niedziela, 26 lutego 2017

3. Nocny Łowca

W sytuacji, w której Clary zna imię Jace’a i usłyszała już, kim on jest, rozdział równie dobrze mógłby nosić tytuł „Jace”. Naprawdę nie straciłby ani trochę na tajemniczości, wszyscy już od pierwszego rozdziału wiemy, czym zajmuje się nasz bucowaty tru loff i spółka, a samych informacji o Nocnych Łowcach nie dostaniemy dziś wiele.


Z Clary spotykamy się ponownie tam, gdzie ją ostatnio zostawiliśmy:


Kiedy dotarli już do Java Jones, Eric już stał na scenie. Z mocno zaciśniętymi powiekami kołysząc się w przód i tył przed mikrofonem. Na tę okazję ufarbował końcówki włosów na różowo. Siedzący za nim Matt nierytmicznie bębnił na djembe i wyglądał na naćpanego.


Jak widać, przypomnienie nam, że koledzy Simona są żałośni, zawsze w cenie.


- To będzie koszmar - szepnęła Clary, chwyciła Simona za rękę i pociągnęła do drzwi. - Jeszcze możemy uciec.


Koteńku, sama tu przyszłaś, mogłaś zrezygnować. Bądź konsekwentna przez pięć minut. (I nie powtarzaj tego, co ja szepczę do siebie od początku analizy).


Simon zdecydowanie pokręcił głową.
- Jestem człowiekiem honoru i dotrzymuje słowa. - Wyprostował się. - Przyniosę ci kawę, jeśli znajdziesz dla nas miejsce. Jeszcze coś chcesz?
- Tylko kawę. Czarną... jak moja dusza.


To byłoby zabawne, gdyby dusza i serce Clary rzeczywiście nie przypominały węgla. Na przykład w momencie, kiedy siedzi tutaj, doskonale wiedząc, że jej matce jest przykro i chciałaby z nią porozmawiać.


Jak na poniedziałek, w barze kawowym panował tłok. Większość sfatygowanych kanap i foteli była zajęta przez nastolatków cieszących się wolnym wieczorem. W końcu Clary znalazła niezajętą dwuosobową kanapę w ciemnym kącie w głębi Sali. Obok siedziała tylko jasnowłosa dziewczyna w pomarańczowym topie, zajęta swoim iPodem.


Widzicie, „jak na poniedziałek”, a w poprzednim rozdziale zostaje nam wspomniane, że Java Jones to nie jest duży i tłoczny lokal. Całkiem prawdopodobne, że wielu z dzisiejszych gości jest znajomymi Erica, którzy przyszli go wspierać na jego wieczorze poetyckim. Naprawdę, chłopak sprawia wrażenie bardziej socjalnej istoty niż nasza nadąsana primadonna.


“Dobrze”, pomyślała Clary. “Eric nas tutaj nie znajdzie, żeby się zapytać jak nam się podobała jego poezja”.


Och nie, jakże straszne byłoby, gdyby jednak to zrobił! Może nawet oczekiwałby konstruktywnej krytyki! Co wtedy, co wtedy?! Trzeba byłoby wymyślić coś mądrzejszego niż nazwanie jego wierszy „gównianymi”!


Blondynka pochyliła się i dotknęła jej ramienia.
- Przepraszam.
Clary spojrzała na nią zaskoczona.
- To twój chłopak? - zapytała dziewczyna. Clary podążyła za jej wzrokiem, gotowa odpowiedzieć: „Nie, nie znam go”, ale zorientowała się, że nieznajoma pyta o Simona, który właśnie szedł w ich stronę. Miał bardzo skupioną minę, bo starał się nie rozlać ani kropli z dwóch styropianowych kubków.
- Eee, nie, to mój przyjaciel.
Dziewczyna się rozpromieniła.
- Milutki. Ma dziewczynę ?
Clary wahała się o sekundę za długo.
- Nie.


Prawdopodobnie, według autorki ma w nas to zasiać niepewność, kogo wybierze Clary, gdy trójkąt romantyczny zostanie jasno zadeklarowany, ale tak nie jest. Panna Fray traktuje Simona pogardliwie, o ile w ogóle raczy go zauważać, woląc gapić się na obcych facetów, o których wie jedynie, że są atrakcyjni fizycznie. W pierwszym rozdziale opisała Simona protekcjonalnie, myśli o nim jak o prywatnym błaźnie, więc NIE UWIERZĘ w inny powód jej wahania niż typowy motyw psa ogrodnika. Clary nie chce się pospolitować, wiążąc z Simonem (naprawdę, niedostrzeganie jego uczuć to w tym momencie jedynie jej zła wola), ale też nie chce, aby inna dziewczyna znalazła się w centrum jego uwagi, odbierając należne jej uwielbienie. Clarisso Fray, nie ma kawy tak czarnej jak ten wymemłany strzęp duszy, który w sobie nosisz.


Normalnie nie zastanawiała się nad tym, czy Simon jest przystojny, czy nie. Miał ładne ciemne oczy i przed ostatni rok nabrał ciała. Gdyby zadbał o właściwą fryzurę...


…to może mógłby liczyć na to, że rozważysz jego kandydaturę jako koła zapasowego? Miło wiedzieć, że w ogóle zauważyłaś jakieś zalety wyglądu Simona. Szkoda, że jedynie nakierowana przez obcą dziewczyną. Naprawdę, to nie jest tak, że jeśli kogoś nie postrzegamy jako potencjalnego partnera, nie zastanawiamy się w ogóle, jak wygląda, czy raczej – nie zdajemy sobie sprawy. Nie wiem, może to nie reguła, ale w realnym życiu naprawdę rzadko spotkałam się z tym, żeby ktoś czuł się zaskoczony obserwacją, że jego przyjaciel/przyjaciółka może być dla kogoś atrakcyjny. Oczywiście, jak pisałam, nie jestem psychologiem, acz natykając się na podobny motyw tak wiele razy w YA, mam wrażenie, że to kolejna klisza, nie coś wiarygodnego.


“Powinnam mu powiedzieć”. O dziwo, jakoś nie miała na to ochoty. “Byłabym złą przyjaciółką, gdybym tego nie zrobiła”.


Doprawdy, skąd te skrupuły? Cały czas jesteś koszmarną przyjaciółką, o ile w ogóle można cię tak nazwać.


- Nie patrz teraz, ale tamta blondynka uważa, że jesteś milutki - wyszeptała. Wzrok Simona pomknął ku dziewczynie, która z wielkim zainteresowaniem przeglądała egzemplarz „Shonen Jump”.
- Ta w pomarańczowym topie? - Kiedy Clary skinęła głową, Simon zrobił
powątpiewającą minę. - Dlaczego tak uważasz?
“Powiedz mu. No dalej, powiedz”.
Clary otworzyła usta, ale przerwał jej przeraźliwy wizg sprzężenia. Skrzywiła się i zasłoniła uszy, podczas gdy Eric mocował się na scenie z mikrofonem.


Jakże wygodnie dla panny Fray. Oczywiście Eric szybko zapanuje nad mikrofonem, ale czy temat zainteresowanej Simonem blondynki powróci? Skądże.


Eric rozpoczyna swój występ. Jest, rzecz jasna, żenująco, komicznie i w ogóle karuzela śmiechu z Clary w roli wodzireja.


Clary zachichotała .
- Kto używa słowa „lędźwie”?


Zapewne ludzie posiadający bogatszy zasób słownictwa od ciebie. Poza tym, Clary, kotku, nie jestem poetką, ale odnoszę wrażenie, że w wierszach niekoniecznie używa się mowy potocznej. Ale tak, wiemy, Eric jest gópi i ma wszy.


- Nie chodzi o zespół, tylko o to, o czym mówiliśmy wcześniej. Że nie mam dziewczyny.
- Aha. - Clary wzruszyła ramionami. - Sama nie wiem. Zaproś Jaidę Jones. - Wymieniła jedną z dziewczyn z St. Xavier, którą naprawdę lubiła.
- Jest miła i cię lubi.
- Nie chcę zapraszać Jaidy Jones.
- Dlaczego? - Clary nagle poczuła złość. - Nie lubisz bystrych dziewczyn? Nadal szukasz „rozkołysanego ciała”?


Clary, skończ uznawać Simona za seksistę, ZNASZ GO OD DZIESIĘCIU LAT. A raczej powinnaś, bo nigdy go nie słuchasz. Cud, że w ogóle pamiętasz o tym „rozkołysanym ciele”.
+ Doceńmy łaskę panny Fray, która teraz się nie wyzłośliwia, tylko litościwie proponuje Simonowi kogoś, kogo może nawet zaaprobować.


- Nie - odparł Simon, wyraźnie ożywiony. - Nie chce jej zapraszać, bo to byłoby nieuczciwe ...
Urwał w połowie zdania. Clary nachyliła się do niego i kątem oka dostrzegła, że blondynka też się pochyliła. Najwyraźniej podsłuchiwała.


Co się dziewczynie dziwić, skoro nie rozmawiacie zbyt cicho i zapewne chce wiedzieć, czy ma jakiekolwiek szanse pomimo twojego sabotażu.


- Dlaczego?
- Bo lubię kogoś innego - odparł jej przyjaciel.
- W porządku.
Simon miał zielonkawą twarz, jak wtedy, gdy złamał kostkę, grając w piłkę nożną w parku, a potem musiał sam dokuśtykać do domu. Clary zastanawiała się, jakim cudem sympatia do jakiejś dziewczyny mogła teraz doprowadzić go do takiego stanu.
- Chyba nie jesteś gejem, co?
Simon jeszcze bardziej zzieleniał.
- Gdybym nim był, to bym się lepiej ubrał.
- Więc kto to jest? - zapytała Clary.


Naprawdę, ten dialog nie buduje napięcia. On jedynie potwierdza moje słowa, że Clary nie widzi uczuć Simona, bo NIE CHCE ich widzieć. A ponieważ przez ostatnie dwa rozdziały zdołaliśmy już nieco poznać tę postać, śmiem wątpić w to, że wypiera oczywiste zauroczenie przyjaciela z powodu obawy o ich przyjaźń. Robi to, bo ma gdzieś jego uczucia.
A jeśli naprawdę nie podejrzewa, co chce powiedzieć Simon, jej IQ prawdopodobnie równa się jej wiekowi.


Już miała dodać, że jeśli jest zakochany w Sheili Barbario(…)


Odchrzań się od tej nieszczęsnej Sheili Barbario. Co ona ci zrobiła, poza noszeniem biodrówek? Też śmie potrafić coś lepiej od ciebie?


(…)ale nagle usłyszała, że ktoś za nią głośno kaszle. Czy też raczej krztusi się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Odwróciła głowę. Kilka stóp od niej na wyblakłej zielonkawej kanapie siedział Jace.


Jego bucera choć raz jest w pełni uzasadniona. Głupota Clary może budzić albo szczere rozbawienie, albo równie szczere chęci walenia czołem o najbliższą twardą powierzchnię.


Był w tym samym ciemnym ubraniu, które nosił poprzedniej nocy w klubie. Jego gołe ręce pokryte były słabymi, białymi kreskami przypominającymi stare blizny, na nadgarstkach miał grube metalowe bransolety; spod lewej wystawała rękojeść noża.


Pamiętacie, jak w pierwszym rozdziale prosiłam was o zwrócenie uwagi na namalowane atramentem runy na rękach Jace’a? Widzieliśmy je z punktu widzenia demona, który z pewnością wiedział, jak Nocni Łowcy nakładają na siebie runy, bo w świecie Podziemnych to nie tajemnica, więc nie ma mowy o pomyłce. Cóż, autorka już o tym zapomniała, o czym świadczą te blizny zapowiadające jej nowy, bardziej badassowy pomysł.


Gorsze niż wrażenie, że się z niej naśmiewa, okazało się dla niej przekonanie, że nie było go tutaj jeszcze pięć minut temu.


Ja bym się najbardziej przejęła faktem, że śledzi mnie psychopatyczny morderca, ale rzeczywiście, Clary ma inne priorytety. I bardzo wysoko w nich jest fakt, że facet się z niej śmieje. Najwidoczniej zapomniała już, że powinna się tego buca bać.


- Co się stało? - Simon podążył za jej wzrokiem, ale sądząc po pustym wyrazie twarzy, nikogo nie zobaczył.


Ja przepraszam, ale „pustym wyrazie twarzy”? Takie określenie kojarzy mi się z bezmyślnym zombie, w które Simon raczej się nie zmienił, gdy tylko jego wzrok napotkał pusty mebel. Clary, przestań proszę obrażać tego chłopaka przez pięć minut. Dziękuję.


Jace pomachał jej ręką, a potem wstał i bez pośpiechu ruszył w stronę drzwi. Clary rozchyliła usta ze zdziwienia. Tak po prostu sobie odchodzi.


A co, ma bić pokłony przed twoja aurą Mary Sue? Zresztą, Clary, udowodniłaś już, że poleziesz wszędzie, gdzie nie powinnaś, więc nie trzeba być szczególnie bystrym, aby zrozumieć, co ma na celu jego wyjście.


Poczuła dłoń Simona na ramieniu. Pytał, czy coś się stało, ale ona ledwo go słyszała.


Dobrze wiedzieć, że przynajmniej pod tym względem nic się nie zmienia.


Clary wypadła na ulicę, przerażona, że Jace zniknie w mroku jak duch. Ale on stał oparty niedbale o ścianę.


tumblr_na9xnz08q81toamj8o1_500.gif


Sposób wywabienia jej z budynku jest tak boleśnie oczywisty, że pytanie Clary do matki „co złego może mi się stać?” zyskało chyba ze sto nowych odpowiedzi.


Właśnie wyjął coś z kieszeni i teraz przy tym majstrował. Gdy trzasnęła drzwiami baru, spojrzał na nią zaskoczony.


Obawiam się, że Jace’a mogło zaskoczyć jedynie to, jak długo jej to zajęło.


W szybko zapadającym zmierzchu jego włosy wyglądały na miedzianozłote.


Akapit bez zachwycania się urodą Jace’a to stracony akapit.


- Poezja twojego przyjaciela jest okropna - stwierdził. Clary wytrzeszczyła oczy, zaskoczona.


Nareszcie ktoś nienawidzi Erica tak samo, jak ona! To musi być miłość!


- Co?
- Powiedziałem, że jego poezja jest okropna. Zupełnie, jakby połknął słownik i zaczął wymiotować słowami jak leci.


Bucoromans wisi w powietrzu. Ale tak, wiemy, Jace, ty byś lepsze wiersze napisał lewą stopą, jednocześnie grając utwory Bacha i deklamując od tyłu Koran w oryginale.


- A kto powiedział, że cię śledzę?


Litości. Jace, wszyscy wiemy, że Clary jest tępa, ale naprawdę, nie do tego stopnia.


- Ja. I w dodatku podsłuchiwałeś. Wyjaśnisz mi, o co chodzi, czy mam zadzwonić po policję?
- I co im powiesz? - rzucił Jace ze złośliwą ironią. - Że prześladują cię niewidzialni ludzie? Uwierz mi, mała, że policja nie zaaresztuje kogoś, kogo nie widzi.


Nienawidzę zgadzać się z tym egocentrycznym bucem, ale Clary mnie do tego zmusza. Jej pytanie było kompletnie pozbawione podstaw – doskonale wie, że tylko ona widzi Jace’a, miała tego dowody zarówno wczoraj, jak i dziś. Co więcej, wie również, że Jace jest tego świadom, czego popis dał poprzedniego wieczoru w Pandemonium, gdy Simon wparował do składzika razem z bramkarzem.


- Już ci mówiłam, że nie nazywam się „mała”. Mam na imię Clary.


To naprawdę nie jest twój największy problem w tym momencie, ale od razu podaj mu swój adres i numer konta bankowego matki, skoro się już przedstawiasz potencjalnemu psychopacie. Z nożem wystającym spod bransolety.


- Wiem. Ładne imię. Clary, Clarissa, jak to zioło, “clary sage”, czyli szałwia. W dawnych czasach ludzie sądzili, że jedzenie jej nasion pozwala zobaczyć baśniowy ludek. Wiedziałaś o tym?


Jeśli jeszcze nie zauważyliście – Jace uwielbia brzmienie swojego głosu. Niestety dla nas.
+ Jocelyn jest mistrzynią subtelności, jeśli chodzi o wybór imienia dla dziecka. :D


- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Niewiele wiesz, co ? - W złotych oczach Jace'a malowała się pogarda. - Wydaje się, że jesteś przyziemną, ale jednak mnie widzisz. To zagadka.


Jeśli będzie wam się wydawało, że, wbrew moim słowom, w Jacie jest niewiele z Malfoya i autorka dobrze wykonała swoją robotę, zmieniając jego charakter, to się mylicie. Po prostu Malfoy już w DT jest absolutnie i całkowicie fandomowy, od stóp do głów. Jedyne, co pozostało niezmienne względem kanonu, to jego obrzydliwy rasizm. Nie ma to jak pogardzać kimś tylko dlatego, że urodził się inny od nas. Niechęć wobec Clary jest w tym momencie tym bardziej irracjonalna, że Przyziemnych od Nocnych Łowców różni przede wszystkim brak Wzroku. Clary go posiada, więc SKĄD w tym bucu tyle uprzedzenia? I nie, ta cecha nigdy nie ulegnie zmianie. Mamy wzdychać do smarkatego rasisty, który zachowuje się, jakby cierpiał na jakieś utajone kompleksy.


- Co to jest Przyziemna?
- To osoba ze świata ludzi. Ktoś taki jak ty.
- Ale przecież ty jesteś człowiekiem - powiedziała Clary.
- Owszem, ale nie takim jak ty. - Mówił niedbałym tonem, jakby go nie obchodziło, czy ona mu uwierzy, czy nie.
- Uważasz się za lepszego. To dlatego się z nas śmiałeś.


W świetle kolejnych tomów to wręcz rozczulające, że Clary na obecnym etapie potrafi jeszcze postrzegać Jace’a jako pełnego pogardy buca, którym jest.


- Śmiałem się, bo bawią mnie wasze deklaracje miłości, zwłaszcza
nieodwzajemnionej. I dlatego, że Simon jest najbardziej przyziemnym z Przyziemnych, jakiego w życiu spotkałem. W dodatku Hodge uznał, że możesz być niebezpieczna, ale jeśli nawet tak jest, z pewnością o tym nie wiesz.


Kolejny punkt wspólny dla Jace’a i Clary: oboje uwielbiają obrażać Simona. Panie Wayland, proszę się odchrzanić od tego biednego chłopaka. Cokolwiek próbuje nam wmówić autorka, Simon jest tysiąc razy bardziej pociągający i wartościowy od ciebie, chociaż nie odnajduje jakiejś perwersyjnej radości w mordowaniu CZŁEKOKSZTAŁTNYCH demonów. Doprawdy, Jace, czy masz JAKIEKOLWIEK powody do czucia się lepszym od Przyziemnych, poza faktem, że za czasów wypraw krzyżowych (czy kiedy to było) twoi przodkowie golnęli sobie z anielskiego kielicha? Bo jeśli nie, to podejdź bliżej, coś ci szepnę na uszko: TO NIE JEST TWOJA CHOLERNA ZASŁUGA, BUCU NIEMYTY! Jace Wayland nie ma ŻADNYCH osiągnięć, które czynią go lepszym od mugoli Przyziemnych. Zabija demony? Ekstra, no wielki wyczyn, skoro go tego uczono od dziecka, jak każdego Nocnego Łowcę. Gdyby jego przodek nie dostał łyka brudnej wody z anielskiego kielicha, Jace nie miałby zielonego pojęcia o świecie Podziemnych. Aż przypomina mi się motto niezwykle inteligentnych jednostek:
 
 (Czy tylko ja totalnie widzę Jace'a w koszulce „Urodzić się Nocnym Łowcą to honor i zaszczyt"?)

+ Jace najwyraźniej nie dopuszcza do siebie opcji, że Clary mogłaby ukrywać swoją wiedzę, mając w tym jakiś cel. Jak się okaże na dalszym etapie, jest to opcja całkiem prawdopodobna. Pominę już zdanie Hodge’a, które zdaje się wykluczać, że posiadanie Wzroku może być niebezpieczne dla Przyziemnej, narażonej na zetknięcie z różnymi potworami. Wielokrotnie zobaczymy, że życie Przyziemnych nie ma dla Nocnych Łowców szczególnej wartości, choć zostali stworzeni, aby ich chronić.


- Ja jestem niebezpieczna? - powiedziała Clary ze zdumieniem . - Wczoraj widziałam, jak zabijasz. Widziałam, jak wsadzasz tamtemu chłopakowi nóż pod żebra i...
“Widziałam, jak on ciebie tnie pazurami ostrymi jak brzytwy. Widziałam, jak krwawisz, a teraz wyglądasz, jakby nic się nie stało”, dokończyła w myślach.


Ergo: jest niebezpieczny i prawdopodobnie nie jest człowiekiem. Co, do cholery, powstrzymuje cię od ucieczki?! Jego anielsko piękna facjata czy imperatyw narracyjny?!


- Może i jestem zabójcą, ale przynajmniej o tym wiem - odparł Jace. - Czy ty możesz powiedzieć to samo o sobie?


Cassie, to nie są słowa mrocznego tru loffa. To słowa psychopaty czerpiącego radość z zabijania. Nawiasem mówiąc, mój drogi, nie ma się czym chwalić. Twoim zadaniem jest zabijać demony, jednakże takowe często przybierają ludzką postać, na wzór pana Ośmiorniczki z Pandemonium. Szczegółowo nad tym zjawiskiem pochyla się Dave Grossman w swojej książce „O zabijaniu”, ale w streszczeniu z punktu widzenia laika sprawa jest prosta: normalny, zdrowy człowiek nie jest w stanie zabijać innych ludzi. Nawet przeszkoleni żołnierze w czasie I wojny światowej oddawali strzały w kierunku wroga w około 15%. Tymczasem Jace i jemu podobni nie mają żadnego problemu z mordowaniem demonów, niezależnie od tego, czy są one w swojej prawdziwej formie, czy przybierają postać łudząco podobną do ludzkiej. Przypomnijcie sobie scenę w Pandemonium – demon pozostawał w pełni ludzki (nie odsłonił pazurów ani nic w tym stylu), kiedy Isabelle stwierdziła, że należy go zabić. Oczywiście żołnierze są szkoleni do zdejmowania celów, nie zabijania ludzi, ponieważ dystans poznawczy przekłada się na dystans emocjonalny, ale możecie mi wierzyć, że treningi Nocnych Łowców na ŻADNYM etapie nie zawierają czegoś podobnego. Jeśli coś jest złe, to jest złe i masz to zabić. Nie usłyszymy o jakimkolwiek dylemacie moralnym któregoś z bohaterów, kiedy na jego drodze pojawia się potwór wyglądający zupełnie jak człowiek (do czego wrócimy jeszcze w „Mieście Upadłych Aniołów”). Sprzeciw Clary wobec zabicia Ośmiorniczki to chyba jedyny taki akt, jaki ujrzymy przez wszystkie sześć tomów. Nacieszcie się nim, bo niebawem i dla panny Fray nieliczne dylematy etyczne przejdą do przeszłości.


- Jestem zwykłą, ludzką istotą, jak sam stwierdziłeś. Kto to jest Hodge?
- Mój nauczyciel. Na twoim miejscu nie nazywałbym się tak pochopnie kimś zwyczajnym.


Jak widzimy, konsekwencja to dla Jace’a taka sama pięta achillesowa jak dla Clary. Chwilę temu sam nazywał ją zwyczajną.


- Pokaż mi prawą dłoń.
- Prawą dłoń?
Jace skinął głową.
- Jeśli to zrobię, zostawisz mnie w spokoju?
- Oczywiście. - W jego głosie brzmiało rozbawienie.


Na obecnym etapie znajomości z tym uroczym młodzieńcem autentycznie bym się obawiała, czy nie weźmie sobie mojej ręki na pamiątkę.


Clary niechętnie wyciągnęła rękę. W nikłym świetle sączącym się przez okna jej ręka była wyjątkowo blada i w dodatku piegowata. Clary poczuła się naga, jakby zdjęła koszulkę i pokazała mu piersi.


Ach, jakaż ta nasza Clary drobna, delikatna, a przy tym jeszcze bledziutka i ma piegi! Porozpływajcie się przez chwilę razem ze mną, nie bądźcie niemili dla autorki. Swoją drogą, pomijając to, KOMU ta ameba podaje rękę, z czego ona robi taką dramę? Zawsze tak angstuje, kiedy musi komuś uścisnąć dłoń?


Jace z rozczarowaniem stwierdza, że na dłoni Clary nic nie ma. Naturalnie dziewczyna pyta, co oczekiwał znaleźć, na co Dżejsik opowiada jej o Znaku, który otrzymują dzieci Nocnych Łowców w wieku kilku lat, aby lepiej posługiwać się bronią.


Pokazał jej grzbiet swojej lewej dłoni. Zdaniem Clary, wyglądała całkiem normalnie.
- Nic nie widzę.
- Odpręż umysł - powiedział Jace. - Zaczekaj, aż obraz do ciebie dotrze. To tak, jakbyś czekała, aż coś wynurzy się na powierzchnię wody.
- Jesteś stuknięty - stwierdziła Clary, ale odprężyła się i zaczęła wpatrywać się w rękę Jace'a.
Widziała cienkie kreski na kostkach, długie paliczki palców... I nagle, jak słowa na sygnalizacji ulicznej „Nie przechodzić” na wierzchu dłoni pojawił się czarny wzór podobny do oka. Clary mrugnęła i rysunek zniknął.
- Tatuaż?
Jace uśmiechnął się z zadowoleniem i cofnął rękę.
- Czułem, że dasz radę. To nie tatuaż, tylko Znak. Runy wypalone na skórze.


Okej, moje pytanie brzmi: czy Wzrok ma warstwy jak cebula? Albo ogry? Pozwolicie, że pozbawię was odrobiny tajemniczej tajemnicy i oświecę, że Clary od niedawna widzi takie dziwy jak wczorajsza masakra w Pandemonium. Oczywiście ma to pewien związek z niecodziennym zachowaniem Jocelyn. Tak czy inaczej, skoro Clary widzi to, czego inni mugole Przyziemni nie mogą, DLACZEGO ujrzenie run wymaga od niej więcej skupienia? Jak wiemy z pierwszego rozdziału, nie są w żaden sposób dodatkowo ukryte przed cudzym wzrokiem – gdyby były, Isabelle nie potrzebowałaby sukienki z balu przebierańców, a Ośmiorniczka nie zobaczyłby run na dłoniach Jace’a.
+ Jak mówiłam, Cassie od pierwszego rozdziału zdołała zmienić zdanie i atrament został zmieniony na wypalanie, bo to brzmi bardziej cool. Naprawdę, nie sądzę, by demon miał prawo do omyłki, bo sposób znakowania przez Nocnych Łowców ciał nie stanowi żadnej tajemnicy, w dodatku z bliska chyba widać różnicę między bazgraniem atramentem, a wypalonym fragmentem skóry.
+ Nie kłam, bucu, jak dotychczas podważasz jakąkolwiek wartość wszystkich Przyziemnych, łącznie z Clary. Nie okazałeś nawet minimum wiary w nią.


- Dzięki nim lepiej władacie bronią? - Clary trudno było w to uwierzyć, chociaż może nie trudniej niż w istnienie zombie.
- Różne znaki pełną różne funkcję. Niektóre są trwałe, ale większość znika w trakcie używania.


W takim razie po co Isabelle była ta idiotyczna stylówa? Lubi się gotować żywcem?


- Więc dlatego twoje ramiona nie są dzisiaj całe pokryte atramentem? - zapytała Clary.


Jakim atramentem, na Boga, przegapiłaś informację o wypalaniu run na ludzkiej skórze w „bardzo młodym wieku”?!


- Tak. - Jace wyglądał na zadowolonego. - Wiedziałem, że masz Wzrok. Co najmniej.


Z pewnością dlatego kazałeś swoim przyjaciołom puścić ją wolno w Pandemonium i traktowałeś ją jak idiotkę, której się coś uroiło. Edward Cullen ma chorobę dwubiegunową, Tobias Eaton musi sobie budować ego zastraszaniem szesnastolatków, Maxon Schreave to (za przeproszeniem) pizda grochowa, a Jace Wayland cierpi na jakąś odmianę mitomanii. Za Wikipedią:


Patologiczna skłonność do kłamania, zatajania prawdy i opowiadania zmyślonych historii, przedstawiających najczęściej opowiadającego w korzystnym świetle. Pseudologia różni się tym od zwykłego kłamstwa, że osoba opowiadająca sama nie jest w stanie oddzielić prawdy od własnej fantazji.


No moim zdaniem to by wyjaśniało jego skłonność do wypowiadania zdań, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Ewentualnie Jace zdołał rozpoznać, jakim egocentrycznym, małym potworem jest Clary i domyśla się, że jedynie słodząc jej do bólu, zaciągnie dziewczynę do Instytutu.


- Już prawie ciemno. Powinniśmy iść.
- My? Sądziłam, że zostawisz mnie w spokoju.
- Skłamałem - wyznał Jace bez cienia zakłopotania. - Hodge powiedział, że muszę przyprowadzić cię do Instytutu. Chce z tobą porozmawiać.


Co za szczęście dla Jace’a, że w Pandemonium nie było więcej demonów i żaden z nich nie zaatakował Clary nim złapała taksówkę. Byłoby bardzo głupio tłumaczyć Hodge’owi, że przyprowadzenie tej Przyziemnej ze wzrokiem jest niemożliwe, ponieważ wczoraj jak ostatni kretyn puścił ją wolno, a ona, nie zdając sobie sprawy z tego, co widzi, wpadła w pułapkę jakiegoś potwora. Mówiłam, że tylko Alec w tym trio myśli.


- Po co chce ze mną rozmawiać?


Bo widzisz ludzi, których nie widzi nikt inny? Tak tylko snuję przypuszczenia.


- O nas? Masz na myśli ludzi takich jak ty? Ludzi, którzy wierzą w demony?
- Ludzi, którzy je zabijają - rzekł Jace. - Jesteśmy Nocnymi Łowcami. A przynajmniej sami się tak nazywamy. Podziemni mają na nas mniej pochlebne określenia.
- Podziemni?
- Nocne dzieci. Czarownicy. Skrzaty. Magiczny lud zamieszkujący ten wymiar.
Clary potrząsnęła głową.
- Mów dalej. Przypuszczam, że są również wampiry, wilkołaki i zombie?
- Oczywiście, że są. Choć zombie występują dalej na południe, tam gdzie kapłani wudu.
- A co z mumiami? One włóczą się tylko po Egipcie?
- Nie bądź śmieszna. Nikt nie wierzy w mumie.
- Naprawdę?
- Oczywiście - zapewnił Jace. - Posłuchaj, Hodge wszystko ci wyjaśni, kiedy się z nim spotkasz.


W poprzednim rozdziale chwaliłam Clary za to, że w przeciwieństwie do bohaterki „Niezgodnej”, ona wykazuje jakieś chęci poznawcze, choćby pytając matkę o jej przeszłość. Najwidoczniej pospieszyłam się z pochwałami pod adresem panny Fray, ponieważ powyższy cytat obrazuje jej stosunek do całej sprawy, gdy już otrzyma odpowiedzi: ona nie jest ironiczna, ona NAPRAWDĘ przeszła nad tym do porządku dziennego. Dostała odpowiedzi i automatycznie przyjęła, że istnieje sobie taki, dotychczas zupełnie jej nieznany, świat. Jasne, wszystkich irytują postacie w stylu Chloe Decker z serialu „Lucyfer”, które nie dają wiary zjawiskom nadprzyrodzonym nawet, kiedy takowe mają miejsce na ich oczach, ale JAKIEKOLWIEK wątpliwości, choćby wywołane tym, że przez piętnaście lat Clary nie widziała nic niezwykłego, byłyby zupełnie naturalne. Oczywiście nie możemy na coś podobnego liczyć, bo to opóźniłoby nasz wątek miłosny, do którego autorka aż się rwie.
+ Clary mniej niż kilka godzin temu trzymała książkę, w której naukowym stylem traktowano O WRÓŻKACH. Czy coś jej świta? W ogóle cokolwiek kołacze w tym pustym łbie? Skądże.


Clary skrzyżowała ręce na piersi.
- A jeśli nie chcę się z nim spotkać?
- To twój problem. Możesz pójść z własnej woli albo pod przymusem.
Clary nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Grozisz, że mnie porwiesz?
- Jeśli tak to widzisz, to owszem.


Clarisso, myślę, że to odpowiedni moment, ŻEBY ZACZĄĆ UCIEKAĆ, ILE SIŁ W NOGACH, DO CHOLERY! WIESZ O TYCH TAJEMNICZYCH ZJAWISKACH TYLKO TO, CO POWIEDZIAŁ CI FACET, KTÓRY NA TWOICH OCZACH UWIĘZIŁ, A POTEM ZAMORDOWAŁ INNĄ OSOBĘ, W PRZECIWIEŃSTWIE DO KTÓREJ JEST NIEWIDZIALNY! NIE MASZ, NA BORA, ŻADNEJ GWARANCJI, ŻE MÓWI CI PRAWDĘ, WIESZ JEDYNIE, ŻE CIĘ ŚLEDZIŁ, A W RĘKAWIE TRZYMA NÓŻ! CO, NA WSZYSTKIE ŚWIĘTOŚCI, ZABRANIA CI UCIEC?!
Ach, głupia ja. Imperatyw narracyjny.


Clary już miała zaprotestować, kiedy z jej torby dobiegło brzęczenie. Znowu odezwała się komórka.


Trudno mi zdecydować, czy wiara Clary w to, że werbalny protest jakoś powstrzyma faceta, który mówi jej wprost, że może zrobić coś wbrew jej woli, to efekt przede wszystkim:
  1. jej ogromnego zaufania wobec bliźnich, przekonania o ludzkim dobru i poszanowaniu cudzej prywatności (buehehehehe);
  2. jej twardego, stanowczego charakteru oraz uporu (opcja zaproponowana przez autorkę);
  3. jej tragicznego wychowania, które sprawiło, że Clary nie jest w stanie sobie wyobrazić, aby ktoś potrafił postąpić wbrew jej woli;
  4. jej bezgranicznej głupoty.


- Odbierz, jeśli chcesz. - powiedział łaskawie Jace.


tumblr_obipjrGhtF1sg9or1o1_500.gif
(Dostałam prośbę o jakiś gif z tą genialną kreacją Jokera, więc oto i on. Niestety, nie znalazłam w lepszej jakości czegoś oddającego moją minę).


Odmawiam innego komentarza na powyższe.


Telefon przestał dzwonić, potem znowu zaczął, głośno i natarczywie. Clary zmarszczyła brwi. Mama naprawdę musiała być wkurzona.


Dziwisz się jej, ty niewdzięczny bachorze, skoro ignorujesz jej kolejne telefony, w których cię PRZEPRASZA i chce porozmawiać NA SPOKOJNIE? Odczep się od swojej nieszczęsnej matki, jedynym, co prowokuje ją do gniewu, jesteś tylko i wyłącznie ty, więc przestań robić z siebie ofiarę!


Clary łaskawie odbiera telefon od matki, która jest wyraźnie spanikowana. Kiedy dziewczyna zapewnia ją, że jest w drodze do domu, Jocelyn zaczyna gwałtownie protestować. Każe jej zostać u Simona i powiadomić Luke’a, że jakiś tajemniczy „on” ją znalazł.


Zamiast odpowiedzi usłyszała dźwięk, którego miała nigdy nie zapomnieć: głośne szuranie, a po nim głuchy huk.


Po tym cytacie można spodziewać się, że powyższy dźwięk będzie prześladował Clary z częstotliwością, z jaką Harry Potter słyszał w trzecim tomie krzyki swojej matki podczas ataku Voldemorta. Cóż. Spodziewać to się można, ale prędzej odwiedzi was hiszpańska inkwizycja, niż doczekamy się nawiedzających Clary wspomnień tego, co usłyszała.


Chwilę później matka gwałtownie zaczerpnęła tchu i powiedziała niesamowicie spokojnym głosem:
- Kocham cię, Clary.
Komórka umilkła.
- Mamo! - krzyknęła Clary do telefonu. - Mamo, jesteś tam?
„Połączenie zakończone”, wyświetlił się na ekranie. Tylko dlaczego Jocelyn miałaby tak szybko się rozłączyć?


wedding-crashers-wtf.gif


Nie potrafię inaczej skomentować inteligencji Clary. Moim pierwszym wnioskiem po czymś takim na pewno nie byłoby, że Jocelyn rozłączyła się sama. Dosłownie chwilę wcześniej usłyszałaś jakiś dziwny hałas, który ponoć na zawsze odcisnął się w twojej pamięci, ty niedomyślna rozwielitko, i jesteś przekonana, że matka spokojnie wcisnęła sobie czerwoną słuchaweczkę?! A nawet jeśli – słyszysz, że w domu panuje istne (hehe) pandemonium. Naprawdę, NAPRAWDĘ sądzisz, że to odpowiedni moment na długie rozmowy? Twoja matka, pomijając ostatnie wypowiedziane zdanie, była wyraźnie przerażona i miała problem z przekazaniem ci informacji. Rzeczywiście, zagadka, dlaczego miałaby się rozłączyć.
Clarisso, obawiam się, że jesteś na poziomie umysłowym zawartości kanału ściekowego.


- Clary. - Jace po raz pierwszy wymówił jej imię. - Co się dzieje?
Zignorowała go, gorączkowo wybierając numer domowego telefonu. Nikt nie odbierał. Usłyszała jedynie sygnał, że linia jest zajęta.


Rozumiem działanie pod wpływem emocji, ale w tym momencie Clary jeszcze nie wpada w panikę, mam więc jedno pytanie: CZEGO ona się spodziewała? Słyszała dziwne hałasy, w dodatku matka mówiła urywanymi zdaniami, co sugeruje jakiś wysiłek fizyczny, jak choćby bieganie po domu. Cokolwiek się dzieje teraz w mieszkaniu Frayów, wliczając w to wtargnięcie jakiegoś dzikiego zwierzęcia, Jocelyn nie miałaby jak odebrać telefonu domowego, skoro z jakiegoś powodu przerwała połączenie na komórce. Logiczniej byłoby, gdyby Clary spróbowała dobijać się na numer matki.


Clary zaczęły się trząść ręce. Gdy ponownie próbowała zadzwonić do domu, komórka wyślizgnęła się jej z ręki i upadła na chodnik. Clary uklękła, podniosła telefon i stwierdziła, że już nie zadziała. Z przodu widniało długie pęknięcie.


Skoro linia jest zajęta, to dlaczego nie spróbujesz na numer matki?! Rozmawiałyście przez komórki, toteż szansa, że odbierze nadal jest większa niż w przypadku telefonu stacjonarnego, zwłaszcza gdy coś może stać na jej drodze do tegoż!


- Cholera! - prawie we łzach cisnęła aparat na ziemię.
- Przestań. - Jace wziął ją za nadgarstek i pomógł jej wstać. - Coś się stało?


Nie, tak dla zabawy odbija komórkę o chodnik. Oczywiście, że się stało! Jace jeszcze nie ma prawa wiedzieć, że Clary Fray to rozchwiana emocjonalnie drama queen, więc pytanie „czy coś się stało” wskazuje zerowe zdolności logicznego myślenia. Z takim pomyślunkiem musi być z niego znakomity łowca.


- Daj mi swoją komórkę - zażądała Clary, bezceremonialnie wyrywając z kieszeni jego koszuli czarne metalowe urządzenie. - Muszę...
- To nie jest komórka - powiedział Jace spokojnie, nawet nie próbując odzyskać swojej własności. - To sensor. Nie będziesz mogła go użyć.


Nie będę w tym momencie obwiniać Clary za jej zachowanie. Dziewczyna działa w swoistej panice, ponieważ właśnie zaczęło do niej docierać, że jej matce stała się krzywda. Obwiniam Jace’a o w ogóle niepomocne zachowanie. Zamiast spróbować ją uspokoić skuteczniej niż jednym „przestań” i wyciągnąć z niej, co się dzieje (a powinien, bo ma swoje podejrzenia), zachowuje się jak dupek, nawet nie starając się dziewczynie pomóc.


Jace nadal nie próbuje uspokoić Clary w żaden sposób, który rzeczywiście mógłby przynieść efekt. Trzyma ją mocno za nadgarstek i każe powiedzieć, co się stało. Dziewczynie, która ewidentnie pozostaje wzburzona i spanikowana. Doprawdy, doskonale przygotowany do roli Nocnego Łowcy, skoro takowi są czymś w rodzaju policji dla Podziemnych i z pewnością zdarza się im czasem natykać na spanikowane Dzieci Nocy, które cudem uszły z życiem ze spotkania z demonem.


Wściekłość zalała ją gorącą falą. Bez zastanowienia uderzyła go w twarz. Jej paznokcie rozorały mu policzek. Zaskoczony Jace odsunął się gwałtownie.
Uwolniona Clary popędziła ku światłom Siódmej Alei.


cwtf.gif


Brawo! Tak jest! Trzeba to było zrobić, jak tylko zaczął ci grozić porwaniem!


Kiedy dotarła do głównej ulicy, obejrzała się, żeby sprawdzić, jak daleko za nią jest Jace. Ale on wcale jej nie ścigał; zaułek był pusty. Przez chwilę niepewnie wpatrywała się w mrok. Żadnego ruchu.


…Clary? Nie chciałabym przeszkadzać ci w tej dramatycznej scenie, pisanej chyba wręcz z myślą o filmowej adaptacji, ale wydawało mi się, że chcesz jak najszybciej dotrzeć do domu, do znajdującej się w niebezpieczeństwie matki.
+ Jak widzimy, niezdarność Clary pojawia się tylko wtedy, kiedy autorce tak wygodnie.


W końcu okręciła się na pięcie i pobiegła do domu.


Ulżyło mi. Już sądziłam, że pobiegnie szukać Jace’a, rozczarowana faktem braku pogoni z jego strony.
…Swoją drogą, dlaczego jej pierwszą myślą, skoro dosłownie minutę wcześniej chciała zadzwonić na policję, nie jest dopaść jakiś automat? Mówimy o 2007 roku, budki telefoniczne były chyba wówczas w użyciu? No tak, dramatyzm.


Na tym rozdział się kończy, licząc sobie jakieś sześć i ⅕ strony w moim pdf-ie. Oczywiście im krócej, tym lepiej dla mnie (obcowanie z Clary nie należy do moich ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu, ale cóż, analizatorski masochizm), jednak rozdział pierwszy zajmował jedenaście i ¼ strony, zaś drugi pełne dwanaście stron. O ile się orientuję, taka rozbieżność raczej nie wpływa pozytywnie na lekturę, ale mogę się mylić.


Za tydzień zobaczymy, że Clary wysnuwa wnioski godne kogoś o IQ rzeżuchy, poznamy kolejnego, acz mniej przystojnego demona i przekonamy się, że inteligencja Jace'a niestety nie dorównuje jego bucerze.
Do zobaczenia!