warknęła Clary i trzasnęła drzwiami, zagłuszając odpowiedź Jocelyn.


Jak śmiesz się starać być uprzejmym wobec kogoś, na kogo mam focha!


Przy każdym gniewnym kroku tupała zielonymi tenisówkami na drewnianych stopniach; torba obijała się jej o biodro. Spojrzała w górę, żeby sprawdzić, czy matka nie patrzy na nią groźnie z podestu, ale drzwi mieszkania były zamknięte.


Wiecie co? Odnoszę wrażenie, że Clary po prostu lubi się czuć ofiarą. Jak sama powiedziała, matka wyjechała z Lukiem rano, a teraz mamy wieczór, ew. późne popołudnie – mimo tego oczekiwała, że Jocelyn po powrocie będzie chciała na nią nakrzyczeć; co więcej – siadła w salonie, zamiast wrócić do pokoju. Kiedy matka spuściła z tonu, Clary zamiast podjąć negocjacje, potraktowała ją opryskliwie i wyszła. Teraz z kolei, choć kobieta była wyraźnie rozbita, nasza bohaterka oczekuje, że Jocelyn wyjdzie na korytarz i będzie ją mordować wzrokiem. Swoją drogą, nie rozumiem: czy Jocelyn Fray to tak tragicznie nieporadna matka, że po wyjściu na korytarz nawet nie próbowałaby zatrzymać córki, czy też Clary nie dopuszcza wizji, w której matka śmie jej czegoś zabronić, gdy ona już zaczyna to robić?


Simon dla rozładowania atmosfery (w końcu nie wie, co się stało) komentuje dźwięki dobiegające zza drzwi sąsiadki Clary, która pracuje jako wróżka:


- Miło wiedzieć, że interes kwitnie - rzucił Simon - Trudno w dzisiejszych czasach o dobrego proroka.
- Musisz zawsze być sarkastyczny? - ofuknęła go Clary.
Przyjaciel zamrugał, wyraźnie zaskoczony.
- Myślałem, że lubisz, kiedy jestem dowcipny i ironiczny.


U kogo innego mogłabym zrzucić taką odpowiedź na nerwy, ale niestety, Simonie, Clary w ogóle nie lubi, kiedy się odzywasz.


Z mieszkania madame Dorothei wychodzi mężczyzna o kocich oczach i uśmiecha się do naszej bohaterki, Clary zaczyna się robić słabo, Simon dopytuje, co się dzieje. Drama na całego, dla dopełnienia obrazu panna Fray powinna się złapać za bliznę na czole. Zamiast tego stwierdza:


- Od wczoraj nic nie jadłam. Trochę kręci mi się w głowie.
Simon objął ją.
- Chodź, zjemy coś.


Okej, mam kluczowe pytanie: DLACZEGO nie jadłaś? Przez cały dzień byłaś sama w domu, matka w ramach kary za wczoraj zamknęła lodówkę na łańcuch z kłódką?


Przeskok!


- Po prostu nie mogę uwierzyć, że ona jest taka - powiedziała Clary po raz czwarty, końcem nacho zagarniając z talerza resztkę guacamole. Siedzieli w meksykańskiej knajpce, właściwie dziurze w ścianie nazywanej Nacho Mama. - Jakby szlaban co drugi tydzień nie wystarczył, to teraz jeszcze resztę lata spędzę na wygnaniu.


Wierz mi, rybeńko, że nie zachowujesz się jak ktoś, kto kiedykolwiek przeżył szlaban. Udowodniłaś to w mieszkaniu oraz poprzedniego dnia, nie informując matki, o której wrócisz. Ewentualnie nie uczysz się na błędach i cały czas łapiesz szlabany za to samo. Patrząc na twoje postępowanie, to całkiem prawdopodobne.


- Clary! - Simon przerwał jej tyradę. - To nie na mnie jesteś wściekła. Zresztą nie wyjeżdżasz na wieki.


Simon, ona jest na ciebie wściekła za samo marnowanie jej cennego tlenu, przestań się łudzić.


Clary wzięła ostrą papryczkę z talerza i w zamyśleniu ugryzła kawałek.
- Naprawdę? To znaczy, myślisz, że naprawdę ją znasz? Czasami się zastanawiam, czy ktokolwiek ją zna.
- Nie bardzo rozumiem.
Clary wciągnęła z sykiem powietrze, żeby ostudzić żar w ustach.
- Ona nigdy nie mówi o sobie. Nic nie wiem o jej wcześniejszym życiu, o rodzinie ani o tym, jak poznała mojego tatę. Nie ma nawet zdjęć ślubnych. Zupełnie, jakby jej życie zaczęło się, kiedy mnie urodziła. I zawsze tak odpowiada, gdy ja pytam.


Okej, w przeciwieństwie do Tris Prior, Clary przynajmniej wykazuje jakieś chęci poznawcze, pyta o przeszłość matki. Niemniej, nie trzeba być psychologiem, żeby twierdzenie „moje życie zaczęło się, kiedy cię urodziłam” i stanowcze odcinanie od przeszłości powiązać z jakąś prawdopodobną traumą. Niestety, Clary sprawia wrażenie, jakby takie rozwiązanie jej w ogóle nie przyszło do głowy, co moim zdaniem obrazuje, z jakim poziomem empatii mamy do czynienia w jej przypadku.


- Wcale nie. Raczej dziwne. Dziwne jest, że nic nie wiem o moich dziadkach. To znaczy, wiem, że rodzice mojego taty nie byli dla niej zbyt mili, ale czy rzeczywiście mogli być tak źli? Co to za ludzie, którzy nie chcą poznać nawet własnej wnuczki?


No cóż, złotko, myślę, że jest całe mnóstwo ludzi, którzy nie chcieliby cię poznać. Aczkolwiek, Clary, naprawdę, jest bardzo wiele normalnych wyjaśnień tego fenomenu, przykładowo: dziadkowie nie przepadali za twoją matką i powiedzieli jej, że pewnie nie jesteś córką ich syna. Podsuwam to, bo dotychczas nasza bohaterka nie sprawiała wrażenia przekonanej o ludzkiej dobroci idealistki, która nie wpadłaby w ogóle na podobną opcję.


- Może ona ich nienawidzi? - Podsunął Simon. - Może byli agresywni albo coś w tym rodzaju? Skądś ma te blizny.


Simonie, dziękuję, że po raz kolejny starasz się znaleźć racjonalne wytłumaczenie. Jednak Clary wydaje się bardzo zaskoczona istnieniem jakichś blizn na ciele swojej matki i twierdzi, że chłopakowi się coś przywidziało.


Simon popatrzył na nią i już miał cos powiedzieć, ale zabrzęczała jej komórka. Clary wyłowiła ją z torby, spojrzała na numer wyświetlony na ekranie i spochmurniała.
- To mama.
- Widzę po twojej minie. Porozmawiasz z nią?
- Nie teraz - odparła Clary. Kiedy telefon przestał dzwonić i włączyła się poczta głosowa, poczuła znajome wyrzuty sumienia. - Nie chcę się z nią kłócić.


Przestań chrzanić, kłamczucho, to ty jesteś jedynym prowodyrem waszych kłótni, więc to zależy tylko od ciebie.


- Zawsze możesz zostać u mnie - zaproponował Simon. - Jak długo chcesz.
- Najpierw zobaczymy, czy już się trochę uspokoiła.


raw


Clarisso, jesteśmy na DRUGIM rozdziale, a ty już zaczynasz wzbudzać we mnie autentyczną agresję.


Choć Jocelyn siliła się na lekki ton, w jej głosie słychać było napięcie: „Kochanie, przepraszam, że tak nagle wyskoczyłam z planami wakacyjnymi. Przyjdź do domu to porozmawiamy.”


Widzicie? Mówiłam. Nie ma mowy o żadnej kłótni. Jocelyn nie tylko chce porozmawiać z tym małym potworem, ona go wręcz PRZEPRASZA. Okej, słusznie, bo faktycznie wyskoczyła z tematem wyjazdu niespodziewanie, ale jej córka urządziła szopkę na oczach Luke’a i Simona. Zgadnijmy, jak zareaguje Clary.


Clary nie odsłuchała wiadomości do końca, tylko wyłączyła telefon. Czuła się jeszcze bardziej winna, ale jednocześnie nadal była zła na matkę.


To ty się w ogóle czułaś winna? Bo mi to wygląda na kolejne stadia radowania się własną wyimaginowaną krzywdą.


- Chce pogadać.
- A ty chcesz z nią rozmawiać?
- Sama nie wiem. - Clary przesunęła dłonią po powiekach. - Naprawdę wybierasz się na ten wieczór poetycki?
- Obiecałem, że przyjdę.
Clary wstała od stolika.
- Więc pójdę z tobą. Zadzwonię do niej, jak się skończy.


Wnioskuję o twoją kanonizację za ten akt łaski wobec matki.


Pasek torby zsunął jej się z ramienia. Simon poprawił go jej z roztargnieniem, przypadkiem muskając palcami jej nagą skórę.


Subtelna sugestia ze strony autorki, że Simon kocha się w Clary. Na wypadek, gdybyście przegapili ten walący po oczach na odległość kilometra neon z napisem „FRIENDZONED” nad jego głową.


- Coś nowego z zespołem? - spytała Clary. - Kiedy rozmawialiśmy przez telefon, w tle słychać było spory gwar.
Twarz przyjaciela pojaśniała.
- Wszystko świetnie. Matt mówi, że zna kogoś, kto załatwi nam występ w Scarp Bar. Cały czas wybieramy nazwę.
- Tak? - Clary ukryła uśmiech. Zespół nie tworzył żadnej muzyki. Jego członkowie głównie siedzieli w salonie Simona i kłócili się o nazwę i logo zespołu. Clary się zastanawiała, czy któryś z nich w ogóle gra na jakimś instrumencie. - Jakie propozycje?


Bo nic, czego tknie się Simon, nie może być traktowane poważnie. Zwłaszcza gdy zabiera się za to z Erikiem. Swoją drogą, może ja się nie znam, ale Clary powinna posiadać wiedzę przynajmniej na temat tego, czy Simon, jej PRZYJACIEL, gra na jakimś instrumencie. W końcu znają się od dziesięciu lat.
+ Gdy nasze gołąbeczki rozmawiały przez telefon, w tle słychać było brzdęk talerzy. Zakładając, że nie jest tu mowa o rzucaniu talerzami w ścianę lub waleniu nimi w stół (któż wie, jakim prostakiem jest Eric!), ja odebrałam to bardziej jako walenie w talerze perkusyjne, które są częścią instrumentu chyba dosyć niezbędnego w oczach każdej kapeli.


- Wahamy się między Spiskiem Morskich Warzyw a Pandą Twardą Jak Skała.
Clary potrząsnęła głową.
- Obie są okropne.
- Eric zaproponował Kryzys Krzesła Ogrodniczego.
- Może Eric powinien zostać przy grach komputerowych.
- Ale wtedy musielibyśmy poszukać nowego perkusisty.


Zwracam na Simona i jego kapelę większą uwagę niż jego przyjaciółka. To wręcz przykre.
+ Proszę, niech ktoś znajdzie dla tego biednego chłopaka wyjście z kliszy bycia kiepskim-we-wszystkim-przyjacielem Mary Sue. Te nazwy to tak oczywisty, suchy dowcip, że chyba nawet Cassandry Clare to nie może naprawdę bawić.


- Ach, więc Eric jest perkusistą? Myślałam, że po prostu wyciąga od ciebie pieniądze, a potem opowiada dziewczynom  w szkole, że jest w zespole, żeby zrobić na nich wrażenie.


Fakt, że Clary dotychczas nie wiedziała, jaką funkcję pełni Eric w zespole, doskonale pokazuje, jak dużo o ten zespół (oraz inne sprawy Simona) pytała. Najwidoczniej rzadko jest w aż tak złym humorze, aby interesować się życiem swojego przyjaciela.


- Co oznacza, że jestem ostatnim członkiem zespołu, który nie ma dziewczyny - ciągnął Simon. - A przecież o to w tym wszystkim chodzi. O zdobywanie dziewczyn.
- Myślałam, że chodzi o muzykę. - Na Berkeley Street jakiś mężczyzna z laską stanął jej na drodze. Clary czym prędzej uciekła od niego wzrokiem. Bała się, że jeśli będzie na kogoś patrzeć zbyt długo, nagle wyrosną mu skrzydła, dodatkowe ręce albo długi rozdwojony język jak u węża. - Poza tym, kogo interesuje, czy masz dziewczynę?


Cóż, Clary, na pewno nie ciebie, ale myślę, że gdyby Simon miał dobrą przyjaciółkę, mogłaby go pocieszyć jakoś w stylu „masz jeszcze czas” albo nawet głupim tekstem typu „bez dziewczyny i tak pozostajesz najfajniejszym członkiem waszego zespołu”. CZYMKOLWIEK, co nie jest kolejnym pokazem biczyzmu.


- Mnie. - odparł Simon ponuro. - Wkrótce w całej naszej szkole zostaną tylko dwaj samotni mężczyźni: ja i nasz woźny Wendell. A on cuchnie środkiem do mycia szyb.


– Nie chcę być jedynym singlem poza Filchem! On ma przynajmniej Panią Norris! – Simon tupnął nogą, po czym zastygł z dziwną miną, gdy uświadomił sobie, że autorka przerzuciła go z „Draco Trilogy” do autorskiej powieści.


- Zawsze zostaje ci Sheila Barbarino - podsunęła mu przyjaciółka.
Siedziała za Sheilą na lekcjach matematyki w dziewiątej klasie. Za Każdym razem, kiedy koleżanka upuszczała ołówek, co zdarzało się często, Clary miała okazję oglądać jej bieliznę wysuwającą się zza paska wyjątkowo nisko skrojonych dżinsów.


Puszczalska szmata, nosi biodrówki i razi poczucie estetyczne Clary. Ale hej, Simon, spróbuj! Zdaniem Clary i tak na nic lepszego nie zasługujesz.


- To właśnie z nią Eric chodzi od trzech miesięcy - oznajmił Simon - Poradził mi, żebym po prostu ocenił, która dziewczyna w szkole ma najbardziej rozkołysane ciało, i umówił się z nią od razu w pierwszy dzień szkoły.


Wspominałam już, że osią „Draco Trilogy” jest Draco Malfoy/Hermiona Granger, co w „Darach Anioła” pozostaje odczuwalne. Simon, oczywiste piąte koło u wozu, to odpowiednik Harry’ego z DT. Z tego zaś wynika, że Eric… to Ron. Każdy, kto trafił na typowe dramione, zapewne spotkał się z dorabianiem Ronaldowi gęby jako głupiemu, seksistowskiemu prostakowi, który w dodatku mlaszcze, a w „poważniejszych” opkach jest również gwałcicielem i śmierciożercą. Jak na razie o nieskończonej beznadziejności Erica przypomina nam się tylko przy każdej wzmiance na jego temat, teraz zaś doszła informacja, że umawia się z puszczalską idiotką. Znajomo brzmi…


latest
(Nie wyrażam własnego zdania o Lavender Brown, jedynie powtarzam jej postrzeganie w fanfikach, w których jej wady zostają zwykle wyolbrzymione).


- Eric jest seksistowską świnią - oświadczyła Clary. Nagle stwierdziła, że wcale nie chce wiedzieć, która dziewczyna w szkole ma, zdaniem Simona, najbardziej rozkołysane ciało. - Może powinniście nazwać zespół Seksistowskie Świnie?


Clary ma o Simonie znakomite zdanie, skoro sądzi, że zamierza zastosować się do rad swojego kolegi.
+ Clary, skarbie, przed chwilą sama zastosowałaś slut shaming wobec dziewczyny, która nosi biodrówki i widać jej majtki, gdy schyla się po ołówek. Z kolei wcześniej tego dnia zachwycałaś się facetem, który według ciebie jest mordercą. Naprawdę, akurat ty mogłabyś siedzieć cicho.


Clary pokazała mu język i sięgnęła do torby bo znowu zabrzęczał jej telefon. Wyjęła go z kieszonki zapinanej na zamek błyskawiczny.


Clary ma najwidoczniej bardzo bajerancki telefon, bo dzwoni nawet wyłączony. A Jocelyn twierdziła, że się im nie przelewa!


- Twoja mama?
Clary kiwnęła głową. Ujrzała matkę w myślach, kruchą i samotną w przedpokoju ich mieszkania, i ogarnęły ją wyrzuty sumienia.
Spojrzała na Simona i zobaczyła troskę w jego oczach. Twarz przyjaciela była jej tak dobrze znana, że mogła by narysować ją we śnie. Pomyślała o pustych tygodniach, które ją bez niego czekają, i schowała telefon z powrotem do torby.
- Chodźmy, bo spóźnimy się na występ - powiedziała.


Clary, nie oszukuj nikogo. Wcale nie będziesz tęsknić za Simonem, co najwyżej za tym, by ktoś ci nadskakiwał. Z kolei wyrzuty sumienia najwidoczniej wcale ci nie przeszkadzają w funkcjonowaniu i wypadach na miasto. Clarissa Fray – córka roku.


Na tym rozdział się kończy. Za tydzień zobaczymy, jak Simon próbuje oszukać przeznaczenie, ponownie spotkamy Jace'a oraz usłyszymy to i owo o świecie Nocnych Łowców.
Do zobaczenia!

41 komentarzy:

  1. Ech, muszę przyznać, że jestem rozczarowana; Ron - przygłupi i chamski śmierciożerca to w dramione już standard, ale co komu po Ronie snującym się na setnym planie? Kto podejmie się heroicznego zadania wytłumaczenia Clary, że jej związek z nie-Dracze jest błędem i zdradą ludzkości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Zajmą się tym kolejno dwa szwarccharaktery, przy których Disney potrafi tworzyć wyważonych i nieoczywistych antagonistów. :D

      Usuń
  2. Jako osoba lubiąca rysować NIE WYOBRAŻAM sobie takiego marnowania papieru. Jak mi coś zupełnie nie wychodzi, to rysuję na odwrotnej stronie/w innej części kartki, a jak nie pasuje tylko jakiś szczegół, to go szlifuję.
    Tak swoją drogą, sądząc po tajemnicach matki boChaterki ...
    A)Clary jest córką demona /Łowcy /Jednorożca
    B)Jocelyn była Łowczynią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że to nie tylko moje odczucia. Najwidoczniej autorka nie rysuje i nawet nie zadała sobie trudu zapytania kogoś, kto się tym zajmuje - a ma taką przyjaciółkę, projektowała jej ona runy. To dopiero lenistwo.
      Cóż mogę rzec, intryga jest żenująco oczywista... Ale nie będę spoilerować. :D

      Usuń
    2. A może rysuje/zna kogoś, kto rysuje, ale ma/ten ktoś ma tyle dużo piniondza, że jej/ktosiowi nie szkoda papieru?

      Usuń
    3. Imo to już nawet nie chodzi o piniondz, a bardziej o marnowanie niezłej pracy, w której nie zgadza się tylko jeden szczegół. Zamiast go próbować doszlifować to od razu wywalać?

      Usuń
    4. Zachowanie typowe dla rozzłoszczongo dzieciaka, co zrobisz.

      Usuń
  3. Proszę nie przypominać mi, że Clary to nastolatka, w moim wieku na dodatek. Reakcją moich rodziców na zostanie samą w domu na całe wakacje byłby śmiech. Chociaż... Jest w mieście babcia, więc MOŻE zgodziliby sie na tydzień. Nie wyobrażam sobie też wracania do domu po północy bez uprzedzenia rodziców.
    nawet najbardziej imprezowi ludzie w mojej klasie uzgadniają z rodzicami wyjście na jakieś ognisko, czyli mówia, że idą, wrócą wtedy i wtedy. A Clary?

    Gdy czytałam to po raz pierwszy miałam jakies 11 lat i to miało sens, bo z mojego punktu widzenia Clary była praktycznie dorosła. Teraz to jeden wielki facepalm. W sumie dobrze, że w serialu zmienili jej wiek na 18.

    Jako ciekawostke dodam, że wszystkie postaci narzekające na swój niski wzrost, młody wygląd i szczupłą budowę idealnie wpasowywały się w moje kompleksy. Dopiero niedawno polubiłam swoje już nie do zmiany 160cm i wyglądam na swój wiek. Wcześniej koszmar mylenia mnie z 8 i 9 latkami :,).

    Simon jest taki biedny. Clary jest wobec niego okropna, a autorka chyba go nie lubi patrząc na jego dzieje w serii.

    Hurra! Pierwsze pojawienie Magnusa! *fanfary*


    Małe a głupie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama autorka zdaje się zapominać, ile lat ma Clary, widać to zwłaszcza w ostatnim tomie. (Posada Clary to LOL nad LOL-e i LOL-em pogania). Mnie pierwszy raz zostawiono w domu samą na trzy dni, gdy miałam lat osiemnaście. Wracania do domu późno nadal sobie nie wyobrażam bez uprzedzenia, choćby po to, by rodziny nie martwić.
      Generalnie, moim zdaniem, postarzenie bohaterów w serialu to dobry pomysł. Tylko po zobaczeniu "nastoletniego" Jace'a w retrospekcjach zastanawiam się, czemu nie mógł grać dorosłego. :v
      Małe a głupie, ja również jestem mała i niska, w dodatku zawsze dają mi najmniej lat w towarzystwie, ale my nie dostajemy potem wszechobecnych znaków z narracji, że jesteśmy w gruncie rzeczy piękniejsze od seksbomb w stylu Isabelle. Ach, cóż za szkoda. xD

      Simona autorka polubiła chyba od czwartego tomu, w którym mnie zaczął denerwować za dorównanie chamstwem Clary pod pewnymi względami.

      Magnusa należy uświęcić brokatem! <3

      Usuń
  4. Tak dla odmiany ten cały opis Clary i porównanie do Jocelyn brzmi jak dosłowna zrzynka ze "Zmierzchu". Serio, pani Clare, nie dość było z jednego cyklu książek? ;p

    Och, zapomniałam o Luke'u. Z tego, co pamiętam, nie był sam w sobie taki zły, ale był tak bardzo gorszą wersją, khm, pierwowzoru i jednocześnie jednej z moich ulubionych potterowskich postaci, że znielubiłam go z marszu.

    Swoją drogą postępowanie Clary bardzo mi się kojarzy z "Tygrysem i Różą" Musierowicz, z tym, że na odwrót - tam dziewczyna, która miała swoje racje, jest "tą złą" robiącą na złość dzielnej matce z dzielną grzywką, tutaj dla odmiany sfochana i dramollamująco nastolatka to Nasza Gieroina słusznie pokazująca matce gdzie jej miejsce. Taka luźna refleksja.

    Od dawna prawie nie rysuję, ale kiedyś, w podstawówce i na początku gimnazjum, robiłam to bardzo często. I bardzo często wściekałam się, że mi coś nie wychodzi, ale nigdy w życiu nie śmieciłabym po pokoju ani tym bardziej nie marnowała dobrych kartek, jak już się nie dało poprawić tego felernego czegoś to się rysowało obok. I owszem, zazdrościłam jak cholera koleżance, której wychodziło praktycznie wszystko, ale na pomysł zazdroszczenia umiejętności powiedzmy nauczycielki plastyki tylko bym się popukała w głowę. Ale gdzie tam wczesnonastoletniej mnie do ach-jakże-dorosłej Clary, pewnie się nie znałam czy coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aa, zapomniałam: 1) coraz bardziej sobie przypominam, że lubiłam Simona, 2) podzielam zdanie przedpisczyni, Magnus! :D

      Usuń
    2. Pani Clare to kobieta wielu inspiracji - Draco, znaczy Jace, mówi całymi kwestiami dialogowymi z Buffy, to czemu nie przepisać porównania ze "Zmierzchu"? :D

      Luke jest postacią sympatyczną, ale - podobnie jak każdy bohater wzorowany mocno na kimś z kanonu HP, w porównaniu z pierwowzorem jest taką bezjajeczną dziesiątą wodą po kisielu. Swoją drogą, właśnie ostatnio, przypominając sobie, kim jest Luke, doszłam do wniosku, że autorka ma pewien niepokojący kink, biorąc pod uwagę pewien ship z DT.

      O, nie wpadłabym na takie porównanie - może właśnie dlatego, że Tygrysa bardzo lubiłam i było mi dziewczyny szkoda. W sumie, jak się zastanowić, Clary jest tym, czym chciała pani Musierowicz uczynić Laurę, ale za nic nie szło.

      Dziękuję za kolejne potwierdzenie. Też rysowałam mniej-więcej w tym okresie życia i również zazdrościłam koleżankom, jeśli wychodziło im lepiej, ale zazdrościć komuś, od kogo dzielą mnie lata doświadczenia, jakoś nigdy nie umiałam. Widać nie dane jest nam wiedzieć, co siedzi w głowie Mary Sue.

      Usuń
    3. W sumie, jak tak myślę... Jace to przecież Dracze z oczami (najedzonego) Edzia xD

      Zaraz... DT nie czytałam, ale coś mi się kojarzy... Czy to był ship z Ronem? DD:

      Mnie się właśnie skojarzyło przez to, że obie autorki chciały osiągnąć coś dokładnie przeciwnego i obu się nie udało.

      Usuń
    4. I lew! A wszyscy wiemy, kto był masochistycznym lwem. XD

      Nie, Ron/Ginny to TMI. W DT występowało Narcyza/Syriusz. Temat kazirodztwa zresztą jeszcze powróci w DA... Creepy as fuck. A my się śmiejemy z Edzi i jej bliźniaka z "Rywalek"...

      Usuń
  5. BTW czy tylko mi się wydaje, że nie ma czegoś takiego jak płowe (czyli jasnoszarożółte mniej więcej) oczy? Co najwyżej żółte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Tobie... Kojarzą mi się z płowością najwyżej włosy, chyba jedna z bohaterek "Emancypantek" takie miała i mi utknęło. Ale ludzie z reguły nie mają żółtych oczu... Ale Jace jest taki speszful, że pewnie i płowe oczęta ma.

      Usuń
    2. Kofta pisał o płowych oczach. ;p
      Ludzie też na ogół nie polują na demon, więc akurat mnie te płowe oczy nie rażą. Jakby nie patrzeć, to jakieś fantasy.

      Usuń
    3. Problem w tym, że reszta Nocnych Łowców wygląda zupełnie jak ludzie, dlatego to nieco gryzące.

      Usuń
    4. Nie tylko Kofta. To określenie rzadkie, ale nie jest niepoprawne.

      Usuń
  6. Czytając tę analizę zaczynam sądzić, źe moi rodzice to powinni mnie tylko chwalić. Mam 14 lat czyli jestem młodsza od Clary o jakiś rok. Nigdy nie byłam sama poza domem bez zgody rodziców i nigdy nie zostawałam gdzieś dłużej bez poinformowania ich.
    Muszę jednak przyznać, że mam ten sam kompleks co Clary - wzrost. Mam 160 cm i niektórzy twierdzą, że wygladam na około 11 lat.
    Nie wiem czy to ja jestem dziwna, czy to Clary jest świnią, ale ja bym nigdy nie odzywała się tak do rodziców. Ze szczególnym szacunkiem bym traktowała mamę, która jest moją jedyną rodziną.
    Tak w ogóle chyba coś ominęłam, ale kim jest Magnus, bo przedmówczynie się cieszą a ja nie ogarniam? :(
    Czyli Clary to Hermiona? Co? Z której strony? Hermiona była inteligentna.
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im dalej będziemy brnąć w lekturę, tym bardziej odnoszę wrażenie, że "Dary Anioła" powinno się dawać do przeczytania rodzicom, którzy za mało chwalą dzieci.
      Jak pisałam wyżej - ja również mam taki kompleks, ale właśnie u takich postaci jak Clary on jest obliczony na trafianie w target. W rzeczywistości nigdy nie stanowi to żadnej przeszkody, a jedynie chodzi o to, aby podkreślać, jaka ona drobna, urocza i żeby Scary Sue jej mogła czegoś zazdrościć.
      Clary jest świnią. Nie ma innego wytłumaczenia. Jej zachowanie wobec - no właśnie! - jedynej rodziny jest po prostu obrzydliwe.
      Nic nie ominęłaś (; Na obecnym etapie książki Magnus pozostaje nieznany. To po prostu bardzo charakterystyczna postać i trudno jej nie kojarzyć, jeśli się miało do czynienia z serią. :D
      Clary to mieszanka Hermiony i Ginny. Cóż, Clary ponoć też jest.

      Usuń
    2. SPOILER

      Magnus to ten człowiek o kocich oczach. Moje dziecko, mąż i brat.

      Małe, a glupie

      Usuń
    3. Magnus to dobro i jedyny powód, dla którego nie żałuję czasu poświęconego na to ksiopko <3

      Usuń
  7. Czytałam tę książkę będąc bodaj w pierwszej lub drugiej klasie liceum. I pamiętam doskonale jak irytująca była para głównych bohaterów, po prostu nie dało się z nimi wytrzymać. Clary powinna dawno zostać utopiona przez matkę za takie zachowanie. A przecież im dalej tym gorzej...
    Przyznam, że dopiero teraz dowiedziałam się, że 'Dary Anioła' były na początku ficzkiem potterowskim. I coś chyba nie wyszło autorce, skoro książka jest gorsza niż ficzek. Przykro.
    Czasami się zastanawiam jakim cudem autorka stworzyła kogoś tak cudownego jak Magnus. Serio, na kim ona go wzorowała? Magnus to brokatowa księżniczka i jedno z niewielu słoneczek tej serii. Dobra, przyznam, że szaleje jeszcze za Raphaelem i Ragnorem. Borze, dlaczego Groszek Zielony dostał tak mało uwagi... Smutno, chociaż z drugiej strony Clare nie mogła mi zniszczyć wizji Szmaragdowego Księcia.
    To dopiero początek, a jak myślę o kolejnych rozdziałach, to zaczynam współczuć przedzierania się przez te dno i wodorosty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio moja koleżanka stwierdziła, że Clary podlega aborcji do dwudziestego roku życia płodu i nie mogę się z tym nie zgodzić. Jej zachowanie jest tragiczne i nie wiem, komu może to imponować.
      Książka jest gorsza niż ficzek, bo trzeba było pousuwać wszystkie przepisane z cudzych dzieł kwestie/opisy/sceny. :D
      Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jakim cudem autorce udało się stworzyć Magnusa czy pozostałą wymienioną przez Ciebie dwójkę, choć może to sobie zdecydowanie liczyć za jeden z nielicznych plusów - taka Camille wyszła jej już jako przerysowana kretynka, która nie wiem jakim cudem kiedykolwiek coś ugrała.
      Cóż mogę rzec - podejmując się analizowania tego dzieUa byłam świadoma, że czeka na mnie istne szambo. Zapomniałam tylko, jak głębokie. xD

      Usuń
  8. Tak czytam komentarze i kurcze, ja czesto wracalam do domu pozno bez informowania rodzicow ALE mieszkalam na malej wsi zabitej dechami, wiec nikgdy nikomu nic sie nie przydarzylo. Czesto nawet nie mowilam, ze wychodzem ale ani tata ani mama sie nie stresowali :)
    Swoja droga to sama nie lubie byc nazywana "ciotka" (serio, czuje, ze mnie postarza xDD).
    Clary to denerwujaca nastolatka, ale jest w tym wszystkim taka przewidywalna. Teen drama poziom standard xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jag to? Przecież mógł cię zarąbać morderca z siekierą czający się na polu lub w lesie, przecież pełno ich na odludziach. ;> (Nope, wiadomo, że wieś to nie to samo co metropolia, w żadnym razie się tego nie czepiam, również uważam, że gówniara się nie powinna szwendać po NY tak późno).

      Potwierdzam, ciotkowanie postarza, nie lubię tego. No, chyba że zwraca się tak do mnie dziecię bardzo małoletnie, nastolatka bym wyniosła na kopach. ;) Zresztą nie dziwię się Luke'owi. Jak Clary była mała, to jak inaczej mogła do niego mówić, jeśli nie wujku, przecież nie per pan ani po imieniu, ale jako nastolatka już nie musiała wujkować. ;) (Przerabiałam to z towarzyszką życia mojego taty, też mi zaproponowała, jak byłam mniej więcej w wieku Clary, żebym przestała ciociować, tylko zaczęła mówić do niej po imieniu, jeśli mam ochotę. I tak, nawet po dłuższym czasie zapominałam się i czasem mi się ciociu wyrwało. Siła przyzwyczajenia od siódmego roku życia).

      Usuń
    2. No właśnie, wieś to nie to samo, co metropolia + Rzabciu, najwidoczniej Twoi rodzice nie mieli nic przeciwko, Clary narzeka na wieczne szlabany, więc musi wiedzieć, że robi coś nie tak, nie dostaje ich przecież za niewinność.

      Nie czepiam się samego faktu, że Luke chciał, by przestała mu wujkować, po prostu im dalej w książkę, tym bardziej da się zauważyć, że tu w żadnym wypadku nie chodziło o postarzanie, więc ten argument można było sobie odpuścić, chyba, że dorzucił to, bo Clary inne argumenty nie trafiały do przekonania.

      Usuń
    3. Wybaczcie, zapomnialam dodac, ze miasto a wies to rozne sprawy, z czym sie oczywiscie zgadzam. Ilosc niebezpieczenstw jest zdecydowanie wieksza, wiec niepokoj rodzicow jest bardziej oczywisty.

      Usuń
  9. Nie jestem żadną specjalistką, ale zadaniem diademów nie jest chyba spinanie włosów?
    Pierwotnie diadem to opaska, którą się zakładało lub wiązało, najczęściej odgarniała włosy z twarzy. To spinanie koślawo brzmi, ale na upartego można podciągnąć to pod znaczenie drugie, w końcu nie zawsze te włosy muszą być spięte ciasno. ;) http://sjp.pwn.pl/sjp/spiac;2522815.html (Patrz też przykłady w znaczeniu drugim u Doroszewskiego: http://sjp.pwn.pl/doroszewski/spiac;5499364.html).

    to miło ze strony Cassie, że, w przeciwieństwie do Meyer, podaje nam nazwy słuchanych przez bohaterkę zespołów, jednak ten powyższy jest tak alternatywny, że według google’a nie istnieje. Jedyne, co znalazłam, to zespół Underworld, który alternatywnie posługiwał się nazwą Steppin’ Razor, głównie przy swoich wczesnych remiksach. Taka ciekawostka, skoro o guście muzycznym Clary nie dowiemy się wiele więcej.
    Chyba mam jakiegoś lepszego Google'a ;) (zapomniałaś o wielkiej literze w nazwie własnej), bo na pierwszej stronie wyrzucił to: https://www.facebook.com/pg/steppingrazorphilly/about/ (Bonusowo wywiad z gitarzystą: http://loudfastphilly.com/interviews/john-finn-legitimate-reason-stepping-razor).
    Jeszcze jest możliwość, że to nazwa utworu (cyt.: Clary zdjęła słuchawki, przerywając w połowie piosenkę Stepping Razor), a nie zespołu, i to po prostu nieudolność tłumaczenia.

    Dlaczego więc dzwoni na numer domowy, skoro istnieje prawdopodobieństwo, że odbierze kto inny lub samej Clary nie ma w domu, bo np. wyszła do sklepu?
    Może komórka się rozładowała lub jest wyciszona? Albo ktoś po prostu nie zna jej numeru komórkowego.

    Wiecie, osobiście nie mam najlepszego słuchu i choćby na ulicy kiepski ze mnie rozmówca telefoniczny, ale nigdy nie zdarzyło mi się nie rozpoznać głosu nawet koleżanki, a co dopiero przyjaciela. Choć może to kwestia tego, że Clary nigdy nie słucha, co Simon do niej mówi, więc ma trudności ze skojarzeniem jego głosu natychmiast.
    Ale głos na żywo i przez telefon potrafi się różnić, tak tylko zauważę.

    że trochę potrwa nim dostaniecie się z Simonem do środka.
    Przecinek przed nim dostaniecie.

    fakt, że Clary wkrótce obchodzi szesnaste urodziny nie ma w tym momencie żadnego znaczenia.
    Przecinek przed nie ma.

    Po jego śmierci Jocelyn wróciła do panieńskiego nazwiska.
    No okej, tylko dlaczego Clary nie nosi nazwiska po ojcu, ale panieńskie matki?

    Otwieranie drzwi z impetem kojarzy mi się z gwałtownością, często z robieniem tego za pomocą kopa.
    Mógł otworzyć drzwi łokciem, a potem popchnąć ramieniem, w końcu ręce miał zajęte, nie trzeba od razu z kopa.

    Poza tym, złożone (a raczej rozłożone) na płasko pudła mają nieco inny kształt niż normalny prostokąt tektury
    Serio, nigdy nie przenosiłaś kartonu złożonego (tak, złożonego, bo rozłożony właśnie wygląda tak, jak pokazałaś, a to jest złożony do transportu) na płasko? I nie, to nie to samo co rozłożony zupełnie. Jeśli nie, to Google podpowiada ci, jak to może wyglądać: http://www.opakowania.biz/img/opakowania_produkty/big/p_38856_foto1.jpg (Tu akurat złożony jest bardziej kwadratowy, ale można się domyślić, jak będzie wyglądał prostokątny).

    co nie posiada związku z nią
    Ma, nie podsiada.

    gdy myśli o Jace’ie
    O tym pisałam już poprzednio: to nie jest poprawna odmiana.

    kiedy ignorujesz go non-stop.
    Bez łącznika: non stop.

    rozmawiając z Simonem bała się
    Przecinek przed bała się.

    Naprawdę, nie trzeba być finansistą
    naprawdę, jest bardzo wiele normalnych wyjaśnień tego fenomenu
    Bez przecinka.

    Jocelyn rozmawia z Luke’iem
    matka wyjechała z Luke’iem rano
    Lukiem, tak samo jak w przypadku imienia Jace, zła odmiana. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Frankie-i-Luke;7386.html

    skoro ta dwójka stoi na przedpokoju
    W przedpokoju. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/na-przedpokoju;10529.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za poprawki dziękuję, zawsze człowiekowi coś umknie, już poprawione.

      @zespół - cóż, Gugiel opiera się też na osobistych preferencjach przy wyszukiwaniu (o ile wiem), więc może dlatego nam się różnią wyniki. xD Piosenkę brałam pod uwagę, ale zdanie wydawało mi się dosłowną kalką z angielskiego, więc odrzuciłam tę opcję. xD

      @nazwisko - albowiem Jocelyn ma TAJEMNICĘ. Autorki trzeba spytać.

      @drzwi - sama często, jak mam zajęte ręce, otwieram je w ten sposób, ale "impet" nadal kojarzy mi się z gwałtownością.

      @kartony - nadal nie wiem, czemu potrzebowałaby zobaczyć to leżące na ziemi w korytarzu (czyli gorzej widoczne niż u Luke'a pod pachą), żeby się domyślić, że to pudła do złożenia.

      Usuń
    2. @zespół: To raczej kwestia użycia odpowiednich słów kluczowych.

      @otwieranie: No wiesz, to zależy od kilku czynników, m.in. od siły otwierającego, ciężaru drzwi, pośpiechu nawet itp. Mógł w swoim mniemaniu je lekko pchnąć, a one mogły jednak mocno w coś puknąć. Been there, done that. ;)

      @kartony: Może właśnie skitrane pod pachą były mniej rozpoznawalne/widoczne (w końcu częściowo przysłonięte) niż rozsypane na podłodze w innym oświetleniu. A może po prostu laska jest mało domyślna.

      Usuń
    3. @zespół - też bardzo możliwe.

      @otwieranie - cóż, z tym też nie mogę się nie zgodzić, niemniej Luke wszystko robi głośno i mocno, więc mam wrażenie, że autorka celowo kazała mu to zrobić z impetem. xD

      @kartony - obawiam się, że jednak jest mało domyślna.

      Usuń
    4. @Luke: Coż, taka uroda. ;p

      Usuń
  10. Jak zwykle mam najlepszy refleks.
    Trochę rysuję i, prawdę powiedziawszy, nigdy nie zdarzyło mi się zgnieść kartki i ją wyrzucić, tym bardziej, gdy rysunek wcale nie był taki najgorszy, a po prostu nie wyszedł mi jeden element. Musiałabym być naprawdę bardzo sfrustrowana, a zdarzało mi się taką być podczas rysowania (szczególnie w dawnych latach, kiedy nie rozumiałam, że praktyka czyni mistrza i chciałam wszystko umieć już teraz a najlepiej na wczoraj). Nawet wtedy żadna kartka nie ucierpiała.
    To ja polecę oryginalnie: MAGNUS <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za potwierdzenie! Czyli to po prostu klisza, patrząc na to, ile osób zaprzecza... Cóż, chyba wiemy, czemu mamusia rysuje lepiej od Clary.

      Usuń
  11. „Clary takie ma, co więcej – przez muzykę nie słyszy nawet dzwonienia telefonu, więc PO CO mówi do siebie?”
    > Bo trzeba było pokazać, jaka ta nasza Clary jest zabawna i jakie genialne ma poczucie humoru. A poza tym trzeba było wepchnąć tekst, który można cytować przy zakładaniu fanowskich stronek na Facebooku (na szczęście, jeśli chodzi o Dary Anioła, jeszcze nigdy nie spotkałam się ze stronką Z TYM cytatem w nazwie).

    „Nie tylko nie chciałoby mi się tego potem sprzątać, ale również, jeśli kompozycję psuje tylko jedna rzecz, starałam się ją poprawić, zamiast wyrzucać niezły rysunek do kosza. Ot, taka osobista dygresja. Może ktoś tutaj rysuje i jest w stanie powiedzieć, na ile to naturalne zachowanie, a na ile coś pokrewnego do upuszczania w szoku naczyń?”
    > Sama od czasu do czasu coś rysuję – kiedyś potrafiłam wykonać kilka rysunków (różnej jakości) dziennie i NIGDY tak nie robiłam. Często szkice szły do kosza (jeśli faktycznie były całe bez sensu, bo jeśli to jeden szczegół – również próbowałam dalej), ale nigdy nie gięłam kartek i nie rzucałam nimi w ścianę. Po proste te nieudane odkładałam na bok, w jedno miejsce (często robił się stosik), więc problem sprzątania był zminimalizowany. Poza tym często bywa tak, że narysujesz śliczne oko, ale reszta jest do wywalenia – wtedy logicznie zostawiasz sobie ten rysunek, żeby podejrzeć, jak narysować oko po raz drugi, żeby wyglądało tak samo dobrze.
    Według mnie te scenki są bardzo przerysowane, bo co prawda niektórzy tak robią, ale to jedna na sto osób. I nie przyjmę tłumaczenia z perfekcjonizmem lub coś, bo sama jestem perfekcjonistką i robię to tak, jak opisałam wyżej – bez żadnego zginania kartek i zaśmiecania pokoju.

    „Po raz tysięczny żałowała, że nie jest taka jak matka. Wszystko co Jocelyn rysowała, malowała albo szkicowała, zawsze było piękne i najwyraźniej osiągnięte bez wysiłku”.
    > Sama jestem naprawdę pełna zazdrości wobec osób, które robią coś lepiej ode mnie i może wyjdę tu na hipokrytkę, ale po pierwsze, jej matka jest starsza i z pewnością ma dużo wyższy staż niż Clary, więc LOGICZNE, że jeśli rysuje długo i się tym pasjonuje, będzie rysować dużo lepiej. I to nie kwestia żadnego talentu, który jej matka dostała, a Clary, jakże biedna istotka, nie. Lata praktyki.
    > (Też jej nie cierpię).

    „Jak dobrze, że właśnie w tym momencie Clary zdjęła słuchawki!”
    > A ty nigdy nie miałaś tak, że zdjęłaś słuchawki, a właśnie akurat rozbrzmiał dzwonek? Dziwne. Mnie się to zdarza zawsze, gdy chodzi o jakieś nowe przygody, walki z potworami, telefony od dyktatora lub jakieś inne dyskusje o magicznym pochodzeniu.

    CDN.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Zważywszy na fakt, że masz piętnaście lat i wróciłaś do domu po północy, wyrzuty twojej matki są jak najbardziej uzasadnione, skoro – jak wiemy z poprzedniego rozdziału – w ogóle do niej nie zadzwoniłaś”.
      > Offtop. Kiedy miałam około dziewięciu lat i czytałam te wszystkie książki o szesnastoletnich XYZ, które poznają tajemniczych chłopaków, dowiadują się o swoich tajemniczych mocach i tak dalej, zawsze myślałam, że kiedy będę miała szesnaście lat, będę już jak dorosła, będę robić to, to i jeszcze to, a tu się okazuje, że czuję się jeszcze większym dzieckiem niż byłam. Oczywiście są różni ludzie, moje koleżanki z klasy zmieniają partnerów jak rękawiczki, ale tymczasem druga część, wbrew pozorom tak samo liczebna, może poszczycić się co najwyżej posiadaniem wymyślonej dziewczyny. XD Dobra, bo się rozpisałam o związkach, które w tym wieku w dziewięćdziesięciu procentach nie są w ogóle poważne, ale mam prawie szesnaście lat i mam wrażenie, że jestem dzidzią.
      > Tak wracając – gdybym opóźniła się nawet o trzydzieści minut, nie informując wcześniej mamy, byłaby przerażona. I wcale się nie dziwię. Może dziwne porównanie, ale mam psa i kiedy ucieknie – nawet jeśli wiem, ze niedaleko – stresuję się jak nie wiem, bo może wleciał pod samochód, utopił się w jeziorze albo zgubił w lesie, cokolwiek. A kiedy wraca uderza mnie ulga i wściekłość jednocześnie, bo w ogóle śmiał uciec. Gdybym miała dziecko, to wszystko działałoby podobnie, bo to jest bardzo naturalne, że martwimy się o bliskich, szczególnie jeśli są pod naszą opieką. Która matka by się nie wściekła?
      > W ogóle gdzie było napisane, że wróciła po północy? Chyba przeoczyłam.

      „Nienawidzisz Erica, załapaliśmy. Prawdopodobnie nie jest oszałamiająco przystojny”.
      > Logiczne, że jeśli nie jest przystojny, nie zasłuchuje na uwagę Clary.

      „Są różne sposoby okazywania tęsknoty za zmarłymi, ale ten wydaje mi się taki… wymuszony?”
      > Nie tylko wymuszony, to wydaje mi się po rpostu zabawne. Wiem, ze raczej nie powinnam, ale wyobraziłam sobie, jak wyciąga te włosy, obserwuje je przez dwie sekundy, po czym jak gdyby nigdy nic, chowa z powrotem. :’’D

      „- Twoja matka chce zapakować parę rzeczy - wyjaśnił unikając jej wzroku. - Jakich rzeczy? - zainteresowała się Clary”.
      > Spacja uciekła.

      „Co chwila coś upuszczają, może mają jakiś niedowład kończyn?”
      > Są doskonałymi wojownikami, wyszkolonymi i bezwzględnymi, ale co chwilę coś upuszczają. Upsik.

      Jesteś wrażliwą artystycznie Mary Sue, to nic złego!
      > Ona jest po prostu INNA.

      „Jocelyn Fray była szczupłą, drobną kobietą o rudych włosach, ciemniejszych o kilka odcienie od włosów Clary i dwa razy dłuższych”.
      > Odcieni.

      CDN.

      Usuń
    2. „Dlaczego nie ubrała się normalnie?”
       Bo jeszcze ktoś zapomni, że matka bohaterki ma swój styl i duszę. I że jest artystką. Pamiętaj, Jocelyn jest artystką.

      „Dziewczyna niska, mierząca niewiele ponad pięć stóp wzrostu, może co najwyżej liczyć na określenie ładna. Nie śliczna czy piękna, tylko ładna. A jeśli dorzucić do tego marchewkowe włosy i piegowatą twarz, jest jak Raggedy Ann przy lalce Barbie”.
       O NIE, ZACZĘŁO SIĘ. Podobają mi się niski wzrost i piegi u dziewczyn. Sama chciałabym być niższa i mieć piegi. Kwestia gustu, ale ten fragment dla mnie brzmi jak pewnego rodzaju uogólnienie mówiące, że WSZYSCY uważają rude, niskie i piegowate za co najwyżej ładne. A właśnie nie, bo dużo osób ubóstwia ten typ urody.
       Ja tam uważam piegi i niski wzrost za zaletę, rude włosy też, więc nikt mi tu kitu nie wciśnie. XD
       Nienawidzę swojego ciała ogólnie, bo czuję, że jest obce i nie moje, jest dla mnie więzieniem (długa historia) i też nigdy nie spotkałam się ze zrozumieniem, chociaż tutaj się nie dziwię, bo pod tym względem jestem faktycznie zaburzona. :’’) Mimo wszystko…

      „Clary natomiast potykała się o własne stopy”.
       Urocza niezdarność po raz tysięczny.

      „+ Jakim cudem ona widzi, że Luke kręci głową, skoro ta dwójka stoi w przedpokoju, a Clary siedzi w salonie? Czy oni naprawdę rozmawiają przy OTWARTYCH drzwiach?”
       Może praktykuje podglądanie przez dziurkę od klucza. XD

      „- Do widzenia, pani Fray! - zawołał przez ramię. - Miłego wieczoru.
      - Och, zamknij się, Simon - warknęła Clary i trzasnęła drzwiami, zagłuszając odpowiedź Jocelyn”.
      > To niezbyt inteligentny komentarz (jak wszystkie moje z resztą), ale autentycznie po przeczytaniu tego fragmentu jęknęłam „ja pierdolę” i zaczęłam się śmiać.

      „Swoją drogą, nie rozumiem: czy Jocelyn Fray to tak tragicznie nieporadna matka, że po wyjściu na korytarz nawet nie próbowałaby zatrzymać córki, czy też Clary nie dopuszcza wizji, w której matka śmie jej czegoś zabronić, gdy ona już zaczyna to robić?”
       Moim zdaniem Jocelyn NIE MIAŁA PRAWA wyjść, bo Clary musiała opuścić dom, żeby poza nim coś się stało. Inaczej akcja mogłaby nie iść do przodu. Albo przynajmniej zostałaby spowolniona.

      „- Musisz zawsze być sarkastyczny? - ofuknęła go Clary”.
       Ofuknęła go Clary, która sama przecież jest kreowana na sarkastyczną. Przynajmniej w moich oczach tak to wygląda.

      „U kogo innego mogłabym zrzucić taką odpowiedź na nerwy, ale niestety, Simonie, Clary w ogóle nie lubi, kiedy się odzywasz”.
       Na tym polega przecież prawdziwa przyjaźń.

      „Okej, mam kluczowe pytanie: DLACZEGO nie jadłaś? Przez cały dzień byłaś sama w domu, matka w ramach kary za wczoraj zamknęła lodówkę na łańcuch z kłódką?”
       Akurat często siedzę sama w domu i głodna. W lodówce nie ma nic, co lubię. A lubię bardzo mało, więc kiedy nie mam ochoty iść do sklepu, siedzę sobie głodna. Ale to inna sprawa, bo skoro Clary wychodzi sobie wyjść na miasto, to równie dobrze mogłaby pójść do sklepu… Chyba że nie ma dwóch dolarów na bułki, bo w ramach kary Jocelyn nie dość, że zamknęła lodówkę na łańcuch z kłódką, skonfiskowała jej wszystkie pieniądze, które jako piętnastolatka lub szesnastolatka musiała posiadać chociaż w szczątkowej ilości.

      „Z tego zaś wynika, że Eric… to Ron”.
       JEJU, TAK. Czekam, aż okaże się, ze jest rudy i ma tak samo liczne rodzeństwo.

      Nigdy nie sądziłam, że jakakolwiek pisanina tak mnie dowartościuje.

      Szybko się tę analizę czyta, ogólnie fajny zapychacz czasu. Przy okazji dowiem się czegoś o kartonach i płynach do spryskiwaczy. Ten rozdział wydał mi się lepszy od poprzedniego, chociaż zachowanie Clary bije wszystko, przy niej Lessie to zajebista owieczka bez okresu. XD

      Ponownie czasu i chęci,
      Dais.

      Usuń
    3. „- Twoja matka chce zapakować parę rzeczy - wyjaśnił unikając jej wzroku. - Jakich rzeczy? - zainteresowała się Clary”.
      > Spacja uciekła.

      Wut.

      „Jocelyn Fray była szczupłą, drobną kobietą o rudych włosach, ciemniejszych o kilka odcienie od włosów Clary i dwa razy dłuższych”.
      > Odcieni.

      Autorka analizy ma poprawiać babole, które pojawiły się w źle opracowanym ebuczku? ;p

      Usuń
    4. Co do tej spacji – nie mam pojęcia, naprawdę.

      Jeśli kopiowane z ebuka, to zwracam honor.

      Usuń